Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2017-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2017 na stronie nr. 64.

Myśl o szkockich wakacjach dojrzewała długo. Przez kilka lat przegrywała ze słonecznym południem Europy i dziką Azją. Jednak co się odwlecze... I tak oto, wbrew prognozom pogody, wyruszam odkrywać krainę zamków, wrzosowisk i gór.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Oczywistością wydaje się ulokowanie bazy wypadowej w Edynburgu. Dostępność tanich połączeń lotniczych sprawia, że co roku, od wczesnej wiosny, miasto zalewa fala turystów. Naiwnie wierzę, że tak mały kraj uda mi się zwiedzić w tydzień, a może zahaczyć jeszcze o dziewicze Hebrydy... Życie, a raczej publiczny transport, z którego jestem zmuszona korzystać, szybko weryfikuje te plany. Tworzę zatem swoje własne must see, kieruję się intuicją, a nie wskazówkami przewodnika.

 

TŁOCZNO NA SZAFOCIE

Grassmarket w Edynburgu. Ten uroczy plac był w przeszłości miejscem publicznych egzekucji.

ROBOTA DLA SZKOTA

Tradycyjna pracownia krawiecka. Tu z tartanu powstają kilty – narodowy strój szkocki.

SZKOCKA RASA WYŻYNNA

Highland cattle to stara szkocka rasa, mało wybredna i bardzo wytrzymała.

 

 

W PTASIM RAJU

 

Jeśli nie podoba ci się pogoda w Szkocji, poczekaj chwilkę, na pewno się zmieni. Tak mówi stare szkockie powiedzenie i jest w nim sto procent racji. Nim zdążę dotrzeć na dworzec autobusowy w Edynburgu, moknę i schnę kilka razy. Plan jest prosty – zobaczyć klifowe wybrzeże Morza Północnego. Dotarcie do rezerwatu St Abb’s Head zajmuje ponad dwie godziny. Położony na południowy wschód od Edynburga, jest bardziej znany turystom niż mieszkańcom stolicy. Jadę do Coldingham i dalej na piechotę do wioski St Abbs.

Malownicza rybacka osada wydaje się jak wyjęta z XIX-wiecznej powieści. Przepiękne kamienne domy przytulone do skał i ogródeczki w wersji mikro. Na niektórych budynkach wyszukane nazwy lub symbole. Na jednym dostrzegam ceramiczną mozaikę, która przedstawia maskonura. To właśnie dla nich przyjeżdżają tu turyści. Ta część szkockiego wybrzeża słynie z gniazdowania ptaków charakterystycznych dla północnych rejonów.

Nie baczę na pogodę, wyruszam oznakowaną ścieżką przyrodniczą do klifu widocznego w oddali. Po drodze mijam łodzie rybackie i klatki do połowu homarów. Trochę by schronić się przed deszczem, a trochę z ciekawości zaglądam do niewielkiego centrum informacyjnego. Można tu zaopatrzyć się w darmowe mapki, kupić widokówki, obejrzeć stare zdjęcia z czasów, kiedy osada rybacka była jeszcze mniejsza. Z tablic dowiaduję się, że ścieżka z Coldingham nad morze była używana przez rybaków już tysiąc lat temu.

Niestety, szanse na podglądanie ptaków w taką pogodę są małe. Niezrażona, zmierzam w stronę klifu. Po drodze mijam niezwykle wymowny pomnik – kobiety i dzieci zwrócone w geście rozpaczy w stronę morza. Monument upamiętnia największą katastrofę w dziejach szkockiego rybołóstwa. 14 października 1881 r. huragan zabrał życie 189 rybakom ze wschodniego wybrzeża.

Morze Północne pachnie wodorostami i solą niczym Bałtyk podczas sztormu. Szumi, jakby przed chwilą rozgniewało Neptuna. Wzrastający na 90 m klif dostarcza niezapomnianych widoków. Soczysta zieleń upstrzona różowymi i fioletowymi kwiatami oraz wszechobecne owce tworzą piękną mozaikę. Wysmagana północnym wiatrem, wracam do Coldingham. Zaskakujące jest to, że wśród wiejskiej małej architektury wciąż można natknąć się na charakterystyczne czerwone budki telefoniczne.

Konieczność oczekiwania na autobus urozmaicam wizytą w pubie. W Szkocji to nie tylko miejsca spotkań. To wręcz instytucja. To tu kwitnie życie towarzyskie, tu wymienia się plotki. Piękne fasady kontrastują z zazwyczaj przeciętnie urządzonym wnętrzem. Zdarzają się miejsca wyposażone w stare meble i skórzane fotele. Większość knajpek ma jednak rozklekotane drewniane stoliki i krzesła, każde z innego kompletu. Pub w Coldingham jest właśnie takim typowym miejscem.

Turysta wciąż budzi tu ciekawość i trzeba być przygotowanym na pytania. W nieco wścibskim zachowaniu mieszkańców szkockich wiosek jest jednak tyle uroku, że chętnie angażuję się w small talk. Mimo wczesnej pory pub jest pełen miejscowych, grają w karty lub domino. Senna atmosfera wioskowych pubów różni je od tętniących życiem i pełnych turystów knajp w centrach miast. W tych drugich często można posłuchać muzyki na żywo. Miejscem o legendarnej już sławie muzycznych wieczorów jest edynburski Sandy Bells. Wystarczy kupić pintę piwa, by bezpłatnie cały wieczór wsłuchiwać się w piękne szkockie rytmy.

Zachęcona widokami w St Abbs, ruszam do North Berwick. W ciągu lata to piękne miasteczko staje się celem weekendowych wypadów mieszkańców Edynburga. Pełno tu uroczych kawiarenek i sklepików z ręcznie robionymi słodyczami. Zachwalane przez wszystkich mleczne cukierki w typie rodzimej krówki reklamują się z wyszukanych witryn. Turystów przyciąga jednak przede wszystkim architektura i piękna plaża.

Samotne wzniesienie North Berwick Law pozwala zerknąć na okolicę z góry. Stamtąd można dojrzeć trzy duże pola golfowe, z których chętnie korzystają mieszkańcy. Miasteczko jest dumne ze wspaniałego Szkockiego Centrum Ptaków Morskich. Tam można się dowiedzieć, co dzieje się na Bass Rock, potężnej skale wystającej z morza nieopodal wybrzeża. Jest zbyt cenna, by udostępniać ją turystom. Gniazdujące tam ptaki, miedzy innymi głuptaki i maskonury, lubią spokój. W sezonie jest on zakłócany jedynie przez przepływające obok stateczki. Istny ptasi raj. I raj dla ornitologów.

 

 

CAMPBELLOM WSTĘP WZBRONIONY

 

Czas porzucić wybrzeże – wszak Szkocja to przede wszystkim góry. Malownicze, ale nienachalne w swej wielkości. Najwyższy szczyt, Ben Nevis, to zaledwie 1344 m n.p.m. Niewielka wysokość zwiodła już niejednego śmiałka. Rokrocznie ten majestatyczny szczyt zbiera swoje śmiertelne żniwo. Zwłaszcza zimą, gdy schodzą lawiny. Stopień trudności dostępnych tras jest zróżnicowany. Na jednym z parkingów, który jest zarazem wspaniałym punktem widokowym na Grampiany, widnieje informacja, że właśnie w tych górach ćwiczyli w przeszłości i ćwiczą nadal komandosi przygotowywani do zadań specjalnych. 

O ile szkocka pogoda jest znana z nieprzewidywalności, to w górach pokazuje swe najbardziej kapryśne oblicze. Podróż po Highlands ma jeszcze jeden aspekt – łatwiej spotkać tu jelenie niż człowieka. Spacer po bezdrożach daje możliwość zobaczenia symbolu tych ziem – krów rasy highland. Niewysokie, porośnięte gęstą, długą sierścią w kolorze ognistego brązu niespiesznie przemierzają pastwiska. W przeciwieństwie do nadpobudliwych, głośnych owiec wydają się uosobieniem dobrych manier i elegancji. Można odnieść wrażenie, że prawie świadomie podnoszą łeb ozdobiony potężnymi rogami, by przechodzień mógł je podziwiać.

Wędrowanie po Grampianach wiosną pozwala uniknąć zmory tej ziemi – małych, boleśnie gryzących meszek. Każdy Szkot wyruszający w góry zaopatruje się w środek odstraszający owady, a jeśli śpi w namiocie – także moskitierę. Niestety od tego, w jakiej porze roku jest się w górach, zależy też możliwość zobaczenia najpiękniejszego widoku – niezliczonych kilometrów fioletowych wrzosowisk, wiosną zmienionych w suche, ciemne runo. Wystarczy jednak odrobina wyobraźni, by stworzyć obraz ukwieconych wrzosami kopulastych szczytów targanych przez wiatr. 

W Highlands są także miejsca, gdzie piękno przyrody spotyka się z bolesną historią tych ziem. Dolina Glen Coe, do której można dotrzeć po wykupieniu jednodniowej wycieczki z Glasgow czy Edynburga, pamięta masakrę, uwiecznioną później w licznych filmach. W 1692 r. kolaborujący z rządem brytyjskim klan Campbellów wymordował górali, którzy ugościli ich w domach. Zgodnie z przekazem historycznym zginęło 38 osób, a wiele musiało się schronić w wyższych partiach gór. Było to naruszenie odwiecznej tradycji nakazującej góralom gościnność i przyjęcie pod dach każdego przybysza. Do dziś można przed pubami w okolicznych miejscowościach zobaczyć napis: „Campbellom wstęp wzbroniony”...

Majestatyczne turnie zachęcają do wspinaczki, jednak czas zmierzyć się z kolejną legendą – potworem z Loch Ness. Kto wie, jak wyglądałaby maleńka osada Fort Augustus, gdyby nie dobrotliwa Nessi. Sądząc po liczbie osób, które ją rzekomo widziały albo znały kogoś, kto widział, Nessi jest szalenie nieśmiałym stworem. Nie da się jednak ukryć, że ten komercyjny wymysł każdego roku przyciąga nad brzegi jeziora Loch Ness tysiące turystów. 

Szansa na spotkanie potwora jest niewielka, ale na oglądanie cudownych widoków – już stuprocentowa. Loch Ness jest jednym z wielu polodowcowych jezior w Szkocji, z błękitną wodą, w której tafli przeglądają się szczyty. Wiosną jest otulone niczym szalikiem żółtymi krzakami żarnowca. Kto znajdzie czas, aby dłużej powędrować wokół długiego na 37 km jeziora, dostrzeże także ruiny zamku Urquhart.

 

RAJ DLA PODGLĄDACZY

North Berwick to idealne miejsce dla ornitologów. Mogą obserwować ptactwo, które żyje na niezamieszkanej wyspie niedaleko brzegu.

WRZOSOWISKO TO NIE WSZYSTKO

Dolina Glen Coe oraz Durness, wybrzeże Morza Północnego. Dla każdego coś się znajdzie – trochę gór, trochę morza...

 

 

NIEODPARTY CZAR EDIEGO

 

Czas przyjrzeć się stolicy. Położony na wschodnim wybrzeżu Edynburg od lat konkuruje z leżącym na zachodnim wybrzeżu Glasgow. Tysiące turystów odwiedzających „Ediego” zdają się bezspornie dawać palmę pierwszeństwa temu miastu. Samo jego położenie – na zboczach wygasłych wulkanów – sprawia, że każdy po przylocie rozgląda się wokół. 

Od południowego zachodu miasto okalają Pentlandy, niewielkie góry, które są punktem wypadowym weekendowych wycieczek mieszkańców stolicy. Niedaleko centrum, tuż obok budynku szkockiego parlamentu, wiedzie szlak spacerowy na Arthur’s Seat. Trudy wspinaczki wynagradza wspaniały widok na miasto i okolice. Można dostrzec wody zatoki Firth of Forth oraz malowniczy pałac Holyrood – oficjalną siedzibę rodziny królewskiej w Edynburgu. Wzniesiony w 1498 r. dla króla Jakuba IV, po licznych renowacjach cieszy się podobno dużą sympatią królowej. Tak przynajmniej twierdzi straż ustawiona przy bramie wjazdowej do ogrodów rezydencji. 

Usadowienie królewskiego pałacu na końcu głównej alei spacerowej Edynburga sprawia, że tłumy turystów chętnie zaglądają do przypałacowego sklepu z pamiątkami. Asortyment różni się bardzo od tego w typowych sklepach z suwenirami. Mało tu przysłowiowej chińszczyzny, wszystko made in England. Oczywiście utrzymane w duchu królewsko-książęcym... Herbatka królewska, ciasteczka z wizerunkiem królowej, zdjęcia dzieci Williama i Kate oraz liczna literatura, choćby na temat klejnotów używanych przez królową Elżbietę i nieodżałowaną Lady Di. 

Dla mniej wprawionych we wspinaczce Edynburg ma także coś do zaoferowania – wzgórze Calton Hill. Każdy będzie zaskoczony – spotka tam budowlę niczym ateński panteon. To Pomnik Narodu wzniesiony w XIX w. ku czci poległych w wojnach napoleońskich. Zadziwia także kolejny pomnik, tzw. Nelson Monumet – kształt lunety ma upamiętniać zwycięską bitwę pod Trafalgarem. 

Spacer Royal Mile – głównym traktem turystycznym w stronę zamku to uczta dla oczu i uszu. Z wielu knajpek rozbrzmiewa tradycyjna szkocka muzyka, a turyści z zaciekawieniem obserwują grających na dudach, ubranych w tradycyjne stroje. Po drodze w stronę zamku można natknąć się na niesamowitą atrakcję – czynny nieprzerwanie od wielu lat zakład krawiecki szyjący kilty. Schowany w jednej z bocznych uliczek, jest jak perła pośród sztucznej biżuterii. Krawiec, starszy pan, niemalże nie odrywając wzroku znad maszyny do szycia, pozwala obejrzeć wnętrze. Zapach stęchlizny miesza się z zapachem wełny. Zwinięte w bele materiały mają oczywiście wzór w szkocką kratę. Nad każdą belą rozpiska przyporządkowująca poszczególne wzory do klanów. Symbole rodów są również umieszczone w gablocie, na wypadek gdyby ktoś miał wątpliwości. Tradycja, tradycja, tradycja...

Stąd już niedaleko do edynburskiego zamku. Posadowiony na ogromnej wulkanicznej skale, budzi grozę. Stanowi doskonały przykład warownej rezydencji przebudowywanej przez kolejnych lokatorów. Podobno pierwsza budowla istniała tu już w VII w., za panowania króla Edwina. Zamek ten był ulubioną rezydencją szkockich monarchów, w tym Marii Stuart. Jest tu przechowywany Kamień Przeznaczenia – symboliczny fotel koronacyjny, który przez 700 lat był w rękach Anglików. Zamek skrywa także klejnoty koronne i insygnia koronacyjne. Jest tu muzeum wojenne sławiące dokonania szkockich żołnierzy od czasów unii z Anglią po współczesne. Komu mało wrażeń, może obejrzeć dawne więzienie wojskowe.

W Szkocji można podróżować po górach i nad morzem. Zwiedzać senne wioski i tętniące życiem miasta. Nawet pogoda jest tu w kratę. I jedyne, co się nie zmienia, to tradycja, duma narodowa i dbałość o wspólne dziedzictwo, które tutaj są na pierwszym miejscu. 

 

NESSIE, WRÓĆ!

Zamek Urquhart nad Loch Ness – jeziorem, które zamieszkuje legendarny potwór. Niestety, dawno go nikt nie widział.

STARE ZAMCZYSKO

Zamek w Edynburgu to jedna z najpotężniejszych i najstarszych fortec w Wielkiej Brytanii. Zdecydowanie okazalej prezentuje się widziany od dołu.