Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2015-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2015 na stronie nr. 34.

Tekst i zdjęcia: Anna i Krzysztof Kobusowie,

Śladami Abrahama


Odkrywanie Turcji to nie lada doznanie. Kraina rozpięta między Orientem a Zachodem, między baśnią a historią, daje każdemu to, czego w podróży poszukuje. Ja szukałam w niej ulotnych opowieści, Krzysztof konkretnych zabytków. Pogodziła nas Şanl?urfa.

Trzeba przyznać, że Bóg osobliwie okazywał swe względy Abrahamowi. Bo jakże uwierzyć, że w wieku 100 lat Abraham zostanie wreszcie ojcem? A gdy upragniony syn pojawił się na świecie, Bóg nakazał złożyć jedynaka w ofierze. Właśnie na pamiątkę tego zdarzenia ma miejsce jedno z ważniejszych świąt w arabskim kalendarzu: Kurban Bajram. Sam Abraham (zwany tu Ibrahimem) dożył szczęśliwie 175 lat, a jego postać od wieków łączy judaizm, chrześcijaństwo i islam.
Narodził się w mieście Ur, lecz czy było to Ur w Mezopotamii, Ur chaldejskie będące w XXI w. p.n.e. stolicą potężnego imperium, a dziś znajdujące się w Iraku? Zdaniem miejscowych było to dzisiejsze miasto Urfa! Ponoć pierwsze założone po Potopie. Całkiem niedawno dodano mu przydomek Şanl? – wspaniała. Urfa święta, mistyczna, magiczna. Miasto proroków, gdzie od duchowości aż gęsto w powietrzu.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

T JAK TAJEMNICA

Świątynia w Göbekli Tepe powstała 11 tysięcy lat temu i wciąż pozostaje dla archeologów tajemnicą. Tworzą ją ustawione w okręgu kamienne bloki wycięte w kształcie litery T.

Z WIZYTĄ U STAREJ CYGANKI

Miejscowość Gaziantep – po drodze z Şanl?urfy do jaskiń Piekło i Niebo. Koniecznie należy tu zrobić postój, by zobaczyć Muzeum Mozaik i jeden z najsłynniejszych mozaikowych portretów: „Cygankę” z III wieku.

 

KATAPULTA KRÓLA NIMRODA

 

Jest niedziela i to tłumaczy ogromne tłumy w parku Gölbasi. Zielona oaza ciągnie się wąskim pasem między meczetem Halilur Rahman a urwiskiem skalnym, gdzie u podnóża mamy Grotę Abrahama, a na szczycie twierdzę Nimroda. Od razu jesteśmy w środku niezwykłej opowieści. Wedle legendy przepowiednia ostrzegła asyryjskiego króla Nimroda, iż narodzi się dziecko, które odbierze mu władzę. Niewiele myśląc, król rozkazał zabić wszystkie noworodki. Tymczasem brzemienna matka ukryła się w grocie, gdzie na świat przyszedł Abraham. Mieszkali tam siedem lat, a gdy jej syn dorósł i stał się znanym prorokiem walczącym z pogańskimi bożkami, nastąpiło wiekopomne spotkanie z królem Nimrodem. Ten po pojmaniu skazuje Abrahama na śmierć wielce oryginalną. W dolinie pod murami zamczyska każe rozpalić wielki ogień. Z kolumn twierdzy zostaje uczyniona ogromna proca, którą władca chce wystrzelić Abrahama prosto w ogień. Nim jednak nieszczęśnik dotknie płomieni, Bóg zamienia je w wodę, płonące kawały drewna stają się rybami, a Abraham bezpiecznie ląduje między różami.
Spacerując po parku, widzimy nad sobą te dwie kolumny dziwnej katapulty. Zdaniem historyków to fragmenty dawnej świątyni chrześcijańskiej, pokryte archaicznym pismem. Paradoksalnie z czasem uznano je za szatańskie dzieło o wielkiej mocy, stąd żaden władca nie ważył się ich zniszczyć. Święta sadzawka u stóp zamku aż się gotuje od pływających w niej ryb. Warunki mają idealne, bo jeżeli ktoś chciałby je skrzywdzić, natychmiast oślepnie. Nikomu zatem takie myśli do głowy nie przychodzą, za to co chwila ktoś wrzuca do wody jedzenie. Na brzegu czekają sprzedawcy specjalnej karmy, wystarczy wsypać jej odrobinę do wody, a od razu wyskakuje kilka otwartych pyszczków. Karmimy i my, mając nadzieję, że zapewni to nam pomyślność, nie tylko w tej podróży.
Na trawnikach trwają w najlepsze pikniki. Kobiety we wzorzystych chustach rozkładają jedzenie, mężczyźni w szarawarach pykają fajeczki, między nimi biegają dzieci. Do Jaskini Narodzin Proroka Abrahama (Hazreti Ibrahim Halilullah) stąd niedaleko – wystarczy minąć bramę meczetu, arkadkowy dziedziniec ze studnią do obmywania i trafiamy na kolejny dziedziniec pełen gołębi i wiernych. W skalnej ścianie widać proste wejście – po lewej dla kobiet, po prawej dla mężczyzn. Wchodząc do groty, każdy musi się pokłonić. W środku za szybą widać ocembrowanie i dalej ciągnącą się pustkę w skale. Wokół bezustanny głos modlitw, między dłońmi przesuwają się paciorki.
Abraham to nie jedyna postać biblijna związana z tym miastem. Hiob też był poddawany przez Boga rozlicznym próbom i dopiero obmycie się w tutejszej studni uleczyło go z trądu. Zła wiadomość – studnia wyschła, więc na rytualne oczyszczenie nie mamy co liczyć. Ale jest grota, w której można zadumać się nad przemijaniem… Dumamy zatem przez chwilę, ale coraz bardziej przyziemne myśli chodzą nam po głowie. Bo po drugiej stronie parku Gölbasi zostawiliśmy przepiękny stary bazar. Pora ten błąd naprawić czym prędzej. Obiecaliśmy sobie, że nic nie kupimy, tylko trochę pooglądamy, porobimy zdjęcia…
Od kolorów i zapachów aż kręci się w głowie. Mijają nas młodzieńcy roznoszący herbatkę, wózki z towarami, kobiety zatopione w rozmowach. Oczywiście z obietnic nic nie wyszło, bo najpierw ja wypatrzyłam przepiękną sukienkę, a potem Krzysiek stracił głowę dla metalowego dzbanka na herbatę. Nie wypadało tak od razu zapłacić i wyjść, więc spędzamy kolejne pół godziny na dyskutowaniu ze sprzedawcą. Już o zmierzchu docieramy do Göbekli Tepe.
Świat był wtedy znacznie młodszy. Nie znano jeszcze koła, ceramiki i pisma. Budowniczym nie śniły się piramidy i Stonehenge, gdy na płaskowyżu w okolicy Şanl?urfa powstawała Göbekli Tepe. Najstarsza świątynia świata. W dziesiątym tysiącleciu przed naszą erą ludzie przybywali tu, by się modlić i rozmawiać z bogami. A może było to miejsce pochówku, swoista brama między światami? A może po prostu mieszkano tutaj, a wrodzona potrzeba piękna nakazała ozdobić kamienne słupy figurami zwierząt? Nic pewnego o tym miejscu nie wiadomo, bo pierwsze poważne wykopaliska rozpoczęto dopiero w 1994 roku i jak dotąd przebadano tylko kilka procent terenu. To odkrycie było archeologicznym trzęsieniem ziemi. Listem z przeszłości, który niespodziewanie odkrył tajemnice sprzed wieków.

 

ŻYCIE STAROŻYTNE

Płaskorzeźby w świątyni Göbekli Tepe dowodzą talentu obserwacji natury wśród pradawnych artystów.

PAN HALIL

Nieważne, czego nie chce się kupić – Pan Halil na pewno to sprzeda, a klient wyjedzie z Harran zachwycony. Tak jak mężczyźni na zdjęciu obok, którzy targują się z Panem Halilem o sok z granatu.

 

HERBATKA W ULU

 

– Napijesz się herbaty? – Takiemu zaproszeniu odmówić nie sposób. Bo turecka herbata jest przepyszna, a co ważniejsze, odmówić to jakby powiedzieć, że się dla kogoś nawet chwili czasu nie ma. A to już naprawdę bardzo niegrzecznie. Poza tym każdy Turek jest przekonany, że herbata to najlepszy napój na świecie, a gdyby spytać, jak go przyrządzić, zebralibyśmy potężną księgę przepisów, jako że każda rodzina ma swoje sposoby. Zatem nie odmawiamy, siadamy w cieniu i delektujemy się słodkim aromatem. Dobra wiadomość dla łasuchów: tu nikogo nie zgorszy wrzucenie trzech, a nawet czterech kostek cukru!
Harran położone obok Şanl?urfy to osada szczycąca się tytułem jednej z najdłużej nieprzerwanie zamieszkanych na ziemi. Wspomina o niej Księga Rodzaju i, rzecz jasna, sam Abraham też tu bywał. Choć w pierwszej chwili czuję rozczarowanie. Bo patrząc na wystylizowane zdjęcia domów-uli (nazwanych tak od stożkowatego kształtu), człowiek spodziewa się ich stojących rzędem na pustyni. Tymczasem domy są przemieszane: zabytkowe i te współczesne. W jednym z miejsc możemy zobaczyć proces powstawania współczesnego ula. Z cegieł buduje się ściany zakończone wysmukłym stożkiem z „wywietrznikiem” na szczycie. Taka architektura w najbardziej upalne dni wymuszała ruch powietrza. Każdy z pokojów budowany jest wedle tego samego planu, który wymyślono tu w III wieku p.n.e. Jak widać, projekt był naprawdę funkcjonalny, choć domy, jakie dziś tu widzimy, to prapraprawnuki tych pierwszych, liczące co najwyżej 200 lat.
Nieopodal odkrywamy ruiny znane z pocztówek z tego rejonu. To uniwersytet (uważany za pierwszy islamski) i wielki meczet z VIII w. Tłumaczono tu na język arabski dzieła z zakresu astronomii, filozofii, medycyny, nauk biologicznych i matematyki. Dziś ściany uniwersytetu rozpadły się, pozostawiając ułomki kolumn i kwadratowy minaret, niegdyś pewnie znacznie wyższy, ale osypujące się cegły odjęły mu wzrostu.

 

WCIĄŻ GŁÓWKUJĄ

Na północ od Şanl?urfy znajduje się jedno z najbardziej tajemniczych miejsc – góra Nemrut z głowami posągów ustawionymi od strony wschodu i zachodu. Ten monumentalny grobowiec króla Antiocha do dziś nie zdradził archeologom wszystkich sekretów.

ROZŚWIETLONE NIEBO

Jaskinia Niebo jest bajkowo podświetlona. Schodząc w jej głąb, lepiej jednak zabrać latarkę, tak na wszelki wypadek... Za to do Piekła wejść się nie da – jedynie spojrzeć na nie z góry. Może to i lepiej?

SADZAWKA PROROKA

Şanl?urfa, meczet nad świętą sadzawką, w miejscu gdzie Abraham wpadł do wody. To najsłynniejsza budowla miasta, która jest jego wizytówką i duchowym centrum.

 

Z PIEKŁA DO NIEBA

 

Niedaleko stoi tradycyjne domostwo – bardziej skansen, ale zachowano tu sporo autentyzmu. Możemy zobaczyć sypialnię małżeńską, składzik narzędzi rolniczych i kuchnię. Właściciel obiektu, pan Halil, doskonale wie, że jest fotogeniczny. I absolutnie nie ma nic przeciwko temu, by zrobić sobie zdjęcie z nami. Po chwili znika w pokoju, czegoś gorączkowo szuka, po czym wraca z portretem zabójczo przystojnego młodzieńca. To on sam, wiele lat temu. Ile? A któż by na pustyni to liczył… Za chwilę z pozorną obojętnością pada pytanie o sok z granatu. Do tej pory było dla nas zagadką, cóż to tak wspaniale dodaje smaku w sałatkach, teraz znajdujemy wyjaśnienie. Ciemny, ciągliwy, o niezwykłym słodko-kwaskowatym smaku. Z 18 kg owoców otrzymuje się litr syropu. Jego jakość najlepiej sprawdzić, odwracając butelkę – jeśli natychmiast spłynie ku zakrętce, jest to zwykły produkt wart 5 lir. Ten Halilowy spływał jak gęsty miód. Wart był swojej ceny 25 lir i po kilku cmoknięciach następuje przybicie dłoni. Cena zaakceptowana.
Najchętniej zostalibyśmy tu na noc. Krzysiek nawet zaczyna fantazjować, że przecież taki dom nie może być drogi, może byśmy sobie takie gospodarstwo kupili, dzieci by pasały wielbłądy, ja bym się nauczyła tkać, on by z panem Halilem palił fajkę wodną, dyskutował o życiu i czasem coś sprzedawał turystom. No czyż to nie kusząca propozycja?
Nim opuścimy Turcję, chcemy jeszcze powędrować z Piekła do Nieba. Te dwie jaskinie znajdziemy na wybrzeżu nieopodal miasta Mersin. Stumetrowa otchłań Piekła ma w sobie coś przerażającego. Stoimy na wąskim tarasie, patrząc w krasowy lej u swych stóp. Jakaś przemożna siła ciągnie w dół, kusi, by wychylić się bardziej, zmierzyć z wciągającą głębią. Może to sprawka stugłowego Tyfona, który tu właśnie uwięził Zeusa po morderczej walce. Dopiero dzięki pomocy Hermesa i bożka Pana udało się Zeusowi pokonać potwora, rzucając na niego Etnę. Wybuchy wulkanu to właśnie wściekłe ryki pokonanego Tyfona.
Niebo czeka kilkadziesiąt metrów dalej, choć droga do niego wiedzie w dół. Za nami zostaje zieleń i ostatnie promienie słońca. Przed nami… Trudno opisać ogrom, który wymyka się wyobraźni. Zeszliśmy blisko 300 schodków, jaskinia zdaje się być na wyciągnięcie dłoni, lecz gdy wzrok się trochę przyzwyczai do mroku, widzę, jak daleko są osoby w jej środku. Półmrok rozświetlają lampy zawieszone na skalnych ścianach. Spadające krople sprawiają, że skalne nacieki opalizują kolorami. W głębi słychać coraz głośniejszy szum. Podziemna rzeka wedle dawnych wierzeń płynie wprost do mitologicznego Styksu. Gdy stajemy przy niskim okapie, szum wypełnia całą jaskinię: wydaje się, że wystarczy tylko wcisnąć się w szczelinę miedzy skałami, a nurt porwie nas w zaświaty. Ta mityczna kraina trwa wciąż wokół nas. Wystarczy czasem zejść z utartego turystycznego szlaku, czasem użyć wyobraźni, czasem posłuchać dawnych opowieści. To właśnie największy skarb Turcji, który odkrywać można bez końca…