Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2016 na stronie nr. 22.

Tekst i zdjęcia: Renata Matusiak,

Gość w kraju wielkich domów


Jestem fanką wielkich pakistańskich domów. Ich rozmiary są proporcjonalne do wielkości rodzin. Goszczę w domu zaprojektowanym symetrycznie przez właściciela, który ze swoją rodziną zajmuje połowę, a drugą zamieszkuje jego brat, ożeniony z siostrą żony. Kobiety oprócz tego, że są siostrami, są jeszcze kuzynkami swoich mężów. Małżeństwo w Pakistanie to nie tyle związek dwojga ludzi, co związek dwojga rodzin.

Do Pakistanu wjechałam przez słynną Bramę Chajberską stanowiącą symboliczne wrota z Indii do Azji Centralnej. Peszawar jest stolicą Północno-Zachodniej Prowincji Granicznej, którą w większości zamieszkują Pasztunowie. Mają jaśniejszą skórę od południowych Pakistańczyków i w życiu kierują się kodeksem pasztunwali. Najważniejsze zasady to: gościnność, prawo zemsty rodowej, ale i przebaczenia (jeżeli ktoś przyzna się do winy), a także współczucie i pomoc słabszym oraz starszym.
Ojczyzną Pasztunów jest Afganistan. Ich przodkowie znaleźli się po drugiej stronie tzw. linii Duranda z 1893 roku (od nazwiska brytyjskiego komisarza), która oddzielała strefę wpływów brytyjskich i rosyjskich. Mimo że budziła wiele kontrowersji, została utrzymana, a ludność tych terenów stała się potem obywatelami Pakistanu.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

RAZ NA WOZIE, RAZ NAD WOZEM

W Pakistanie o podróżowaniu w warunkach, w których jeden człowiek przypadałby na jedno miejsce, można tylko pomarzyć.

W CZYNIE SPOŁECZNYM

Pendżab usiany jest małymi meczetami, malowanymi i przyozdabianymi przez okolicznych mieszkańców.

MURARKA

Ta urocza pani reperuje swój dom. Używa prostej zaprawy: kilku rodzajów ziemi, zmieszanych z wodą, z dodatkiem suszonych traw.

 

ŁÓŻKO, CZYLI WYŻSZA CYWILIZACJA

 

W Multanie poznałam Umara, który był zaręczony. Zapytałam, czy znał narzeczoną wcześniej. To pytanie często zadawałam, bo zwyczaj jest tu taki, że to rodzice wybierają żonę synowi. Okazało się, że znał, bo jest jego kuzynką. Uznał, że jest to miła i dobra dziewczyna, więc stwierdził, że chce się z nią ożenić. W zasadzie młodzi mogą się poznać sami, na uniwersytecie lub w pracy, ale ważna jest akceptacja rodziców dziewczyny. Prawie stuprocentowa gwarancja, że zgodzą się oni na ślub, istnieje wtedy, gdy chłopak ma państwową posadę. Dlaczego? Bo w sektorze prywatnym nie ma emerytur.
W każdym domu jest specjalne miejsce dla męskich gości niespokrewnionych z domownikami. W zależności od statusu materialnego rodziny jest to jeden pokój, albo nawet kilka z oddzielnym ogrodem. Natomiast kobieta gość ma dostęp do całego domu i wszystkich jego zakamarków. Wieczorami chodzę więc z wizytami, biesiaduję z kobietami i nie wiem, kto dla kogo jest większą atrakcją. Ja dla nich, jako podróżująca w pojedynkę, czy one dla mnie. Ich codziennymi zajęciami jest głównie spanie, jedzenie i doglądanie służby. Bo w Pakistanie albo ma się służbę, albo jest się służbą.
Pakistańczycy uważają się za wyższych cywilizacyjnie od od sąsiadów z Afganistanu i dlatego całe sypialnie zastawiają łóżkami. Afgańczycy bowiem śpią na rozłożonych na podłodze tradycyjnych kurpacziach, materacach wypełnionych bawełną. A sypialnia to pomieszczenie, gdzie śpi cała rodzina, czyli mama ze wszystkimi dziećmi. Nawet jeśli każdy ma swój pokój, oczywiście z łóżkiem, śpi się razem. Im liczniejsza rodzina, tym więcej łóżek i przejścia między nimi już nie ma.
W domu nowożeńców podziwiam kilogramy wyszywanych złotem i drogimi kamieniami sukien, które pan młody powinien zakupić w liczbie trzech, bowiem tyle dni trwa tradycyjne wesele. Strój ślubny, podobnie jak codzienny, składa się ze spodni, tuniki i dupaty, długiego, szerokiego szala, który ma zakrywać głowę, ramiona i biust. Zaślubiny to największa uroczystość, ale równie ważne są zaręczyny – obie okazje są powodem do zdobienia dłoni i stóp henną. Panna młoda, udekorowana niczym choinka, musi być obfotografowana, a całość – udokumentowana na wieki w postaci fotoksiążki, która spocznie później na honorowym miejscu.

 

NA STRAGANIE W MUTLANIE

Im dalej na południe, tym słodsze i smaczniejsze jest mango. Za jego stolicę uważany jest Mutlan.

ŻYCIE JEST PIĘKNE

W kraju kontrastów: dobre auto miejscowego bogacza i dobre samopoczucie biedaka.

PRZEGLĄD MODY REGIONALNEJ

Kobiety z wioski Hunza w górach Karakorum. Ubrane są w stroje łączące elementy tadżyckie, pamirskie i hinduskie.

 

SHOW W LAHORE

 

Stolice zwykle różnią się od reszty kraju, ale Islamabad, nowa stolica Pakistanu, różni się wyjątkowo. Jest mniejszy i spokojniejszy od innych miast. Bez tłumów na ulicach – tutaj się jeździ, a nie chodzi. Czysty, uporządkowany, wygląda jak stolica europejskiego kraju. O przyfrontowej specyfice Pakistanu przypomina jednak zamknięta dzielnica dyplomatyczna. Jej mieszkańcy i pracownicy mogą się swobodnie poruszać jedynie wewnątrz swego autonomicznego miasteczka. Tylko nieliczne placówki dyplomatyczne znajdują się poza jego murami. Należy do nich placówka Brazylii – konsul szukał niewielkiego lokum do wynajęcia, ale najmniejsze, jakie znalazł, miało cztery sypialnie i dwoje służących.
Na zalesionym wzgórzu widnieje charakterystyczny pomnik Pakistanu w kształcie kwitnącego kwiatu. Poszczególne płatki reprezentują różne prowincje, z typowymi dla nich elementami przedstawiającymi kulturę i historię kraju, jego różnorodność, ale i jedność zarazem. Jest to wspaniały punkt widokowy na miasto. Tylko że bilety wstępu dla obcokrajowców są tam 10–12 razy droższe niż dla miejscowych.
Przeciwieństwem Islamabadu jest połączone z nim Rawalpindi, przez miejscowych zwane Pindi. To typowy pakistański moloch pogrążony w chaosie, pełen ludzi i towarów. Stąd już niedaleko do Lahore, drugiego co do wielkości miasta kraju, które liczy ok. 15 mln mieszkańców. Chcę tam pojechać pociągiem, choć wszyscy to odradzają, narzekając na tabor i duże opóźnienia.
Dworzec kolejowy w Rawalpindi pasuje raczej do Islamabadu niż do Pindi i całego Pakistanu. Jest czysty i pusty. Na jego teren wpuszcza się tylko podróżnych z ważnymi biletami (kasy znajdują się 200 m od dworca). Pytam o kasę dla kobiet i słyszę, że z powodu braku podróżujących pań zlikwidowano ją, więc mogę ustawić się do okienka dla emerytów i posiadaczy kart kredytowych. Po chwili staję się szczęśliwą posiadaczką biletu na Jaffar Express relacji Pindi–Quetta. Dlaczego zawsze wybieram klasę ekonomiczną? Po pierwsze – jest taniej, po drugie – nie ma klimatyzacji i po wyjściu nie doznaję szoku termicznego oraz bólu gardła, po trzecie – w związku z brakiem klimatyzacji mogę otworzyć okno (czasem jest otwarte na stałe) i robić zdjęcia.
Pociąg odjechał punktualnie. W podróży cieszyły oczy „wodne krowy”, które wykorzystują każdą sadzawkę, by się pomoczyć. Zobaczyłam też dwie potężne rzeki Czenab i Dżelam i utwierdziłam się w przekonaniu, że w Pakistanie wszystko jest ogromne: rodziny, domy, góry i rzeki.
Spaceruję po bazarze Anarkali. Zbliża się święto niepodległości i sprzedawane są różne patriotyczne gadżety, m.in. koszulki z napisem „Niepodległy Pakistan” z jednej strony, a z drugiej – „Nie ma prądu, gazu, wody, ale jestem dumny, że jestem Pakistańczykiem”.
Potem ląduję na widowni jednego z najpopularniejszych TV show. Prowadzi go celebryta Sahir Lodhi. Miało być po angielsku i w urdu – jest tylko w urdu. Nudzę się. W przerwie reklamowej opuszczam studio. Sahir prosi, abym zaczekała, aż skończy program. Zaprasza mnie na następny dzień w charakterze gościa specjalnego. Z przyjemnością więc poświęcam cztery godziny na to, by się uśmiechać, gdy mówią inni, a w przerwie między uśmiechami opowiadać, dlaczego przyjechałam do Pakistanu, mimo że nie ma on dobrej opinii w Europie, nie dość, że sama, to w dodatku przez przełęcz Chajber, której wszyscy tutaj się boją.
Obserwuję leniwe przygotowania do świąt i takie same ich spędzanie. Jestem gościem u kolejnej rodziny – mąż, dwie żony i pięcioro dzieci. Pan domu cieszy się maleńkim pokoikiem na parterze obok biura, a w biurze pędzi bimber. Ma sporą kolekcję alkoholi świata. Ot, rzeczywistość w kraju, gdzie drinkowanie jest zabronione. Zapytałam jego drugą, młodszą żonę, czy rodzice wybrali jej męża. Oburzyła się i powiedziała, że jej małżeństwo jest z miłości. Ale on opowiedział nieco inną historię. Przez jakiś czas była jego pracownikiem. Gdy zamierzał ją ponownie zatrudnić, ojciec dziewczyny postawił warunek, że musi się z nią ożenić. Nie chciał się drugi raz żenić, ale w końcu ustąpił. Nie chciał też mieć więcej dzieci, bo ma czworo z pierwszą żoną. Wtedy ten ojciec zaczął straszyć go sądem, no i mają jedno dziecko.

 

SZTUKA MOTORYZACJI

Każda z pakistańskich ciężarówek jest niepowtarzalna, a ich kierowcy więcej życia spędzają na dalekich podróżach niż w domu. Również tutejsze traktory chcą być piękne.

CO WYSTAJE ZA BURTĘ?

Jezioro Attabad to końcowy odcinek jednej z tras prowadzących z Pakistanu do Chin. Łodzie, kolorowe niczym tutejsze ciężarówki, przewożą samochody na rozłożonych w poprzek deskach (także na ostatnim zdjęciu).

 

U PIĘKNEJ PANI BHUTTO

 

Docieram nad Morze Arabskie, do Karaczi. Dworzec kolejowy w tym mieście jest jak należy: osobne kolejki dla kobiet, nawet osobne budynki z kasami dla klasy ekonomicznej i wyższej. I jest oczywiście bardzo głośno. Przyglądam się pasażerkom wokół, urodziwym kobietom z prowincji Sindh. Stąd właśnie pochodziła premier Benazir Bhutto, zwana Pięknością z Sindh. Setki koczujących i ani śladu pociągu. W całym Pakistanie wśród tych niezwykle gościnnych ludzi nigdy nie zdarzyło mi się czekać na coś czy na kogoś i stać, kucać lub siedzieć na ziemi. Zawsze podbiegał ktoś z krzesłem z pobliskiego sklepu, biura czy domu. A na zatłoczonym peronie zrobili mi miejsce na ławce.
W byłej stolicy pozostało wspomnienie po jednej z najpiękniejszych piaszczystych plaż. Wyciek ropy w 2003 roku zniszczył wszystko. Teraz najpiękniej jest w Beludżystanie, np. w Gwadarze.
Święto niepodległości Pakistańczycy zaczynają nocnymi zakupami. Galerie handlowe nęcą tu promocjami, okazjami, konkursami. W ciągu dnia do ostatniego miejsca wypełniają się kina, zresztą nie tylko w czasie tego święta. Kto nie kupił biletu wcześniej, może wiwatować flagą na ulicy, a bilet kupić sobie na inny dzień. Kto wybiera się na film trójwymiarowy, musi jeszcze pamiętać o własnych okularach 3D, bo kina ich nie oferują.

 

 

MIĘDZY NAMI, KOBIETAMI

 

Chciałam podróżować po Karakorum Highway pięknie zdobioną pakistańską ciężarówką. Trasa biegnie z Islamabadu na północ, aż do Kaszgaru w Chinach, i jest najwyższą międzynarodową drogą świata. A tymczasem jadę w jednym z kilkudziesięciu autobusów i towarzyszy nam uzbrojona ochrona. Nie dlatego, że po drodze jest Abotabad, gdzie znajdował się nieistniejący już dom Osamy Bin Ladena. Przejeżdżamy przez tereny, które są pod kontrolą ekstremistów. I na tych odcinkach rejsowe autobusy zbierają się w kolumny, aby jechać pod eskortą.
W Dasu mamy przystanek na śniadanie. Nie chcę jeść, tylko pospacerować. Ale to stawia na nogi całą ochronę autobusów. Nie wolno się oddalać, to niebezpieczne. Poza przerwami na posiłki zatrzymujemy się jeszcze przy posterunkach, gdzie muszą być spisani cudzoziemcy. W mojej kawalkadzie jest ich dwoje: ja i Chińczyk. Ponad 20 autobusów i busów czeka, aż dojdziemy do punktu kontroli i pozwolimy zrobić notatki na podstawie naszych paszportów. Niedaleko stąd, w okolicach bazy pod Nanga Parbat, zamordowano niedawno europejskich turystów. Także niedaleko stąd łączą się ze sobą Himalaje, Karakorum i Hindukusz. Jedziemy dalej...
W Gilgicie trafiam na wesele – drugi dzień, w domu pana młodego. Wczorajsza impreza była u panny młodej, gdzie zebrała się żeńska część familii. Dzisiaj z kolei mężczyźni są zaproszeni na obiad. Siedzę z kobietami. Większość to mężatki, ale jest też wdowa i rozwódka. Czy złote bransolety, które zdobią przedramiona, dostała od eksmęża? Nie, oddała mu wszystko, bo nie chciała takich wspomnień. Ta biżuteria to prezent od nowego narzeczonego – wkrótce znów będzie wesele. Zazdroszczą mi wolności. Chcą też robić coś dla siebie, a nie tylko dla rodziny.
Gdy odwiedziłam Uniwersytet Centralnego Pendżabu, jednego z profesorów interesowało, jak traktują mnie mężczyźni w Pakistanie. Zgodnie z prawdą wyraziłam się w samych superlatywach. Na co on odpowiedział: – No właśnie, bo my umiemy szanować kobiety. Szkoda, że nie swoje.
Kobiety cieszą się jednak, że mogą tutaj uczyć się i studiować i że nie spotkał ich los Malali, młodej aktywistki z Doliny Swatu, która wbrew zakazowi talibów chodziła do szkoły i namawiała do nauki również swoje koleżanki. Tego było już za wiele dla terrorystów, którzy zlękli się dziewczyny z książką i postanowili ją zabić. Postrzelona w głowę i szyję, przeżyła. Teraz mieszka w Anglii i dalej agituje na rzecz edukacji dziewcząt. Jest laureatką wielu nagród za swoją działalność, w tym Pokojowej Nagrody Nobla.

 

PAKISTAŃCZYK POTRAFI

 

Śladem wszystkich himalaistów podążających do bazy pod K2 pojechałam do Skardu. Po zjeździe z Karakorum Highway droga przypominała karkołomną trasę pamirską. Siedzę teraz pod twierdzą Skardu przekształconą w koszary wojskowe, a w dole oświetlone miasto otoczone Himalajami i Karakorum oraz szemrzący Indus. Głowę mam już w chmurach płynących razem z księżycem, który odbija się w nocnej tafli rzeki. Na skalnych zboczach w okolicy ukrywają się wizerunki Buddy – pamiątki po panującej tu przed wiekami religii.
Pakistańskie góry są pod względem etnicznym wyjątkowym koktajlem. Przykładem jest Hunza. O jej pięknie krążą legendy. Mieszają się tutaj wpływy tybetańskie, Azji Środkowej, pamirskie. Jest malowniczo położona, z dwoma zamkami mirów – Baltit z XIV w. i Altit z XII w., wyremontowanymi ze środków Fundacji Agi Chana oraz rządu norweskiego. Wieś dzieli się na górną, środkową i dolną. W każdej dominuje inny język. W centralnej – bruszeski, w górnej – wakhi, w dolnej – shina. Zewsząd widać Rakaposhi, najwyższą w okolicy górę (7?788 m n.p.m.), w otoczeniu Ladyfinger Peak (6?000 m n.p.m.) i Diran (7?266 m n.p.m.). Wąskimi uliczkami, wśród gliniano-kamiennych piętrowych domów, przemykają kobiety z koszami na plecach.
Mieszkańcy są ismaelitami (szyickie ugrupowanie religijne i polityczne). Ich domy są urządzone na kształt domu pamirskiego, z pięcioma kolumnami i otworem w dachu rozwiązującym problem wentylacji i światła. Kolumny mają związek z religią, symbolizują Mahometa, Fatimę, Alego, Hasana i imama Husajna. Nie widzę jednak żadnego ogrzewania. Wyobrażam sobie ten kamienny dom zimą, z kilkudziesięciostopniowym mrozem na zewnątrz... Pytam, jak sobie radzą w zimie. – Zamykamy drzwi – pada odpowiedź.
Jadę w stronę granicy z Chinami. Na Karakorum Highway przed Gulmitem w 2010 roku osunęła się ziemia i część drogi znalazła się pod wodą. W tym miejscu jest teraz przepiękne jezioro Attabad o długości 20 km, które trzeba pokonać łodzią. Jest to jedyna trasa dla towarów wędrujących między Pakistanem a Chinami. Naokoło jeziora Chińczycy budują nową drogę. Zagadką było dla mnie, w jaki sposób trasę tę pokonują ciężarówki, skoro nie ma promów. Otóż wszystkie samochody dojeżdżające do jeziora są transportowane na drugi brzeg na deskach położonych na motorowych łodziach. Jeśli podjeżdża ciężarówka, wtedy w poprzek dwóch płynących równolegle łodzi kładzie się potężne dechy, na które wjeżdża pojazd. Później już jedzie się aż do granicy. Pakistańczyk potrafi!