Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2016 na stronie nr. 58.

Tekst i zdjęcia: Paweł Ruda, Zdjęcia: Michał Kamiński,

Fotojaskiniowcy


Aparat fotograficzny jest nieodzownym rekwizytem podczas wszelkich wypraw – od poważnych ekspedycji o charakterze naukowym po zwykłe niedzielne wypady. Ale bywają sytuacje, gdy robienie zdjęć wymaga znacznego poświęcenia, a sesja fotograficzna staje się wręcz niebezpieczna.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Jaskinia Đalovića, najdłuższa znana jaskinia Czarnogóry, ma znaczny potencjał eksploracyjny i imponującą szatę naciekową. W ciągu minionych lat czescy grotołazi poczynili znaczne postępy w eksploracji tego interesującego miejsca. W 2014 roku do wypraw dołączyli także Polacy z Klubu Speleologicznego Politechniki Wrocławskiej. Rok później, przed kolejną wizytą zdecydowano powołać grupę fotograficzną, która całkowicie poświęci się wykonaniu zdjęć tej pięknej jaskini.
W ramach ubiegłorocznej czesko-polskiej ekspedycji udało się odkryć nowe partie znajdujące się za całkowicie zalanymi odcinkami. Gdy czescy nurkowie eksplorowali nowo odkryte korytarze, a pozostali grotołazi sporządzali dokładne plany głównego ciągu jaskini i podjęli próbę odpompowania wody z pierwszego syfonu, grupa fotograficzna zajęła się wykonaniem zdjęć, które pozwolą odkryć dla wszystkich to niesamowite miejsce.

 

W PODZIEMNEJ SIECI

Jaskinie często sprawiają spore trudności orientacyjne. Korytarze łączą się ze sobą, często po kilka w jednej sali i tworzą skomplikowaną sieć.

NAD JEZIOREM

Pokonywanie progów wymaga umiejętnego posługiwania się liną.

;">

 


 

BŁOTO, PIACH I WODA


Jaskinie są specyficznym środowiskiem pracy fotografa. Wyjście poza podziemne trasy przygotowane dla ruchu turystycznego wiąże się z narażeniem grotołaza na utratę sprzętu lub zdrowia. Đalovića jest jaskinią, do której nie dotarł jeszcze ruch turystyczny. Nie ma tu ani jednego metra udostępnionej trasy, nie znajdziemy też sztucznego oświetlenia ani przewodnika. Nasza grupa fotograficzna składała się z czterech osób. To konieczne minimum, aby móc myśleć o wykonaniu zdjęć na odpowiednim poziomie. Połowa zespołu zajęła się fotografowaniem i filmowaniem, pozostałe dwie osoby pomagały w transporcie sprzętu, rozstawianiu świateł oraz pozowały do zdjęć.
Đalovića jest rozległą jaskinią. Długość poznanych w niej korytarzy przekracza 11 km (najdłuższa jaskinia Jury Krakowsko-Częstochowskiej, Wierna, to tylko 1 027 m). To trudny teren. Dotarcie od wejścia do syfonu końcowego zajmuje wiele godzin wyczerpującego marszu przypominającego pokonywanie toru przeszkód. W jaskini panuje stała temperatura 9°C. Nie jest to wartość bardzo niska, jednak znaczna wilgotność sprawia, że zimno staje się dokuczliwe. Zwłaszcza gdy wykonuje się zdjęcia lub ujęcia filmowe i kiedy trzeba zatrzymać się na dłuższy czas w przepoconych ubraniach.
Jaskinia to także wyzwanie dla sprzętu fotograficznego, który stale jest narażony na zniszczenie. Głównym wrogiem fotografa jest wszechobecne błoto oraz piach wciskający się we wszelkie zakamarki aparatów, obiektywów, stabilizatorów. Kombinacja ciągłej walki z brudem, dokuczliwego zimna w momencie zatrzymania się w celu wykonania fotografii oraz niebezpiecznego terenu, w którym łatwo o wypadek... Tak wygląda rzeczywistość podziemnej sesji. Do tego dochodzą skromne racje żywnościowe i zmęczenie wielogodzinnym działaniem. Nie zwalnia to oczywiście z myślenia o odpowiedniej kompozycji, dobierania prawidłowych parametrów ekspozycji i sterowania oświetleniem tak, aby w możliwie najlepszy sposób oddać trójwymiarową przestrzeń podziemnego świata.
 

PO PRĄD NA POWIERZCHNIĘ


Chcieliśmy jak najlepiej wykorzystać czas w jaskini, więc założyliśmy biwak zaopatrzony w ciepłe śpiwory, kuchenkę i zapas jedzenia. Aby zminimalizować ryzyko związane z obrywem skalnym, na miejsce schronienia wybiera się salę, której ściany i strop sprawiają wrażenie litych i mocnych. W podziemnym obozie spędzaliśmy niewiele czasu. Po całodziennym fotografowaniu przyrządzaliśmy skromną kolację i czym prędzej kładliśmy się spać.
Sen pod ziemią to ciekawe przeżycie. Zewsząd dochodzą dźwięki spadających kropli, a nieprzeniknione ciemności tworzą niepowtarzalny klimat. Pobudki nie należą do przyjemnych, bo perspektywa opuszczenia ciepłego śpiwora na rzecz zimnego, zawilgoconego kombinezonu jaskiniowego nie zachęca. Humor nieco poprawiają ciepłe śniadanie i kawa. Wodę do picia w jaskini można czerpać z licznych jeziorek. Czas, jaki spędza się pod ziemią, jest ograniczony jedynie przez żywotność akumulatorów zasilających sprzęt fotograficzny. Co 48 godzin musieliśmy udać się na powierzchnię, gdzie w bazie mieliśmy dostęp do elektryczności.
 

BIWAK BEZ GWIAZD

Noc spędzona pod namiotem w zimnej jaskini na pewno nie jest najbardziej ulubioną formą biwaku. Jednak wyjście na powierzchnię zabrałoby zbyt wiele czasu.

OFIARA Z ZĘBA


Podczas fotografowania największej sali, w której znajduje się imponujących rozmiarów szesnastometrowy stalagmit, doszło do ciekawej wymiany zdań pomiędzy mną a Michałem Kamińskim, kierownikiem naszej grupy. Staraliśmy się interesująco oświetlić fotografowane miejsce, więc używaliśmy trzech bezprzewodowych lamp błyskowych. Jedna z nich znajdowała się u podstawy stalagmitu, niestety, jak to zwykle bywa, pierwsze ustawienie światła nie spełniło oczekiwań. Trzeba było przestawić lampy nieco wyżej na stożkowej podstawie nacieku. Pośpiech, zmęczenie, a może po prostu śliska skała... W jednej chwili z jaskini przeniosłem się do dziwnego, równie ciemnego świata wypełnionego jednostajnym piskiem. Przytomność przywróciło mi wołanie Michała:
– Żyjesz?! – krzyknął.
Usłyszałem i zrozumiałem, ale nic nie czułem ani nie potrafiłem się ruszyć.
– Żyjesz...?! – ponowił pytanie.
– ...Poczekaj – udało mi się odpowiedzieć.
Nie była to odpowiedź, jakiej spodziewała się reszta grupy. Żyć żyję, ale jeśli złamałem nogę lub skręciłem kostkę, będziemy mieli poważny problem. Całe zajście trwało kilkadziesiąt sekund. Poczułem się nieco zdziwiony i zagubiony. Chwilę później, po odzyskaniu kontaktu z własnym ciałem i wypluciu, z niemałym żalem, fragmentu zęba trzonowego, upewniłem się, że nie odniosłem żadnych poważniejszych obrażeń. Teraz już ostrożnie, w pełnym skupieniu przestawiłem lampę w bardziej odpowiednie miejsce. Niestety nie zapamiętałem momentu upadku – chyba musiałem utracić kontrolę i polecieć kilka metrów po stromej pochylni. Upadając, uderzyłem żuchwą w jeden z wielu skalnych występów, przez co na chwilę straciłem świadomość. W ten sposób powstało jedno z najciekawszych zdjęć, jakie zrobiliśmy w Đalovićy.
Z wyprawy wróciliśmy z poczuciem dobrze spełnionego zadania. Mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy miejsce niesamowite, a wysiłek włożony w sesję zaowocował kilkudziesięcioma zdjęciami, które oddają w ciekawy sposób wygląd wnętrza Đalovićy. Działania naszej grupy fotograficznej były jedynie elementem większej całości. Równolegle do nas swoje cele realizowali pozostali uczestnicy wyprawy. Wszyscy braliśmy udział w transporcie sprzętu nurkowego do pierwszego syfonu oraz przy powrocie na powierzchnię. Praca fotografa podczas ekspedycji jaskiniowej nie jest ani łatwa, ani bezpieczna, jednak radość z udanych zdjęć rozwiewa wątpliwości, czy było warto.