Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2014 na stronie nr. 36.

Tekst i zdjęcia: Anna Morawska, Zdjęcia: Onur Özsoy,

Szusowanie w Oriencie


Góry sięgające trzech tysięcy metrów, do tego słońce, śnieg i minus dwanaście stopni, a w nocy minus dwadzieścia pięć. Mało kto zgadłby, że chodzi o Turcję, której plaże dobrze znają polscy turyści. Okazuje się, że czekają tam na nich również narty i snowboard.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Wystarczy wsiąść w Warszawie do samolotu, aby po niecałych trzech godzinach wylądować u podnóży Gór Pontyjskich w Erzurum, największym mieście we wschodniej Turcji. Na lotnisku czeka się trochę w kolejce po wizę kosztującą 15 euro. Następnie błyskawiczna odprawa paszportowa, a potem już taksówką do hoteli położonych tuż przy wyciągach.
Miasto położone jest na płaskowyżu, na wysokości 1950 m n.p.m. Najwyższy szczyt, Eder, w masywie Palandöken, ma 3180 m n.p.m. Biegną z niego dwie trasy: czarna – trudna i stroma oraz czerwona – spokojna, zaskakująca pięknymi widokami. Narty same się zatrzymują, a ręka sięga po aparat. Trasa na dół do gondolki zajmuje 20 minut. To jedyna gondola w tych górach. Na pozostałych trasach są tylko krzesełka. Niestety nie chronią one od wiatru, który daje się tu we znaki. Podobnie zresztą jak na sąsiednim masywie Konakli, dokąd dojeżdżają ski-busy.

 

BEZ TŁOKU NA STOKU

Z pięciu hoteli w masywie Palandőken  można wyjść prosto na stok. W oddali miasto Erzurum.

CHOĆ BIAŁA, TO CZERWONA

Z Eder, najwyższego szczytu (3180 m n.p.m.), biegną dwie trasy – czarna i czerwona, widoczna na zdjęciu.

 

DO CZEGO SŁUŻĄ GÓRY

 

Turcja nie kojarzy się ze sportami zimowymi, a jednak od czterech lat powinna. Wszystko zaczęło się od budowy skoczni narciarskiej Kiremittepe w Erzurum. Następnie na obrzeżach miasta powstały ośrodki narciarskie: Konakli (z trasami narciarstwa alpejskiego) i Palandöken (z trasami snowboardowymi oraz narciarstwa dowolnego). Ten drugi jest lepszy, ma więcej szlaków (od oślich łączek po czarne trasy), ma też pięć hoteli. Ośrodki i wyciągi powstały na zimową uniwersjadę, która odbyła się w Erzurum przed trzema laty. Dwa lata temu zorganizowano z kolei Mistrzostwa Świata Juniorów w Narciarstwie Klasycznym.

Turcy dopiero się uczą, do czego służą zimą wysokie góry. Tylko niektóre trasy są codziennie przygotowywane, choć ski-passy sprzedawane są na wszystkie – za 40 tureckich lir (80 złotych) za dzień. Te, które są otwarte i wyratrakowane, nie budzą większych zastrzeżeń (choć zdarzają się i kamienie). Brakuje też ski-barów, w alpejskich kurortach obecnych niemal na każdym zakręcie. W całym masywie Palandöken, na trasie od hotelów do szczytu (ok. 1000 m różnicy poziomów), są zaledwie trzy bary, w których można się napić lokalnego piwa Efes lub herbaty z charakterystycznej małej szklaneczki.
Na stokach spotyka się na razie przeważnie polskich i rosyjskich narciarzy oraz snowboardzistów. Przebywa tam jednocześnie może z 500 osób. A że tras jest sporo, powstaje czasami wrażenie, że zjeżdżamy swoją prywatną narciarską drogą lub wjeżdżamy prywatnym wyciągiem.
Na łagodniejszych stokach widać narciarzy w dżinsach, sweterkach i czapkach, którzy próbują zjeżdżać pługiem, przewracając się co chwilę. To Turcy, którzy dopiero odkrywają, do czego służą narty. Ze zdumieniem przyglądają się niekiedy narciarzom w kombinezonach i kaskach, jakby stworom z innej planety. Zdarza się, że na migi zaczepiają turystów, aby zrobić sobie z nimi zdjęcie na stoku. Przy wejściu na wyciąg krzesełkowy można natknąć się też na tureckich dziennikarzy z aparatami i kamerami. Turyści z Europy, a w szczególności blondwłose narciarki, mogą być zawsze pewni, że znajdą się w najbliższym wydaniu któregoś z dzienników lub na okładce magazynu.

 

 

TEN TANIEC BAR SIĘ NAZYWA

 

Tutejsze hotele są już na europejskim poziomie – z basenami, łaźniami, saunami i siłowniami. Jedzenie jest również europejskie, choć z tureckimi akcentami. Na szwedzkim stole pojawia się baranina, a na deser tureckie słodycze, na przykład baklawa. Język angielski nie jest jednak mocną stroną obsługi. Zamawiając gorącą wodę w restauracji, można dostać wodę z lodem. Zamiast trzech butelek wody, dostanie się jeden kubeczek. Niektórzy kelnerzy udają, że rozumieją. Mówią „yes, yes”, po czym znikają i nie realizują zamówienia. Zdarza się, że górę biorą różnice kulturowe. Kiedy kobieta siedzi sama przy stoliku, nie ma większego problemu, żeby została obsłużona. Kiedy przebywa z mężczyzną, to on musi dokonać zamówienia, bo kelner potraktuje ją jak powietrze.
Erzurum to dość konserwatywne miasto. W hidżabach chodzą już małe dziewczynki, a starsze panie zakryte są czarnymi burkami. Pod rękę spacerują ze sobą wyłącznie mężczyźni. Turcy przechadzający się ze swoimi żonami przeważnie ich nie dotykają. Próżno też szukać kobiet w tureckich knajpkach. To miejsca tylko dla panów, którzy debatują tam godzinami przy herbacie. Zdarza się też, że ze sobą tańczą, trzymając się za ramiona – ten ludowy taniec nazywa się bar. Niektórzy siedzą na ziemi przykrytej dywanem i przekładają w ręku tespih (muzułmański różaniec), specjalny dla mężczyzn. Czarny bursztyn, z którego jest wykonany, wydobywa się właśnie w Erzurum, dlatego dominuje on w tamtejszych sklepach z biżuterią.
Mimo widocznego przywiązania mieszkańców tego miasta do swojej religii i tradycji, cokolwiek kosmiczni, zimowi turyści w kaskach i goglach są dla nich dużą atrakcją. Robią sobie z nimi zdjęcia, a w sklepach na migi życzliwie podpowiadają, co kupić, a co lepiej nie.

 

PRZEZ ŚNIEG DO MECZETU

Erzurum leży na wysokości 1950 m n.p.m., u podnóża Gór Pontyjskich. Przez kilkaset lat było ważnym ośrodkiem naukowym oraz religijnym i uchodziło za bastion islamu.

PUCYBUT Z ERZURUM

Panowie czyszczący buty świadczą usługi najczęściej w pobliżu meczetów. Muzułmanie przed wejściem do świątyni pozostawiają obuwie czyste, nawet zimą.

SLALOM Z WILKAMI

 

W mieście znajdują się cztery meczety z XII i XVI wieku. Oprócz nich znajdziemy tu również ruiny cytadeli bizantyjskiej z V wieku. Wąskimi kamiennymi schodami można się wspiąć na szczyt wieży zegarowej, z której widać panoramę miasta rozciągającą się w każdą stronę świata. Stąd widoczne są dwie charakterystyczne wieże minaretów medresy, w której od XIII wieku uczono prawa, języka arabskiego oraz koranu. Później zaczęto w niej wykładać także nauki ścisłe. Przez kilkaset lat medresa w Erzurum była ważnym ośrodkiem naukowym i religijnym. Za dnia widać z wieży, niestety, również wielką ciemną chmurę nad Erzurum. To smog. Turcy ogrzewają mieszkania głównie węglem, a że miasto ze wszystkich stron otoczone jest wysokimi górami, wisi nad nim zanieczyszczone powietrze.
Mimo widocznych zabytków dominują tu jednak nowe, wysokie bloki. Sporą część z nich nazwalibyśmy apartamentowcami. Prężnie rozwijają się też trzy firmy call center oraz banki. Ponadto w Erzurum stacjonuje 40 tysięcy zawodowych żołnierzy, a w górach znajdują się wojskowe bazy NATO, co przynosi konkretne korzyści ekonomiczne temu regionowi.
Największe wrażenie robią otaczające miasto góry. Mają one szansę stać się atrakcją Turcji nie mniejszą niż plaże. Dobry przykład dla Erzurum płynie właśnie z nadmorskiego Izmiru czy Bodrum, gdzie turystyka stała się główną gałęzią gospodarki. Jeśli Turcy zainwestują w lepsze wyciągi i będą dbać o swoje trasy, to za 5 czy 10 lat góry Palandöken mają szansę zasłużyć na miano azjatyckiego Aspen. Na razie tamtejsza sportowa infrastruktura nie jest jeszcze wykorzystywana na tyle, aby przynosić większe zyski.
Tureckie góry są naprawdę niezwykłe. Udało mi się tutaj spotkać nawet stado wilków, które w pewnym momencie wbiegły na tor narciarskiego slalomu. One też dopiero odkrywają turystów.