Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-02-01

Artykuł opublikowany w numerze 02.2011 na stronie nr. 86.

Tekst: Grzegorz Gola, Zdjęcia: Marek Opitz,

Kraina dla konesera


Żuławy to depresja, o której uczyliśmy się na lekcjach geografii. Kojarzy się je także z deltą Wisły. Tyle mniej więcej przeciętny Polak wie o tym regionie. Tymczasem nie jest on ani nudny, ani pozbawiony uroku, ani nawet całkiem płaski.

 

Nawet drzewa nie rosną tu przez przypadek. Skąd na Żuławach tyle wierzb? Ich regularne rzędy ciągną się wzdłuż rowów. Wierzby to żywe pompy – pochłaniają i odparowują nadmiar wilgoci. Każda wypija z gruntu 50 l wody na dzień. Zgodnie ze starą praktyką wierzby sadzi się wzdłuż jednego brzegu, tak aby z drugiego pogłębiarki melioracyjne (inny sposób osuszania gruntu) miały łatwy dostęp. Wierzbina to zimą łatwy do pozyskania opał – stąd tradycja ogławiania drzew. Wierzbowe patyki doskonale podtrzymują żar pod fajerkami. Gałęzie pomagają także utrzymać w porządku brzegi rzek i kanałów – świetnie nadają się do faszynowania, czyli umacniania brzegów wiklinowymi gałęźmi. Z kolei dla kogoś, kto poznał Żuławy, drzewa rosnące w kępach oznaczają miejsca po nieistniejących już starych cmentarzach menonickich i wiejskich przyzagrodowych chłopskich parkach. Jesiony, brzozy, topole rosnące w szpalerach są jak drogowskazy podczas powodzi – gdy Żuławy stają się naprawdę płaskie, ale i groźne.

 

MIĘDZY LĄDEM I MORZEM

Północną granicę Żuław wyznacza brzeg Zalewu Wiślanego, skąd miejscowi rybacy wypływają na połów o każdej porze roku.

MAŁA HOLANDIA

W dawnych wiekach z Holandii sprowadzano statkami na Żuławy płytki ceramiczne, tzw. delfty. Zdobienie nimi ścian wewnątrz domów było oznaką wysokiego prestiżu i bogactwa gospodarza.

MAŁA HOLANDIA

Wiatrak wieżowy (holender) z drugiej poł. XIX w. w Palczewie według opinii ekspertów niderlandzkich jest bardziej zaawansowany technologicznie niż podobne tego typu obiekty w Europie.

 

PRZEMYŚLANE ROZWIĄZANIA

 

Nasypy zbudowano tu z konieczności – miejsce do życia trzeba było wyszarpać przyrodzie. Karczowano lasy, osuszano bagna, budowano wały chroniące siedliska przed wodą. Na obszarze otoczonym wałem, tak zwanym polderze, kopano rowy służące do odwadniania gruntu. Tworzyły lokalną sieć prostopadłych i równoległych rowów. Budowa i utrzymanie takiej ziemnej konstrukcji wymagały sąsiedzkiej współpracy: wszak wodę trzeba było w sposób przemyślany poprowadzić przez liczne pola od punktu najwyższego do najniższego. Na końcu sieci przy kanale zbiorczym stawiano pompę, która transportowała wodę za wał. Na początku były to pompy ręczne, potem kieratowe konne, później wiatraki i pompy parowe. Dziś funkcję tę pełnią pompy elektryczne i spalinowe. Zasady pozostały te same. Pierwsze prawo, które regulowało sprawy osuszania gruntu, zapisano w 1407 r.
Na samym końcu, już po zbudowaniu systemu melioracji, stawiano domy. Na Żuławach Niskich, gdzie teren osuwa się w depresję, pośrodku parceli rolnych usypywano terpy. Były to płaskie kopce, na których dopiero stawiano domy. Chroniło to zabudowania przed wysoką wodą i wiosennym pochodem lodów. Chałupę i budynki gospodarcze na wzór holenderski budowało się ciasno i przykrywało jednym dachem. Pozwalało to zaoszczędzić miejsce i zmieścić całą zagrodę na terpie.
Jeśli wierzyć temu, co pisał o Żuławach Günter Grass w powieści Psie lata, pachniało tu kiedyś serwatką. W co drugiej wsi była mleczarnia lub serownia prowadzona przeważnie przez szwajcarskich imigrantów. Największa w Nowym Dworze Gdańskim (dawniej Tiegenhof) należała do Leonharda Kriega. Sery sprzedawano w Gdańsku i Prusach. Wprost z mleczarni okrągłe sery toczono po pochylni na czekające już na Tudze (to królowa żuławskich rzek) towarowe statki. Pięknie odnowiony budynek starej mleczarni z 1902 r. w samym centrum miasta jest dzisiaj siedzibą Żuławskiego Parku Historycznego, w którym mieści się Muzeum Żuławskie.
Również nad samą Tugą, w dawnym Tiegenhofie, znajdowała się gorzelnia Piotra Stobbego, która od 1776 r. produkowała słynną jałowcówkę Stobbes Machandel. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Żuławy zakład skonfiskowano, ówczesnego właściciela firmy Bernharda Stobbego aresztowano i wysłano na Ural. Receptura tej jałowcówki do dziś jest tajemnicą menonickiej rodziny Stobbe, chronioną w jednej z niemieckich gorzelni, gdzie kontynuuje się rodzinną tradycję. Jednak degustacja machandla z suszoną śliwką stanowi ważny element udanej wizyty na Żuławach.

 

SEN ZIMOWY

Okolice wsi Marynowy (widok znad rzeki Świętej) to zimą oaza spokoju.

SEN ZIMOWY

Wierzby sadzono na Żuławach w konkretnych celach – także po to, by wskazywały drogę ewakuacji podczas powodzi.

SKŁAD I SZYK

Podcień był oznaką prestiżu i miejscem do składowania towarów (na zdjęciu dom w Marynowach).

 

Z NIDERLANDÓW

 

W delcie Wisły funkcjonowało przynajmniej kilka warsztatów kowalskich specjalizujących się w żelaznych zegarach. Warsztaty te zaspokajały potrzeby lokalnego rynku w XVIII i XIX w. Niektóre rodzinne zakłady przeniosły się wraz z menonicką emigracją na początku XIX w. na tereny południowej Rosji i na Ukrainę, gdzie przetrwały aż do rewolucji bolszewickiej. Przynajmniej co czwarty mennonita spośród rozproszonych dziś po świecie – większość z nich w Rosji, Europie i obu Amerykach – mógłby odnaleźć swoje rodzinne korzenie w tych okolicach.
Ale jak mennonici trafili na Żuławy? Sprowadzili się tu w latach 60. XVI w. z Niderlandów i Fryzji. Byli członkami anabaptystycznego ruchu religijnego założonego przez Menno Simonsa. Religia zabraniała wyznawcom tego ruchu służby wojskowej, uczestnictwa w sporach sądowych i pełnienia urzędów. Ponieważ w Niderlandach nie mogli swobodnie praktykować swojej wiary, dopiero w Rzeczypospolitej odnaleźli swoje miejsce. Podmokła depresja Żuław nie zniechęcała ich do osiedlenia, gdyż były to warunki zbliżone do tych w Niderlandach. Mennonici byli znawcami metod osuszania gruntu. Dopomógł im też przypadek. Wielkie powodzie, które nawiedziły Żuławy na początku wieku, przepędziły z tych terenów dotychczasowych mieszkańców i zrobiły miejsce nowej fali emigracyjnej.
Dziś miejsca związane z prawie 400-letnim pobytem mennonitów na Żuławach to żelazny punkt każdej wizyty krajoznawczej. Wysoko na liście jest cmentarz menonicki w Stogach. Blisko sto steli, czyli nagrobków w kształcie prostopadłościennych smukłych, nierzadko przeszło dwumetrowych płyt, wykonanych z piaskowca, pokrytych inskrypcjami i płaskorzeźbami, pochodzi z XIX w. i czasów aż do II wojny światowej.

 

ZŁOTO PÓŁNOCY

Zbieranie i obróbka bursztynu od wieków były podstawowymi zajęciami wielu mieszkańców delty Wisły.

PODCIENIOWE SKARBY

 

Ważną spuścizną kulturową po mennonitach są domy podcieniowe, czyli domy z pomieszczeniami otwartymi na zewnątrz i ograniczonymi filarami podtrzymującymi dach wzdłuż lica muru. Dla żuławskiego chłopa, nazywanego według lokalnej tradycji „sąsiadem”, podcień był praktycznym miejscem na przechowywanie zboża. Gdy zwiększały się zbiory, dostawiano słupy i rozbudowano chatę o dodatkowe podcienie. Wkrótce stały się one pożądanym znakiem zamożności. Nawet sąsiedzi niemający dużych pól chętnie stawiali chaty tak rozbudowane. Współcześnie historycy przy szacowaniu majętności gospodarzy przyjmują, że każdy słup oznaczał posiadanie jednej włóki, czyli 16,5 ha ziemi. Te chłopskie chaty były bogatsze niż niejeden dwór szlachecki. Miały wspaniałe szczyty zdobione wymyślnym układem belek szachulcowych, kolumny wzorowane na greckich, a portale i drzwi nie ustępowały urodą stosowanym w kamienicach najbogatszych mieszczan gdańskich.
Najbardziej efektowne domy podcieniowe są dziełem Petera Loewena, znanego żuławskiego budowniczego. Pozostało po nim pięć domów podcieniowych, w tym najwspanialszy – prawdziwy chłopski pałac z 1802 r. w Marynowach. Dziś tradycyjny dom na Żuławach to dobro dostępne ludziom majętnym albo przynajmniej bardzo zdeterminowanym. Prawdziwą szkołą rekonstrukcji zaniedbanego dziedzictwa architektonicznego regionu jest odbudowa domu żuławskiego we wsi Żelichowo-Cyganek.
Z innej perspektywy możemy spojrzeć na Żuławy, poznając je od strony wody. Urlop spędzony na wodnej trasie Pętli Żuław w pływającym kempingu zwanym houseboatem stanowi źródło niemałych wrażeń (www.zeglugawislana.pl). Jest to usługa komercyjna i łatwo dostępna. A jest co oglądać. Nigdzie nie ma tylu zabytkowych urządzeń hydrotechnicznych, obiektów związanych z ochroną przeciwpowodziową, wysokich wałów, wrót przeciwpowodziowych, mostów podnoszonych i zwodzonych co na żuławskich jeziorach i kanałach. Trzeba wspomnieć tu stacje pomp odwadniających o imponujących wydajnościach: w Osłonce i w Chłodniewie – każda z nich zdolna jest wypompować z polderu 21 m³ wody na sekundę. Nie trzeba dodawać, że rzeki i kanały w delcie Wisły są rybne i stanowią raj dla wędkarzy.
A czy jest to krajobraz zachwycający? Góry, wiadomo, są zachwycające same w sobie. Na Żuławach jest inaczej. Tu trzeba najpierw poznać historię. Trzeba ten krajobraz zrozumieć; po prostu wiedzieć, na co się patrzy.