Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2013 na stronie nr. 64.

Tekst i zdjęcia: Sebastian Szade,

Duże, wesołe okno na świat


Hamburg to dzisiaj najbogatsza aglomeracja całych Niemiec. Siedziba globalnych korporacji i ogromny port, a jednocześnie symbol szalonej młodości The Beatles, spędzonej w najbardziej grzesznej dzielnicy Starego Kontynentu.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Już od średniowiecza, będąc członkiem potężnego Związku Hanzeatyckiego, Hamburg należał do najważniejszych ośrodków handlowych basenu Morza Północnego. Minęły wieki, ale smykałka do międzynarodowych interesów pozostała i nadal cechuje to miasto oraz jego mieszkańców. Latem 1943 roku naloty dywanowe niemal zupełnie zmiotły go z powierzchni ziemi. Po wojnie szybko jednak wrócił do życia. Setki firm z całego świata wybrały to miejsce na siedzibę swoich oddziałów. Mieszczą się tu również centrale najważniejszych koncernów mediowych.

 

WIELKA WOLNOŚĆ WIELKIEJ CZWÓRKI

Plac Beatlesów nieprzypadkowo zlokalizowany jest u wejścia na ulicę Wielkiej Wolności, gdzie słynna czwórka uczyła się dorosłego życia.

DRUGI W EUROPIE

Ogrom hamburskiego portu robi wrażenie nie tylko na szczurach lądowych.

AHOJ, MARYNARZU!

Domy w Sankt Pauli ozdobione są licznymi „marynistycznymi” graffiti.

 

ZAPACH WIELKIEJ WODY

 

W śródmieściu gęsta tkanka miejska złożona jest z kamienic i powojennej zabudowy. Centrum przecinają rozliczne kanały. Największe wrażenie robią jednak dwa ogromne jeziora położone w samym sercu miasta. Brzegi obu – większego Aussenalster i mniejszego Binnenalster – to idealne miejsca dla wypoczynku i rekreacji. Po wodzie pływają łódki, swoich sił próbują kajakarze, a w tafli odbijają się fronty budynków i wieże okolicznych kościołów.
W tej części miasta jednak przede wszystkim zarabia się pieniądze. Wieczorem światła gasną i śródmieście pustoszeje, ponieważ prawdziwe serce Hamburga bije w zupełnie innym miejscu.
Żeby trafić do portu, nie trzeba mapy. Odpowiedni kierunek podpowiada zarówno zapach wielkiej wody, jak i zmieniające się otoczenie – im bliżej celu, a dalej od śródmieścia, tym budynki robią się skromniejsze. W miejsce szkła i stali pojawia się czerwona cegła oraz zaśniedziałe, miedziane dachy. W końcu docieram do nadbrzeża, pełnego zacumowanych jachtów. Blisko portu znajduje się jeden z najsłynniejszych rejonów miasta – Dzielnica Spichlerzy. Niegdyś zapuszczona i zapomniana, dzisiaj cieszy oczy rzędami wyremontowanych neogotyckich magazynów z przełomu XIX i XX wieku. Mieszczą się w nich galerie sztuki i restauracje o wysmakowanych wnętrzach; część powierzchni przerobiono też na eleganckie apartamenty dla klasy średniej.
Hamburg położony jest daleko od pełnego morza, ale szerokie i głębokie ujście Łaby sprawia, że w głąb lądu wpływają statki oceaniczne, w tym ogromne kontenerowce. Ciężka praca trwa tu w najlepsze.
Postanowiłem zaokrętować się na jedną z kryp, które zabierają ciekawskich w krótką wycieczkę po zaułkach portu – drugiego pod względem wielkości w Europie. Po odbiciu od brzegu Neptun dość szybko przypomniał, kto rządzi na wodzie. Pogoda popsuła się momentalnie, słońce zaszło za chmurami, z których zaczął padać gęsty deszcz. Aura zmieniała się co chwila, sprawiając, że zwykłe zwiedzanie zaczęło przypominać wyprawę w nieznane. Mijaliśmy potężne dźwigi, doki, suwnice i hangary, przy których nasz stateczek wydawał się łupinką. Wielkie jednostki zasłaniały perspektywę i onieśmielały swymi rozmiarami. Największe, które gościł tego dnia port, mogły zabrać na pokład ponad dziesięć tysięcy kontenerów.

 

PO GORĄCZCE SOBOTNIEJ NOCY

Niedzielnym rankiem uliczki Sankt Pauli odzyskują czystość i spokój.

DZIELNICA SPICHLERZY

Hamburska Speicherstadt powstała w końcu XIX w. i była największym na świecie kompleksem magazynów portowych. Obecnie mieści się tam elegancka dzielnica handlowo-mieszkalna, Hafen City.

LABA NAD ŁABĄ

Z restauracji nad Łabą miło jest popatrzeć, jak w stoczniowych dokach inni ciężko pracują.

 

RETRO ZGORSZENIE

 

W Hamburgu, od tysiąca lat połączonego z portem, istnieje również szeroko w świecie znana dzielnica. Główną arterią słynnej Sankt Pauli jest ulica Reepersbahn, gdzie najmocniej świecą słynne czerwone latarnie. Tak jak kiedyś, tak i dzisiaj odwiedzają ją marynarze oczekujący na zakończenie załadunku bądź wyładunku towarów. I lekką ręką wydają ciężko zarobione pieniądze. Mają do dyspozycji kabarety, bary, kluby i spelunki. Oferta nie należy do szczególnie wysublimowanych, ale klientów nie brakuje.
Stara dzielnica prostytutek, alfonsów i cwaniaków wywołuje dziś raczej pobłażanie niż zgorszenie. W wieczornym tłumie spacerowiczów spotkać więc można ogorzałych osiłków z całego świata, ale również pryszczatych nastolatków i rodziny z dziećmi. Mrok maskuje nieco wszechobecną tandetę i bylejakość. Neony i wystawy „kuszą” stylem sprzed pięciu dekad, kiedy Sankt Pauli przeżywała złote lata.
Dzielnica zawdzięcza sporo sławy zespołowi The Beatles. Na początku lat 1960. czwórka z Liverpoolu kilkakrotnie przyjeżdżała do Hamburga na muzyczne kontrakty. Nieznani wtedy jeszcze szerszej publiczności, grali w kilku dziś nieistniejących klubach do przysłowiowego kotleta. Po godzinach korzystali z uroków młodzieńczego życia. Jak sami przyznali, to tutaj stali się mężczyznami. Lokalne kroniki policyjne zawierają zresztą kilka pikantnych szczegółów owych szalonych czasów. Aby uczcić swoich dawnych słynnych rezydentów, w Hamburgu powstał Plac Beatlesów. Jego kształt przypomina ogromny, kręcący się winyl, a sylwetki muzyków nieprzypadkowo skierowane są w stronę wejścia do Grosse Freiheit – uliczki, która pamięta zarówno ich występy, jak i niecenzuralne ekscesy.
Portowe miasta to zawsze prawdziwe okna na świat. To w nich między innymi kwitnie wolność słowa, która napędza bunty i rewolucje. Także Sankt Pauli od lat słynie nie tylko z uciech cielesnych, lecz również z tego, że jest enklawą swobodnej wymiany myśli i poglądów. Pełno tu więc niezależnej, kontestującej młodzieży w każdym wieku. Pomalowane w graffiti zaniedbane kamienice kryją w sobie rozliczne sklepy, bary i kluby z alternatywną muzyką, gdzie toczą się też dysputy polityczne i społeczne.

 

NIC SIĘ NIE STAŁO!

Flaga miłości na meczu piłkarskim FC Sankt Pauli Hamburg. Miłośnicy wiecznie przegrywającego zespołu obalają wiele stereotypów na temat piłki nożnej i jej kibiców.

NIEMIECKI FUTBOL ALTERNATYWNY

 

Mimo różnicy zdań, wszyscy tutaj zdają się mieć jedną wspólną pasję – piłkę kopaną. Prawdziwymi idolami dzielnicy są piłkarze lokalnego klubu FC 1910 Sankt Pauli. Jego popularność trudno zrozumieć. Przez większość swojej ponadstuletniej historii drużyna ta pałęta się na marginesie poważnego sportu. Nigdy nie zdobyła żadnego prestiżowego tytułu, a jednak ma swoich wiernych fanów, i to na całym świecie. Niepozorny stadion, rozczulający swoją architektoniczną nieporadnością, jest często wypchany do ostatniego miejsca.
Kibiców przyciągają nie sukcesy sportowe, lecz fakt, że Sankt Pauli to klub stawiający na alternatywność w każdym aspekcie swojej działalności. Jego władze, w których zasiadają prawdziwi pasjonaci, inicjują rozmaite akcje społeczne i jednoznacznie deklarują swoje sympatie polityczne. Klub w dużej mierze utrzymuje się dzięki fanom, a dodatkowe fundusze zapewnia intratna sprzedaż pamiątek. Na każdej z nich znajduje się symbol klubu – piracka czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami. Napotkać ją można wszędzie, ponieważ całe miasto kocha ten klub miłością równie nieracjonalną, co bezgraniczną.
Poszedłem i ja na mecz Sankt Pauli Hamburg. Na trybunach panowała lekka, bezpretensjonalna atmosfera, która i mnie się udzieliła. Wydarzenia z boiska odgrywały jedynie rolę tła. Złocisty trunek lał się strumieniami, a kolejne bramki zdobywane przez zmotywowany zespół drużyny przeciwnej, przyjmowane były uśmiechami i wzruszeniem ramion. Co zrobić, my zawsze przegrywamy!
Po ostatnim gwizdku kolorowy tłum rozszedł się po okolicznych spelunkach, które do bladego świtu rozbrzmiewały gwarem rozmów i żartów. Hamburg, miasto ciężkiej pracy i lekkich przyjemności, nie chodzi wcześnie spać.