Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2013 na stronie nr. 72.

Tekst: Paulina Kańska, Zdjęcia: Roman Rojek, Janusz Kafarski,

Singapur. Miasto grzechu... warte


Na co mam ochotę? Jest to pierwsze pytanie, jakie warto sobie zadać po przylocie do Singapuru. Dlaczego? Bo tutaj jest wszystko.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Porównując Singapur z innymi metropoliami Azji, można ulec wrażeniu, że większość z nich jest chaotycznym tworem przypadku, zaś wszyscy najlepsi architekci i projektanci zjednoczyli swoje siły na rzecz tylko jednego miasta. Ekologiczne rozwiązania i precyzyjny pragmatyzm tego miejsca można poznać już na lotnisku. Jego strefa tranzytowa wyposażona jest w darmowe prysznice, bezpłatny internet czy stanowisko do ładowania komórek. Oprócz tego znajdują się tutaj: miejsce do modlitwy, poczta, pralnia, wystawa lotnictwa, salon gier komputerowych, kino, galeria porcelany, ogrody słoneczników i orchidei oraz pomieszczenie do robienia makijażu.
Jeśli mimo to zdecydujemy się opuścić lotnisko, pomoże nam w tym metro. Wystarczy podążać za znakami, które doprowadzą do biletomatu z instrukcją pisemną w czterech urzędowych językach (angielskim, mandaryńskim, malajskim i tamilskim) albo też w postaci filmiku. Gdyby ktoś nie radził sobie z zakupem biletu, obok automatu spotka pracownika metra. Z cierpliwością godną buddyjskiego mnicha wytłumaczy on, że dla zachowania czystości oraz ze względów ekologicznych bilety drukowane są na kartach magnetycznych, za które pobraną kaucję automat zwraca na przystanku docelowym.
Potem wkracza się w strefę sterylnie czystych stacji i środków transportu, w których można by nawet jeść z podłogi, gdyby nie kara za jedzenie i picie w miejscu publicznym – 500 dolarów singapurskich (ok. 1300 złotych). Zabronione jest też żucie gumy i spożywanie duriana – owocu o szczególnie drażniącym zapachu.

 

SINGAPUR MOŻE BYĆ WSZYSTKIM!

Na razie jest państwem, miastem i wyspą.

Z DOŁU...

Miasto Lwa (Singapur to dwa sanskryckie słowa: singa – lew i pura – miasto) wygląda imponująco zarówno z nabrzeża...

...I Z GÓRY

...jak i z kabiny największego na świecie „koła obserwacyjnego”.

 

TRZYSTA PARKÓW I CUDA ARCHITEKTURY

 

W przewodniku z 2009 roku czytam, że w miejscu, w którym właśnie stoję, ma być zbudowane miejskie kasyno. Podnoszę głowę znad książki i moim oczom ukazują się trzy monstrualnej wielkości wieże podtrzymujące, niczym filary, coś na kształt pokładu ogromnego statku. Marina Bay Sand to największe i najdroższe kasyno świata, z 500 stołami i 1600 automatami do gier hazardowych. Kompleks ten, otwarty już w 2010 roku, zawiera 2561 hotelowych pokojów, centrum konferencyjne o powierzchni 120 tys. m2 oraz kompleks handlowy, który można nawet opłynąć gondolą. Znajduje się tam także Muzeum Nauki i Sztuki, dwa teatry, siedem restauracji oraz lodowisko. Na dachu budynku umieszczono m.in. 150-metrowy basen, którego tafla ma zlewać się z linią horyzontu, sprawiając wrażenie nieskończoności.
Marina Bay to jeden z wielu singapurskich cudów architektury. Oświetlone budynki, otaczające z każdej strony, przytłaczają ogromem i urzekają wymyślnymi kształtami, pozostawiając niezapomniane wrażenie. W nocy miasto promienieje różnokolorowym blaskiem. Nie gorzej prezentuje się i za dnia, kiedy można objechać je turystycznym doubledeckerem, opłynąć lub też połączyć obie te atrakcje – podróżując ulicami i pobliską rzeką duck busem, czyli łodzią z kołami, która może poruszać się i po lądzie.
W Singapurze czyste są nie tylko perony i chodniki, ale także powietrze, co jest rzadkością w tak wielkich metropoliach. Tlenu dostarczają miliony ulicznych drzew – migdałeczników, mahoniowców, tembusów, albicji – oraz trzysta parków. Najnowszy, 101-hektarowy Ogród nad Zatoką, posiada: dwie gigantyczne szklarnie, drewnianą promenadę usytuowaną wśród wód zatoki oraz budowle w kształcie drzew, pomiędzy którymi rozciąga się widokowy most. Park wyposażono w specjalne lornetki, które nie tylko przybliżają mikrokosmos botanicznego świata, ale również pełnią rolę edukacyjną, opisując na przykład kolejne etapy cyrkulacji wody. Z kolei Główny Ogród Botaniczny Singapuru kryje w swoim sercu ostatnie fragmenty oryginalnego lasu tropikalnego, aleje palmowe, ogród imbirowy oraz część poświęconą orchidei – roślinie będącej emblematem miasta. Od lat 1930. Singapur jest światowym centrum uprawy tej rośliny.
W innej części miasta ciągnie się dziewięciokilometrowy szlak stalowych kładek, umożliwiających spacer wśród koron drzew kilkanaście metrów nad ziemią. Początkiem tej trasy jest Alexander Arch, most w kształcie liścia, a jej zakończeniem Hendersons Wale – wykonany z drzewa balau najwyższy most Singapuru, wznoszący się 36 metrów nad ulicą Hendersona.

 

ŻYWE LOGO

Symbolem Singapuru i logiem jego izby turystycznej jest dziwaczny Merlion (zob. zdjęcie fontanny powyżej), jednak wielu uważa, że powinna nim być orchidea. Tutejszy Orchid Park jest stałym punktem programu nawet oficjalnych delegacji rządowych.

 

KASA I DYSCYPLINA

 

Jak to możliwe, że państwo istniejące zaledwie od 1965 roku, niewiele większe od Warszawy, prześciga się w pomysłach, jak zainwestować nadmiar pieniędzy? Odpowiedzią jest połączenie azjatyckiej pracowitości i dyscypliny z inwestycjami ze Wschodu i Zachodu. Singapur jeszcze przed członkostwem w Federacji Malezji był brytyjską bazą wojskową. Tworząc swoje państwowe inwestycje, wzorował się więc na rozwiązaniach brytyjskiego imperium. Pomogło mu również zrządzenie losu – w latach 1960., ze względu na chińską tzw. rewolucję kulturalną, stał się idealnym lokum dla wycofujących się z ChRL inwestorów z Hong Kongu i Tajwanu. Zagraniczny kapitał zachęcono ponadto niskimi podatkami oraz obowiązującym tu ograniczonym prawem do strajków. Towarzyszy temu sprawna, rozbudowana infrastruktura i niezawodne działanie urzędów.
Aby pozbyć się slumsów, rząd zainwestował w liczne osiedla. Zamiast wynajmować mieszkania, sprzedawano je obywatelom na kilkudziesięcioletni kredyt. Ten sposób był gwarancją, że nowe, często eleganckie wieżowce przetrwają dłużej, gdyż właściciele mieszkań na ogół dbają o swoje włości bardziej niż najemcy. Gdyby i to nie pomogło, są w Singapurze komisje czystości, wizytujące prywatne mieszkania…
Cenionej zawsze przez inwestorów stabilności politycznej sprzyja w Singapurze zakaz demonstracji, pochodzący jeszcze z czasów rodzenia się tego państwa. Sfrustrowany obywatel ma jednak prawo wyżalić się na głos, nie ponosząc za to konsekwencji. Ciekawostką jest tzw. speaker’s corner, czyli miejsce, gdzie teoretycznie każdy może wykrzyczeć czy wypowiedzieć swoje pretensje do władzy. Aby jednak z tego skorzystać, musi najpierw… zarejestrować się, podpisując przy tym zgodę na nieporuszanie określonych tematów.
Sposobem na zachowanie porządku w Singapurze jest skrupulatne przestrzeganie prawa oraz drakońskie grzywny. W 1994 roku miał miejsce słynny przypadek amerykańskiego nastolatka, który za kradzież kilku znaków drogowych i wandalizm (pomalowanie sprayem samochodów) został skazany na karę czterech miesięcy więzienia, 3500 dol. grzywny i sześciu batów. Pomimo sprzeciwu Stanów Zjednoczonych chłopak został wychłostany (karę zmniejszono z 6 do 4 razów), co Singapur przypłacił dwuletnim zawieszeniem kontaktów dyplomatycznych z Ameryką. Biczowanie jest nadal obowiązującą karą, którą można nałożyć na skazanego płci męskiej, o ile ma poniżej 50 lat. Po jej wykonaniu delikwent poddawany jest profesjonalnej opiece medycznej.

 

CHIŃSKI UŁAMEK

Chińczycy stanowią niemal 80 procent populacji Singapuru, ale wciśnięte pomiędzy wieżowce Chinatown w niewielkim tylko procencie przypomina swą atmosferą tradycyjną chińską witalność.

SENTOSA

Wyspa plaż, kiczu i hazardu. W sumie – przyjemne miejsce.

PEREŁKA COKOLWIEK SZTUCZNA

 

Turyście trudno zauważyć przykre realia, gdy otaczają go wygody i przyjemności, na przykład chłodzone wiatrakami ulice czy spektakle sprowadzane prosto z Broadwayu. Oprócz parków miłośnicy ujarzmionej przyrody odkryją tu bezklatkowe zoo (dzikie zwierzęta można oglądać zza szyby) lub nocne safari słoni, lwów, tygrysów i mrówkojadów. Amatorzy sztuki nie muszą silić się na wizytę w galerii, bo tutejsze ulice wypełniają rzeźby sławnych artystów. Istnieje również teoria, że całe to państwo-miasto da się przejść nie wychodząc ze sklepu, ponieważ prawie każda większa stacja metra posiada, ciągnące się kilometrami, podziemne centrum handlowe.
Perełką rozrywki pozostaje jednak Sentosa – wyspa rozkoszy. Aby się tam dostać, mamy do wyboru przejazd kolejką linową, bezpośredni pociąg lub „spacer” po moście wyposażonym w ruchome chodniki. Po wyspie jeżdżą bezpłatne autobusy, które dowożą do każdej z atrakcji. A jest w czym wybierać. W części zwanej Underwater World można dotknąć płaszczki, przejść przeszklonym korytarzem wśród okazów podwodnego świata, nakarmić rekiny, popływać z delfinami, popatrzeć na skaczące foki i pozbyć się w rybim spa złuszczonego naskórka stóp.
Tutejsze Universal Studio oferuje zwiedzającym rollercoasteary i oglądanie filmów z efektami wprost z popularnego hitu o transformersach. Jest również 450-metrowy zjazd tyrolką, basen ze sztucznymi falami, tunel powietrzny symulujący skok z samolotu, park linowy do wakeboardingu oraz lodowisko rozmiarów olimpijskich.
Bierniejsi poszukiwacze wrażeń na wyspie Sentosa mają do wyboru: pozostałości brytyjskiego fortu, w którym znajduje się obecnie muzeum figur woskowych, musical połączony z pokazem świateł, park motyli oraz insektów, a także widok na wyspę z ruchomej wieży Tiger Sky Tower. Mogą też oczywiście wybrać czyste lenistwo na sztucznie usypanej plaży.
Jedyne, czego tu brakuje, to odrobiny naturalności.