Jesteśmy w Miasteczku Glinoludów. Patrzę z niedowierzaniem na żywe posągi. Trudno nie być pod wrażeniem. Gliniane twarze, włosy, skóra i ubrania, okulary, wachlarze, torebki i parasolki, misie przytulanki i bukiety kwiatów… Szaleństwo!
Dostępny PDF
Rusza parada. Kilkaset osób w najróżniejszych przebraniach. Księżniczki w balowych sukniach, szczudlarze, damy w strojach jak z Wersalu, połykacze ognia, smerfy, bębniarze z dredami, krasnoludki, Pippi Langstrumpf, Temida z wagą, rycerze, wiedźmy i czarodzieje. Do tego przedziwne wehikuły napędzane siłą ludzkich mięśni. Korowód niezwykłości, rewia fantazji i eksplozja artyzmu. I wszyscy od stóp do głów pokryci gliną.
UBIERALNIA, OBGLINIALNIA I SUSZARNIA
Po dobraniu rekwizytów, przebraniu się i „obglinieniu” następuje etap suszenia w promieniach słońca.
TECHNIKA OBGLINIANIA
– Wygląda jakby kamnień! – jeden z przedszkolaków próbuje znaleźć słowa, żeby opisać glinoluda. Inne dzieci dodają wyraźnie zafascynowane: – Glinoludy są całe szare! albo – Oni są człowiekami i się malują gliną!
Przed nami na niewielkim placu krząta się mrowie niecodziennych postaci, pochłoniętych ostatnimi przygotowaniami. Wszyscy przypominają ruchome figurki z białej porcelany. Niektórzy kompletują wyszukane kreacje, korzystając z obszernej garderoby, w której znaleźć można peruki i wszelkie niezbędne rekwizyty. Inni przybyli tu już w pełnym rynsztunku. Dalsze losy jednych i drugich są jednakowe – wszyscy, wraz ze swoimi strojami, znikają w całości pod warstwą płynnej masy ceramicznej, przypominającej jasną, bardzo gęstą farbę.
Jedni są zwolennikami nakładania gliny pędzlami, drudzy preferują spryskiwanie, inni – polewanie, a pozostali – zanurzanie się w specjalnie przygotowanych basenach. Tendencja jest zazwyczaj taka, że im młodszy glinolud, tym radykalniejsze metody „obgliniania”. Dzieciaki ochoczo taplają się w płynnej masie, z zapałem włażą do wypełnionych nią beczek i polewają się nawzajem wiadrami. Wkrótce wszyscy – mieszkańcy Bolesławca oraz turyści, Polacy i cudzoziemcy, kilkuletnie dzieci i staruszkowie – wszyscy zostają doszczętnie pokryci gliną i ujednoliceni kolorystycznie. Wtedy motto i przesłanie całego przedsięwzięcia staje się namacalne: „Wszyscy jesteśmy z tej samej gliny!”
Gdy masa wysycha – twardnieje i staje się niemal biała. Jeszcze ostatnie poprawki, makijaż, charakteryzacja, stylizacja i… parada rusza.
GLINOŚWIĘTO
W corocznej paradzie ulicami Bolesławca maszeruje kilkaset pokrytych ceramiczną masą osób: ubranych, przebranych, rozebranych...
W jednobarwnym korowodzie paradują gibcy akrobaci i dystyngowani starsi panowie, cyrkowy błazen oraz Temida z wagą i mieczem.
TAK CZY OWAK, ZAWSZE GLINOWAK
Na przedzie korowodu sunie wielki biały „Nowakmobile”. Auto wiezie na dachu, rozpoznawalnego z daleka po charakterystycznym cylindrze, twórcę idei Gliniady – Bogdana Nowaka. Wijący się za nim długi, jednokolorowy wąż z ludzkich ciał przemierza ulice Bolesławca. W pochodzie przebierańców maszerują całe rodziny. Rodzice w pokrytych gliną wózkach wiozą pokryte gliną dzieci, a towarzyszą im pokryte gliną psy. Z każdym rokiem chętnych do wzięcia udziału w paradzie jest coraz więcej.
– To zakaźne jak cholera – żartuje Nowak, pomysłodawca imprezy, aktor i bolesławianin. Część życia spędził we Francji, gdzie najpierw uczęszczał do szkoły legendarnego mima, Marcela Marceau, a potem przez kilkanaście lat był jego asystentem. Właśnie tam w 1980 roku idea glinoluda została po raz pierwszy wykorzystana w teatrze. Nowak wspomina: – Ala z przyjaciółką kupiły pewnego dnia glinę do robienia maseczek. Wymalowały się nią od stóp do głów. Pomysł mi się spodobał i użyłem go w jednej z etiud w szkole. Zrobił furorę.
Koncept Parady Glinoludów doskonale wpisał się w charakter regionu. Wizytówką Bolesławca jest przecież ceramika, a płynna masa ceramiczna to rodzimy surowiec do produkcji naczyń. Okoliczne złoża glinki wykorzystywano tutaj już w czasach prehistorycznych. Od XVII w. miasto było liczącym się ośrodkiem garncarstwa. Toczono tu dzbany, misy i kufle do piwa, a także wielkie gliniane naczynia do ozdabiania bram i balkonów. Do historii przeszedł Wielki Garniec, wykonany w 1753 roku przez Johanna Gottlieba Joppego. Był to wówczas największy gliniany garniec na świecie – miał ponad 2 metry wysokości, niemal 4 metry obwodu, a pojemność prawie 2 tysiące litrów. Ważył 600 kilogramów. Aż do roku 1945, kiedy ślad po nim zaginął, był symbolem miasta.
Według zamysłu twórców parady wykreowany za jej pomocą glinolud nie tylko nawiązuje do odwiecznych tradycji miasta i regionu, ale jest też archetypem rodzaju ludzkiego. Obrzędy malowania ciała – błotem, gliną, węglem, henną, ochrą – od pradawnych czasów były i do dziś pozostają istotnym aspektem wielu kultur i cywilizacji. Ozdabiając ciało, chronimy je, uświęcamy ważne momenty życia, ale też umożliwiamy mu metamorfozę. Gliniada do tego nawiązuje, stwarzając uczestnikom możliwość ekspresji i przeobrażania się w postacie z własnych snów i marzeń.
GLINOWERSAL
Suknie balowe, peruki, wachlarze, parasolki, trzewiki – dzięki wypożyczalni rekwizytów bez trudu można przyjąć konwencję dworską sprzed stuleci.
NIECH NAM ŻYJE GLINOPARA!
Pierwsza Gliniada, czyli Parada z Miłości do Gliny, odbyła się w Bolesławcu w 2007 roku. Okazała się doskonałym pomysłem na promocję miasta. Glinoludy zdobyły tytuł najlepszego promotora turystyki regionalnej na Dolnym Śląsku, zrobiły furorę na Przystanku Woodstock oraz podczas Karnawału Kultur w Berlinie. Wzięły też udział w Paradzie Konstytucji 3 Maja w Chicago, a w ubiegłym roku reprezentowały Polskę podczas święta „Tag der Sachsen” we Freibergu. Od 2013 roku oficjalny patronat nad Gliniadą obejmuje radiowa „Trójka” – w tym roku specjalna „wyjazdowa” audycja Listy Przebojów Programu Trzeciego zostanie prawdopodobnie nadana właśnie z Miasteczka Glinoludów.
Jedną z tradycji Gliniady stały się… śluby glinoludów, udzielane na bolesławieckim rynku przez samego prezydenta miasta. Pierwszy z nich odbył się w 2008 roku. Młoda para została wniesiona na rynek w lektyce, której towarzyszył orszak dwudziestu glinoludów. Dwa lata później w związek małżeński wstąpiły jednocześnie dwie glinopary. Zaraz po tym, jak wypowiedziały sakramentalne „tak”, nad rynkiem przeleciał helikopter w czerwone serduszka, z którego na nowożeńców posypały się cukierki.
Gliniadę można zobaczyć w Bolesławcu co roku, w przedostatni weekend sierpnia, w ramach trwającego kilka dni Bolesławieckiego Święta Ceramiki. Odbędzie się ono już po raz dziewiętnasty. Na rynku organizowane są m.in. targi ceramiczne, gromadzące stu wystawców, zarówno z samego Bolesławca, jak i z zagranicy.
Bogactwem polskiej stolicy ceramiki jest słynna kamionka pokryta wzorami, nanoszonymi ręcznie metodą stempelkową. Charakterystyczne granatowe dekoracje zdobią talerze, wazy, salaterki, solniczki, czajniki, filiżanki, świeczniki, a nawet pisanki i korki do butelek. Co ciekawe, bolesławiecka ceramika jest nie tylko efektowna, ale i praktyczna – naczynia można myć w zmywarkach, a także eksploatować w piekarnikach i kuchenkach mikrofalowych.
W Święto Ceramiki powstaje też Miasteczko Animacji Ceramicznych. Buduje się wówczas i rozpala tradycyjny wielki piec. W programie są m.in. warsztaty, pokazy i nauka toczenia na kołach garncarskich, malowanie i stempelkowanie biskwitów, lepienie z gliny, tworzenie ceramicznej biżuterii, a nawet… tłuczenie naczyń. Jest też mnóstwo atrakcji towarzyszących, np.: instalacje artystyczne, giełdy staroci, warsztaty kuglarskie i szczudlarskie, pokazy filmowe i teatralne, koncerty, tańce z ogniem i pokazy gigantycznych baniek mydlanych.
Świętowanie kończy się w niedzielę o północy pokazem sztucznych ogni zatytułowanym: „Ogniste stempelki na niebie”.