Archipelag Hawajski to wysepki rozrzucone na środku Pacyfiku, oddalone od reszty świata o tysiące mil morskich. Rosną tam rośliny niespotykane nigdzie indziej na Ziemi. Wyspy zamieszkane są przez osobliwe gatunki zwierząt, a podwodne tereny to królestwo barwnych raf koralowych i tropikalnych ryb. Klimat jest bardzo korzystny dla ludzkiego organizmu. Temperatura wody i powietrza utrzymuje się na stałym poziomie, niezależnie od pory roku, a delikatne orzeźwiające pasaty powodują, że nie odczuwa się palącego, tropikalnego słońca.
Wyspy Hawajskie zostały zasiedlone 4 tysiące lat temu przez najdoskonalszych żeglarzy w dziejach ludzkości – Polinezyjczyków. Przez tysiąclecia pozostawały w izolacji od cywilizowanego świata, aż do czasu odkrycia ponad 200 lat temu przez kapitana Cooka. Izolacja pozwoliła na wykształcenie unikalnych tradycji i zwyczajów mieszkańcom, czyniąc Hawaje miejscem niezwykle interesującym i egzotycznym. Odwiedzają je rokrocznie miliony osób. Na potrzeby turystów buduje się dziesiątki hoteli i restauracji, zagospodarowuje plaże i wytycza górskie szlaki.
Mimo tych ingerencji Hawaje zachowują jednak swój unikalny urok. Oprócz miejsc powszechnie znanych, jak np. światowej sławy resort Waikiki, wciąż można znaleźć tu ukryte, nieziemsko piękne plaże, zatoki, skały, groty czy też zagubić się, dosłownie i w przenośni, w tropikalnym lesie.
Dostępny PDF
KOKO & KOKO
Wyższy i smuklejszy stożek to Koko Crater. Na jego szczyt można wspiąć się po starych drewnianych podkładach kolejowych (na zdjęciu obok). Niższe i dłuższe wzniesienie to Koko Head. W jego zaciszu znajduje się znana miłośnikom snorkelingu zatoka Hanauma.
KOKO HEAD I KOKO CRATER
Z mojego domu położonego przy plaży Kahala doskonale widać dwa wulkaniczne szczyty: Koko Head i Koko Crater. Są one dość charakterystyczne dla wyspy Oahu i stanowią, obok malowniczego stożka wygasłego wulkanu Diamond Head, popularne miejsce turystycznych wypraw. Z daleka dwie góry wyglądają jakby były połączone. W rzeczywistości rozdziela je droga Kalanianaole Highway, biegnąca wschodnim wybrzeżem wyspy, przy samym oceanie. Widowiskową trasą dojechać można do zatoki Hanauma, ukrytej za wzniesieniami Koko Head. Powstała przed tysiącami lat w zalanym wodą kraterze wygasłego wulkanu. W osłoniętej i odizolowanej od oceanicznej przestrzeni zatoce wytworzył się unikalny świat przepięknych podwodnych raf koralowych i zamieszkałych w nich bajecznie kolorowych ryb. Jest to miejsce dobrze znane miłośnikom snorkelingu – nurkowania z maską i przytroczoną do niej rurką wystającą nad wodę.
Z uroków zatoki Hanauma korzystają codziennie setki turystów. Plaża jest tak oblegana, że aby znaleźć parking, trzeba przyjechać wcześnie rano.
Leżący po przeciwnej stronie drogi Kalanianaole Koko Crater ma również swoich fanów. Z jego szczytu, Puu Mai, rozciąga się wspaniały, panoramiczny widok na południowo-wschodnie wybrzeże wyspy z jednej strony i malownicze góry Koolau z drugiej. W czasie wojny Koko Crater służył jako doskonały punkt obserwacyjny. Aby dostarczyć przebywającym tam żołnierzom żywność i wodę, skonstruowano specjalną kolejkę, która poruszała się zboczem góry. Drewniane, mocno zniszczone i zużyte podkłady kolejowe, stanowią obecnie „schody”, którymi amatorzy górskich wędrówek wspinają się na znajdujący się na kraterze szczyt Puu Mai. Drewnianych „schodów” jest ponad tysiąc, a sama trasa, wyeksponowana na palące słońce, nie należy do najłatwiejszych.
Koko Crater kryje jeszcze jedną atrakcję. Jest nią ogród botaniczny zaaranżowany w jego wnętrzu. Dzięki mikroklimatowi panującemu w kraterze można było zgromadzić w nim rośliny i drzewa z krańcowo różnych rejonów świata. Są tam m.in. rzadkie okazy afrykańskich palm, drzew kiełbasianych, figowych i aromatycznych eukaliptusów, a także olbrzymia kolekcja kaktusów i pachnących upojnie, dobrze znanych na Hawajach, różnokolorowych plumerii.
Turyści zafascynowani piękną zatoką Hanauma i atrakcjami krateru Koko rzadko docierają do pobliskiej, ukrytej w nadmorskich klifach groty – prawdziwego skarbu wyspy Oahu.
GDZIE JEST HUMUHUMUNUKUNUKUAPUAA?
Podczas nurkowania w wodach zatoki Hanauma można zobaczyć z bliska wiele bajecznie kolorowych ryb. Wśród nich charakterystyczną dla Hawajów rybę humuhumunukunukuapuaa, o której mówi się, że jej nazwa jest dłuższa od niej samej.
PLUJĄCA GROTA
Wieje. Siedzę na pofałdowanych skałach, które wyglądają jak poukładane na siebie wielkie płaskie bloki zakończone falbankami. Każda z płaszczyzn to inny moment erupcji wulkanicznej lawy, która zastygając, utworzyła tę nadzwyczajną formę. Przede mną szalejący ocean. Woda rozbija się o przybrzeżne głazy tryskającymi w górę fontannami. Niewielki stateczek płynący od strony górującego nad wyspą Oahu stożka wygasłego przed wiekami wulkanu Diamond Head odcina się bielą od hipnotyzującego błękitu oceanu. Wraz ze zmniejszaniem się odległości statku od mojego punktu obserwacyjnego wyraźnie widać, że z trudem porusza się on w linii prostej. Fale spychają go na pobliskie skały.
W miejscu, gdzie siedzę, ziemia drży od czasu do czasu. Spowodowane jest to siłą uderzających o skały fal. Każdy silniejszy podmuch wiatru kieruje spienioną wodę do położonej pode mną przybrzeżnej groty. Kilka, czasem kilkanaście sekund czekania nagradzane zostaje przez naturę niesamowitym spektaklem. Z gardzieli jaskini z impetem wypluwana jest biała, spieniona, wypełniona milionami bąbelków grzywa.
The Spitting Cave znajduje się w dolnej części wulkanicznego stożka Koko Head, w zabudowanej pięknymi rezydencjami dzielnicy Portlock w Honolulu. Turystów dociera tu niewielu, bowiem dostęp do tego fragmentu wybrzeża nie jest zbyt łatwy. Nie ma też żadnych znaków informacyjnych. Ukryta na końcu ulicy Lumahai stroma, zarośnięta krzakami, pełna wystających korzeni ścieżka nie wygląda zachęcająco. Znajdujący się po jej obu stronach zardzewiały druciany płot wskazuje raczej na drogę do jakichś opuszczonych zabudowań. Nie należy jednak tym się zniechęcać.
Po dwóch minutach przedzierania się przez zarośla i potykania o korzenie docieram do unikalnego wybrzeża. Przed oczami rozciąga się wyjątkowa i nieprawdopodobnie błękitna przestrzeń oceanu. Przy brzegach błękit łączy się z lazurem, a daleko na widnokręgu przechodzi w odcień granatu, odcinając się wyraźnie od niemalże bezchmurnego, niebieskiego nieba. Ocean tworzy bajeczny kontrast z szarobrązową, rozmytą barwą skalnych płyt, poukładanych w sposób tak doskonały, że wyglądają jak gigantyczna płaskorzeźba.
W dni powszednie miejsce to jest wyludnione, natomiast w sobotnie i niedzielne popołudnia zapełnia się młodzieżą, która przychodzi tutaj, aby zmierzyć się z naturą. Wykorzystując płaskie skały, wznoszące się pionowo 20 metrów ponad wypluwającą wodę grotą, śmiałkowie skaczą w jej wzburzoną kipiel. Sam skok nie jest trudny – skały przypominają trampolinę. Największe niebezpieczeństwo stwarzają silne i nieprzewidywalne oceaniczne fale przepływające przez „plującą grotę”. Mogą one uniemożliwić skaczącym wydostanie się na brzeg. Zazwyczaj jedna osoba stoi nisko, przy samej grocie, sprawdzając, w jakiej fazie są fale, i daje ręką znak, kiedy moment do skoku jest odpowiedni.
DRŻĄCE SKAŁY I ŚMIAŁA MŁODZIEŻ
Spieniona woda rozbija się o Plującą Grotę z taką siłą, że położone powyżej skały nieustannie drżą. Skoki do wody to igranie ze śmiercią. I regularna rozrywka miejscowej młodzieży.
ZABÓJCZA KIPIEL
Jest południe. Para młodych ludzi opala się na osłoniętych od wiatru skałach. Chyba nikt dzisiaj nie będzie skakał. Byłoby to zresztą szaleństwem przy tej wietrznej pogodzie – myślę. Zarzucam na ramię plecak i ruszam w drogę powrotną. Fotografuję jeszcze parę tablic pamiątkowych – smutne okruchy tragedii młodych ludzi, którzy przegrali walkę z falami.
Na wąskiej ścieżce pomiędzy domami przyklejam się do płotu, aby przepuścić wesołą, tryskającą energią grupę lokalnej młodzieży kierującej się w stronę wybrzeża. Oczywiście zawracam i ja. W końcu przyszłam tu po to, aby zobaczyć niesamowite skoki. Usadawiam się daleko od groty, na szerokiej skalnej półce umiejscowionej po jej prawej stronie. Widoczność jest znakomita.
Roześmiana grupa młodych ludzi rozkłada plecaki i ręczniki. Jedyna wśród nich dziewczyna z typowo kobiecą troskliwością smaruje kremem ochronnym plecy spieczonemu na raka młodzieńcowi. Do skoku szykuje się troje z nich. Debatują na krawędzi. Pierwszy skacze opalony chłopak. Ma wyraźny problem z wydostaniem się z kipieli. Oddycham z ulgą, kiedy wreszcie udaje mu się dotrzeć do śliskich nabrzeżnych skał i wygramolić na brzeg.
Kolejny śmiałek długo waży w sobie decyzję. Kilkakrotnie podchodzi do krawędzi i zawraca. Tymczasem więcej ludzi zbiera się na skałach. Wszyscy z ciekawością obserwują przygotowujących się. Skok. Tym razem moment wybrany doskonale. Po minucie skoczek już jest na brzegu, uśmiechając się radośnie.
Dziewczyna w granatowej koszulce związuje włosy, staje ponad wzburzonymi falami wpływającymi i wypływającymi z groty. Jest niezdecydowana. Przez chwilę mam nadzieję, że się rozmyśli. Jednak nie. Dziewczyna skacze. Wszystko wygląda dobrze do momentu, kiedy dociera do skał i próbuje wyjść na brzeg. Walczy z potężną falą, która odrywa ją od przybrzeżnych kamieni. Kolejna próba podpłynięcia do wyjścia kończy się niepowodzeniem. Kciukiem wzniesionym do góry pokazuje, że jest okej. Nie wygląda jednak na to.
Umilkła wesoła wrzawa. Słychać tylko szum rozbijających się o wybrzeże fal. Wszyscy z niepokojem obserwują dziewczynę, zdaną wyłącznie na własne siły. A ona wyraźnie słabnie. Niewiele jednak można zrobić, aby jej pomóc. Zmagania trwają kilka długich minut. Wreszcie jakimś cudem udaje jej się uczepić śliskich skał i wydostać na brzeg. Z wyraźnym wysiłkiem powoli wspina się po zawieszonej w pobliżu groty sznurowanej drabince…
Tych emocji dla mnie już za wiele i chociaż groza i piękno tego miejsca robi niesamowite wrażenie, pozostawiam grupę śmiałków nad wodną przepaścią, starając się nie myśleć o tym, co mogło się przed chwilą wydarzyć.
Wsiadam do samochodu i jadę do mojego domu, położonego przy cichej, bezpiecznej plaży Kahala, z malowniczymi stożkami Koko Head i Koko Crater w tle.