Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2013 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Paulina Kańska,

Phi Phi, Wi-Fi, Hi-Fi


Ko Phi Phi to azjatycka Ibiza, na którą młodzi Europejczycy uciekają przed mroźną zimą, zachodnią drożyzną i głosami własnego rozsądku.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Nie tego spodziewałam się po lądzie, na którym nie ma ani jednej drogi dla samochodów. Rajskie pejzaże? Lazur oceanu? Bezludna plaża..? Owszem, ale tylko do południa, kiedy to wyspa budzi się do życia na nowo, po wczorajszej imprezie.
Kilkanaście klubów, usytuowanych bezpośrednio na plaży, co noc rywalizuje ze sobą poziomem decybeli puszczanej muzyki. Choć większość imprezowiczów bawi się, tańcząc na piasku lub „na” oceanicznej fali, to dla dam, które pragną zaprezentować się w szpilkach (bo są i takie), ustawiono specjalne drewniane podesty. Wszystko w blaskach laserów lub refleksach płomieni towarzyszących pokazom tańców.

 

CHIŃSKA ROBOTA

Jaskinia Wikingów zawdzięcza swoją sławę chińskiemu rybakowi i jego naskalnym malunkom.

DO ODWAŻNYCH DRINK NALEŻY

Dla śmiałków, którzy spróbują skoku przez zapaloną obręcz podczas conocnego pokazu ogni, przewidziana jest nagroda w postaci drinka.

 

RAJ UTRACONY

 

Dopiero co zeszłam z promu, a już otoczył mnie tłum backpackerów przeciskających się wąskimi uliczkami w poszukiwaniu najtańszego noclegu i najlepszego jedzenia. Jest w czym wybierać, bo przesmyk wyspy, łączący dwie najpopularniejsze plaże, jest właściwie labiryntem barów, restauracji, hosteli i centrów nurkowych.
Historia tego obszaru to jednak nie tylko wiecznie trwająca impreza. W 2004 roku Ko Phi Phi była ofiarą tragicznego tsunami, które wtargnęło na wybrzeża Oceanu Indyjskiego. Don, główna wioska zamieszkanej wyspy Phi Phi, leży na przesmyku sięgającym w najwyższym swoim punkcie zaledwie dwóch metrów nad poziomem morza. 26 grudnia, krótko po 10 rano, woda uderzyła z obu stron w znajdujące się tam zabudowania. Pośrodku wioski spotkały się ze sobą sześcio- i trzymetrowa fala. Szacunki podają, że na wyspie przebywało wtedy ok. 10 tys. osób. Głównie turyści. Do dziś nie jest znana dokładna liczba poszkodowanych w tym kataklizmie. Woda pochłonęła również 70 procent zabudowań.
Podróżnicza brać odwiedzająca wyspę dowiodła wtedy swojej społecznej przydatności. W 2005 roku holenderski rezydent Ko Phi Phi założył organizację Help International Phi Phi, której celem była odbudowa i oczyszczenie poszkodowanych terenów. Zgłosiło się do niej ponad 3,5 tysiąca backpackerów oferujących swoją pomoc. Kolejna organizacja – Phi Phi Dive Camp, usuwająca odpady z okolicznej rafy koralowej, przyciągnęła równie liczną reprezentację młodych zagranicznych wolontariuszy.
Dzięki podjętemu wysiłkowi pod koniec 2005 roku ruszyło na nowo ponad 1500 obiektów noclegowych, wyposażonych już w system wczesnego ostrzegania przed tsunami. O przeżytej tragedii przypominają przyjezdnym również znaki ostrzegawcze oraz znajdujący się na wyspie ogród poświęcony ofiarom tego kataklizmu.

 

PHI PHI DODA CI SKRZYDEŁ

Pomysł na popularny napój energetyczny został zapożyczony właśnie z Tajlandii. Przedsiębiorczy Tajowie od dawna dbali o regularną dostawę odpowiedniej dawki adrenaliny w każdej postaci.

CISZA PO BURZY

W 2004 roku widoczny na zdjęciu przesmyk zalała z obydwu stron fala tsunami.

TAJSKIE ŁÓDKI, DŁUGI DZIÓB I OGON KRÓTKI

Drewniane, o charakterystycznym kształcie, ze względu na swą fotogeniczność stały się wizytówką wyspy.

 

PHI PHI... TE NOCE I DNI

 

Główna część wyspy, niczym Kopciuszek, nabiera blasku i ukazuje swoje piękno dopiero po zmroku. Tutejsze salony tatuażu i piercingu, otwarte wieczorami na oścież, powalają widokiem dzielnie znoszących ból klientów, na których powstaje właśnie kolejne dzieło sztuki. Jeszcze bardziej szokująca jest tutejsza cena alkoholu. Wiaderko (!) miejscowej whiskey kosztuje 130 batów (około 13 złotych), a co odważniejszy turysta może zarobić na szota, skacząc przez płonące obręcze.
Chociaż nie da się ukryć, że esencją pobytu na Ko Phi Phi jest bogate życie nocne, to za dnia również trudno się tu nudzić. Według Tajów ochrona przyrody nie kłóci się z rozwojem masowego przemysłu turystycznego i w rezultacie Ko Phi Phi stała się kultowa dla młodych podróżników. Obecne są tu: internet, głośna muzyka oraz idealne warunki dla amatorów sportów wodnych – nurkowania, snoorklingu, freedivingu, kajaków i paralotni wodnych. Na pobliskiej Monkey Beach można sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie z makakami, które czują się wśród turystów bardziej swobodnie niż niektórzy miejscowi.
Niemałą atrakcją jest również Jaskinia Wikingów – Tham Phaya Naak, w której mieszczą się gniazda jerzyków. Zwinni zbieracze jaj wdrapują się w mgnieniu oka po ustawionych wewnątrz jaskini bambusowych rusztowaniach. Przed zejściem, w zamian za swoją zdobycz, oferują duchom jaskini tytoń, kadzidło i alkohol. Nieco myląca nazwa wapiennej jamy wzięła się od naskalnych malunków, jakie pozostawił w jej wnętrzu ponad czterysta lat temu chiński rybak.
Wyspy Phi Phi to archipelag należący do południowo-zachodniej prowincji Tajlandii, położony między wyspą Phuket a stałym lądem. Największą i jedyną stale zamieszkaną jest Ko Phi Phi Don. Druga pod względem wielkości wyspa to Ko Phi Phi Leh, na którą organizuje się wycieczki. Resztę archipelagu tworzą wyłaniające się z morza wapienne skały. Cały ten obszar wraz z otaczającymi go wodami należy do parku narodowego o jakże banalnej nazwie: Hat Nopparattara-Mu Ko Phi Phi.
Na żadnej z wysp nie ma dróg wystarczająco szerokich dla samochodu. Najpopularniejszym środkiem komunikacji są tu własne nogi, rower oraz łódka. Co wygodniejsi podróżnicy mogą skorzystać z miejscowych tragarzy, którzy przewiozą im walizki za pomocą taczek. Rolę taksówek przewożących turystów pomiędzy plażami przejęły long-taile, czyli barki napędzane silnikiem, które są w stanie manewrować pomiędzy płytkimi wodami rafy koralowej. Dla zapewnienia zwrotności na mieliznach wał silnika, na którym znajduje się pędnik, został odpowiednio przedłużony, nadając łodzi charakterystyczny wygląd i niepowtarzalną nazwę – long-tail (ang. „długi ogon”).
Phi Phi nie wolno opuścić, nie spróbowawszy dwóch narodowych atrakcji: tajskiego masażu, w cenie 250 batów (25 zł) za godzinę, i tajskiej kuchni (cena zależna od umiejętności negocjacyjnych konsumenta).
W przypadku tego pierwszego warto pamiętać, że prawdziwy tajski masaż odbywa się bez użycia olejku i wykonywany jest na kliencie odzianym w luźne, bawełniane ubranie (zapewniane przez salon). Prawdziwy tajski masaż to synonim błogiego cierpienia lub – jak kto woli – bolesnej przyjemności. Umiejętne dłonie wykręcają i naprężają ciało delikwenta do granic, o których mu się nie śniło. Podobnie scharakteryzować można tajską kuchnię, która łącząc smaki – kwaśny, słodki, słony i pikantny – wykręca język, zapewniając nieznane dotąd rozkosze podniebienia.

 

NIEBIAŃSKA PLAŻA...

...to tytuł filmu z Leonardo di Caprio w roli głównej, nakręconego na wyspie Ko Phi Phi Leh.

TAJSZCZYZNA

W takim nocnym markecie można kupić na przykład składniki słynnego narodowego dania Pad Thai: noodle, chili, limonki, orzechy, jaja i owoce morza. (Przepis na to danie znajduje się tu)

...A DO WARSZAWY 7941 KM

Trasy tej nie da się pokonać bezpośrednio. Najbliższe lotniska znajdują się w mieście Krabi lub na półwyspie Phuket.

 

BOSKI LEO NA WAKACJACH

 

Dwudziestokilkuletni Richard, Amerykanin, przyjechał do Bangkoku w poszukiwaniu siebie. Jak większość podróżników w tym wieku zapragnął wolności, szaleństwa i azjatyckiej przygody. Od napotkanego przypadkiem backpackera dostał narysowaną ręcznie mapkę z trasą prowadzącą do odludnej wyspy – hedonistycznego raju nietkniętego przez cywilizację, pełnego zielonych krzaków marihuany i złotego piasku plaż. Rolę tej wyspy ze słynnego filmu „Niebiańska plaża” zagrała Ko Phi Phi Leh, a rolę Richarda – Leonardo di Caprio. To właśnie jego twarz wita turystów z każdego plakatu oferującego wycieczkę na Ao Maya, czyli Niebiańską Plażę Wysp Phi Phi.
Poświęcając pół dnia, można spokojnie opłynąć long-tailem wybrzeże Phi Phi Leh, skoczyć do wody z jej spadzistego klifu, zanurkować w ukrytej wewnątrz zatoki błękitniej lagunie i zacumować przy koralowym wybrzeżu plaży. Wstęp jest dodatkowo płatny – jak tłumaczą miejscowi przewodnicy – ze względu na obszar rezerwatu, jaki został ustanowiony na tej części wyspy. Podobnie jak wszystkie inne tajskie ceny, nie uderza jednak mocno po kieszeni. Co gorliwsi fani Di Caprio mogą również przenocować w namiocie, wsłuchując się w odgłosy nocy tropikalnego lasu.
Ko Phi Phi Leh była bezludną wyspą przed inwazją ekipy filmowców i miną lata zanim do takiego stanu powróci. Niemniej, Ao Maya ma charakterystyczny urok wyspiarskiego raju, z jakiego słynie Tajlandia, a porównanie rzeczywistości z tym, co potrafią specjaliści od kinematografii, również pozostawia ciekawe wrażenie. Twórcy filmu, aby wypełnić pustą przestrzeń, która kolidowała z ich wizją raju, nałożyli między innymi sztuczną górę pomiędzy dwa grzbiety klifów…

 

 

W CHATCE PUŁAPCE

 

Tym razem nie jest to historia rodem z filmu, a doświadczenie spotkanych przeze mnie na Ko Phi Phi rodaków. Młoda para z Polski przyjechała tu w poszukiwaniu natury. W odróżnieniu od większości podróżników w ich wieku zapragnęli zaszyć się z dala od imprez. Z pomocą przyszedł im jeden z miejscowych wodnych „taksówkarzy”, który po skandalicznie niskiej cenie zaoferował transport i nocleg w dziko położonej, osamotnionej chatce na balach w obrębie parku.
Dzika chatka okazała się nie aż tak osamotniona, jak sądzili. W środku, pomiędzy dwoma pryczami, wił się wąż. Na sznurze z bielizną zawisł skorpion, a ogromnych rozmiarów insekt, który szukał schronienia w jednej ze schnących koszulek, gdy wyplątał się z rękawa, stał się pożywieniem przelatującego sporego nietoperza.
Moi znajomi nie zabawili długo na swoim pustkowiu, i z powrotem, tym razem z uśmiechami na ustach, powitali rozbrykane tłumy turystycznego wybrzeża wyspy i jej Niebiańskiej Plaży.