Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2017-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2017 na stronie nr. 40.

Tekst i zdjęcia: Radosław Kożuszek, Zdjęcia: shutterstock,

Krajobraz po bawełnie


Na każdym kroku w Karakałpacji widać propagandę prouzbecką. Na lampach i parkanach porozwieszane są tablice, które nakłaniają do owocnej pracy, miłości do ojczyzny, a nawet – swojego sąsiada. Na jednym plakacie gołąbek pokoju, na drugim – wesoła Uzbeczka z wiązką bawełny. Wszystko jak za dawnych lat złotego Sojuzu.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

ZOSTAŁO PO ARALU

W miejscu dawnego jeziora znajduje się bardzo nieprzyjemna pustynia, na której unoszone przez wiatr drobinki soli morskiej drażnią oczy, błony śluzowe oraz płuca. Złowieszczości krajobrazowi dodają wraki porzuconych statków.

CHIWA JAK ŻYWA

Dawna stolica Chorezmu, Chiwa, olśniewa pięknem i oryginalnością. Na zdjęciu zespół zabytków Iczan Kala (Miasta Wewnętrznego).

MIASTO DUCHÓW

Mizdakhan to największy i najstarszy cmentarz Uzbekistanu. Otoczony murami i bastionami, pełnił kiedyś także funkcje obronne.

 

Karakałpacja (Karakałpakstan) jest największym regionem Uzbekistanu, który dodatkowo ma status autonomicznej republiki. Zajmuje obszar jednej trzeciej kraju, a zamieszkuje go 1,3 mln osób, czyli 5 proc. ludności Uzbekistanu. Niedogodne warunki przyrodnicze ograniczają zakładanie osiedli, więc młodzież i ludzie wykształceni wolą mieszkać i pracować na bogatym wschodzie. Przez nawadnianie za czasów ZSRR pól uprawnych środkowego Uzbekistanu pozbawiono mieszkańców dostępu do Jeziora Aralskiego, które najzwyczajniej wyschło. Dziś pejzaż Karakałpacji stanowi głównie słona pustynia, usiana jednak skarbami przeszłości.
 

Polacy i Karakałpacy


Stalinowski podział Azji Środkowej umieścił od 1936 r. Karakałpaków w Uzbeckiej SRR. Od 1991 r. wraz z Uzbekami żyją już w jednym niepodległym państwie. Mimo to czasy Związku Radzieckiego są tu wspominane z łezką w oku. ZSRR budował szkoły, drogi, kanały, fabryki, teatry i opery. Wprowadził elektryfikację kraju i skanalizował miasta, a w Taszkencie pobudował jedyne w Azji Centralnej metro.
Na ulicach jest tu niezwykle bezpiecznie. Nawet po zmroku. Kiedyś zmorą turystów były powszechne haracze na drogach i punktach kontrolnych. Teraz policja podchodzi do turystów pobłażliwie, niemal opiekuńczo. Osławione łapówki przy bramkach odeszły w zapomnienie.
Karakałpacy o Polakach wyrażają się bardzo dobrze, niektórzy nawet uważają, że Polska z niesamowitą radością współtworzyła Związek Radziecki. Prawie każdy napotkany Karakałpak twierdzi, że albo był w Polsce osobiście, albo byli jego znajomi. Zapytany o cel wizyty w tak odległym kraju, odpowiada, że robił u nas interesy. Po kilku dalszych zdaniach wiadomo, że chodzi o handel obwoźny, jakim w latach 90. trudnili się mieszkańcy byłego Związku Radzieckiego. Dla wielu współczesna Polska jest wielką zagadką, która powoli jednak jest odkrywana. Coraz większa liczba polskich turystów wskazuje, że Polakom musi się powodzić nieźle. Telewizje satelitarne pokazują nasz kraj jako nowoczesny i szybko się rozwijający. Poza tym w Karakałpacji chętnie oglądają polskie stacje muzyczne, w których można zobaczyć nie tylko sceniczny blichtr, ale i zamożność widowni.
 

Skacząca ryba już nie skacze


Poaralska pustynia jest ogromna i płaska, czasami tylko przy dawnych brzegach pozostały klify i głęboko wcinające się zatoki. Widać też, jak klif pod wpływem erozji łamie się i spada. Jedyne, co tutaj zmieniło się na korzyść, to łatwiejszy dostęp do złóż ropy pod dawnym morzem.
Znajduje się tu jedno z najbardziej wymownych i tragicznych miast Azji Środkowej – Mo?ynoq. Jeszcze 40 lat temu było ono znaczącym portem Jeziora Aralskiego. Niestety, miasto podupadło w związku z katastrofą ekologiczną. Działał tu m.in. wielki zakład przetwórstwa rybnego, główne miejsce pracy w regionie. Spośród wytwarzanych rocznie 20 mln puszek konserw wiele eksportowano do innych republik ZSRR. Jeszcze w połowie XX w. nieopodal Mo?ynoq rosły lasy.
Dzisiaj to niewielkie miasto (około 2 tys. mieszkańców), położone 210 km na północny zachód od Nukusu, stolicy autonomicznej republiki Karakałpakstanu. Smutne i zakurzone, z opuszczonymi zakładami, pustymi sklepami i domami. Warto przy tym zaznaczyć, że po dziś dzień w herbie Mo?ynoq widnieje... skacząca ryba.
Na obrzeżach, w dawnej niecce jeziora, zgromadzono kilka przerdzewiałych wraków i trzy tablice pokazujące, jak zmieniała się powierzchnia zbiornika aralskiego. Można także przeczytać o skali zniszczeń, ale nic o tym, co je wywołało. Propaganda radziecka unikała mówienia, że zniszczeń tych dokonali planiści, którzy chcieli z Uzbekistanu uczynić bawełnianą potęgę świata i w tym celu postanowili wykorzystać wodę zasilającą Jezioro Aralskie. Dziś mimo niepodległości Uzbekistanu pomija się nadal tę znaczącą kwestię, ponieważ zbiór bawełny dostarcza jeszcze krajowi pewnych dochodów.
Ze wzgórza z owymi tablicami rozciąga się niesamowity widok na pustynię, która kilkadziesiąt lat temu była wielkim słonym jeziorem. Na dnie można znaleźć liczne (w zasadzie już „zabytkowe”) śmieci, które wyrzucano ze statków, a także kilka pozostawionych kutrów rybackich. Wszędzie także można zobaczyć sól, wkradającą się tu do najmniejszych zakamarków.
Do „płynnej” pozostałości Morza Aralskiego od strony uzbeckiej nie ma dojazdu. Gdy przejedzie się 100 km wyschniętym dnem, piasek robi się coraz bardziej wilgotny. To znak, że za kilka kilometrów pojawi się lustro wody. Niestety, żaden transport lądowy nie jest w stanie przebrnąć przez coraz bardziej bagienny teren.
Do Mo?ynoq można się dostać autobusem z Nukusu za kilka dolarów, ale lepiej wynająć samochód za 40 USD dziennie. Kierowca zna wszystkie miejsca godne odwiedzenia. Do samego Nukusu można dolecieć samolotem z Taszkentu za około 100 USD.
 

Zamki z gliny


Wschodni Uzbekistan kiedyś nie był jałową, słoną pustynią, ale sporym stepem zasiedlanym przez wiele plemion, które toczyły ze sobą regularne walki. Dziś o dawnej świetności świadczą jedynie pustynne twierdze qala. Po uzbecku qala znaczy „fort” lub „twierdza”, a w Karakałpacji przykładów tych budowli obronnych jest mnóstwo. Najokazalsza to Toprak Kala (III w. p.n.e.), która przyćmiewa inne pięknem i ogromem. Ponadto jest najlepiej zachowana. Jej ściany, tak jak i innych, są zbudowane z suchej gliny zmieszanej ze słomą i drewnem. W odróżnieniu od Egiptu czy Babilonu na tych terenach nigdy nie używano kamienia. Powód był prozaiczny – nie było go tutaj. Drewna też nie było za dużo.
Twierdza powstała nieopodal Amu-darii, największej rzeki Karakałpacji, której sezonowe wylewy przynosiły żyzny muł, służący uprawie. Żadne starożytne karakałpackie miasto nie było usytuowane w dolinie tej złowieszczej rzeki, która często wzbierała i z ogromną siłą niszczyła wszystko, co napotkała na drodze. Toprak Kala, podobnie jak starożytne miasta, leżało na wzgórzach nieopodal rzeki. Twierdzę odnaleziono i opisano dopiero w 1938 r. Zajmowała prawie 17 ha i była otoczona kilkumetrowymi murami obronnymi. Zachowały się pozostałości domów, pałaców, świątyń, koszar, dróg i placów. Niestety, słońce i wiatr zniszczyły delikatne konstrukcje, więc dziś możemy podziwiać w zasadzie jedynie gigantyczne mury obronne Toprak Kala.
Twierdza Kizil Kala nie jest może tak wspaniała, ale dobrze zachowane wewnętrzne ściany tworzą prawdziwy labirynt. Swoim ogromem przytłacza z kolei XII-wieczna Guldursun Kala. Można wspiąć się na jej wysokie mury i podziwiać okolice oraz wnętrze twierdzy, które wygląda jak gigantyczne boisko. W niektórych miejscach mury przekraczają 15 m wysokości.
Natomiast mury fortecy Ayaz Kala mają ponad kilometr długości. Na szczycie wzgórza znajduje się pozostałość zamku, a poniżej – osady obronnej. Forteca jest dość dobrze zachowana, a z jej szczytu rozciąga się niezapomniany widok na słone jezioro, step i kilka jurt wspomaganych przez rząd Uzbekistanu oraz UNESCO. W jurtach można spędzić noc i zjeść wyśmienity obiad, składający się z zupy, pilawu, szaszłyków, owoców i słodyczy.
Do fortyfikacji najlepiej dostać się wynajętą taksówką z Chiwy, Urgenczu bądź Nukusu. Wstęp do każdej twierdzy jest darmowy, ale pamiętajmy, aby chodzić tylko oznakowanymi szlakami. Wiele murów, a przede wszystkim podłóg, jest w fatalnym stanie. Każdy nieprzemyślany krok może się skończyć zawaleniem ściany lub zarwaniem podłogi.
 

Cmentarz jak poligon


Mizdakhan przez tysiąc lat był związany z zaratusztrianizmem, jedną z najstarszych i wciąż istniejących religii. Życie Zaratusztry różni badacze umieszczają pomiędzy XIII a połową VI w. p.n.e., w północno-wschodnim Iranie. Zaratusztrianizm był religią państwową w istniejącym na terenie współczesnego Iranu i Iraku imperium Sasanidów i przedarł się do innych krajów, w tym na tereny dzisiejszej Karakałpacji.
Mizdakhan to ogromny poligon archeologiczny, który zajmuje kilka sporych wzgórz. Wstępu na ten niezmiernie cenny teren strzeże przyjacielska rodzina, której dom jest usytuowany tuż przy bramie wejściowej do kompleksu cmentarnego. Po przekroczeniu bramy jawi się bezkresny las grobów i grobowców, tablic, płotków i ścieżek. Dla Karakałpaków jest to ciągle święte miejsce, na którym pochówek jest wielkim zaszczytem. Najstarsze grobowce liczą nawet 2 tys. lat. Naukowcy uważają, że nekropolia należy do najstarszych w całej Azji. Według historyków tuż obok cmentarza istniało spore miasto, które bogaciło się na handlu. Właśnie tędy przechodził Wielki Jedwabny Szlak.
Obecny kompleks cmentarny składa się z wielu większych mauzoleów, pieczołowicie odrestaurowanych przez rząd Uzbekistanu. Do najciekawszych należą: Mazlumkhan-sulu (XII w.), Shamun-nabi mazar (XVIII w.) oraz pobliskie pozostałości Gyaur-kala (IV w. p. n. e.). Wśród miejscowej ludności krąży wiele legend dotyczących cmentarza. Podaje się, że w pewnym grobowcu leżą zwłoki rzeźnika Jumarta, który podczas klęski głodu rozdawał biednym mięso. Ludzie tak ukochali dobrego sprzedawcę, że po śmierci postawili mu piękny grobowiec, który po dziś dzień uważany jest za wyjątkowy.
Grobowce w Mizdakhan różnią się między sobą. Niektóre to gigantyczne budowle, wręcz kompleksy. Inne to proste islamskie groby. Znajdziemy sporo wykładanych malowanymi kaflami, tłuczonymi talerzami czy kawałkami blachy. Inne, biedniejsze, mają kształt glinianych sarkofagów. Na cmentarzu są także groby metalowe, które wyglądają jak kosmiczne kapsuły.
Do Mizdakhan nie dostaniemy się komunikacją zbiorową, ale zawiezie nas tam w ramach całodziennej wycieczki każdy właściciel samochodu z Nukusu lub Urgenczu. Odwiedzenie Mizdakhan warto połączyć z zobaczeniem wyschniętego Morza Aralskiego i pustynnych fortyfikacji. Taka wycieczka może kosztować do 50 USD za samochód. Wstęp na cmentarz jest bezpłatny, ale warto dać 2–3 USD rodzinie, która opiekuje się tym niesamowitym zabytkiem. Turystów jest tu bardzo mało, więc miejscowi traktują ich jako wyjątkowych gości. Oczywiście każdy dostaje darmową zieloną herbatę.

 

DACHY DO WSZYSTKIEGO

Płaskie dachy uzbeckich domów są wykorzystywane do wszystkiego – jako letnie sypialnie, salony biesiadne czy telewizyjne, parkiety taneczne. A także suszarnie na owoce, z których potem wysmaża się dżem.

BARANIE RARYTASY

Tak jak wszystkie ludy tureckie, Karakałpacy uwielbiają baraninę, serwowaną w postaci szaszłyków, kebabów i szawarmy.


 

Najlepszy dżem na świecie


W Qo?ng?irot nie pozostało prawie nic z czasów świetności, ale praktycznie każdy turysta odwiedza tamtejszy ogromny bazar. Można na nim kupić wspaniałe suszone sery kozie i owcze, które są formowane w kulki i jedzone jako zakąski. Idealnie smakują z pysznym uzbeckim piwem. Jeśli chodzi o coś na ciepło, to kebaby i szaszłyki są dostępne na każdej uliczce bazaru. Poza tym jest ogromny wybór świeżych warzyw, owoców i bakalii. No a takiego dżemu jak tu nie spotkacie nigdzie na świecie! Każda rodzina sama suszy morele, zazwyczaj na dachu domu. Następnie smaży je i zasypuje cukrem trzcinowym.
Najciekawsze są tu jednak „ruchome kantory” w postaci chłopców, którzy krążą z dużymi plastikowymi torbami. Na słowo „euro” bądź „dolar” reagują bardzo żywo i oferują korzystne kursy, które przebijają te państwowe. Najwyższym banknotem uzbeckim jest 10 tys. sumów, co stanowi 2,70 USD. Jeśli wymieniamy więc kilkadziesiąt dolarów, będziemy potrzebowali plecaka lub plastikowej torby. Oczywiście wymiana jest nielegalna, ale nikogo to nie interesuje, nawet policji. Zarówno Karakałpacy, jak i Uzbecy nawet nie myślą o oszukiwaniu turystów. Stoją cierpliwie przy delikwencie i trochę ze zdziwieniem w oczach patrzą, jak Europejczyk pieczołowicie przelicza ogromny plik banknotów. Na koniec pytają, czy wszystko ok.