Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2013-08-01

Artykuł opublikowany w numerze 08.2013 na stronie nr. 56.

Tekst: Marcin Kołpanowicz,

Oliwkowozłota Andaluzja


Dojeżdżam do Cooperativa Santa Teresa – Spółdzielni Świętej Teresy, zrzeszającej lokalnych wytwórców oliwy. Z Hiszpanii pochodzi niemal połowa jej światowej produkcji, a z samej Andaluzji – trzy czwarte produkcji hiszpańskiej. Będę się nią delektował, jak winem.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Autostrada z Sewilli do Kordoby to prawdziwa droga kwiatów: dwie jezdnie oddzielone są nie trawnikiem, a bujnymi krzewami różowych oleandrów i czerwonych bugenwilli. Po obu stronach widać sady oliwne. Niekończące się rzędy drzewek pokrywają regularnym szrafunkiem łagodne wzgórza. W Fuentes de Andalucía opuszczam autostradę i zajeżdżam do Osuny – miasta, które na pozór wydaje się niczym specjalnym nie wyróżniać.
Na wchodzących do biura Cooperativa Santa Teresa spogląda patronka spółdzielni, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, namalowana na azulejos – glazurowanych kafelkach mających w Hiszpanii wielorakie zastosowania. Na nich wypisuje się nazwy ulic i placów, maluje portrety torreadorów przed wejściem do knajp, święte obrazy na fasadach kościołów, a nawet mapy i plany miast; ceramicznymi płytkami obkłada się ściany patiów oraz szemrzące w ich środku fontanny, wnętrza kawiarń i restauracji oraz miejskie ławki. Płytkami azulejos zdobi się też przednóżki schodów i spody balkonów, wykonuje się z nich tralki i kurki na dachach. Zapomniałbym dodać, że wykłada się nimi również łazienki.

 

 

OLIWA NAJLEPSZA NA WSZYSTKO

 

Za chwilę będę miał okazję spróbować oliwy, czyli oleju z oliwek, po hiszpańsku – aceite de oliva. Maurowie nazywali ją zeit, Wizygoci – alew, Rzymianie – oleum, a Fenicjanie – el’yon. (Przy okazji wymieniliśmy ludy, które zasiedlały te okolice w przeszłości i wywarły silny wpływ na kulturę i genotyp współczesnych Andaluzyjczyków). Fenickie słowo el’yon oznacza „najlepszy”, co dobitnie świadczy o wartości, jaką przypisywano oliwie od niepamiętnych czasów.
Oliwa jest nie tylko smaczna, niezwykle aromatyczna, ale i zdrowa – zapobiega cukrzycy i miażdżycy. Nic dziwnego, że ludy śródziemnomorskie przedkładają spożywanie oliwy nad przyjmowanie nitrogliceryny czy szprycowanie się insuliną. Starożytnym Rzymianom, którzy nad rzeką Gwadalkiwir założyli Italikę (poprzedniczkę Sewilli), tak smakowała tutejsza oliwa, że wywozili ją statkami do Italii. Oliwą z winem namaszczano w dawnych wiekach rany. Była też paliwem do lampek – w przeciwieństwie do pszczelego wosku, używanego do sporządzania świec, oliwa nie dymi, nie zmienia więc oświetlanych przez długie lata pomieszczeń w czarne, zakopcone nory.
W Spółdzielni Świętej Teresy tłoczy się najlepszej jakości oliwę w ilości 4 milionów litrów rocznie. Niegdyś przechowywano ją w amforach, dziś wlewa się do wysokich na 10 metrów cystern ze stali nierdzewnej. W hali spółdzielni w Osunie cysterny ustawione symetrycznie w dwóch rzędach tworzą jakby filary oliwnej katedry (nie mylić z Katedrą Oliwską). Nic dziwnego, że znajdujące się obok pomieszczenie, w którym można próbować tego królewskiego płynu, nazywa się Sacristia (o czym informują błękitne litery wypisane na azulejos przy drzwiach wejściowych).

 

CISZA AŻ WIDAĆ

W czasie sjesty życie w Osunie zamiera, nawet koty gdzieś się pochowały...

KATEDRA OLIWNA

Oliwę przechowuje się w cysternach z nierdzewnej stali, która nie zmienia jej smaku ani zapachu.

PĄSOWE PATIO

Renesansowy dziedziniec kolegiaty Santa Maria de la Asunción, zabarwiony na różowo refleksami czerwonej posadzki.


Oliwę smakuje się jak wino. Ma swoje rankingi i jest skrupulatnie klasyfikowana. Jej właściwości najpierw ocenia się na podstawie wyglądu. Szefową spółdzielni, panią Manuelę, która oprowadza po tłoczni, także można ocenić na podstawie wyglądu: ma pięknie natłuszczoną skórę, błyszczące włosy, paznokcie lśniące jak glazurowe płytki i nieschodzący z twarzy uśmiech – wszystko to wskazuje jednoznacznie na regularny kontakt z antyutleniaczami i nienasyconymi kwasami tłuszczowymi, za które tak ceniony jest sok z oliwki.
Manuela nalewa kilka kropli gęstego, mętnego płynu na przypominający wklęsłą soczewkę szklany spodek, aby można było porównać kolory dwu gatunków – mlecznozielonego i żółtozielonego. Następnie napełnia dwie owalne szklaneczki z kobaltowego szkła. Zagrzewam jedną z nich w dłoniach i wciągam nosem bogaty bukiet, w którym wyczuwam zapach świeżo skoszonej trawy, jabłek i rozgrzanych w słońcu ziół. Dopiero wtedy pociągam niewielki łyk i gdy płyn rozlewa się na języku, oceniam jego rozmaite właściwości. W specjalnej tabeli należy zaznaczyć, czy oliwa ma posmak jabłkowy, gruszkowy, orzechowy, gorzkawy, słodkawy, winny, pikantny, czy też, nie daj Boże, jest surowa, kwaśna, metaliczna, błotnista, pleśniowa, zatęchła lub zjełczała. Najlepsze gatunki aceite de oliva virgen extra rozpoznaje się także i po tym, że chwilę po przełknięciu oliwa zaczyna palić i drapać w przełyku, jakby zawierała w sobie ostrą paprykę.
By stwierdzić, że próbowałem wyrobów najwyższej jakości, nie trzeba było podliczać punktów. Należały one bez wątpienia do czołówki rankingu, w którym określa się je jako „świeże i owocowe”, i nie miały w żadnym wypadku nic wspólnego z jednopunktowymi wyrobami „oliwopodobnymi”.

 

 

POD OPIEKĄ PANI RÓŻANIEC

 

Porządnie naoliwiony, ruszam w głąb miasta. Bo Osuna to nie tylko zagłębie „płynnego złota”, czyli oliwy, ale także miejsce o niezwykłej historii, pełne fascynujących zabytków. Położone pośrodku czworoboku wyznaczonego przez Sewillę, Kordobę, Malagę i Kadyks, miasto nie leży na popularnym szlaku turystycznym, a przecież zasługuje na to, by przyjrzeć mu się dokładniej. Andaluzja jest zresztą pełna takich ukrytych klejnotów.
Dachy domów, jak we wszystkich andaluzyjskich miasteczkach, porastają dorodne wiechcie wyschniętej trawy – wydaje się, że jest jej tam więcej niż na „trawnikach” przed budynkami. Wyludnionymi uliczkami docieram do kolegiaty, której prosta bryła wzniesiona z surowych ciosów kamiennych nie zapowiada ukrytych wewnątrz skarbów. Przy wejściu do Santa Maria de la Asunción wita turystów energiczna pani Rosario. Jej imię (Różaniec) pasuje jak ulał do miejsca, w którym pracuje. Rosario oprowadza po jasnej nawie przykrytej pełnym harmonii renesansowym sklepieniem i zamkniętej barokowym ołtarzem w stylu plateresco (wyróżnia się on dość szaloną ornamentyką, opartą na arabskich wzorcach i ponadnormatywnym użyciem złota).
Przez boczną kaplicę pani Rosario prowadzi do rozbudowanej zakrystii, otwiera kolejne drzwi i włącza światło, prezentując zgromadzone przez wieki skarby. Na tle szlachetnych późnogotyckich i wczesnorenesansowych ołtarzy wybija się kilka obrazów Jose de Ribery, barokowego artysty, który tworzył pełne światłocieniowych kontrastów kompozycje w duchu Caravaggia. Choć Ribera urodził się w Hiszpanii, nieopodal Walencji, jego prace sprowadzono do Osuny z… Sycylii. Ribera wyruszył bowiem za młodu do Italii, by uczyć się sztuki malarskiej od najlepszych, i wylądował w końcu w Neapolu, gdzie zyskał zresztą przydomek Lo Spagnoletto (Hiszpanek). Tam właśnie obrazy kupił od niego Pedro Tellez Giron, trzeci książę Osuny, i przesłał je do swych rodzinnych włości. A książę Pedro przebywał w Italii nieprzypadkowo – Królestwo Obojga Sycylii należało wówczas do Korony Hiszpańskiej, zaś on sam był wicekrólem Neapolu.

 

PANI ROSARIO

Przed drzwiami kościoła kustoszka puszcza dymka – i nie jest to kadzidło.

PANTEON KSIĄŻĘCY

Ta podziemna miniaturowa katedra jest tak niezwykła, że nazywa się ją Panteonem Andaluzji.

NIE LEJE WODY

Pani Manuela mówi tylko o jednym, ale nigdy nie przynudza. Bo tym tematem jest oliwa, a nie flaki z olejem.


Dzięki ambicjom don Pedra i jego następców Osuna stała się księstwem (i to jednym z najbogatszych w Hiszpanii), a dzięki jego zamiłowaniu do sztuki możemy dziś w tutejszej kolegiacie oglądać pięć wczesnych arcydzieł „Hiszpanka”. Jest tu dramatyczne „Ukrzyżowanie”, ze sparaliżowaną bólem Maryją, płaczącym świętym Janem i Marią Magdaleną całującą stopy Ukrzyżowanego. Są portrety świętych: Hieronima z trąbiącym aniołem, Sebastiana Męczennika, Piotra pokutującego i wstrząsające przedstawienie świętego Bartłomieja.
Ribera celował w mrocznych i ekspresyjnych kompozycjach, specjalizował się zwłaszcza w scenach męczeństwa. Święty Bartłomiej Apostoł według starej chrześcijańskiej tradycji zawędrował do Armenii, gdzie nawrócił królewskiego brata, Polymiusa, a w konsekwencji król Astiages rozkazał go w okrutny sposób uśmiercić. Ribera ukazał scenę obdzierania Apostoła ze skóry: muskularny starzec zawieszony został za nadgarstki na gałęzi drzewa, a oprawca, z białą opaską na głowie, w skórzanym kaftanie i zakrwawionym fartuchu ściąga skórę z wewnętrznej strony ramienia męczennika, obnażając doskonale anatomicznie namalowane mięśnie i ścięgna.
Przechodzimy do następnej sali, gdzie pani Rosario – nieco teatralnie stopniując napięcie – otwiera kolejne drzwi wielkiej szafy skarbca. Złote sprzęty liturgiczne, złote monstrancje, a jako ostatni ukazuje się pysznie zdobiony ogromny złoty krucyfiks w stylu plateresco. W kościołach Andaluzji przechowywane są prawdziwe bogactwa – nie zapominajmy, że pobliska Sewilla była bramą, przez którą złoty kruszec z Nowego Świata napływał do Europy.

 

 

ZEMSTA SNYCERZA

 

W podziemiach kościoła są jeszcze dwie kondygnacje, na których mieści się Panteon Książęcy, tak niezwykły, że nazywa się go często Panteonem Andaluzji. W najniższej krypcie złożone zostały szczątki książąt de Osuna i hrabiów de Ureña, a ponad nimi znajduje się kaplica Grobu Świętego. To prawdziwa perła renesansowej sztuki dekoracyjnej, niedawno pieczołowicie odczyszczona spod grubej warstwy sadzy, która pokryła wnętrze, przez setki lat oświetlane świecami woskowymi. (Czemu zamiast świec nie używano tu bezdymnych lampek oliwnych – w samym sercu zagłębia oliwy? Ups, zapomniałem zapytać…).
Kaplica powstała na zlecenie Juana Telleza Girona, drugiego księcia de Osuna, w 1545 roku. Wyposażona jest między innymi w hiszpańską płaskorzeźbę „Złożenie do grobu”, niderlandzki ołtarz „Zwiastowania” i pełen subtelnego piękna niewielki alabastrowy posąg Madonny. Marmurowe kolumny dzielą kaplicę na trzy nawy. Sklepienia przypominają wygięte plastry miodu, a ściany ozdobione są efektownymi, fantastycznymi motywami roślinno-zwierzęcymi, bogato złoconymi i polichromowanymi. Niezliczone putta pląsają wśród kwiatów, gryfów, zwierzęcych czaszek i centaurów (a nawet centaurzyc), których użyto do dekoracji fryzów i pilastrów.
W płaskorzeźbionej przegrodzie drewnianego chóru zaskakuje osobliwy detal: końcówka najdłuższego pióra ze skrzydła gryfa wciska się między pośladki nagiego młodzieńca. Skąd takie sprośności w Panteonie Andaluzji? Podobno książę Juan, choć krezus, bardzo licho i z opóźnieniem wypłacał honorarium artystom zdobiącym kaplicę, więc któryś ze snycerzy postanowił się odegrać. (Pamiętajcie, inwestorzy, suto opłacajcie artystów!).

 

WZGÓRZA ANDALUZJI

Niegdyś grasowali tu bandoleros, a dziś smakosze oliwy (ewentualnie reporterzy miesięcznika Poznaj Świat).

KOŚCIELNE CIASTECZKA

 

Hiszpańskie kościoły rywalizowały między sobą o to, który z nich będzie posiadał największe i najbogatsze organy. Kolegiata w Osunie jest pod tym względem daleko w tyle za innymi – w bocznej kaplicy posiada tylko skromny instrument, niewiele większy od fisharmonii. Za to, dzięki drobnym gabarytom, można go nosić w procesjach i akompaniować pobożnym pieniom na zewnątrz. Pani Rosario demonstruje brzmienie piszczałek, ale wyraźnie nie grzeszy wyczuciem nastroju, bo zamiast zaprezentować jakąś tradycyjną pieśń dewocyjną, katuje nas hymnem zjednoczonej Europy.
W sklepiku przy wyjściu pytam o pocztówki. Pocztówek nie ma, za to Rosario wyciąga pudełko ciasteczek. Dość zaskoczony tą ofertą, dowiaduję się, że w Hiszpanii zgromadzenia zakonne i kościoły tradycyjnie reperują swój budżet, sprzedając słodkości. Gdy zbieram się do wyjścia, Rosario zapala papierosa (w hiszpańskich knajpach od kilku lat nie wolno palić, w kościołach, jak widać, takiego zakazu nie wprowadzono) i, dzierżąc ogromny żelazny klucz, wyprowadza mnie przed kute drzwi kolegiaty.

 

 

SENNA OSUNA

 

Po Osunie można włóczyć się jeszcze długo. Dziś jest tu sennie i spokojnie. W dawnych czasach strach jednak było zapuszczać się w te okolice. Wśród otaczających Osunę wzgórz grasowali bandoleros – wyjęci spod prawa zbójcy. Chętnie malował ich Francisco Goya. Na jednym z obrazów, zatytułowanym „Napad na powóz”, można bliżej zapoznać się z ich działalnością: wymachujący muszkietem opryszek siedzi na dachu dyliżansu i rozgląda się, czy nikt nie nadjeżdża, podczas gdy jego kompani przeszukują ubrania zastrzelonych podróżnych leżących na gościńcu; tylko jeden ocalał – i błaga na klęczkach o darowanie mu życia.
Pouczającym jest wstąpić w Osunie do Colegio-Universidad de la Purísima Concepción, czyli budynku Uniwersytetu Niepokalanego Poczęcia, założonego przez Juana Télleza Giróna, drugiego księcia de Osuna, w roku 1548. Uniwersytet działa (z przerwami) do dziś. Duże wrażenie robi jego doskonale zachowane dawne wyposażenie (kaplica, barokowe obrazy, freski) oraz… urodziwa młodzież żeńska.
Warto także, chrupiąc po drodze pachnące kadzidłem kościelne wypieki, pospacerować malowniczymi uliczkami, z których roztacza się widok na rozległe andaluzyjskie panoramy. A potem podjechać na Plaza Mayor, na którym stoi dość niezwykły „przelotowy” ratusz. Pod jedną z jego arkad można przejechać samochodem na drugą stronę, by następnie popędzić między sadami oliwnymi, żegnając rzutem oka w lusterko wsteczne „pozornie niepozorną” Osunę.