Życie Polaków na bułgarskiej wsi obfituje w wyzwania, ale Laura i Piotr nie zamieniliby go na inne. Jego rytm wyznaczają pory roku, a przyroda i pogoda dyktują rozkład dnia. Od nadmiaru sielanki można na chwilę uciec – na przykład do pobliskiego, malowniczo położonego miasta Wielkie Tyrnowo.
Fioletowy kolor wdarł się pod paznokcie i pokrył Piotrowi prawie całe dłonie. Po dwóch dniach żmudnej pracy 150 kilogramów winogron w końcu przeszło przez pożyczoną od sąsiada niebieską metalową prasę. Jej wygląd nie pozostawiał wątpliwości, że uczestniczyła już w produkcji hektolitrów bułgarskiego wina. Owoce winorośli oplatającej dom Laury i Piotra były już tak dojrzałe, że nie można było dłużej zwlekać. Trochę to wszystko czasochłonne, ale pyszne domowe wino nie zrobi się samo, podobnie jak rakija, mocniejszy lokalny napój alkoholowy, który powstanie z wytłoczyn po winogronach.
Odkąd trzy lata wcześniej postanowili zapuścić korzenie w małej bułgarskiej wiosce niedaleko granicy z Rumunią, ich życie toczy się zgodnie z porami roku i wokół kolejnych zbiorów. W czerwcu śliwki, we wrześniu jabłka, a gdzieś pomiędzy czuszki, czyli ostre bułgarskie papryczki. Wszystko znajduje kulinarne zastosowanie.
Dostępny PDF
NA PÓŁNOCY BEZ ZMIAN
W niektórych wioskach na północy Bułgarii czas zatrzymał się w miejscu – po ulicach nadal jeżdżą zaprzęgi konne.
VINO DE LA CASA
Wokół domu Polaków rosną bujne winorośle. Obróbka 150 kg owoców to nie lada wyzwanie, ale goście campingu Malka Polsza docenią ten wysiłek.
MAŁE ULICZKI WIELKIEGO TYRNOWA
Wśród wąskich uliczek Wielkiego Tyrnowa kryją się niezwykle urokliwe zakątki.
POCZULI MIĘTĘ
Piotr, usiłując zmyć z rąk fioletowe plamy za pomocą soku z cytryny, mówi, że dziesięć lat temu, kiedy jako tancerz baletowy, solista gdańskiej Opery Bałtyckiej, występował na światowych scenach, do głowy by mu nie przyszło, że kiedyś wybierze taki styl życia. – A jednak – śmieje się. – Dopiero teraz wiem, że znalazłem swoje miejsce na ziemi.
Ale jak doszło do tego, że on i Laura to miejsce wybrali? Na północy Bułgarii, z dala od większych miast i wcale nie blisko Morza Czarnego? Może zadecydował przypadek, a może tak było zapisane w gwiazdach. W lipcu 2012 roku razem z kolegą wyruszyli z Gdańska na rowerach. Celem był Stambuł, do którego zamierzali dotrzeć po niespełna dwóch miesiącach i 2?500 kilometrach. Przemierzyli Polskę, Słowację i Węgry, rozbijając się z namiotem „na dziko” lub korzystając z gościnności napotkanych ludzi.
W Rumunii okazało się, że podróżuje z nimi jeszcze jedna mała osoba, która miała narodzić się za kilka miesięcy. Plany musiały ulec zmianie, a dotarcie do Stambułu przestało być możliwe. Postanowili jednak, z krótkim objazdem przez Serbię, dojechać jeszcze do Bułgarii. Pewnego dnia dotarli do niewielkiej wioski, w której zamierzali kupić wodę. Traf chciał, że przed jedynym sklepem spotkali parę Brytyjczyków, którzy kilka lat wcześniej osiedlili się w okolicy. Nowi znajomi zaprosili ich do rozstawienia namiotu w swoim ogrodzie. Rozbili się na polu mięty i to zapach tego zioła najlepiej pamiętają z pierwszej nocy. W rozmowach ze swoimi gospodarzami odkryli, że wiele domów we wsi nadal jest do nabycia, i to w cenach niższych od ceny używanego samochodu w Polsce.
Nadal tak jest. Starsi ludzie wymierają, a młodsi migrują do miast w poszukiwaniu lepszego życia. Wioski pustoszeją, a chętnych na kupno domu w tym rejonie jest niewielu. Kilka kilometrów dalej jest wioska, w której na 100 domów przypada 50 mieszkańców.
Po tym, jak z czystej ciekawości obejrzeli kilka domów, decyzja zapadła niespodziewanie szybko. Następnego dnia Laura i jej towarzysze podróży stali już przed domem, który niebawem miał stać się ich własnością. Dwa dni później podpisali dokumenty u notariusza i można było się wprowadzać.
BARY I BARTERY
Kolejne trzy lata upłynęły w rozjazdach między Polską, Bułgarią i innymi krajami, ale wiosną 2015 roku Laura z Piotrem i córeczką ostatecznie osiedlili się na bułgarskiej wsi. Wyremontowali znaczną część domu i prowadzą niewielki camping dla znajomych i ich znajomych. Zbierają śliwki, jabłka i winogrona. Pielęgnują ogródek ziołowy przed domem. Pieką bułgarską banicę (zwijany, zapiekany z białym serem placek). Robią cydr, zaprawy z czuszek i biorą udział w życiu wsi. Czasem wieczorem spotykają się z jej mieszkańcami na szklaneczkę rakii w jedynym barze połączonym z jedynym sklepem, przed którym się wszystko zaczęło.
Od czasu do czasu coś nowego zaskakuje Laurę i Piotra. Pewnego dnia poszli na chwilę do baru. Zauważyli, że taras zapełniali wyłącznie mężczyźni, którzy jak nigdy wcześniej w dziwny sposób przyglądali się Laurze. Po jakimś czasie jeden z nich pomógł im zrozumieć niezręczną sytuację. Był Dzień Kobiet! A w Dzień Kobiet to mężczyźni świętują i piją w barze za zdrowie swoich dam, podczas gdy damy, cóż, pozostają w domach.
Życie we wsi toczy się wokół baru. Tutaj wszystkie interesy omawiane są o 8 rano przy aromatycznej czarnej kawie. Tutaj też najlepiej widać etniczną mieszankę, jaką tworzą ludzie zamieszkujący te rejony – rodowite bułgarskie, ale także tureckie i romskie korzenie.
Handel barterowy jest silnie kultywowany. Potrzebujesz pomidorów? Chętnie oddam ci część moich, w zamian za trochę tej rakii, którą zrobiłeś. Chcesz pożyczyć moją kosiarkę do trawy? Nie ma problemu, może w zamian dasz mi trochę winogron?
MAŁA POLSKA
Swój camping Laura i Piotr promowali na lokalnym festiwalu, częstując tradycyjnymi polskimi potrawami. Ich losy można śledzić na facebook.com/MalkaPolsza.
TĘCZOWE MIASTO CARÓW
Na wsi jest przyjemnie, ale zmiana otoczenia co jakiś czas jest potrzebna. Od nadmiaru sielanki można uciec do jednego z okolicznych miasteczek – mniej lub bardziej urokliwych, przy czym żadne nie równa się historycznemu Wielkiemu Tyrnowu. Miasto, znajdujące się w odległości kilkudziesięciu kilometrów od wioski, w której mieszkają Polacy, sprawia wrażenie spływającego po zboczach trzech wzgórz (Carewca, Trapezicy i Swetej Gory), na których leży. Domy piętrzą się jeden nad drugim w nierównych rzędach. Każdą wolną przestrzeń pomiędzy nimi wypełnia zieleń. Laura i Piotr lubią tu przyjeżdżać, żeby zrobić zakupy, spacerować, spędzić wieczór w przyjemnej knajpce.
Tradycyjną bułgarską ceramikę kupują u Marii, która już od dwudziestu lat stoi za ladą sklepu przy ulicy Rakowskiej w centrum starego miasta. Laura przy każdej wizycie w mieście zaopatruje się w pamiątki lub przedmioty codziennego użytku właśnie u tej uśmiechniętej kobiety z burzą rudych włosów. Na wystawie ręcznie malowane miski różnej wielkości, talerze, kubki, garnuszki i cała masa innych przedmiotów, od solniczki, przez pojemniki kuchenne, aż po kufle piwne. Historia bułgarskiej ceramiki ma około 3000 lat. Kiedyś kobiety na wsiach używały do jej malowania jedynie zielonego, brązowego i żółtego koloru. Każda miała swój własny wzór, który wykorzystywała przy dekoracji przedmiotów. Obecnie liczba wzorów i kolorów jest ogromna, co znacznie utrudnia wybór, ale Maria zawsze pomoże w podjęciu trafnej decyzji.
Wielkie Tyrnowo jest popularnym celem turystów zagranicznych i Bułgarów, a kompleks twierdzy Carewec jest najczęściej odwiedzanym zabytkiem w Bułgarii. Budowę twierdzy, usytuowanej na wzgórzu o tej samej nazwie, rozpoczęto w XII wieku, kiedy Tyrnowo (ówczesna nazwa) zostało stolicą odrodzonego państwa bułgarskiego. Dzisiaj można tu podziwiać fragmenty cerkwi i murów obronnych oraz roztaczające się ze wzgórza widoki na miasto i wijącą się u jego stóp rzekę Jantrę. Twierdza stanowi też scenerię dla wieczornych pokazów „światło i dźwięk”, podczas których mieni się różnymi kolorami, przy akompaniamencie i w rytm tradycyjnej bułgarskiej muzyki.
Historyczne centrum miasta to Samowodska Czarszija. Sklepy z wyrobami rzemieślniczymi i antykami sąsiadują z odrestaurowanymi zabytkowymi budynkami z XIX wieku. Nad główną ulicą rozpostarto podłużne płachty materiału w kolorach tęczy – pomarańczowe, żółte, karminowe, błękitne, seledynowe. Chronią przed słońcem i nadają ulicy radosny charakter.
Wielkie Tyrnowo pnie się w górę wzdłuż przepływającej przez nie Jantry. Wąskie brukowane uliczki i stare schody prowadzą pomiędzy domami z dachami pokrytymi czerwoną dachówką. Liczące sobie kilka tysięcy lat miasto, leżące u podnóża pasma górskiego Stara Płanina, kiedyś nazywane było Królem Miast i Miastem Carów. Duch tych czasów nadal jest w nim obecny.
WSI WESOŁA
Z powrotem na bułgarskiej wsi, Laura i Piotr cieszą się, że są w domu. W chłodniejszy dzień napalą w piecu. W cieplejszy – rozważą wieczorne ognisko na polanie za domem, na które być może zaproszą brytyjskich i bułgarskich znajomych. W pogodną noc na niebie widać wszystkie gwiazdy, które mieszają się wtedy z iskrami strzelającymi z paleniska.
Jeśli nie zrobią ogniska, to zajrzą do baru przywitać się z mieszkańcami. Zamówią najpopularniejszy zestaw – czarną kawę i kieliszek aromatycznej rakii. Piotr umówi się z kimś, że podrzuci go w tygodniu samochodem do pobliskiego miasteczka. Laura podpyta bułgarską przyjaciółkę o udoskonalony przepis na banicę. A następnego dnia wrócą na chwilę do obróbki winogron i fioletowych rąk.