Jest takie miejsce na świecie, ukryte w sercu Himalajów pomiędzy Chinami a Tybetem, które zwą królestwem Szangri-la, „ostatnią krainą szczęścia i cudownej natury”. Jego oficjalna nazwa to Bhutan albo Druk Jul, czyli Królestwo Smoka.
Dostępny PDF
Dla większości ludzi Królestwo Bhutanu pozostaje krajem nieznanym. Nie pisze się o nim na pierwszych stronach gazet, wzmianki telewizyjne pojawiają się średnio raz na dziesięć lat. Jest to państwo o powierzchni 47 tys. km2, którego mieszkańcy (750 tys.) żyją w symbiozie z naturą, a „narodowe szczęście” usiłuje się tu mierzyć w skali brutto. W Bhutanie wymyślono „wskaźnik narodowego szczęścia brutto” GNH, który zainspirował powstanie w 2006 roku Światowego Indeksu Szczęścia HPI. Próbuje się nim zastąpić tradycyjny miernik rozwoju, czyli produkt krajowy brutto PKB.
W tej pięknej krainie 80 procent lasów znajduje się pod dożywotnią ochroną. Połowa kraju leży powyżej 3000 m n.p.m., a granica wiecznych śniegów przebiega stosunkowo nisko, bo 4500-4900 m n.p.m. W przejrzyście czystych strumieniach pluskają pstrągi, a nad głowami co chwila przelatują orły. Znajdziemy tu przepiękne góry, miłych ludzi, ciekawą architekturę i oryginalną sztukę.
TYGRYSIE GNIAZDO
Zawieszony na skalnym zboczu (patrz zdjęcie tytułowe) klasztor Taktsang to najświętsze miejsce Bhutańczyków. Legenda mówi, że założył je Guru Rinpocze, który przyleciał tu na grzbiecie tygrysicy.
ZIELONE!
Timphu to stolica bez świateł ulicznych. Ruchem kierują sympatyczne policjantki.
MNISZE ŻYCIE
Gra na tradycyjnych bhutańskich tubach to sposób na odpędzenie złych mocy i jedyna rozrywka w żeńskim klasztorze w dolinie Phunaka.
KOLOROWO, BEZKREDYTOWO
Lądując na lotnisku w Paro, widać jak wielkie umiejętności muszą posiadać miejscowi piloci, aby posadzić maszynę w wąskiej dolinie. Przekonał się o tym nawet premier wielkiego patrona Bhutanu, czyli Indii, który krążył prawie dwie godziny, zanim pilot odważył się na lądowanie. Podniebna flota krajowego przewoźnika, Druk Air, liczy… trzy samoloty.
Kraj należy do najmniej rozwiniętych na świecie. Stolica Timphu nie posiada sygnalizacji ulicznej, więc ruchem kierują tu ładne policjantki. Nikt się nie śpieszy, nikt na nikogo nie trąbi, a cały ruch wydaje się płynąć w zgodzie i harmonii. Nie ma tu również bankomatów, kart kredytowych i pożyczek – przeciętnym Bhutańczykom nieznanych.
Ulice przemierzają ludzie w kolorowych strojach z jedwabiu – mężczyźni w tradycyjnym gho, kobiety w lśniących kirach. Nad klasztorami i świątyniami (dzonkami), a także urzędami powiewa wszechobecna flaga królestwa. Barwy państwowe spotkać można równie często nad oknami zwykłych domów, bo mieszkańcy Bhutanu – niezależnie od ich skromnego poziomu życia i niezależnie od tego, co myślą o swoim szczęściu w skali brutto – dumni są ze swej tradycji i pochodzenia. Górna część flagi jest koloru żółtego i symbolizuje władzę świecką króla, natomiast dolna, w kolorze pomarańczy, to symbol religii buddyjskiej. Widniejący pośrodku smok kojarzony jest z czystością, zaś klejnoty, które trzyma między zębami, świadczyć mają o bogactwie i doskonałości kraju.
Flaga zdobi również stadion narodowy w Thimphu. I choć piłka nożna z dnia na dzień staje się tu coraz bardziej popularna, to największe emocje wzbudza łucznictwo. Ten sport kultywuje się w Bhutanie od pokoleń, a tutejsi zawodnicy są prawdziwymi mistrzami. Celując do dziewięćdziesięciocentymetrowej tarczy, trafiają dziewiątki i dziesiątki z odległości 145 kroków.
MANTRA NA DWIE RĘCE
Na młynkach modlitewnych wypisane są mantry. Obracanie walcami jest równoznaczne z ich recytowaniem.
PĘDEM DO NAUKI
Mnichami zostają w Bhutanie już 6-letni chłopcy. Jest to najprostszy i najtańszy sposób na wyedukowanie pociech w tym kraju.
PODZIWIAJ I PŁAĆ
W celu ochrony tutejszej dziewiczej przyrody Bhutan prowadzi politykę „reglamentowania” gości odwiedzających kraj. Obowiązuje między innymi zniechęcająca stawka dzienna za wizę – 240 dolarów amerykańskich! Tyle każdego dnia trzeba tu zostawić, co pokrywa wprawdzie koszty przewodnika, hoteli i wyżywienia, ale i tak dla zwykłego turysty jest to kwota astronomiczna. Więcej niż połowę wpływów z turystyki przeznacza się na rozwój królestwa, m.in. na elektrownie wodne. (Topografia Bhutanu raczej nie pozwala na budowę lotnisk czy tworzenie wielkiej bazy hotelowej).
Prawie 70 procent ludności żyje z upraw i hodowli. Dla kogoś, kto przybywa z terenów uprzemysłowionych, ten pasterski krajobraz wydaje się nierealnie piękny. Okna domów pomalowane są w kolorowe wzory, dachy pokryte gontami, dziko rosnąca gryka i kryte mosty – to widoki przyprawiające mieszczucha o zawrót głowy.
Religijność Bhutańczyków i wszechobecne obiekty kultu dopełniają krajobrazu krainy. Kapliczki, zwane czortenami, upamiętniające ważne wydarzenia, flagi modlitewne i młynki poruszane wodą ze strumieni przypominają, jak ważny jest tu buddyzm. Jego zasady dyktują postawy i sposób myślenia mieszkańców Bhutanu.
MONARCHIA TANTRYCZNA
Bhutan jest jedynym państwem na świecie, gdzie buddyzm tantryczny, tzw. Wielki Wóz (mahajana), jest religią oficjalną; na Zachodzie znany też pod nazwą Diamentowy Wóz (wadżrajana). Reprezentuje on najpóźniejszą fazę długiej ewolucji buddyjskiej religii. Buddyzm tantryczny znikł z Indii, czyli swojej kolebki, w momencie najazdów muzułmańskich i przetrwał tylko w Tybecie, Nepalu i Bhutanie.
Bhutańczycy nie odrzucają własnego dziedzictwa duchowego w imię kulturowych nowinek czy obcych systemów wartości. Głęboko religijni i nigdy nieskolonizowani, dumni są ze swojej kultury. Poza pięknym krajobrazem, architekturą oraz uprzejmością ludzi to właśnie w owej spokojnej pewności siebie oraz dumie z wyznawanych zasad leży sekret i siła przyciągania Bhutanu.