Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2014 na stronie nr. 66.

Tekst i zdjęcia: Anna Sobotka,

Narty w Stanach


W Sun Valley, w drewnianym schronisku u stóp gór, Ernest Hemingway skończył powieść „Komu bije dzwon” i oczarowany urodą okolicy osiedlił się w pobliskim Ketchum. Wkrótce do Doliny Słońca w środkowym Idaho zaczęli przyjeżdżać na narty: Gary Cooper, Marylin Monroe oraz rodzina Kennedych, przyciągając rzesze innych znanych osobistości.

Pierwsza wzmianka o narciarstwie w USA, z 1850 roku, dotyczy listonosza norweskiego pochodzenia, „Snowshoe” Thompsona, który przez dwadzieścia zim dostarczał pocztę z północnej Kalifornii do Carson Valley w Idaho. Pierwszy amerykański wyciąg linowy zbudowano w 1913 roku w Kalifornii, a wyciąg krzesełkowy w 1936 roku w Sun Valley, do dziś uważanym za perłę amerykańskich kurortów narciarskich. Przy odrobinie szczęścia można tam na wyciągu nawiązać rozmowę z Clintem Eastwoodem, Bruce’em Willisem, Billem Gatesem czy Johnem Kerrym.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

 

PUCHOWY ŚNIEGU TREN

 

W USA zauważalny jest podział terenów narciarskich – na krainę śnieżnego puchu w zachodniej części kontynentu oraz krainę lodu na wschodzie, z naturalną granicą pomiędzy nimi tworzoną przez Góry Skaliste. Na zachodzie obfite opady sypkiego i suchego śniegu pokrywają góry grubą, puszystą warstwą amortyzującą upadki, zlepiając w jedno trasy i górskie zbocza. Część wprawdzie zostaje ubita przez pracujące nocami ratraki, ale większość pozostaje dostępna w stanie naturalnym, zapraszając narciarzy do swobodnego wytyczania własnych szlaków.
Te legendarne już warunki narciarskie – kalifornijskie słońce, śnieg i atmosfera Dzikiego Zachodu – przyciągają narciarzy z całej Ameryki, a także z innych kontynentów. Jedni wybierają przetarte szlaki, inni pokonują pierwszy szok jazdy w kopnym śniegu, a następnie wyruszają przed siebie, zamieniając regularne narciarstwo w niekończącą się przygodę. Przybysze z Europy podkreślają zresztą nie tylko urok dziewiczych zjazdów, ale i galanterię na stokach. Zatłoczone europejskie ośrodki stanowią prawdziwą wieżę Babel, co nie sprzyja nawiązywaniu przyjacielskich kontaktów. W stacjach narciarskich Ameryki jest inaczej – łatwiej prowadzi się sympatyczne rozmowy, a lokalni bywalcy natychmiast rozpoznają obcych, chętnie dzieląc się z nimi swoimi tajemnicami, wskazując najlepsze zjazdy.
Kalifornia dotknięta jest obecnie rekordową suszą i zimowe opady śniegu stały się coraz bardziej nieprzewidywalne, toteż narciarze z Wybrzeża Zachodniego powoli przenoszą się na zbocza wulkanu Mount Hood w Oregonie lub stoki w Górach Kaskadowych. Ale najwięcej popularnych zimowych wczasowisk skupia się pomiędzy szczytami Gór Skalistych. Na północy, w mroźnej Montanie, można czasami zauważyć narciarza w kowbojskim kapeluszu, zaś po nartach zakosztować świata westernów i przyłączyć się do rodeo na mechanicznym koniu.
Gdy mrozy zaczną dokuczać za bardzo, należy skierować się na południe, gdzie dominują dwa niezapomniane tereny narciarskie: Jackson Jole i Grand Turghee, a nieco dalej Steamboat, który jak potężny fort wyrasta z płaskiej wyżyny północnego Kolorado. Największą popularnością cieszą się jednak kurorty centralnego Kolorado. Aspen, Vail, Cooper Mountain czy Beaver Creek przyciągają rzesze krajowych i zagranicznych narciarzy magicznymi górami i fascynującymi trasami oraz nie mniej intensywnym życiem pozasportowym. Moda i snobizm trochę spychają tu narciarstwo na drugi plan, ale nie są w stanie pokonać siły przyciągania gór i piękna zasypanych śniegiem kotłów.

 

NO NAME PEAK

Na Górę Bez Nazwy w Snowbasin nie ma wyciągu. Wysiłek podejścia na szczyt wynagradza możliwość zjechania i pozostawienia pierwszych śladów na nieskalanym śniegu, który pada tutaj często.

ZADUMA CZY NIEPEWNOŚĆ?

Sam na sam z zimową naturą w Brighton, niedaleko Salt Lake City, gdzie nie brakuje miejsc pięknych i pustych, ale też bardzo stromych stoków.

 

ZIMOWE NATCHNIENIA

 

Dla prawdziwych miłośników natury i otwartych przestrzeni najpiękniejsze jest narciarstwo w Utah. Jest to stan niezwykły, rozsławiony czerwonymi skałami parków narodowych i opadami śniegu. Narciarstwo jest tu powszechnie uprawianym sportem, a każda burza śnieżna – oczekiwanym wydarzeniem, wyludniającym sklepy, firmy i urzędy. Większość tras zjazdowych skupia się wokół stromych i skalistych łańcuchów górskich Wasatch, ograniczających od wschodu Dolinę Wielkiego Słonego Jeziora, ze stolicą stanu – Salt Lake City. W niewielkiej odległości od miasta leżą popularne: Alta, Snowbird, Solitude i Brighton. Ukryte w dwóch groźnych, ale niezwykle malowniczych kanionach Little Cottonwood i Big Cottonwood, przenoszą w czasy, kiedy jeżdżenie po górach było bardzo indywidualnym przeżyciem.
Alta słynie z najobfitszych opadów śniegu i… dyskryminacji snowboardzistów. Taka polityka jest współcześnie bardzo rzadka, ale sprawia, że Alta jest rajem dla narciarzy. Po drugiej stronie skalistego grzbietu górskiego o wysokości ponad 3000 metrów n.p.m. rozciąga się teren Snowbird, gdzie wszyscy mają równe prawa. Oba rejony pod samym szczytem połączone są długim tunelem z ruchomym chodnikiem transportującym narciarzy. Zapewnia on nie tylko atrakcję, bo również ewakuację… w przypadku ekstremalnych warunków pogodowych. Snowbird jest opanowany przez deskarzy, którzy popisują się na jego stromych żlebach. W każdym amerykańskim ośrodku narciarskim, na wschodzie czy zachodzie kraju, znaleźć można snowparki, gdzie miłośnicy akrobacji wytrwale trenują skoki i obroty na śnieżnych skoczniach lub na half pipe. Nic więc dziwnego, że tutejsi snowboardziści w stylu dowolnym zdobywają olimpijskie medale.
Szczególnym i lubianym miejscem jest Brighton. Tutaj jest zawsze cicho i spokojnie, nawet po obfitym opadzie śniegu, kiedy w Alcie czy Snowbird tworzą się kolejki do wyciągów. Także w Solitude, jak mówi sama nazwa, nietrudno o spokój, a nawet samotność.
Po drugiej stronie grzbietu Wasatch, na rozleglej wyżynie, leży miasteczko Park City, słynne z pięknych stoków oraz elitarnego festiwalu filmowego Sundance, organizowanego corocznie przez Roberta Redforda. Nasycone kolorami i hotelami stanowi odpowiednik koloradzkiego Aspen. Także trzy położone w pobliżu kurorty: Deer Valley, Park City i The Canyons są bardzo cywilizowane. Narciarskie rankingi od lat umieszczają je w światowej czołówce.
Do ciszy i lokalnego charakteru Utah powraca się w okolicach Ogden, gdzie leżą dwa odosobnione tereny narciarskie: Powder Mountain i Snowbasin. Pierwszy jest lokalną tajemnicą – miejscem o atmosferze najlepiej oddanej nazwami tutejszych tras – „Natchnienie” czy „Raj”. Drugi jest terenem zimowej olimpiady z 2002 roku – wydarzenia, które nadało Snowbasin zdumiewające oblicze. Miejscowe schroniska przypominają imponujące luksusowe hotele – do odpoczynku zapraszają wczasowiczów na skórzane kanapy, do posiłków pod kryształowe żyrandole, a na codzienną toaletę do marmurowej łazienki. Ta mieszanka luksusu i surowej zimowej scenerii działa odurzająco i na długo pozostaje w pamięci.

 

FRUWANIE I MIĘKKIE LĄDOWANIE

Narciarskie kaskaderstwo w puszystych śniegach zachodniej Ameryki jest i przyjemne, i w miarę bezpieczne.

ACH, W UTAH

Samotność (po angielsku solitude) można odnaleźć w... Solitude. To jeden z najbardziej lubianych ośrodków narciarskich w Utah.

PIZZA POD ŻYRANDOLEM

Wnętrze jednego z luksusowych schronisk poolimpijskich w Snowbasin. Tutaj nawet pizza zamienia się w wytworny posiłek.

 

NA WSCHODZIE PO LODZIE

 

Na wschodzie Stanów narciarstwo ma odmienne oblicze. Appalachy to wysokie, zarośnięte lasami kopy o łagodnych zboczach. Toteż narciarskie miejscowości, od Karoliny Północnej po Maine, nie różnią się od siebie zasadniczo. Za to ciągle zmienia się pogoda. Temperatury wahają się nieustannie, śnieżyce przeplatane są ulewnymi deszczami, a fale odwilży i silnych mrozów tworzą ze śniegu twardą skorupę. Narciarze mają na Wschodzie trudne zadanie. Zwykli pasjonaci tego sportu nieczęsto znajdują zadowolenie, podobnie jak zjazdowi ekstremiści, którzy mogą czuć się zawiedzeni. Oczywiście, zdarzają się dni, że idealne warunki wprawiają amatorów zimy w stan euforii, wynagradzając zmarnowany czas. Ale taka łaskawość tutejszej natury to raczej wyjątek.
Mimo to i na Wschodzie są miejscowości o przyciągającej sławie. W najwyższych partiach pasma Adirondack, w pobliżu Lake Placid, króluje góra Whiteface, powszechnie zwana Górą Lodową. Na jej stokach dwukrotnie rozgrywały się zimowe olimpiady. Jest ona potężna i groźna, pocięta trasami o największym pionowym spadku na całym Wybrzeżu Wschodnim. Odstrasza ona temperaturami spadającymi do minus 30 stopni Celsjusza. Mimo to jest popularna i często zatłoczona. Wczasowe atrakcje oferuje Lake Placid, gdzie skocznie narciarskie, tor bobslejowy, lodowisko i wyścigi psich zaprzęgów na zamarzniętym jeziorze zapewniają dodatkową zimową rozrywkę.
Bardzo popularne są również tereny narciarskie na stokach White czy Green Mountains – gór, które geograficznie należą do Appalachów, ale widokowo bardziej przypominają Góry Skaliste. Prawdziwie błyszczą i przyciągają w tych okolicach stoki rozległego Kilington czy Okimo, a także Stratton, Sugarbush i Stowe.

 

PRZECIĄG, NIE WYCIĄG

Gdy z jednej strony sypie śnieg i wieje wiatr, tunelem w Alcie można przemieścić się na słoneczne stoki po drugiej stronie gór. Narciarze przeciągani są tam ruchomym chodnikiem.

SZUSUJ, GDZIE CHCESZ

 

Popularne i czasami zbyt masowe, ale zawsze piękne, narciarstwo wymaga hartu ducha i ciała oraz odporności na zimowe warunki. I bez względu na fakt, gdzie jest uprawiane, wszędzie wyzwala silne emocje. Zapewnia wypoczynek i pożądany współcześnie wysiłek fizyczny. Pozwala na ucieczkę od dusznych miejskich pomieszczeń, umożliwia niemal terapeutyczny kontakt z przyrodą.
W Stanach narciarze nie mogą narzekać. Mogą wybrać się do jednego z wielu wygodnych kurortów, z doskonale wygładzonymi trasami narciarskimi, idealnymi, aby doskonalić styl jazdy. Mogą również wyruszyć po przygodę, czyli skorzystać z unikalnej amerykańskiej oferty otwartych przestrzeni. Szusowanie po nich, gdy się tego chce i trochę zaryzykuje, zamienia się w fascynujące spotkanie z zimowym królestwem natury.
Amerykańskie białe szaleństwo ma wiele twarzy, zachowując przy tym urok utracony już przez gęsto zaludnioną Europę – urok dzikości.