W Rosji wszystko, co cię spotyka, wydaje się być niespodziewane. Będąc tutaj, nie planuj, nie licz godzin, nie umawiaj się precyzyjnie, bo i tak wszystko potoczy się zupełnie inaczej, niż zaplanowałeś.
Dostępny PDF
Dzisiaj miała być wyprawa szlakiem krzyżackich zamków w dawnych Prusach Wschodnich. Ale ktoś o czymś zapomniał, ktoś kogoś nie powiadomił i figa z makiem. Jednak miłe dziewczyny z firmy turystycznej „Jantarnyj Kraj” znajdują rozwiązanie.
– Niech pan jedzie do Swietłogorska, tam jest nasza grupa, dołączy pan do niej i razem pojedziecie do tutejszej stolicy bursztynu, czyli Jantarnego.
JANTARNYJ A BURSZTYNOWA KOMNATA
Powstała na zamówienie króla pruskiego Fryderyka I. Za twórcę idei artystycznej bursztynowego gabinetu władcy uważany jest gdańszczanin, wybitny architekt, Andreas Schlüter – profesor i dyrektor Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. Wcześniej pracował w Polsce na zlecenie Jana III Sobieskiego, wykonując między innymi stiukowe rzeźby w pałacu w Wilanowie. Schlüter przygotował projekt komnaty, a pracami nad jej realizacją zajmowało się dwóch innych gdańszczan, mistrzów sztuki bursztyniarskiej, Gotfryd Turau i Ernest Schacht. Efekt prac był zadziwiający – powstało coś, czego jeszcze żaden monarcha nie posiadał. Nic dziwnego, że przebywający w gościnie u pruskiego króla car Rosji Piotr I tak bardzo zachwycił się dziełem gdańskich mistrzów, że otrzymał go w prezencie, pieczętując tym samym pokój prusko-rosyjski. Komnata została przeniesiona do Petersburga, a następnie do rezydencji w Carskim Siole.
W Rosji dzieło wzbogacono o rokokowy wystrój i nowe malowidła. Przetrwało tutaj w spokoju dwie rewolucje, by w 1941 roku paść łupem hitlerowców. Latem następnego roku przewieziono ją w kilkudziesięciu skrzyniach do królewieckiego zamku, gdzie została odtworzona. Jednak w sierpniu 1944 roku, po serii ciężkich nalotów alianckich na miasto, komnatę ponownie zapakowano do skrzyń i umieszczono w zamkowych podziemiach. To ostatnia pewna wiadomość na temat Bursztynowej Komnaty.
Poszukiwania bezcennego zabytku trwają do dzisiaj. Jeden z tropów wiedzie do Jantarnego, do sztolni w kopalni „Anna”, ale póki co nie można tam dotrzeć.
OBWODOWA PLAŻA
Swietłogorsk jest najważniejszym kurortem Obwodu Kaliningradzkiego. Przyjeżdżają tu głównie turyści z tzw. wielkiej Rosji.
WYDOBYĆ BLASK
Szlifierka czyni z matowej bryłki zachwycające cacko.
KADR Z PREHISTORII
Słoneczny kamień skrywa często różne tajemnice z przeszłości.
ZŁOTO BAŁTYKU, ŁZY BOGÓW
Na pomysł wydobywania z tych okolic bursztynu na masową skalę wpadli Prusacy w drugiej połowie XIX stulecia. Od 1912 roku wykopuje się tutaj jantar metodą odkrywkową. Do II wojny światowej było to rocznie czterysta ton. Obecnie uważa się, że 90 procent światowych złóż zastygłej w kamień żywicy znajduje się właśnie tutaj, nad brzegiem Morza Bałtyckiego, w dzisiejszym Jantarnym.
Po wojnie, w 1947 roku, władze ponownie uruchomiły wydobycie bursztynu, wykorzystując wiele z wcześniejszych rozwiązań pruskich. W ZSRR w kombinacie bursztynowym pracowało półtora tysiąca ludzi, czyli co czwarty mieszkaniec miasteczka. Obecnie zatrudnionych jest tylko trzysta pięćdziesiąt osób. Co ciekawe jednak, roczna wartość sprzedaży utrzymuje się na stałym poziomie, co jest głównie efektem wzrostu ceny bursztynu w ostatnich latach.
Najpierw odwiedzamy tutejsze muzeum, które jest rekonstrukcją dawnego zamku krzyżackiego. Złoto Bałtyku, Łzy Bogów, Kapsuła Czasów, sukcynit, amber, bernstein, jantar – bardzo wiele nazw i określeń odnosi się do skamieniałej żywicy sprzed wielu milionów lat. I jest to nadal „żywy” kamień, bo mimo wielu procesów, jakim ulegał, zmieniając się w bursztyn, nadal podlega procesom utleniania i polimeryzacji. Może dlatego człowiek uznaje go za bardzo przyjazny sobie, dobry na choroby i jako talizman przynoszący szczęście. Ludzie wykorzystywali go do swoich potrzeb już w XIII tysiącleciu p.n.e. Bardzo cenili go między innymi starożytni Rzymianie, stąd powstanie legendarnego szlaku bursztynowego.
Na piętrze mamy okazję popatrzeć na pracę szlifierzy, którzy dokonują wstępnej obróbki. Kilkanaście pań (głównie) i panów siedzi przy urządzeniach przypominających maszyny do szycia i ściera szarą powłokę bryłek, przywracając im naturalny żywiczny blask. Biorę do ręki sporych rozmiarów bursztyn, gdzie wyraźnie widać uwięzione w drzewnej żywicy zwierzę przypominające skorpiona. Skąd u nas skorpion? Może to zaleszczotka? Może coś jeszcze innego?
Na dolnym piętrze muzeum ogromny wybór biżuterii bursztynowej. Do wyboru, do koloru. Można go tutaj podziwiać w różnych krasach: czarnej, zielonej, białej, brunatnej, a nawet niebieskiej i czerwonej.
Kiedy wychodzę na schody, mija mnie pracownik firmy niosący podłużne korytko wypełnione brązowym, nieoszlifowanym jeszcze jantarem. Grudek jest trzysta, pięćset? Naprawdę, niezwykły widok.
KOPAĆ KAŻDY MOŻE
Kolejny etap wyprawy to wizyta w zakładzie produkcyjnym zajmującym się czyszczeniem, szlifierką i obróbką bursztynu. Pani w średnim wieku pokazuje nam po kolei, jak myje się jantar, suszy, czyści i obrabia. Warunki pracy dość prymitywne, ale pewnie ten materiał nie wymaga niczego więcej.
Wreszcie jedziemy na miejsce odkrywki. Najpierw przejazd przez bramę. Po lewej stronie nowoczesne biura z napisem – Jantarnyj Kombinat. Zajeżdżamy przed szeroki płaskowyż. Tutaj wita nas lśniąca w pełnym słońcu piramida, skrząca się od złotobrązowego bursztynu. Podchodzimy do barierki. Przed nami ogromna połać zrytej ziemi pokryta pagórkami. Na przestrzeni półtora kilometra rozciąga się przed nami największa kopalnia bursztynu na świecie. Podobno wydobywa się go tutaj aż do głębokości pięćdziesięciu metrów.
Przechodzimy do obszernej piaskownicy, gdzie znajduje się kilkadziesiąt większych i mniejszych łopatek. Każdy z „kopaczy” po wykonanej pracy otrzymuje specjalny dyplom poszukiwacza bursztynu!
WIELKI WYKOP
Odkrywkowa kopalnia bursztynu w Jantarnym jest największą na świecie.
POWĄCHAĆ CZAS
We wnętrzu jantarowej piramidy można poczuć zapach pradawnej żywicy.
GDZIE JEST STOLICA BURSZTYNU?
Zapadła mi w pamięć scena ze znakomitego filmu telewizji BBC, autorstwa Davida Attenborough, zatytułowanego „Czas zastygły w bursztynie”. Angielski przyrodnik i filmowiec idzie ulicą Mariacką, opowiadając o Gdańsku jako o stolicy światowego bursztynu. Ale przecież u nas nie ma ani jednego legalnego punktu jego wydobycia. Owe cztery tony, które są zbierane corocznie na brzegu polskiego morza mają się nijak do trzystu czterdziestu ton wydobywanych legalnie i na masową skalę w Jantarnym.
Co zatem jest prawdziwą stolicą bursztynu na świecie? Gdańsk z postawionym na najwyższym poziomie rzemiosłem bursztynniczym, Jantarnyj, gdzie jest go tak wiele, czy może Kaliningrad jako największe miasto obwodu, zwanego też Jantarnym Krajem?
Mariusz Drapikowski, wybitny artysta, gdańszczanin, a zarazem prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników, uważa, że stosowanie takiego podziału nie ma sensu. Są to bowiem jedne i te same złoża. W Polsce, na przykład, w okolicy Chłapowa, jest ich dużo, ale zalegają na zbyt dużej głębokości, aby opłacało się je wydobywać.
– Mówmy o bałtyckim bursztynie, a nie gdańskim czy kaliningradzkim – przekonuje Drapikowski. – Z pewnością potrzebna jest tutaj wspólnota interesów. Rosjanie tracą wiele rubli przez fakt nielegalnej sprzedaży zastygłej żywicy i przemyt przez granicę. Polscy bursztynnicy chcieliby natomiast, żeby ceny przywożonego z Rosji jantaru były niższe. Warto też zadbać o podniesienie wartości bursztynu nie tylko jako kamienia ozdobnego, jak go się dziś traktuje, ale żeby stał się kamieniem szlachetnym lub półszlachetnym – uważa gdański artysta.
Jak na razie wszystko zdaje się zmierzać w dobrym kierunku. Gubernator obwodu kaliningradzkiego Nikołaj Cukanow i marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk dość często się spotykają i bursztyn jest jednym z głównych tematów tych rozmów. Interes jest obopólny, a konkurencja, która może nadejść ze strony Chin, powinna jedynie przyspieszyć procesy prawne i gospodarcze.
Po zjedzeniu wspaniałego dorsza nad samym brzegiem morza trzeba opuszczać gościnny Jantarnyj. Jeszcze rzut oka na dawny kościół ewangelicki, gdzie dziś mieści się cerkiew, i stojący naprzeciwko świeżo oddany do użytku Hotel Becker. Ponownie, po wielu latach przerwy podaje się tutaj słynne klopsy królewieckie, których sława docierała do całych Niemiec, ba, całej Europy. Podobno tajemnica ich wyrobu polega na mieszaniu kaparów z mięsem, a nie wrzucaniu drobnych, zielonych warzywek do sosu. Właścicielem lokalu jest Ludwik Becker, starszy już wiekiem Niemiec, dobrze posługujący się językiem rosyjskim, zarazem wnuk przedwojennego przedsiębiorcy z branży bursztynowej, Mauritza Beckera.
Stare powraca? Nie, to niemożliwe. Ale możliwe jest, że wraca dawna jakość i urok nadmorskiego miasteczka.