Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2017-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2017 na stronie nr. 36.

Na Sri Lankę można pojechać, by zażywać kąpieli słonecznych na piaszczystych plażach, uprawiać windsurfing, podziwiać pola herbaciane, zachwycać się wiekowymi zabytkami. Najpiękniejsze jest jednak to, że z racji niewielkiej powierzchni kraju można skorzystać z tych wszystkich atrakcji w ciągu jednej eskapady.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Narodzinom Lankijczyka zawsze towarzyszy wizyta jego rodziców u astrologa, który układa dziecku horoskop. Ten dokument, przechowywany starannie, towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Chciałam zobaczyć horoskop, ale poproszony o to Lankijczyk powiedział, że stracił go w czasie tsunami (być może nie chciał mi go pokazać). W zamian wykaligrafował moje imię w swoim języku, a potem uczył mnie pisać pojedyncze litery. Ta lekcja była nie lada frajdą, poczułam się jak pierwszoklasistka, która z uwagą naśladuje esy-floresy języka syngaleskiego. W nocy śniłam nawet, że otwieram swój horoskop, i wtedy... obudziłam się.

 

WESELNY BOLLYWOOD

Ayomi i Nilanga, bohaterowie romantycznej opowieści, w czasie uroczystości ślubnych, do których przygotowania trwały miesiącami. Państwo młodzi fotografowali się w bogato zdobionych strojach lankijskich i hinduskich.

GÓRY ZIELONE

Niedaleko Dambulla rozciągają się wzniesienia pokryte zielenią. Stąd też widać słynną Sigiriję – Lwią Skałę, na szczycie której mieścił się pałac i twierdza starożytnego króla ojcobójcy Kassapy.

WROTA DO WIECZNOŚCI

Brama udekorowana kokosami wiedzie na cmentarz, gdzie pochowano zmarłego w ostatnim czasie lokalnego przewodnika turystycznego.


 

OD NARODZIN DO ŚMIERCI


Inny mieszkaniec Sri Lanki opowiedział mi, jak doszło do małżeństwa jego córki. Gdy dostrzegł, że pierworodna wraca ze szkoły radośnie ożywiona i uśmiechnięta, przypuszczał, że się zakochała. Zapytał o to nastolatkę, a ta zaprzeczyła. Kolejnego dnia poprosił kolegę, aby tuk-tukiem podwiózł go w okolice szkoły (nie chciał jechać swoim autem, by go nie zdemaskowano), i z daleka obserwował, jak córka, cała w skowronkach, rozmawia z przystojnym rówieśnikiem. Wieczorem zapytał ją o chłopca, dziewczyna rozpłakała się i przyznała do randek. Wtedy ojciec kazał przyjść chłopcu na rozmowę i przynieść horoskop, który, wraz z horoskopem córki, zaniósł do astrologa. Gdy ten uznał, że młodzi w przyszłości będą szczęśliwi, zorganizowano skromne przyjęcie z arakiem (ulubiony trunek Lankijczyków) i zaproszono rodziców chłopca. Po jakimś czasie młodzi wzięli ślub.
Gdy mężczyzna zobaczył, że opowieść bardzo mnie zaciekawiła, zaproponował wizytę w domu. Tu poznałam jego córkę Ayomi, teraz już matkę dwójki dzieci. Moją uwagę zwróciły duże zdjęcia w ramkach postawione na podłodze w pokoju gościnnym. Myślałam, że to fotografie aktorów bollywoodzkich grających parę królewską. Okazało się, że to zdjęcia z sesji ślubnej Ayomi i jej męża Nilanga. Kobieta od razu zauważyła moje zainteresowanie, przyniosła album z kolejnymi zdjęciami i wyjaśniała poszczególne elementy ceremonii ślubnej. Małżonkowie wyglądali przepięknie. W wystylizowanych strojach, z wysmakowanym makijażem, orientalną biżuterią. Na koniec spotkania poczęstowano mnie słodkimi ciasteczkami i aromatyczną herbatą. Podano też małe jak palec pyszne banany o lekko jabłkowym smaku.
Następnego dnia udałam się na południe kraju, w okolice miasta Galle. I trafiłam na... cmentarz. Do domu pogrzebowego zbliżał się kondukt z ludźmi ubranymi na biało. Trumnę ustawiono na podwyższeniu przed budynkiem. W czasie ceremonii jej ścianki rozłożono na cztery części jak kartonowe pudełko. Zmarłego ubiera się w garnitur (kobiety w sari), białe rękawiczki i skarpety, bez butów. Najbliższa rodzina przelewa wodę z dzbana do misy jako symbol życia, które odpłynęło. Następnie kropi się zmarłego perfumami. Bliscy okrążają trumnę trzy razy. Później mężczyźni wnoszą ją do budynku i wkładają do pieca. Zmarły może być pochowany też w ziemi, to zależy od woli rodziny.
Gdy jadę przez Sri Lankę, rozpoznaję, w którym domu ktoś umarł. Świadczą o tym białe kawałki materiału na ogrodzeniach i wzdłuż ulicy. Widziałam też pomarańczowe chorągiewki przy drodze. Powiedziano mi, że jest to związane ze śmiercią mnicha.

 

LANKIJSKA CZĘSTOCHOWA

Wokół i wewnątrz Świątyni Zęba w Kandy, uważanej za najważniejszą buddyjską budowlę sakralną na Sri Lance, zawsze pełno jest czcicieli Buddy i turystów.

MAŁE CO NIECO

Częstym widokiem na drogach są tuk-tuki zamienione na przewoźne sklepiki ze smacznym pieczywem i drożdżówkami.

Z TRAGEDIĄ W TLE

Potężna statua Buddy ufundowana przez rząd japoński dla upamiętnienia ofiar tsunami z 2004 roku.


 

WSZYSTKIE TWARZE BUDDY


Wielość i różnorodność posągów Buddy na Sri Lance nie dziwi, gdy ma się świadomość, że to jedno z najstarszych państw buddyjskich. Buddyzm został przyjęty w tym kraju już w IV wieku p.n.e. i wszędzie widać jego ślady. Spośród wielu miejsc i figur wybrałam te naj.
Najważniejszym miejscem pielgrzymujących buddystów, nie tylko ze Sri Lanki, jest Świątynia Zęba Buddy w Kandy, mieście położonym w centrum wyspy, nad malowniczym jeziorem. W świątyni jest przechowywany ząb, który odnaleziono w popiołach drzewa sandałowego po spaleniu Nauczyciela. W przeszłości wybuchały wiele razy wojny o tę ważną relikwię. Kto ją posiadł, mianował się prawowitym władcą.
Uczestniczę w porannej ceremonii ofiarowania darów. Wierni ustawiają się w długiej kolejce już godzinę wcześniej. Trzymają zapakowane w folię szaty dla mnichów, miseczki z ryżem, a przede wszystkim pachnące kwiaty jaśminu, różnokolorowe lotosy i aksamitne kwiaty migdałowca (Lankijczycy nazywają te ostatnie kwiatami świątynnymi). Czuć przyjemną woń kadzideł i słychać szmery modlitw. O 9.30 otwierają się drzwi do komnaty, gdzie przechowywana jest relikwia. Widać siedem szkatuł, nałożonych jedna na drugą i pięknie oświetlonych. Mają kształt dagoby – świątyni o charakterystycznym kształcie dzwonu. Sam ząb jest pokazywany publicznie tylko raz na siedem lat. Kiedy schodzę po stopniach budynku, widzę następną kolejkę, ludzie czekają na uzdrawiającą wodę kwietną, którą obmywa się ząb Buddy, a później rozdaje.
Miejsce, gdzie podobno jest najwięcej wizerunków Buddy na świecie, to kompleks świątyń jaskiniowych w Dambulli. Podziwiam dziesiątki posągów w jednej z trzech pozycji: siedzącej, stojącej i leżącej. Budda z kobrą nad głową to nawiązanie do momentu z życia Nauczyciela, kiedy zwierzę ochroniło go w czasie burzy. Kilka lat temu świątynia została zbezczeszczona, gdy turystka usiadła na kolanach Buddy i całowała jego usta. Po ujawnieniu zdjęcia w internecie mnisi musieli dokonać obrzędu oczyszczenia miejsca i posągu.
Ogromne wrażenie robią malowidła na ścianach i suficie, często są to zwielokrotnione, te same wizerunki Buddy. Mnie najbardziej zaciekawiło przedstawienie go pod drzewem figowym w czasie, gdy doznał oświecenia. Wokół medytującego namalowano alegorycznie pokusy, które chciały zawładnąć jego umysłem.
Oprócz wielu wizerunków Buddy można znaleźć też posągi bogów hinduistycznych. Ten swoisty eklektyzm religijny widać często, na przykład na poczcie w Nuwara Elija, gdzie obok wyobrażeń Buddy pojawiają się bogowie Wisznu, Lakszmi, a także wizerunek Chrystusa lub (bardzo popularnego na wyspie) Świętego Antoniego z Padwy. Do niego przychodzą się modlić nie tylko katolicy, lecz także buddyści czy hinduiści. Świątynie kilku wyznań są zlokalizowane blisko siebie. W kościele katolickim widziałam hinduskę, która modliła się i wpatrywała w wizerunek Jezusa Miłosiernego. I nikomu to nie przeszkadza, nikt nie usiłuje usuwać tego czy innego wyobrażenia ze wspólnego panteonu lub dowodzić, która religia jest ważniejsza.
Największy dramat ostatnich lat skrywa posąg Buddy o wysokości fali tsunami (około 12 m) – żywiołu, który nawiedził Sri Lankę w 2004 r. Statuę ufundował japoński rząd po tym, jak duża grupa obywateli tego kraju straciła życie w pociągu zmiecionym przez niszczącą falę. Zginęło wówczas 1270 pasażerów. Nieopodal postawiono też pomnik z kilkumetrową płaskorzeźbą ukazującą tragiczne obrazy z tego dnia. W południowej części wyspy widziałam na niewielkim obszarze, w linii brzegowej oceanu, szkielety domów i kilkadziesiąt małych cmentarzysk, często zarośniętych krzewami i trawami.
Trauma wciąż tkwi w Lankijczykach, niektórzy nie chcą opowiadać, gdzie byli w tamtym czasie. Częściej wskazują na fenomen instynktu zwierząt, które poczuły niebezpieczeństwo i uciekały w głąb lądu. W wielu opowieściach powtarza się motyw zdziwionych ludzi zbierających na plaży ryby. Nieświadomi niebezpieczeństwa, tłumnie wychodzili na „suchy połów”, a potem nie zdążyli wrócić... Dlaczego nie zaświeciła im się czerwona lampka? Nie było ostrzeżeń w mediach, a ostatnie tsunami uderzyło w Sri Lankę 2000 lat wcześniej.

 

WSZYSCY ŚWIĘCI

Za szybami samochodów, przy budkach z jedzeniem, a nawet nad drzwiami państwowej poczty w Nuwara Elija można zobaczyć razem religijne zdjęcia różnych wyznań.

KSIĘGA DŻUNGLI

Historyczną stolicę Sri Lanki Polonnaruwę porasta rozległa dżungla. Są tu m.in. ruiny królewskiej sali audiencyjnej, Świątyni Penisa Sziwy oraz ważąca 80 ton kamienna księga Gal Pota.

POMARAŃCZOWA TURYSTYKA

Mnisi buddyjscy również doceniają walory turystyczne kraju. Wyróżniają się na tle starożytnych murów i chętnie pozują do zdjęć.


 

SMAKI CYNAMONOWEJ WYSPY


Aby poczuć się na Sri Lance swojsko, staram się podróżować, jeść i odpoczywać tak jak mieszkańcy wyspy, a przede wszystkim – nie spieszyć się. Trasy między miastami przemierzam autobusami. Te czerwone, z granatowym paskiem przez środek i godłem kraju, to pojazdy państwowe, pozostałe to transport prywatny. Kierowcy często trąbią na siebie i pomimo częstych patroli drogowych przekraczają przepisy. Ktoś z pasażerów wyjaśnia mi, że jeśli właścicielem pojazdu jest policjant, wówczas kierowcy jeżdżą bardziej brawurowo. Ciszej dopowiada o panującej korupcji.
Po mieście poruszam się tuk-tukiem. To najpopularniejszy środek transportu, nie tylko dla turystów. Lankijczycy przewożą w nich zakupy, pracownicy hotelu dostarczają pościel do pralni, dzieci są podwożone do szkół. Niektóre tuk-tuki są przystosowane do sprzedaży chleba czy słodkich bułeczek. Towarzyszy im bardzo uproszczona melodyjka utworu „Dla Elizy”.
Jedną z najpiękniejszych tras kolejowych na świecie pokonuję pociągiem. Jadę z Nanu Oya do Ella. Widać, że mnóstwo turystów wie o pociągu przemierzającym tę przepiękną część wyspy. Trzeba się przeciskać, aby zająć miejsce siedzące, a podróż trwa około dwóch godzin. Obserwuję malownicze tarasy pól z warzywami, soczystość zieleni plantacji herbacianych, tubylców machających radośnie pasażerom pociągu.
Część podróży spędzam z lokalnym kierowcą, ponieważ nie sposób poznać na piechotę kilkuhektarowego, unikalnego kompleksu w Anuradhapurze czy w Polonnaruwie. Poza tym mogę się zatrzymać przy drodze i kosztować do woli egzotyczne owoce, jeść w lokalnych budkach ryż z curry na bazie mleka kokosowego. Można je też przygotować z ciecierzycy, dyni, batata, kurczaka lub innych składników. Danie to jada się na śniadanie, obiad czy kolację. Pałaszuję je – podobnie jak tubylcy – palcami. Najpierw formuję kulkę ryżową i łączę z wybranym rodzajem piekielnie ostrego curry. Wydaje mi się, że zaraz będę ziać ogniem, ale po kilku minutach przechodzi. Pomaga sposób, którego nauczyłam się od Turków – trzeba po prostu zjeść coś słodkiego. W hotelach podobno przygotowuje się łagodną wersję tej potrawy.
Na deser bardzo smakuje mi zsiadłe mleko bawole z sokiem z kwiatów palmy kokosowej. Na południowym wybrzeżu przy drodze ustawiono co kilka metrów stragany z tym przysmakiem w glinianych miseczkach. Dzięki prywatnemu kierowcy mam też szansę zajrzeć do lankijskich szkół. Dzieci, w zależności od wyznania, chodzą do szkół buddyjskich, hinduskich, muzułmańskich czy chrześcijańskich. Wszyscy uczniowie są ubrani w białe stroje i tylko emblemat na krawacie czy koszulce informuje, do jakiej placówki uczęszczają. Dzieci podbiegają i chętnie pozują do zdjęć. Pokazują zeszyty z niezrozumiałymi dla mnie ślimaczkami, czasem ktoś zatańczy lub zaśpiewa.
I tak, nie spiesząc się, próbuję być jak oni i staram się poczuć wszystkie smaki tej cynamonowej wyspy.

 

KOLEJ NA WIDOKI

Na trasie z Nanu Oya do Ella nie chce się wypuszczać aparatu z rąk – soczysta zieleń, urozmaicony teren i podglądanie życia codziennego rolników.

RODZINA NA SWOIM

Tam, gdzie zabytki i rzesze turystów, nie brakuje też małp. Czekają na pożywienie od zwiedzających, z widokiem których są od małego oswojone.

ŚMIERDZI, SMAKUJE... ALE CZY DZIAŁA?

Sprzedająca olbrzymie duriany – o specyficznym zapachu, ale niezapomnianym smaku – informuje z uśmiechem, że to ulubiony przysmak Lankijczyków na potencję.