Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2013 na stronie nr. 32.

Tekst i zdjęcia: Łukasz Szoszkiewicz,

Frisco ponad wszystko


Amerykański dziennikarz Herb Caen powiedział: „Kiedy pewnego dnia trafię do nieba… rozejrzę się i stwierdzę: Nie jest źle, ale to wciąż nie jest San Francisco”. Dyskretny urok Frisco ujmował w przeszłości również Jacka Kerouaca, Franka Sinatrę czy Johna Lennona. A jak jest dzisiaj?

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Zafascynowany twórczością Kerouaca nie mogłem oprzeć się pokusie zajechania do San Francisco autostopem. Regulacje prawne spowodowały, że dzisiaj autostopowiczów widuje się już nie przy drogach, a na truckstopach, na których pytają o podwózkę kierowców ciężarówek. Moje pierwsze próby nie napawały optymizmem, najczęściej padała odpowiedź: – Sorry, polityka firmy zabrania. A jeden zaśmiał się, mówiąc: – Człowieku, autostopem już się nie jeździ! Po czym wręczył mi pięć dolarów na bilet.
Po kilku godzinach udało się złapać okazję, choć Payam, Irańczyk wiozący samochody na zachodnie wybrzeże, nie jechał do San Francisco, ale do Los Angeles. Wrzuciłem plecak do chevroleta, który zamykał sznur samochodów na lawecie, i usadowiłem się w kokpicie. Po dziewięciu godzinach wysiadłem w parnym LA i szybko pomknąłem dalej. Stolica bitników przywitała mnie zgoła odmiennym klimatem – rześkim powietrzem i lekkim wiatrem.

 

MIASTO WOLNOŚCI…

…także architektonicznej. San Francisco charakteryzuje się mieszaniną stylów – od wiktoriańskiego do postmodernizmu.

BĘDZIE WIÓZŁ NAS DZIŚ TEN WÓZ (LUB JEGO NACZEPA)

Poznany w USA rodak Tomek, kierowca Payam oraz autor tekstu na tle lawety, którą dziewięć godzin jechali autostopem.

BANKSY ZA BAKSY

Artysta zazwyczaj tworzy prace bez pytania o czyjąkolwiek zgodę. W Chinatown zrobił jednak wyjątek i zapłacił właścicielom tego budynku 50 dolarów za miejsce na ścianie.

 

MISSION: ZNALEŹĆ BANKSY’EGO

 

Zatrzymałem się u Patty, couchsurferki, która zaoferowała mi nocleg. Mieszkała w samym sercu San Francisco – w Fisherman’s Wharf, która jest dokładnym przeciwieństwem typowej portowej dzielnicy. Są tu sklepy z pamiątkami, stoiska ze świeżymi owocami morza i kameralne kawiarenki, a na nabrzeżu wylegują się lwy morskie. Patty miała nieco ponad 60 lat i zajmowała się malarstwem. Na jej stoliku zauważyłem płytę DVD z filmem „Wyjście przez sklep z pamiątkami”. – Widzę, że mamy podobne zainteresowania – uśmiechnąłem się.
Film przygląda się karierze Banksy’ego – twórcy street artu i performera, który zasłynął m.in. wykonaniem graffiti na murze otaczającym Strefę Gazy. Media do dzisiaj nie odkryły jego tożsamości. Wiadomo tylko, że pochodzi z okolic Bristolu w Anglii, a jednym z jego ulubionych miast jest właśnie San Francisco. – Dużo jest prac Banksy’ego we Frisco? – zapytałem mojej gospodyni. – Znalazłam informacje o kilkunastu. Ale nie wiem, ile z nich zostało zamalowanych. – W takim razie sprawdźmy! – zaproponowałem i po chwili krążyliśmy już po ulicach San Francisco, rozglądając się uważnie po uliczkach i ścianach mijanych domów.
Ostatecznie znaleźliśmy trzy murale, a rozpytując mieszkańców meksykańskiej dzielnicy Mission, dowiedzieliśmy się, że Banksy zawitał do San Francisco zaledwie dwa tygodnie temu. Przynajmniej taką plotkę sprzedał nam właściciel baru El Faro. Lokal ten funkcjonuje od 1961 roku i jest jednym z pierwszych, który zaczął serwować Mission-style burrito, czyli amerykańską wariację popularnej meksykańskiej potrawy. Od oryginału różni się ona rozmiarem (amerykański odpowiednik jest dużo większy) i możliwością wzbogacenia farszu o żółty ser, kwaśną śmietanę czy krwistego steka. Niemniej w każdej kombinacji smakuje wyśmienicie, szczególnie z chrupiącymi tacos i świeżym sosem guacamole.
Banksy nie byłby sobą, gdyby nie zadrwił z kogoś – jedną z prac umieścił na strzeżonym parkingu biura detektywistycznego. Właściciel klubu nocnego po drugiej stronie ulicy zdradził mi, że właśnie tutaj kilkanaście dni temu zauważono najświeższy ślad artysty. – Masz szczęście – buchnął mi w twarz gęstym dymem ze skręta.
W Kalifornii, podobnie jak w kilku innych stanach USA, dopuszczono zażywanie marihuany ze względów medycznych. Aby móc legalnie zapalić skręta, wystarczy recepta i wizyta w jednej z aptek. Z depenalizacji marihuany korzystają dzisiaj nie tylko chorzy, ale i zwyczajni amatorzy gandzi, którzy za 30-40 dolarów mogą kupić medical prescription na czarnym rynku.

 

 

ECHO SKOWYTU

 

Wszelkiego rodzaju używki towarzyszyły chyba najważniejszemu epizodowi w artystycznej historii San Francisco, jakim był okres twórczości poetów nurtu beat generation. Co prawda był to okres niezwykle krótki, ale obfitujący w dzieła przełomowe i ponadczasowe. Wszystko zaczęło się od poematu „Skowyt” Allena Ginsberga, który po raz pierwszy został zaprezentowany szerszej publiczności w Six Gallery mieszczącej się w dzielnicy North Beach. Młodego poetę, który wciąż był artystą na dorobku, przygarnął wówczas lokalny wydawca Lawrence Ferlinghetti, właściciel wydawnictwa City Lights i księgarni o tej samej nazwie. Na przestrzeni lat pod skrzydła odważnego wydawcy trafiło wielu pisarzy, którzy dzisiaj mają status kultowych: Jack Kerouac, Charles Bukowski czy włoski artysta Pier Paolo Pasolini.
Choć od słynnego odczytu „Skowytu” minęło ponad pięćdziesiąt lat, księgarnia City Lights Bookstore wciąż pozostaje centrum literackiego życia San Francisco. Roi się tu od pozycji alternatywnych – znajdziemy dzieła każdego amerykańskiego autora, który w ostatnim półwieczu próbował wykraczać poza literackie schematy. Księgarnia jest dwupiętrowa – wyższa kondygnacja została zadedykowana bitnikom i znajduje się tutaj nie tylko kompletny zbiór ich dzieł, ale także mnóstwo opracowań poświęconych ich twórczości.

 

KSIĘGARNIA ALTERNATYWNA

Księgarnia i wydawnictwo City Lights, założone w 1953 roku, od początku działalności wspierają twórców awangardowych.

KULTOWY SKOWYT

Pierwsze wydanie słynnego dzieła Allena Ginsberga można zobaczyć w The Beat Museum.

CHCĘ OGLĄDAĆ TWOJE NOGI

Dzielnica Haight-Ashbury w latach 1960. była centrum ruchu hippisowskiego. Dziennikarz Hunter S. Thompson w jednym ze swoich artykułów nazwał ją „Hashbury” (w wolnym tłumaczeniu: Haszyszowo).

 

MROCZNE OBLICZA SYMBOLI

 

Musiałem opuścić mieszkanie Patty, ponieważ przyjeżdżała do niej rodzina z Chicago i wszyscy byśmy się nie pomieścili. Couchsurfing po raz kolejny zdał egzamin – umówiłem się z Larrym, u którego miałem spędzić kolejny tydzień. Jako że mieszkał na obrzeżach miasta, miałem do wyboru przejażdżkę jednym z zabytkowych tramwajów (najstarszy kursuje od 1888 roku) albo spacer. Zaintrygowany dzielnicą Mission zdecydowałem się na tę drugą opcję. Zapuściłem się w nieco inne rejony niż ostatnio, wkraczając w coraz bardziej zapuszczone uliczki. Nieliczni przechodnie przypatrywali mi się uważnie. W pewnym momencie podszedł do mnie barczysty mężczyzna i powiedział: – Lepiej będzie, jak opuścisz to miejsce. To była ta druga strona Mission – uchodząca za najbardziej niebezpieczną w San Francisco. Od wielu lat jest ona areną rywalizacji pomiędzy dwoma gangami: Norteño i Sureño.
Larry, imprezowy sześćdziesięciojednolatek, farbujący włosy i brodę na różne kolory (do jego ulubionych należały różowy i fioletowy), mieszkał na Corbett Avenue, daleko od centrum, ale za to blisko mostu Golden Gate. Konstrukcja jest symbolem miasta, ale zarazem jest to miejsce wyjątkowo tragiczne. Przypominają o tym porozwieszane na całej długości tabliczki z napisem: „Wciąż jest nadzieja. Zadzwoń” z numerem gorącej linii, która została zadedykowana osobom zdecydowanym popełnić samobójstwo. Od 1937 roku, w którym Most Samobójców został otwarty dla ruchu drogowego, skacząc z niego, życie odebrało sobie ponad 1600 osób. Oznacza to, że średnio co dwa tygodnie ktoś rzuca się do wód Zatoki San Francisco.
Spoglądając z Golden Gate Bridge w stronę miasta, pośrodku zatoki można zauważyć niewielką wyspę, którą niemal w całości zajmuje betonowy blok i nieduża latarnia. Alcatraz. Słynne więzienie, które dzisiaj jest muzeum, a wyspa z uwagi na rzadkie gatunki ptaków została objęta programem ochrony przyrody i utworzono na niej rezerwat. Spoglądając z tej perspektywy, trudno uwierzyć, że przez prawie trzydzieści lat działalności zakładu karnego (1934-1963) nie zdołał stąd uciec żaden więzień. Choć Alcatraz od brzegu dzieli tylko 2,4 kilometra, ucieczkę wpław uniemożliwiały niska temperatura wody (12-13° C) i silne prądy morskie. Łącznie próbę powrotu do wolności podjęło 36 więźniów, ale tylko siedmiu z nich zdołało opuścić wyspę – ciała dwóch wyłowiono z wód zatoki San Francisco, a kolejnych pięciu nigdy nie odnaleziono i uznano za zmarłych.
Dzisiaj Alcatraz jest główną atrakcją San Francisco – kilka razy dziennie z miasta na wyspę odchodzi prom. W samym zakładzie karnym zaaranżowano muzeum, którego najmocniejszym punktem jest audiotour – narratorem wycieczki jest były oficer pracujący w zakładzie karnym, a atmosfery dopełniają autentyczne głosy więźniów i dźwięki otwieranych cel czy wyjących syren alarmowych.

 

TRAMWAJ LINOWY

San Francisco jest położone na kilkudziesięciu wzgórzach, po których wspinają się zabytkowe tramwaje. Wiele z nazw tych wzgórz jest jednocześnie nazwami dzielnic, np. Russian Hill.

JAK MALOWANY

Most Golden Gate ma prawie trzy kilometry długości. Od 1937 roku przez trzydzieści lat pozostawał najdłuższym mostem wiszącym na świecie. Ekipa malująca jego konstrukcję pracuje tu na okrągło od dziesiątek lat.

ALCATRAZ TERAZ

To już tylko atrakcja turystyczna. Więzienie zostało zamknięte z powodów finansowych. Utrzymanie go na wyspie kosztowało trzykrotnie więcej niż zakładów karnych położonych na lądzie.

 

PRZECHODNIEM BYŁEM

 

Niedaleko domu Larry’ego znajduje się dzielnica Haight-Ashbury, kolejna po Mission okolica opanowana przez artystów. Słynie przede wszystkim ze sklepów muzycznych i salonów z odzieżą vintage. Przeglądając płyty winylowe w jednym z muzycznych secondhandów, natknąłem się nawet na polski akcent – album „Przechodniem byłem między wami” Budki Suflera, za który sprzedawca życzył sobie 35 dolarów. Dla porównania, kultowy album Sex Pistols „Never mind the bollocks, here’s the Sex Pistols” kosztował 3 dolary.
Atmosferę ulicy Haight tworzą jednak nie sklepy z muzyką, a uliczni muzycy stojący oparci o ściany i podrygujący w rytm beatów płynących w słuchawkach. A kiedy tylko zaciekawiony przechodzień się zatrzyma, zaraz zagadują i proszą o przesłuchanie jednego z utworów. – Tylko jedną piosenkę, człowieku. W ten sposób poznałem czarnoskórego rapera Just Manish i po przesłuchaniu kilku utworów kupiłem jego płytę. Jeden krążek sprzedawał po pięć dolarów.
Wybrałem się zobaczyć Painted Ladies, czyli charakterystyczne domy wybudowane w wiktoriańskim stylu. Stojące ścianę w ścianę, pomalowane na wszystkie kolory tęczy, są jedną z wizytówek miasta. Najbardziej malownicze z nich mieszczą się pod numerami 710-720 na Steiner Street. Zakup jednej z takich nieruchomości to nie lada ekstrawagancja – w 2010 roku dom spod numeru 722 został wystawiony na sprzedaż za cztery miliony dolarów. Choć był to pierwszy raz od 35 lat, kiedy ten budynek trafił na sprzedaż, na razie nie znalazł się żaden kupiec.
Zdjęcia ekstrawaganckich budynków były ostatnimi, jakie zrobiłem w San Francisco. Jeszcze tego samego dnia opuściłem miasto. W pamięci pobrzmiewały mi słowa jednego z muzyków rockowych, który powiedział, że „San Francisco to 49 kilometrów kwadratowych otoczonych rzeczywistością”. Żeby się z nim zgodzić, musiałbym dodać do tego 140 kilometrów drogi podążającej wzdłuż wybrzeża Big Sur, około dwie godziny na południe od Frisco. Big Sur uchodzi za najpiękniejszy odcinek amerykańskiego wybrzeża, a dzięki Jackowi Kerouakowi czy Hunterowi S. Thompsonowi, którzy często podróżowali po nim autostopem, został on unieśmiertelniony w ich powieściach. Ten pierwszy napisał nawet książkę pod tytułem „Big Sur”, w której opisał swoje podróże na wybrzeże w celu odzyskania wewnętrznej równowagi i wyrwania się z błędnego koła alkoholu i depresji, w jakie wpadł po sukcesie swojej powieści „W drodze”.
To rzeczywiste Big Sur jest świetnym wstępem do wizyty w San Francisco, a to Kerouakowskie – pożegnaniem. „Więc poprawiam ufnie paski plecaka, wlokę się drogą i oglądam przez ramię, żeby złapać okazję”.