Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2014 na stronie nr. 32.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Helman,

Randka pełna wrażeń


Wielkość w małości – tak można podsumować turystyczną randkę ze Słowenią, z jej fascynującymi zjawiskami geofizycznymi, społecznymi i kulturowymi. Można przejechać przez nią w ciągu jednego dnia – od skalistego wybrzeża Adriatyku po Alpy Julijskie, wśród winnic, wartkich rzek, górskich jezior, miast z rzymskim rodowodem oraz życzliwych ludzi. Tylko po co się spieszyć?

Słowenia zajmuje obszar 20 tys. km2 (przy okazji bądźcie uprzejmi sprawdzić, jaką powierzchnię ma Wasze województwo). Zanim w VI w. n.e. przybyli tutaj Słowianie, krainę penetrowali Lirowie i Celtowie (gdzie ich zresztą nie było?), potem Rzymianie, a w okresie „Wielkiej wędrówki ludów” Hunowie z dzielnym Attylą na czele. Pokojowo nastawiona, bezklasowa społeczność Słowian osiedliła się wzdłuż Sawy, Drawy i Mury. Nie dała się zniszczyć ani barbarzyńcom, ani tzw. cywilizatorom. Przetrwała Habsburgów, faszystów, komunistów oraz szowinistów o serbskim rodowodzie. Odparła szturmy i napory.
Dziś zmaga się skutecznie z kryzysem gospodarczym, z którego właśnie wychodzi z twarzą zwróconą na świat, a on do niej przybywa, ciekaw różnorodności. Świat często ignorancki – a to z nieuctwa, a to z niechlujstwa bądź z powodu beztroskiej frywolności mylący Słowenię ze Słowacją, tak jak to się udało prezydentowi USA, ku uciesze zarówno Słoweńców, jak i Słowaków. Trzeba mieć trochę szacunku do ludzi z kraju, który zaprosił w odwiedziny.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

PANORAMA NATURY I KULTURY

Stolica Słowenii, Lublana. Po prawej, na wzgórzu stoi średniowieczny zamek. W oddali widać Alpy Julijskie.

LUBLAŃCZYCY NA LUDOWO

Uczestnicy Festiwalu Folklorystycznego w Lublanie ubrani w narodowe stroje ludowe.

WYKRYWACZ DZIEWIC

Jeden z czterech smoków umieszczonych na krańcach Smoczego Mostu. Według jednej z legend smoki mają poruszać ogonami, gdy na most wejdzie dziewica.

 

LUBLANA UKOCHANA

 

Proponuję rozpocząć rendez-vous od stolicy – miasta czystego i wypielęgnowanego jak cały kraj. Wyraz Lublana znaczy ukochana, a więc nazwa określa jednoznacznie stosunek Słoweńców do stolicy ich ojczyzny. Miasto rozkwita młodością, bo 15 procent jego mieszkańców stanowią studenci. Obierzcie kierunek na plac France Prešerena – słoweńskiego Mickiewicza, który od polskiego poety przyjął wzorce. Lublana nie tylko wzrusza. Ona każe myśleć, bo z tego, co wczoraj, oraz z tego, co teraz, wydobywa się duszę tej 250-tysięcznej metropolii, położonej spory kawałek drogi od naszej ojczyzny, ale przecież tak samo słowiańskiej. A zatem tu, w Lublanie, warto otworzyć się na przeżywanie Słowenii, mając świadomość, że stolica tego kraju była zawsze w Jugosławii centrum opozycyjnej wolnej myśli i do dziś bryluje w kulturze regionu.
Jeżeli już udało się wyodrębnić z otaczającej secesji mieniący się czerwienią kościół Franciszkanów i piękny Grand Hotel Union, to przez Most Smoczy można sobie pójść dalej w miasto. Ten most ma swoją historyczną pikanterię, bowiem jeśli pojawi się na nim dziewica, ożyją smoki z balustrad. Proponuję kolejką zębatą – taką samą jak na Gubałówce – wjechać na Górę Parkową, skąd widać Lublanę jak na dłoni: kościoły, dachy, mosty i tę cudowną secesję, którą zbudował lub restaurował Jože Plečnik. I jeśli o Barcelonie powiadają, iż jest ona miastem Gaudiego, to o Lublanie można powiedzieć, że jest miastem Plečnika.
Słowenia ma dostęp do morza, ale oprócz tego posiada także swój Balaton, położony w zgoła innej scenerii niż węgierskie „morze”, bo w Alpach Julijskich. Wokół jeziora Bled rozlokowano obiekty sanatoryjnego kurortu. Jeziora oraz jego przyległości pilnuje od północy biały zamek obronny, wznoszący się nad taflą niczym obiekty z greckich Meteorów. Pośrodku tej wody nieznany a hojny Pan uformował wyspę. Na niej wdzięczni mu ludzie po milionach lat wznieśli kościół, w którym za wejście i obejrzenie wnętrza ksiądz dobrodziej liczy sobie stosowną opłatę na użytek zbawienny. I jeszcze jedno: ksiądz na Waszą cześć każe uderzyć w dzwony XV-wiecznej dzwonnicy, bo szczęście czeka każdego, kto uderzy, a więc dzwon bije niemal bez przerwy.
Od miejscowości Bled do wąwozu Vintgar nie jest daleko. W tę i z powrotem trochę więcej niż trzy kilometry, a widoki po drodze same będą zatrzymywały. Wąwóz w całej jego doskonałości wyrzeźbiła rzeka Radowna. Wokół skały, a na skałach brzozy. Idziecie po tych skałach i drewnianych pomostach z lekka oszołomieni łoskotem wodospadów, które jakiś czas Wam towarzyszą, ale zaraz spadają kaskadowo aż do ostatniego, który nazywa się Sum.

 

ALPY CEZARA

Alpy Julijskie swoją nazwę zawdzięczają Juliuszowi Cezarowi, który u podnóża gór w ich włoskiej części założył miejscowość i gminę Cividale del Friuli.

WĘDROWANIE PRZY ŚCIANIE

Wąwóz Vintgar leży 4 kilometry od jeziora Bled. Ma długość prawie 2 km i ciągnie się wzdłuż stromych ścian wysokich nawet na 100 metrów. Dnem wąwozu płynie rzeka Radowna.

JASKINIA PEŁNA CUDÓW

Jaskinia Postojna to 20 km podziemnych sal i korytarzy pełnych stalaktytów, stalagmitów, nacieków, kurtyn skalnych i innych cudów.

 

KRASA KRASU

 

Maribor jest drugim co do wielkości, po Lublanie, miastem w Słowenii. Leży nad rzeką Drawą około 130 km od stolicy. Uderza przybysza pięknem kolorowych barokowych kamienic z czerwonymi dachami. Z Lublany do Mariboru kursują szybkie pociągi. Zasadnicza różnica między jednym a drugim municypium polega na klimacie życia społecznego, bo jeśli do Lublany po II wojnie światowej ściągały rzesze robotników, to Maribor tych ludzi nie potrzebował. Dlatego zachował tradycję starej słoweńskiej zamożności ludzi tutejszych, którzy pozycję socjalną oraz styl życia ukształtowali jeszcze za panowania Habsburgów.
Jak wszędzie, tak i w Mariborze zachwyca starówka z zamkiem, w którym pomieszczono muzeum regionalne. Niedaleko, w piwnicy Vinag, leżakuje ponad 5 milionów litrów wina. Osobliwością miasta jest dawna synagoga – dziś relikt życia kulturalnego mariborzan. Żydów (podobnie jak np. w Hiszpanii) wypędzono stąd w XV wieku, zaś świątynię zamieniono najpierw na kościół katolicki, potem na magazyn, aż wreszcie na miejsce imprez kulturalnych społeczności lokalnej.
Oddech Adriatyku zostawimy na zakończenie spotkania ze Słowenią, ponieważ w drodze na wybrzeże w regionie Kras jest coś, czego ominąć nie można. Polska pod względem krajoznawczym należy do najciekawszych krajów w Europie, ale czegoś takiego jak jaskinia Postojna nie mamy. Postojną uważa się powszechnie za cud natury. Wielki Artysta pracuje tutaj od kilku milionów lat. Na tym nie poprzestał. Tworzy dalej, a dzieł sztuki wciąż przybywa. Cesarz Franciszek Józef dwukrotnie znalazł czas, aby tutaj przybyć, bo sława Postojnej rozeszła się po świecie.
Scenografię jaskini stworzyła i tworzy nadal rzeka Pivka, zaś to całe krasowe piękno udostępniono turystom blisko 200 lat temu. Obejrzało je dotychczas 30 milionów gości. Brytyjski rzeźbiarz Henry Moore napisał w księdze pamiątkowej: „Jest to najwspanialsza ekspozycja rzeźb natury, jaką kiedykolwiek widziałem”. A zatem jeśli już do jaskini zejdziecie, to najpierw pokonacie 3,5 km kolejką elektryczną, która przelatuje przez kolorowo iluminowaną galerię komnat i sal, a następne półtora kilometra na własnych nogach z audioprzewodnikiem na szyi, w temperaturze 10 stopni Celsjusza (bez względu na porę roku). Nie wolno fotografować, bo jaskinia biologicznie nie jest martwa, ale o tym trzeba się naocznie przekonać.
W odległości siedmiu kilometrów na północny zachód od jaskini Postojna znajduje się zamek predjamski, otoczony górami i przyklejony do skalnej ściany. Oczywiście, jak każdy zamek ma swoją legendę. W tym przypadku dotyczy ona działalności słoweńskiego Robin Hooda, który na imię miał Erazm (grabił bogatych, dawał biednym).
Niedaleko Postojnej Habsburgowie założyli w 1580 roku stadninę w Lipicy, w której wyhodowano nową rasę koni lipicańskich. Przez wieki krzyżowano konie berberyjskie z arabami oraz rasy miejscowej. Lipicany rodzą się czarne lub brązowe, a po siedmiu latach ich maść zmienia się na siwą.
Pożegnajcie się z Krasem. W Waszym zasięgu jest teraz wybrzeże Adriatyku. Liczy ono 47 km, a za jego perłę uchodzi Piran wciśnięty między Włochy i Chorwację. W tym terenie najwygodniejszy jest rower, na którym można szybko i bezpiecznie dotrzeć do każdego zakątka, włącznie z Muzeum Salin położonym w Sečovljach. Kawę, od której w Piranie zaczyna się dzień, można wypić w ogródku Teater Cafe, chłonąc przy okazji szeroką panoramę portu. Jeśli Piran nazywają perłą Adriatyku, to nie z uwagi na port, ale ze względu na styl weneckiego gotyku. Po pięciu wiekach weneckiego panowania (miasto jest dwujęzyczne) pozostała wspaniała architektura, stworzona w wyniku zmagania się człowieka z szokującymi różnicami wysokości. Dlatego też wędrowanie odbywa się w ciasnocie zabudowy kamiennych zaułków. Po jego trudach w ramach pełnego relaksu możecie wypłynąć za 20 euro w godzinny rejs po Adriatyku, a potem wykąpać się w szafirowej wodzie.

 

GRUNT TO FUNDAMENT

Predjamski Grad pierwotnie wbudowany był w skalną jaskinię. Kiedyś w systemie korytarzy jaskiniowych okoliczni mieszkańcy chronili się przed napadami. Obecny kształt zamek uzyskał w połowie XVI wieku.

Z KRZAKA I Z LEŻAKA

 

Nie ma chyba takiego włóczęgi, który by nie chciał z obcego kraju coś zabrać i przytaszczyć do siebie. Jeśli idzie o Słowenię, to jej oferta jest dosyć skromna, dotyczy bowiem znakomitych i stosunkowo niedrogich win oraz wysokiej jakości sprzętu sportowego. Nie kupujcie win w supermarketach, od tego w Słowenii są winnice (napój prosto z krzaka), piwnice – jak np. Vinag w Mariborze oraz gospodarstwa agroturystyczne. Degustację trzeba wcześniej zamówić. Smakując trunek, możecie podjadać wędzone lub surowe mięso, sery i pieczywo niemal prosto z pieca.
Słoweńska Rada Turystyki wyznaczyła 20 szlaków winnych, które wiodą przez trzy regiony uprawy winorośli: Primorską (wybrzeże i Kras), Podravije (wzdłuż Drawy) i Posavije (nad Sawą, na wschód od Lublany). W tych regionach sprzedają wino prosto z leżaków – elegancko zapakowane, niebudzące wątpliwości.
Sprzęt sportowy najwyższej jakości, podobnie jak winiarstwo, jest handlowo-przemysłową wizytówką Słowenii. Wszem i wobec wiadomo, iż narciarstwo i turystyka to dwie słoweńskie specjalności. Fachowcy od nart i snowboardu dobrze wiedzą, czym jest firma Elan. Z kolei wytrawni turyści oraz alpiniści dobrze się orientują, jakie obuwie produkuje firma Planika.
Jeśli idzie o pamiątki, to z nimi w Słowenii jest tak jak wszędzie. Pełno tych rozmaitości – drewnianych, szklanych, metalowych i koronkowych – na bazarach i przydrożnych straganach. Ale rakija czy śliwowica też może być świetną pamiątką. Rychło po powrocie uraczycie nią i swymi opowieściami z podróży znajomych, a oni od tej chwili będą pałać nieodpartą chęcią udania się na randkę ze Słowenią.