Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-03-01

Artykuł opublikowany w numerze 03.2016 na stronie nr. 12.

Tekst: Robert Szyjanowski, Zdjęcia: Dorota i Robert Szyjanowscy,

Mangystau - Świat na dnie


Woda wyparowała miliony lat temu. Pozostało tylko słonawe wspomnienie zapisane w pustynnym krajobrazie. Tonące w słońcu śnieżnobiałe solniska, kolorowe skały, wydmy i depresje skrywają pod ziemią starożytne meczety i ślady niezwykłych obrzędów.

Od kiedy w 1851 roku Bronisław Zaleski – polski zesłaniec w rosyjskim szynelu, rysownik i autor ciekawych relacji ze stepowych podróży – na rozkaz carskich władz przemierzał góry Karatau, chyba żaden Polak nie zapuszczał się wnikliwiej w ten słabo znany rejon Kazachstanu.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

 

ZACHWYT PIETI

 

Mangyszłak? To słowo, gdy usłyszałem je po raz pierwszy, z niczym mi się nie kojarzyło. Był rok 2004. Paweł Kuśnierski i ja wracaliśmy, po trzech miesiącach, z podróży śladami naszego rodaka, franciszkanina Benedykta Polaka – trzynastowiecznego podróżnika, uczestnika oraz autora sprawozdania z pierwszej wyprawy Europejczyków do stolicy imperium mongolskiego. Na zachód od Irkucka spotkaliśmy z Pawłem Rosjan, którzy rozpoczynali wyprawę do Chin i Tybetu. Całą noc brataliśmy się na poboczu „federalki”, jak Rosjanie nazywają jedyną drogę łączącą Moskwę z Władywostokiem. Jeden z nich, Pietia, po paru wódkach zaczął opowiadać o jakimś nad wyraz pięknym rejonie Kazachstanu. To, co z jego entuzjastycznych wywodów zostało mi w głowie, po latach skurczyło się do kilku niewyraźnych wspomnień i tej dziwacznej nazwy... Mangyszłak przypomniał mi się parę lat temu, kiedy zacząłem myśleć o ponownej podróży do Kazachstanu.
W przewodnikach i internecie znalazłem niewiele, ale dowiedziałem się przynajmniej, że obecnie obowiązująca polska nazwa regionu i zarazem półwyspu to Mangystau. Wpisałem ją w wyszukiwarkę po rosyjsku, „grażdanką”, co zawsze robię, kiedy wybieram się do poradzieckiej Azji. Dopiero wtedy zacząłem rozumieć entuzjazm Pieti. Ze strony na stronę byłem coraz bardziej zaintrygowany. Potem dotarła do mnie jeszcze książka od prof. Antoniego Kuczyńskiego „Wspomnienia z Uralu i stepów Kazachstanu” autorstwa rzeczonego Bronisława Zaleskiego, z jego relacją i sztychami z północnej części Mangystau. Sprawa była przesądzona. Pustynny cypel miał być celem kolejnej podróży.

 

STRAŻNICY

Skały Bosżira, „pilnujące” granicy płaskowyżu Ustiurt i kredowej pustyni. Czarny punkcik w prawej dolnej części zdjęcia to samochód podróżników.

GÓRA TYGRYSIA

Ten trzystumetrowy ostaniec, opisany przez Bronisława Zaleskiego podczas ekspedycji w 1851 roku, to Góra Szerkała (Tygrysia). Na zdjęciu obok – spacer po dziewiczych diunach wschodniego krańca pustyni Bostankum.

 

BOGACTWA BEZ WODY

 

Półwysep zajmuje sporą część wschodniego wybrzeża Morza Kaspijskiego. Morze w rzeczywistości jest wielkim słonym jeziorem, aktualnie największym na ziemi. Razem z Morzem Czarnym i prawie już nieistniejącym Jeziorem Aralskim jest ono pozostałością po pradawnym Morzu Sarmackim, uwięzionym 20 mln lat temu przez przemieszczające się kontynenty. Cały przylądek, tak jak znaczna część kazachskich stepów, jest wyschniętym dnem tego praakwenu.
Region administracyjny Mangystau ma powierzchnię prawie taką jak połowa Polski, a żyje tu tylko 380 tys. ludzi. Stolicą obwodu jest powstałe zaledwie 54 lata temu miasto Aktau. Ze względu na pustynny charakter i bardzo silne zasolenie gleby cały region cierpi na wielki niedostatek wody pitnej. Aktau może funkcjonować tylko dzięki odsalaniu wody morskiej. Dalej od wybrzeża ze studni ciągnie się wyłącznie ciecze mniej lub bardziej małosolne. Pod ziemią jest za to ropa i złoża gazu. W pobliżu stolicy regionu znajduje się też ponoć największa na świecie odkrywkowa kopalnia uranu.
Ta ziemia długo nie znała człowieka. Kiedyś omijany, surowy i prawie zupełnie jałowy kraj, teraz okazuje się miejscem bogato obdarzonym przez naturę. Zaczyna się bogacić, jednak do Arkadii stąd daleko. Coraz bardziej bezwzględna eksploatacja bogatych złóż wywołuje dramatyczne problemy społeczne. Ledwie cztery lata temu w miejscowości Żanaozien – nafciarskiej stolicy półwyspu, gdzie pola wież wiertniczych i chyboczących się stalowych pomp ciągną się aż po horyzont – kazachskie służby specjalne zabiły ponad siedemdziesięciu strajkujących przez pół roku robotników. Około dwustu osób zostało wtedy rannych. Opowiadano nam, że przez kilka miesięcy miasto i okolice były otoczone przez wojsko i policję.
Czy w naszych mediach pojawiły się na ten temat jakieś informacje? Nie wiem. Tak czy inaczej, Mangystau to jedno z tych miejsc, których nie dostrzega się z europejskiego pępka świata.

 

 

PIĘKNA DEPRESJA

 

Mangystau to ukryta niespodzianka, tajemniczy kazachski zaułek. Mało kto się tu zapuszcza. Na półwysep można wjechać tylko od północy. Od wschodu obszar ograniczają czinki, jak miejscowi nazywają urwiska zachodniej krawędzi płaskowyżu Ustiurt, oraz granica z Uzbekistanem, od zachodu – wybrzeże, a od południa – granica z Turkmenistanem.
Ten „zaułek” cechuje niespotykana różnorodność pustynnych krajobrazów i geologicznych osobliwości. Znaczna część półwyspu jest dosłownie pokryta skamielinami żyjących tu kiedyś stworzeń: ryb, gąbek, głowonogów, koralowców, a nawet wielorybów. W całym regionie jest wiele obniżeń terenu – najgłębsze są Czarne Usta, czyli Karakija. To piąta depresja na ziemi (132 m poniżej poziomu morza), ale poza rankingiem i nazwą nie wyróżnia się niczym specjalnym. Jej dnem prowadzi asfaltowa droga z Aktau do Żanaozien. Jednym z najbardziej fascynujących miejsc półwyspu jest inna depresja – Karynżaryk. Jej dno leży 70 metrów p.p.m., w rejonie trudno dostępnym i bardzo rzadko odwiedzanym.
Dotarcie z Aktau do południowej krawędzi Karynżaryk zajęło nam dwa dni. Ledwo przebiliśmy się przez pustynię (o tej samej nazwie), otaczającą depresję od zachodu, kiedy natknęliśmy się na kazachskich pograniczników. Ścigali nas po bezdrożu podskakującą jak zabawka ciężarówką, wzniecając tumany piasku i kurzu. Daliśmy się dogonić po kwadransie. Potem, już zaaresztowani, pod bronią, zostaliśmy odeskortowani do niewielkiego posterunku. Wojskowi przenikliwie przeglądali pod słońce kartki naszych paszportów, potem zaczęli sprawdzać samochód. Wszelkie podejrzenia przełamało odkrycie wśród bagaży butelki żubrówki: – A to co?! – Nie zastanawiając się długo, oznajmiłem, że to właśnie jest prezent, który specjalnie dla nich przywieźliśmy aż z Polski. To załatwiło sprawę.
Pół godziny później po raz pierwszy zobaczyliśmy wysadzane różowymi skałami lśniące solnisko, spoczywające pod urwiskiem płaskowyżu. Pięć odosobnionych, kolorowych gór wznosi się tu na 170 metrów ponad płaszczyznę śnieżnobiałego dna, ciągnącego się z południa na północ na długości 80 km. Wieczorem podziwialiśmy Karynżaryk z góry, z płaskowyżu. Różnica wysokości między dnem depresji a krawędzią Ustiurt dochodzi miejscami do 400 m. Skala i przestronność tego fantastycznego krajobrazu jest trudna do uchwycenia, wręcz oszałamiająca.
Jeśli ktoś lubi pustynię, Mangystau zachwyci go swoją różnorodnością, oferując wiele innych nadzwyczajnych miejsc. Pomiędzy górami Aktau a Karatau stoi odosobniony, ponad- trzystumetrowy skalny ostaniec – ogromna Góra Szerkała (Tygrysia). Na zachód od niej znajduje się kolejna geologiczna osobliwość – jedno z największych na świecie pól konkrecji (minerałów narosłych wokół różnych skalnych obiektów). W tym miejscu, zwanym Torysz, jedna przy drugiej zalegają tysiące powstałych na dnie prehistorycznego morza ogromnych wapiennych kul (do 4 m średnicy). Na wybrzeżu odnaleźć można Tamszały (Wesołe Kropelki) – urwisko, z którego sączy się podziemna rzeka, tworząc piękną oazę. Na wschodzie z kolei natrafimy na cieliste wydmy pustyni Bostankum i wyrastające z białej kredy rudawe skały Bosżira. Wszystkie te miejsca są tak piękne i zagadkowe jak tutejsze, wciąż żywe legendy, opowiadające o czynach bogów, bohaterów (Batyrów) i zwykłych ludzi.

 

WESOŁE KROPELKI

Z urwiska sączy się podziemna rzeka, tworząc piękną oazę. Nazwa urwiska to Tamszały – Wesołe Kropelki.

KULIŚCI – INWAZJA

Pola konkrecji Torysz. Legenda mówi, że to armia najeźdźców zamienionych przez Boga w wielkie kamienne kule.

ZNAJOMI Z PODZIEMIA

W gościnie u Karima i jego siostry Zanzaguł, poznanych w podziemnym meczecie Sułtan Epe z XIII wieku.

 

MECZETY GŁĘBINOWE

 

Mangystau słynie jako kraina świętych miejsc. Tutejsze meczety w niczym nie przypominają typowych muzułmańskich świątyń z kopulastymi dachami i minaretami. Czasem trudno je w ogóle odnaleźć w terenie. Ich kształtowane przez naturę fasady nie noszą prawie żadnych śladów ludzkiej ingerencji. Niektóre można rozpoznać jedynie po małym otworze wejścia lub okrągłych świetlikach. Wnętrze meczetu znajduje się nieraz kilka metrów pod powierzchnią ziemi. To z reguły jedna lub kilka niewielkich jam wygrzebanych w miękkiej skale. Najstarsze pochodzą nawet z IX wieku. Chyba najciekawszym przykładem takiej, iście organicznej architektury, jest meczet Toliegien Eulije, położony w zupełnie odludnym miejscu, jakim jest Torysz (przy polach konkrecji).
Nieco inne w charakterze, ale jedne z najpiękniejszych tutejszych świątyń – Szakpak Ata (XIV w.) i Sułtan Epe (XIII w.) – zachwycają atmosferą, prostotą i położeniem. Miejsca medytacji i modlitwy kryją w skalnych ścianach krypty ze szczątkami swoich twórców – nauczających tu sufich, których obdarza się przydomkiem Ata (ojciec). Najważniejsze z nich – Szopan Ata i Beket Ata – ściągają pielgrzymów z odległych rejonów Kazachstanu, a nawet z sąsiednich krajów.
Lokalny islam jest wyjątkowo synkretyczny. Można odnaleźć w nim elementy pierwotnych wierzeń Wielkiego Stepu, a także szamanizmu. Wyraźny ślad odcisnął także zaratusztrianizm, z którego zachowały się jeszcze ryty wywodzące się z kultu ognia, niezwykle rzadko spotykane w islamskiej obrzędowości. Widzieliśmy ludzi wzniecających oczyszczające płomienie przed meczetami i na cmentarzyskach; widzieliśmy też ofiary ze zwierząt składane przed wejściami do mazarów, dawnych islamskich mauzoleów. Jakby na przekór temu, co dzieje się aktualnie w świecie islamskim, tutaj byliśmy otaczani bezinteresowną sympatią. Nawet w meczetach nie traktowano nas jak giaurów, pozwalając uczestniczyć w tych wyjątkowych obrzędach i modlić się po swojemu do naszego Boga.

 

ZBOCZ I ZOBACZ

Leżą 70 km na północ od miejscowości Kulsary, i warto do nich zajechać po drodze do Mangystau. To bielsze niż śnieg góry Akkeregeszin.

TOWARZYSZ ZESŁANIEC

 

Wyruszyliśmy w połowie lipca. Dotarcie ze Szczecina na Mangystau zajęło nam osiem dni. Przejechaliśmy przez Polskę i Ukrainę, zatrzymując się po drodze w Kijowie. Granicę ukraińsko-rosyjską przekroczyliśmy na północ od Charkowa. Kolejne trzy dni podróżowaliśmy przez Rosję, a potem zachodnim brzegiem rzeki Ural opuszczaliśmy się na południe Kazachstanu. Zanim jednak tam dotarliśmy, w okolicach miasteczka Kulsary odbiliśmy nieco na północ, aby dotrzeć do białych gór Akkeregeszin i spędzić noc nad rzeką Embą.
Po półwyspie wiodły nas przede wszystkim gliniaste stepówki. Wyraźne, aż nadto głębokie koleiny buchające gęstym żółtawym pyłem czasem jednak spłycały się i w końcu gubiły zupełnie na solniskach, piaskach lub skałach. Nie spieszyliśmy się. Używaliśmy starych, ale dokładnych kazachskich i rosyjskich map. Nasz samochód, przygotowany do długich terenowych wypraw, pozwalał nam dotrzeć w każde wyznaczone miejsce i był naszym domem przez całe pięć tygodni. Można w nim rozłożyć prawdziwe łoże z moskitierą, jest kuchenka gazowa, zbiorniki na wodę i 150-litrowy bak paliwa, który wystarcza na 3-5 dni jazdy w terenie. W sumie pokonaliśmy ponad 12 tys. km.
W podróży towarzyszyły nam listy i rysunki Bronisława Zaleskiego, który zachwycał się tymi niezwykłymi krajobrazami i kulturą półwyspu Mangystau. Podzielając jego fascynację, mogliśmy dzięki niemu zaglądać w przeszłość, a równocześnie obserwować zmiany, jakie zaszły tu przez ostatnie 160 lat.