Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2017-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2017 na stronie nr. 68.

Tekst i zdjęcia: Stanisława Budzisz-Cysewska, Zdjęcia: shutterstock,

Buddyści z wielkiej płyty


To jeden z najbardziej oryginalnych, intrygujących zakątków Rosji. Tutaj miesza się wszystko: buddyzm – z wpajanym przez lata ateizmem oraz odradzającym się prawosławiem, stupy i churuły – z blokowiskami z wielkiej płyty, modlitewne młynki – z logiką szachów, pokojowa religia – z gorącą krwią potomków Czyngis-chana.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Flagą Kałmucji jest biały kwiat lotosu wpisany w niebieski okrąg na żółtym tle. Kwiat ma dziewięć płatków. Pięć z nich jest skierowanych ku górze i symbolizuje kontynenty; cztery są skierowane ku dołowi i obrazują strony świata. Złoty kolor określa wyznanie narodu kałmuckiego, kolor jego skóry oraz słońce, a błękit oznacza drogę ku lepszej przyszłości, ku rozkwitaniu oraz szczęściu.

 

OD SOCJALIZMU DO PLURALIZMU

Postsowieckie monumenty upamiętniające tamte czasy „okraszają” każdy zakątek Rosji. W parku w stolicy Kałmucji przeplatają się z buddyjskimi młynkami i pomnikami mędrców Wschodu.

RÓWNY I NIEBEZPIECZNY

Kałmucki step jest równy po horyzont, oblany palącym słońcem i nasycony zapachem piołunu. Można się w nim zatracić i nigdy nie obudzić.

PIERWSZE RUCHY

Szachy w tym kraju pełnią m.in. funkcję edukacyjną i są obowiązkowe w szkołach. Na zdjęciu mała kałmucka dziewczynka przyucza się już do gry w plenerze.


 

STEP PACHNĄCY PIOŁUNEM


Od południa do Kałmucji można wjechać z Dagestanu, palimpsestu Kaukazu. Granice zaczynają się ze sobą zlewać, kiedy górski, wręcz księżycowy krajobraz zaczyna na naszych oczach przechodzić w gorący, oblany słońcem step. Równo po horyzont żółć wypalonych traw jest skąpana w piołunie. Musimy być ostrożni, bo jeśli zaśniemy, możemy się już nie obudzić, odurzeni jego rozgrzanymi oparami. Kałmucja to kraina stepów, pustyń i półpustyń, zajmująca powierzchnię ponad 76 tys. km2. Jest trochę mniejsza od Serbii i nieco większa od Panamy. Uchodzi za najbardziej bezdrzewną część Federacji Rosyjskiej.
Niegdyś była drugim, zaraz po Tybecie, ośrodkiem lamaizmu. Przed rewolucją październikową szczyciła się ponad setką churułów oraz tysiącami lamów. Komunistycznych lat nie przetrwał jednak żaden duchowny ani żadna świątynia. Dopiero po upadku ZSRR ruszyły odbudowy klasztorów i cerkwi. W stolicy Eliście zbudowano nawet katolicki kościół oraz luterańską kirchę.
Kałmucję zamieszkują Kałmucy, lud pochodzenia mongolskiego wywodzący się z koczowniczego plemienia Ojratów, który przybył na nadwołżańskie i nadkaspijskie ziemie w XVII w. Stali się jedynym azjatyckim i jedynym buddyjskim narodem w Europie. Na terenie, który zajęli, zbudowali chanat podległy Moskwie, ale cieszący się dość dużą niezależnością. W trakcie wielu wojen zasłynęli z okrucieństwa, siali strach i grozę nie tylko wśród swoich sąsiadów, lecz także w Rzeczpospolitej. Jeszcze za panowania Katarzyny II zaplanowali ucieczkę z terenu carskiej Rosji do Mongolii. Tych, którzy pozostali, nazywano z turecka kalmak, co oznaczało „pozostawać” – stąd też wzięła się nazwa Kałmuk.
Nad Wisłą na temat Kałmuków utarło się wiele mrożących krew w żyłach opowieści związanych z ich udziałem w II wojnie światowej, kiedy to walczyli w Korpusie Kawalerii Kałmuckiej wchodzącej w skład Wehrmachtu. Z tego powodu właśnie w 1943 r. Stalin wysiedlił praktycznie cały ten naród na Syberię oraz w góry Ałtaj.
Kałmucy od zawsze byli nomadami, do dziś można w stepie spotkać tradycyjne przenośne jurty nazywane – nomen omen – kibitkami. Władze sowieckie zmusiły ich do porzucenia tradycyjnego, koczowniczego trybu życia i przeniesienia się do wielokondygnacyjnych bloków z wielkiej płyty. Pracować musieli w kołchozach. Kałmucja stała się wewnętrzną kolonią sowieckiego imperium, podobnie jak inne, poza samą Rosją, republiki wchodzące w skład ZSRR. Lata budowy socjalizmu kojarzone są w Kałmucji z namolną rusyfikacją, eksploatacją bogactw naturalnych regionu oraz przekłamywaniem historii i niszczeniem pamięci narodowej.
Tak zwana planowa gospodarka doprowadziła do ruiny. Plany pięcioletnie wymuszały tu produkcję coraz większej ilości wełny, co doprowadziło do zwiększonej hodowli owiec, a to z kolei – do wyeksploatowania stepów i przekształcania ich w pustynię. Dziś zagrożenie to dotyczy trzech czwartych terenu Kałmucji. Tymczasem step oznacza życie...
– Po naszą baraninę przyjeżdżają do nas aż z Kraju Stawropolskiego, bo ma wyjątkowy smak – zachęcał mnie Rusłan, kucharz z hotelowej restauracji. – Cała tajemnica tkwi w pożywieniu zwierząt. Próbowałaś?
Próbowałam. I trudno się było z nim nie zgodzić. Rzeczywiście baranina w Kałmucji ma specjalny smak. Może faktycznie wiele zależy od trawy, jaką spożywają owce i barany. Tylko na jak długo jej tu starczy?
 

ZAGADKOWY PREZYDENT


Ważne w historii Kałmucji jest to, że stała się ona pierwszą rosyjską republiką bez władzy sowieckiej. Wydarzyło się tak dzięki prężnemu i młodemu prezydentowi tej republiki, wybranemu w 1993 r. Kirsan Ilumżynow, który miał wtedy zaledwie 31 lat, przeprowadził jedną z najbardziej niezwykłych w postsowieckim świecie kampanii wyborczych. Jeździł po stepie długim lincolnem, odziany w drogie garnitury światowych marek i dzielił się bogactwem – w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zaopatrywał szkoły i szpitale w nowoczesne sprzęty, wspomagał artystów, przez miesiąc nawet dopłacał do chleba i mleka w całej republice. Mamił, zadziwiał, szokował. I wygrał. Tutaj dobra władza musi pokazywać, że na wszystko ją stać!
Prezydent Ilumżynow to do dziś postać zagadkowa. Nie wiadomo, jak doszedł do bajecznej fortuny. Lata dziewięćdziesiąte w Rosji to czas wielkich karier, budowy fortun, nie zawsze wiadomego pochodzenia. Pozostaje zagadką, skąd młody prezydent wziął pieniądze i czy w ogóle rzeczywiście je miał. Nie jest też do końca jasne, jak znalazł się na scenie politycznej... Kałmucję traktował jak swój folwark, pławił się w przepychu chańskiego dworu, otaczał podwładnymi. Wszystko, co robił, miało nieco surrealistyczny wymiar. Odbudowywał churuły, pagody i stupy, oddawał się ezoteryce i wschodniej duchowości, którą starał się połączyć z cywilizacją Zachodu.
Z Ilumżynowem wiąże się jeszcze jedna historia. Otóż, będąc już głową Republiki Kałmucji, wyznał w rosyjskiej telewizji, że miał kontakt z przybyszami z innej planety. Spotkanie miało mieć miejsce w jego moskiewskim mieszkaniu, konkretnie na balkonie, we wrześniu 1997 r. Wieczorową porą usłyszał, że ktoś otwiera balkon i wzywa go. Zobaczył wtedy półprzezroczystą rurę, która okazała się statkiem kosmicznym. Przyjął zaproszenie do środka i obcował z kosmitami. Zapytany o język, jakim się posługiwali, odpowiedział, że była to raczej wymiana myśli niż język w ziemskim tego słowa znaczeniu. Kirsan swą prezydencką karierę zakończył w 2005 r.

 

WSZYSTKO NA MIEJSCU

Plac Lenina w centrum Elisty. Tutaj znajdują się: słynna Pagoda Siedmiu Dni z ważącym dwie tony młynkiem modlitewnym, wielka szachownica, trzy złote kwiaty lotosu i Biały Dom, który jest siedzibą wszystkich władz kraju.

BRAMA DOBRYCH UCZYNKÓW

Przejście przez Złotą Bramę daje duchowe oczyszczenie oraz napełnia chęcią czynienia dobra.


 

SZACHY OD KOSMITÓW


Fortuna Ilumżynowa pozwalała mu na wdrażanie w życie swoich oryginalnych fantazji. Zafascynowany szachami, postanowił w gołym stepie, za murami Elisty, zbudować szachowe miasteczko. City Chess to wielki kompleks składający się z Pałacu Szachów, kilku bardzo luksusowych apartamentów, z których każdy nosi nazwę jakiejś figury szachowej, oraz terenu wypoczynkowego. Ilumżynow potrzebował miasteczka na trzy tygodnie, czyli na czas trwania XXXIII Olimpiady Szachowej, która miała miejsce w 1998 r. w Eliście.
Dziś miasteczko stoi puste. Pałac pełni funkcję muzeum, w którym zgromadzono zdjęcia upamiętniające olimpiadę, fotografie wszystkich prezydentów Międzynarodowej Federacji Szachowej (FIDE), której Ilumżynow przewodzi od 1995 r., oraz kilkadziesiąt oryginalnych kompletów szachów z różnych stron świata. Do najciekawszych eksponatów należą kryształowe szachy polityczne, gdzie „białymi” są najważniejsi politycy bloku wschodniego, z Władimirem Putinem w roli króla, a „czarnymi” – dygnitarze krnąbrnego Zachodu, z Angelą Merkel w roli królowej. W muzeum można też spotkać poetę sławiącego Kałmucję, szachowe miasteczko i stolicę Elistę, no i zachęcającego do czytania jego poezji.
W Kałmucji szachy są przedmiotem obowiązkowym w szkole, ale także pełnią istotną rolę społeczną, służą bowiem integracji. W centrum miasta, na placu Lenina, między pomnikiem wodza a Pagodą Siedmiu Dni, każdego dnia spotykają się gracze.
– To u nas sposób na spędzanie wolnego czasu i na rozwój. Szachy to wielka gra. Niewykluczone, że wymyślili ją kosmici – powiedział mi Baatr, człowiek, który codziennie przychodzi tu dopingować i rozwijać swoje umiejętności.
 

BIAŁY DOM I BABCIA LENINA


Nie można powiedzieć, że stolica Kałmucji przypomina inne rosyjskie miejscowości. Jednak w jednym przypadku nie różni się od pospolitego rosyjskiego miasta – jej główną ulicą jest prospekt Lenina wraz z jego pomnikiem. Ciekawostką jest też, że babcia Lenina była Kałmuczką, więc wpisuje się doskonale w tutejszy krajobraz. Na usunięcie pomnika nie pozwolił zresztą prezydent Kirsan, kiedy doszedł do władzy.
W samym centrum znajduje się siedziba prezydenta, parlamentu i wszystkich możliwych instytucji rządzących. Wszystko to w jednym budynku – długim kilkupiętrowym bloku białego koloru, nazwanym szumnie White House. Stolica liczy dziś 100 tys. mieszkańców, jest więc miastem kompaktowym, przyjemnym. Jak na Kałmucję przystało, jest też trochę surrealistyczna – na każdym kroku mija się rzeźby upamiętniające historię kraju, symbolikę buddyjską, potomków Czyngis-chana lub współczesną sztukę, nie zawsze dającą się uzasadnić. Wszystko to nie przeszkadza umieszczeniu w tym krajobrazie pomników poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, jaką toczył z Hitlerem Związek Sowiecki.
Na unikalność architektury Elisty wpływa religia. – Jestem takim trochę buddystą teoretykiem. Mam siedemdziesiąt lat, jestem inżynierem chemikiem, i ciężko mi uwierzyć w rozpłynięcie się w nirwanie – powiedział mi Kałmuk o rosyjskim imieniu Ilia. – Jako dziecku komunistycznego ateizmu, realnie bliżej mi do wiary w ideały głoszone przez bolszewików niż w moce wyższe. Dla mnie już raczej za późno na radykalne zmiany w życiu. Pozostanę więc przy swoim. A buddyzm... No niech jest. Niech się rozwija. Nikomu to przecież nie przeszkadza.
 

PAMIĘĆ BEZ JĘZYKA


Język kałmucki ma bardzo bogatą tradycję literacką. Wywodzi się z grupy języków ałtajskich. Oryginalne pismo kałmuckie zostało stworzone w XVII w., a jego głównym popularyzatorem i twórcą był buddyjski mnich Dzaja Pandita. W latach bolszewizmu język ten bardzo mocno ucierpiał. W 1924 r. tradycyjne pismo kałmuckie zastąpiono cyrylicą, w 1930 r. – łacinką, aby w 1938 r. na nowo powrócić do cyrylicy. Dziś wszyscy w republice rozmawiają po rosyjsku, nawet w domu. Kałmucki umiera śmiercią naturalną, dzieci już go nie rozumieją, na ulicach tylko gdzieniegdzie można usłyszeć starsze osoby posługujące się ojczystym językiem.
Ale na zasypiającym stepie, spowitym zapachem piołunu, można jeszcze posłuchać hipnotyzującego dźwięku dombry, dwustrunowego tradycyjnego instrumentu Kałmuków. Epos, który zazwyczaj rozbrzmiewa wśród koczowniczych trubadurów, sławi prawego władcę Dżangara. Ta wibrująca muzyka ma wpływać na podświadomość odbiorców, hipnotyzować, przyciągać i czarować. To energia, która nie może się zmarnować, dlatego też konieczna jest obecność słuchacza. By nie przepaść i trwać...