Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2014 na stronie nr. 24.

Tekst i zdjęcia: Anna Książek,

Gorące Boże Narodzenie


Jak pisał Evelyn Waugh: „Fascynacja Meksykiem bierze się z pobudzenia przezeń wyobraźni. Tu wszystko może się zdarzyć i niemal wszystko się już zdarzyło”.

Udaję się do Meksyku w grudniu, aby poczuć atmosferę Bożego Narodzenia. Meksyk to drugi po Brazylii kraj o największej liczbie katolików – gdy mówię, że jestem z Polski, od razu jestem kojarzona z Janem Pawłem II.
Miasto Meksyk wita mnie iluminacją. Na zócalo (rynku) stoi gigantyczna choinka, oczywiście z logo Coca-Coli, bo Meksyk jest jednym z kluczowych rynków sprzedaży tego napoju. Większa część zócalo (a jest to największy plac na świecie, o wymiarach 220×240 metrów) została przeznaczona na lodowisko. Feeria kolorów oszałamia, do tego głośna muzyka i tłumy. Odchodzę w boczną aleję, gdzie są podobne tłumy i panuje radość z opadów śniegu. Tak, w Meksyku wszystko jest możliwe, nawet śnieg przy temperaturze 20 stopni. To nie jest to, czego szukam. Za dużo ludzi, za głośno…

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

PUEBLO MAGICO

Czyli urocze miasteczko – Tepotzotlan. W centrum stoi barokowy kościół p.w. św. Franciszka Ksawerego.

PASTUSZKOWIE PRZYBYWAJCIE

Spektakl pastorelas w Tepotzotlan – pasterze wybierają się do Betlejem. Przed nimi długa droga okraszona muzyką i dobrym humorem.

SIELSKO, ANIELSKO

W Morelii na okres Bożego Narodzenia główny plac przemienia się w szopkę realnych rozmiarów.

 

PRZYBIEŻELI DO TEPOTZOTLAN PASTERZE

 

Tepotzotlan leży niecałą godzinę jazdy na północ od Mexico City. Uznane za pueblo magico, czyli urocze miasteczko, stanowi cel weekendowych ucieczek ze stolicy. Mnie przyciąga sława pastorelas, tradycyjnego przedstawienia przedświątecznego obchodzonego w tym roku po raz pięćdziesiąty. Jako że pastorelas rozpoczyna się wieczorem, mam czas na spotkanie z miasteczkiem. Jego centralną część zajmuje barokowy kościół pod wezwaniem jezuickiego Świętego Franciszka Ksawerego. Obok znajduje się kaplica wypełniona figurkami aniołów, świętych, roślin, a wszystko to wykonane jest w złocie.
Potrzebuję chwili odpoczynku. Po drugiej stronie placu mieści się mercado, liczne stoiska kuszą lokalną kuchnią. Wybieram tortille z niebieskiej kukurydzy nadziewane huitlacoche (grzyby porastające kukurydzę) i kwiatami cukinii, a jako dodatek salsę z zielonych pomidorków. Wszystko przygotowywane na bieżąco, okraszone rozmową z señorą. Dowiaduję się, że dzisiaj ostatni dzień pastorelas (16 grudnia) i może być problem z zakupem biletów. Biegnę do kas i… biletów brak. Nie wierzę, przekonuję, że specjalnie z Polski przyjechałam, na co słyszę odpowiedź, że wkrótce ruszy sprzedaż internetowa na rok przyszły. Staram się uśmiechać najpiękniej, jak potrafię, i przekonuję, że jeden bilet na pewno się znajdzie.
Mija pół godziny i nic… Nagle rozwiązanie: – Przyjdź o 17, może coś się znajdzie… Włóczę się po miasteczku, które chwilowo utraciło czar. Gdy wracam do Hosteria del Convento de Tepotzotlan, gdzie odbywają się pastorelas, z daleka widzę długą kolejkę. Chodzi o zajęcie dobrych miejsc podczas spektaklu. Kręcę się dookoła i słyszę, że ktoś mnie woła. To Maria z kasy. Jest bilet, jeden jedyny, po prostu magicznie się znalazł! Po godzinie wchodzimy na dziedziniec, witani świątecznym owocowym ponczem na bazie tequilli. Jako jedyna obca zajmuję honorowe miejsce obok burmistrza Tepotzotlan. Pastorelas czas zacząć…
Tradycja tego przedstawienia pochodzi z XVI wieku, gdy misjonarze uczyli miejscową ludność religii katolickiej. Pasterze, kierowani Gwiazdą Betlejemską, udają się na spotkanie z Dzieciątkiem Jezus. Na swojej drodze napotykają liczne przeszkody, piekielne postacie i anioły, dobro i zło, każde próbuje przekonać pasterzy do swojej wizji świata. W przedstawieniu występuje 150 aktorów i publiczność, która razem z pasterzami śpiewa świąteczne pieśni (przy wejściu każdy otrzymuje teksty). Wszyscy zmierzamy radośnie do Betlejem i wspólnie wychodzimy na ulice miasteczka, aby świętować przy blasku świec i śpiewie.
Pokaz sztucznych ogni, występ mariachi i wracamy do konwentu na kolację: zaczynamy od pozole, świątecznej gęstej zupy z mięsem i warzywami. Następnie serwowane jest kilka rodzajów tamales, czyli masy kukurydzianej z dodatkami (ser, papryczki chilli, mięso) zawiniętej w liście kukurydzy. Z tamales doskonale komponuje się champurrado, gorący napój na bazie masy kukurydzianej i czekolady z dodatkiem cynamonu, anyżu i wanilii. Do tego jeszcze buñuelos – przypominają polskie faworki, tyle że rozmiaru tortilli, z syropem z brązowego cukru i aromatem cynamonu. Na zakończenie café de olla, kawa z cynamonem podawana w glinianym garnku.

 

DIABLO KUSZĄCE

Na drodze do Betlejem pojawiają się pokusy – a może tak przejść na stronę Lucyfera?

KSIĄŻĘ NIEBIAŃSKIEJ ARMII

Nadchodzą aniołowie na czele z archaniołem Michałem. Obronią przed piekielnymi siłami i zapewnią bezpieczną drogę.

NIEBO GWIAŹDZISTE NADE MNĄ

Barrio del Artista w Puebli to deptak z 50 warsztatami plastycznymi. Wieczorem staje się dzielnicą bohemy i doskonałym miejscem do posłuchania muzyki na żywo.

 

DZIEWIĘĆ POSAD DO BETLEJEM

 

Opuszczam Tepotzotlan, udając się w kierunku Querétaro. Czuję się jak Alicja w krainie czarów, spacerując po placu udekorowanym rubinowymi bombkami: bombki wśród klombów, w fontannie, a w powietrzu unosi się jazzująca muzyka. To Plaza de Armas, natomiast Jardín Zenea przemienił się w realnych rozmiarów scenki z narodzin Jezusa, a także nieba, piekła czy zwierząt z Arki Noego.
Jestem pod wrażeniem życia kulturalnego Querétaro. Jednego wieczoru wybieram się do Muzeum Miasta na kameralne przedstawienie – wyśpiewanie najsłynniejszych arii z „Upiora w operze”, innego dnia idę na koncert jazzowy. Liczne projekcje filmowe i świąteczny nastrój czynią to miasto idealnym, a uroku dodaje brak turystów. Gdy pojawiłam się tam ponownie w styczniu i udałam się na kameralną projekcję opery, kilka osób mnie rozpoznało.
Mój kolejny cel to San Miguel de Allende. Na brak gringos nie można tu narzekać. San Miguel zwany jest potocznie Disneylandem Meksyku. To ulubione miejsce emerytów ze Stanów. Urocze miasteczko, gdzie częściej słyszę angielski niż hiszpański. Wytrzymałam 48 godzin, w tym czasie uczestniczyłam w świątecznym koncercie jazzowym, wzięłam udział w posadas i udałam się do okolicznych gorących źródeł. Ale po kolei, pierwsze spotkanie to Parroquia de San Miguel Arcangel, osobliwy kościół z dwiema różowymi wieżami. Wybudowany w XVII wieku, w XIX wieku wzbogacony o wieże przez lokalnego murarza zainspirowanego belgijską pocztówką.
Podczas wieczornego spaceru znajduję plakat informujący o odbywających się posadas. Jest 9 posad symbolizujących 9 miesięcy, jakie Jezus spędził w łonie Marii, lub inna interpretacja: 9 dni podróży do Betlejem. Posadas odbywają się podczas dziewięciu kolejnych dni poprzedzających Boże Narodzenie. Wędrujemy uliczkami San Miguel, śpiewamy pieśni, a na czele Maria z Józefem w oczekiwaniu na Jezusa. Atmosfera jest niepowtarzalna, każdego dnia przybywamy do innego miejsca w poszukiwaniu schronienia w Betlejem. Kulminacyjny dzień to Boże Narodzenie, od rana obserwuję miejscowych zmierzających do kościołów z Dzieciątkiem Jezus. Wcześniej zastanawiałam się, dlaczego na wystawach sklepów widzę dużo lalek, teraz zrozumiałam.

 

BOMBKOWE MIASTO

W Querétaro purpurowe bombki są wszędzie – w trawie, w fontannie, pod pomnikiem…

PÓJDŹMY WSZYSCY DO STAJENKI

Posadas – tradycyjne procesje przed Bożym Narodzeniem. Wąskimi uliczkami pochód wędruje do Betlejem przez San Miguel de Allende. Na czele Maria z Józefem.

ŚWIĄTECZNA ATMOSFERA?

Plażowanie to jeden ze świeckich rytuałów bożonarodzeniowych w Meksyku. Idealne warunki do odpoczynku po świątecznych atrakcjach stwarza plaża Maruata.

 

TRZEJ KRÓLOWIE Z MORELII

 

Unikałam Puebli przez trzy wizyty w Meksyku, wydawała mi się za duża – 1,4 miliona mieszkańców. Aż w końcu trafiłam do Miasta Aniołów, ponieważ tak brzmi pełna nazwa osady założonej w 1531 roku przez Hiszpanów. Legenda głosi, że aniołowie zstąpili z niebios, by nakreślić kształt miasta. Na spotkanie z aniołami długo nie musiałam czekać, wypełniają one wnętrze katedry, której budowa zajęła 90 lat (od 1550 do 1640 roku). Dla osób ciekawych rekordów: katedra w Puebli ma najwyższą dzwonnicę w Meksyku – 69 metrów.
Na ulicach wiszą osobliwe gwiazdy. To pinatas, świąteczna dekoracja, której tradycja sięga XVI wieku. Siedem rogów pinaty symbolizuje siedem grzechów głównych, kolorowe opakowanie stanowi metaforę kuszenia, a smakołyki w środku oznaczają bogactwa niebieskiego królestwa. Dzieci z zawiązanymi na oczach opaskami (symbol wiary) rozbijają pinatę, co stanowi metaforę przezwyciężenia grzechów, a w nagrodę otrzymują niebiańskie podarunki.
Zbliża się 6 stycznia, Święto Trzech Króli. Udaję się do Morelii. Parada rozpoczyna się po południu, zdążę jeszcze wpaść na gazpacho, lokalny superodświeżający przysmak. To drobno pokrojone owoce (mango, arbuz, melon), podane w salsie z limonek i pomarańczy, posypane serem i od serca przyprawione chilli. Siadam na zócalo i leniwie obserwuję życie. Rynek, podobnie jak ten w Querétaro, przemienił się w scenki z narodzin Jezusa. Nieopodal stoją też choinka i bałwan.
Parada Trzech Króli rozpoczyna się na Plaza Morelos, nad którym czuwa statua Morelosa, kluczowej postaci walk o niepodległość Meksyku. Słyszę muzykę i rozpoczynamy radosny pochód przez główne ulice Morelii. Trzej Królowie rozdają cukierki, towarzyszą nam barwne tańce i radosna muzyka. Jak mówią mi morelianos, Trzej Królowie przynoszą radość, nadzieję na pokój i miłość.
I na zakończenie jeszcze jeden świecki obyczaj bożonarodzeniowy: Meksykanie w tym okresie licznie zmierzają w kierunku plaż. Odwiedzam Barra de Navidad (Navidad, czyli Boże Narodzenie) niegdyś rybacką wioskę, dzisiaj minikurort, leżący nad Oceanem Spokojnym pomiędzy Zatoką Bożego Narodzenia a laguną o tej samej nazwie. Pewnego wieczoru, wracając z plaży, widzę zgromadzenie na głównej uliczce. Przejeżdża Święty Mikołaj w towarzystwie śnieżynek, okraszony sztucznym śniegiem. Wygląda to dość surrealistycznie w tej gorącej krainie. Cóż mi pozostaje, dołączam do fiesty.

 

GWIAZDO, PROWADŹ

Radosna procesja w Morelii z okazji Święta Trzech Króli mija kilkukilometrowy akwedukt liczący 253 łuki.

Barra de Navidad odwiedziłam ze względu na nazwę odpowiednią do okoliczności, jednak plaże są tam umiarkowanie ładne. Barra odniosła znaczne szkody podczas ubiegłorocznych huraganów. Udaję się więc w kierunku prawdopodobnie najpiękniejszej plaży Meksyku – Playa Maruata, oddalonej 200 km na południe od Barra. Autobus wysadza mnie na drodze, stąd 20 minut pieszo do osady. A tam kilka domków na krzyż, spotykam tylko trzech młodych ludzi relaksujących się w hamakach. Dookoła absolutna cisza.
Nie dbając o zakwaterowanie, wskakuję do turkusowej wody. Obok co chwilę pelikany nurkują pionowo dziobem w wodę. Nieopodal widzę osobliwą formację skalną, zwaną Dedo de Dios (Palec Boży), okoliczne skały tworzą tunele i jaskinie. Jest po prostu rajsko, za nocleg służy mi chatka na okolicznym wzgórzu z panoramicznym widokiem na ocean. I tak właśnie smakuje szczęście: to poczucie wolności, gdy dookoła bezkres oceanu i wszystko wydaje się możliwe. Pozostaje mi tylko czekać na spadającą gwiazdę, która spełnia marzenia.