Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-04-01

Artykuł opublikowany w numerze 04.2011 na stronie nr. 18.

Tekst: Elżbieta Stasik,

Liczy się swoboda ducha

Berlin

Niemcy Niemcy / Europa
Metropolie Świata

Berlin jest trudny dla turysty. Jest za duży i ma zbyt dużo do zaoferowania. Na wszystko nikomu nie wystarczy czasu. W zrozumieniu fenomenu miasta może więc pomóc opuszczenie utartych, turystycznych tras i odwiedzenie mniej znanych miejsc. Nawet, jeżeli jest to tylko spacer po parku.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Pewnego lata postanowiłam rozgryźć pomniki w Tiergarten. To niełatwe. Ukryte są po kątach parku, często zarośnięte krzakami. Na wielu z nich odkryć można jeszcze ślady kul z II wojny światowej. Dopiero w ubiegłym roku miasto zadecydowało, że do 2020 roku pomniki zostaną skatalogowane i odrestaurowane. Tak spóźniona interwencja nie jest tu niczym nadzwyczajnym. Berlin ciągle odkrywa się od nowa.

 

 

TO, CO NAJWAŻNIEJSZE

 

Pomników jest 54, wśród nich – jak na stolicę Niemiec, a wcześniej – Prus, zadziwiająco mało pomników przywódców. Jest oczywiście Bismarck i pomniki wielkich duchem: Goethego, Lessinga, Fontane i Wagnera, ale przede wszystkim alegoryczne monumenty przypominające, że park był pierwotnie łowczym terenem elektorów pruskich. W tak zwanym pomniku kompozytorów uwiecznieni zostali Mozart, Haydn i Beethoven. Swój pomnik ma ukochana przez lud pruska królowa Luiza. Już wybór osobistości, przed którymi chyliło i chyli czoło miasto, świadczy o tym, co naprawdę jest dla niego ważne. Myśl, kreatywność, wolność ducha. Nawet, jeżeli rdzenny, szorstki i proletariacki berlińczyk wydaje się być o setki kilometrów oddalony od tak wzniosłych wartości – wolność ducha jest dla niego najważniejsza.
Warto zobaczyć przynajmniej kilka z tych pomników. Ot, mały spacer po Tiergarten, przy okazji oglądania Bramy Brandenburskiej, pomnika Holocaustu, czy też przed zwiedzaniem Placu Poczdamskiego. Może też lepiej zrozumiemy Berlin, jeżeli uświadomimy sobie, że parku właściwie już nie było. Spośród 200 tys. drzew wojnę przetrwało zaledwie 700, a i te poszły na opał w czasie blokady Berlina. Ale jednocześnie, już podczas blokady, zaczęto sadzić nowe. Sadzonki przylatywały słynnym mostem powietrznym.

 

WIADOMO, BERLIN

To miejsce znają wszyscy. Starszemu pokoleniu Brama Brandenburska kojarzy się z rokiem 1945 i zwycięstwem nad faszyzmem. Młodym – niekoniecznie.

METROPOLIA MIASTECZEK

 

Berlin jest trudny do ogarnięcia, w gruncie rzeczy jest zlepkiem małych miasteczek, dlatego każda z dzielnic ma swój własny charakter.
W 2008 roku sześć modernistycznych kompleksów mieszkaniowych Berlina zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Wśród nich Miasto-ogród Falkenberg w Bohnsdorf, zespół mieszkaniowy Britz, Białe Miasto w dzielnicy Reinickendorf. Każdy z nich jest fantastycznym kawałkiem historii architektury, ale któremu turyście przyszłaby do głowy wyprawa na bezpłciowy Reinickendorf, czy drobnomieszczański Britz? Czasem warto.
Spotkałam kiedyś studentów architektury z Polski, którzy opowiedzieli mi, że kilka godzin ze swojego krótkiego pobytu w mieście poświęcili na wyjazd do schroniska dla zwierząt, w położonej na skraju Berlina dzielnicy Falkenberg. Do schroniska pielgrzymują też fotografowie, kręcą tam filmowcy. Wszystko to ze względu na jego futurystyczną architekturę. Powtórzmy: Berlin jest nie do ogarnięcia. Prawdziwe oblicze miasta kryje się gdzieś po kątach, gdzie niełatwo trafić turystom.

 

 

DZIURY DO OGLĄDANIA

 

Czasem spędzam urlop w Berlinie, aby odkryć go od nowa. Nie bez powodu Berlin cieszy się mianem najsłynniejszej nieukończonej stolicy na świecie. Jednych to irytuje, innych fascynuje. Kiedy trwała budowa dworca głównego, Hauptbahhof, ludzie przyjeżdżali, żeby oglądać gigantyczny plac budowy. Podobnie było podczas narodzin Placu Poczdamskiego. Teraz „dzieje się” na nowym, gigantycznym placu budowy – Humboldthafen, tuż przy dworcu głównym. Koszty, jak zwykle, szybko przekroczyły pierwotne plany, ale budowa się rozpędza, kiedyś tam pojawi się kompleks mieszkaniowo-hotelowo-handlowy, troszkę na miarę Placu Poczdamskiego. Może się podobać, nie musi. Ale pierwsi turyści, ciekawi gigantycznych dziur w ziemi, już przyjeżdżają.
Tam, gdzie budowa jeszcze nie dotarła – królują bary i miejskie plaże z widokiem na urząd kanclerski. Też bardzo berlińska mieszanka i też kwestia gustu. Ale właśnie ta mieszanka, ten stan tymczasowości pociąga i tworzy ów mit tolerancji. Każdemu to, co lubi.

 

 

MIT CZY RZECZYWISTOŚĆ?

 

Mit czy nie – bez tolerancji Berlin nie byłby Berlinem. Wielki Elektor, Fryderyk Wilhelm ściągnął do Prus prześladowanych Hugenotów. Bardziej niż z litości – z pragmatycznych względów, do odbudowy państwa zrujnowanego po wojnie trzydziestoletniej. Największa ich grupa osiedliła się w Berlinie i musiało minąć kilka pokoleń, zanim miejscowi zaakceptowali Francuzów. Ale jak już – to na dobre. Trzy pokolenia po przybyciu pierwszych uchodźców – 70 procent hugenockich małżeństw stanowiły mieszane, francusko-niemieckie pary. Po Hugenotach został przepiękny Gendarmenmarkt, berlińska „Boulette” i nieznane tu wcześniej szparagi. Dopiero francuscy uchodźcy wprowadzili do Berlina ogródki kawiarniane. Dziś szanująca się kawiarnia serwuje chętnym kawę na zewnątrz, nawet przy minusowych temperaturach – a do kawy gruby, ciepły pled. Filiżanka kawy czy gorącej czekolady u Fassbendera & Rauscha z pledem na kolanach i widokiem na Gendarmenmarkt – to jest to!
Trzy wieki po Hugenotach Niemcy ściągnęły Turków. Też ze względu na brak rąk do pracy. I też część nowo przybyłych osiedliła się w Berlinie. Dziś miasto byłoby ubogie bez tureckich straganów, rynków, kebabów. Za chlebem przyjeżdżali do Berlina i Polacy. I tak dalej, i tak dalej. Szacunkowo, co czwarty mieszkaniec Berlina jest imigrantem.

 

 

TURYSTYCZNA PUŁAPKA - PRENZLAUER BERG

 

Fenomen tak często przywoływanej wielokulturowości Berlina tworzą nie tylko cudzoziemcy. Po zjednoczeniu boom zaczęła przeżywać wschodnia część Berlina, zwłaszcza Prenzlauer Berg. Mieszkania były tanie, atmosfera luźna, dzielnicę szybko opanowali młodzi ludzie, głównie z zamożnego południa Niemiec: Badenii-Wirtembergii, Hesji i Bawarii. Berlin był dla nich szokujący, egzotyczny, inny, niż jakiekolwiek znane im niemieckie miasto.
Dzisiaj Prenzlauer Berg jest turystyczną pułapką. Nadal kwitnie, co prawda, nocne życie – ale młodzi gniewni obrośli w piórka, zmieszczanieli. Uciekli ci naprawdę kreatywni. Dziś – jeżeli ciekawe knajpki, koncerty, offowe sceny – to w dzielnicach Friedrichshain-Kreuzberg, Neukölln, powoli też np. w Schöneweide. Niepostrzeżenie sztuka wchodzi do hangarów dawnego lotniska Tempelhof. Zmiany następują szybko, szukając ciekawego, ekscytującego Berlina, trzeba trzymać rękę na pulsie. Drogę pokazują miejskie magazyny – Tip i Zitty, internet, propaganda ustna.

 

 

SZTUKA

 

Berliński luz, przestrzeń życiowa (czynsze są ciągle jeszcze dość przystępne), niezmiennie przyciągają ludzi sztuki. Młodym artystom miasto pozwala na eksperymenty, a renomowaną już sztukę – pielęgnuje. Nie bez powodu tylko galerii jest w Berlinie kilkaset; szanujący się artysta powinien wykazać się przynajmniej kilkutygodniowym twórczym pobytem nad Szprewą. Wielu zostaje. Berlińczykiem z wyboru jest jeden z najciekawszych artystów współczesności Olafur Eliasson, został tu Artur Żmijewski, kurator przyszłorocznego Biennale Sztuki Współczesnej.
Chociażby z doskoku – warto zajrzeć do mekki sztuki współczesnej – Hamburger Bahnhof, do Bunkra, zerknąć na okno wystawowe daadgalerie w okolicach Checkpoint Charlie. Obowiązkowo powinno się poświęcić trochę czasu na Martin-Gropius-Bau. Jeszcze nie widziałam tam nieciekawej wystawy. W tym roku, do końca maja, pokazywane są rysunki ze zbiorów nowojorskiego Museum of Moderne Art.

 

 

SKARBY ŚWIATOWEGO DZIEDZICTWA

 

Tak typowe dla Berlina ciągłe zmiany nie omijają też miejsc – wydawałoby się – już okrzepłych, jednoznacznie określonych. Dla turysty oznacza to potrzebę ciągłego odkrywania miasta. Dopiero w lutym br. do Starego Muzeum (Altes Museum) wrócił ulokowany dotąd w Pergamonie zbiór greckiej sztuki antycznej. W ubiegłym roku wrócił, też rozparcelowany dotąd po różnych miejscach, zbiór sztuki etruskiej i egipskiej.
Jak i co zwiedzać? Trudno wybrać. Może, zamiast turystycznego zaliczania, lepiej pozwolić sobie na luksus spokojnego odwiedzenia np. Wyspy Muzeów? A przy okazji kolejnych wizyt – Forum Kultury (Kulturforum) i Berggruena? Tylko w Gemäldegalerie w Kulturforum czekają dzieła Rembrandta, Rubensa, Rafaela, Tycjana, Dürera, Caravaggio. W Muzeum Berggruena, przy zamku Charlottenburg, można oglądać wystawę „Picasso i jego czasy”.

 

 

SPACERKIEM

 

Kiedy na Placu Paryskim powstawały gmachy Deutsche Bank i nowej ambasady USA, architekci musieli uważać, aby budynki były wkomponowane w charakter miejsca. Nie mogły np. przewyższać Bramy Brandenburskiej. Frank Gehry, twórca gmachu Deutsche Bank, wybrnął z konserwatorskiego dylematu decydując się na skromną, piaskową fasadę. Skrzydła rozwinął dopiero we wnętrzu gmachu. O amerykańskiej ambasadzie tygodnik „Die Welt” napisał, że z gmachów przedstawicielstw dyplomatycznych brzydsza jest jeszcze tylko ambasada Chin. Słusznie. Poza konkurencją w rankingu brzydoty jest natomiast budynek byłej ambasady RP przy Unter den Linden 70-72. Ale o niej mówią jeszcze tylko czasami polskie media. Inni machnęli już ręką.
Mimo tej architektonicznej polskiej hańby, spacer po Unter den Linden jest zawsze miły. Najlepiej wczesnym rankiem, kiedy większość turystów jeszcze śpi. To właściwie jedyny moment, żeby bez tłumów pogapić się na architekturę. A jest na co, zwłaszcza od wysokości Uniwersytetu Humboldtów w kierunku Alexanderplatz.
Moich gości w Berlinie prowadzę na Dorotheenstädtischer Friedhof z grobami Heinricha Manna, Bertolta Brechta i Anny Seghers, Heinera Müllera, Karla Friedricha Schinkela.
Już sam cmentarz, w samym centrum miasta jest urokliwy; przypomnienie postaci znaczących dla sztuki, dla literatury, które wybrały właśnie to, a nie inne miasto, wydaje mi się ważne dla zrozumienia jego ducha. W Berlinie, z jego skomplikowaną przeszłością, na pewno nie jest to łatwe. Spróbować jednak warto.