Wielki spektakl natury
Nie liczyłam, że zobaczę wielką migrację afrykańskich zwierząt. Nazywają ją siódmym cudem świata. Trzeba mieć jednak szczęście, by na nią trafić w kenijskim rezerwacie Masai Mara. I żelazne nerwy, gdy stada antylop gnu i zebr próbują przedrzeć się przez rzekę pełną krokodyli... Bez cienia przesady – to najbardziej niezwykły spektakl reżyserowany przez samą naturę.
Dostępny PDF
„Afryka jest mistyczna, dzika i piekielnie upalna. Jest rajem dla fotografujących i myśliwych, krainą utopii dla eskapistów. Jest tym, czego pragniesz, wymyka się wszelkim interpretacjom” – pisała słynna pilotka Beryl Markham, miłośniczka Kenii. Ale dla pasjonatów nieskażonej natury liczą się przede wszystkim dwa miejsca: Masai Mara w Kenii i Serengeti w Tanzanii. To tutaj odbywa się wielka migracja zwierząt. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tu dotrę i będę podziwiać bezkres spalonej słońcem sawanny ozdobionej parasolkami akacji, po której przemykają tabuny dzikich zwierząt. Że uda mi się „upolować” kamerą geparda czy lwa w akcie miłosnym z młodą lwicą, nie wspominając o sympatycznych, choć groźnych hipopotamach...
Co roku półtora miliona antylop gnu w towarzystwie dwustu tysięcy zebr i pięciuset tysięcy gazeli Thomsona wyrusza szlakiem sezonowych opadów w poszukiwaniu świeżych pastwisk. Przemierzają setki kilometrów, wzbijają gęste tumany kurzu. Odgłosy ich beczenia i swoisty zapach przyciągają krwiożercze drapieżniki. Mimo śmiertelnego zagrożenia nie przerywają swej wędrówki, która trwa już od tysięcy lat. To największa migracja ssaków lądowych na świecie. A niektórzy dodają, że najbardziej spektakularna na świecie.
MASAI MARA
To bezkresna sawanna i jeden z najpiękniejszych rezerwatów przyrody w Afryce, w którym zwierzęta żyją pod ścisłą ochroną.
ADRENALINA NA DESER
Kiedy w rzece obok pławią się krokodyle, zwykły lunch potrafi dostarczyć niezwykłych emocji.
SPRINTERZY Z SAWANNY
Gepardy trudno spotkać podczas safari w Kenii. To najszybsze ssaki lądowe na ziemi, rozwijające prędkość 100 km/h.
NAD RZEKĄ KROKODYLI
Do rezerwatu Masai Mara dotarliśmy niewielkim samolotem linii Safarilink z Nairobi. Pilot nisko poszybował nad ziemią, dając popis niezwykłych umiejętności. Z lotu ptaka Kenia wyglądała jak wielobarwna paleta: brunatna, wypalona słońcem ziemia zlewała się z żółtą sawanną i soczystą zielenią wzgórz afrykańskich. Tu i tam antylopy gnu pracowicie wyskubywały resztki trawy, przemykały płochliwe impale, przypominające miniaturowe sarny. Ale największe emocje były dopiero przed nami.
Do Little Governors’ Camp musieliśmy przeprawić się łódką przez rzekę Marę. Jej ciemne wody, w których czyhały krokodyle, nie zachęcały do kąpieli. Za to sam obóz myśliwski, położony na skarpie zacienionej drzewami, miał wszystko, co niezbędne do życia. Przestronne namioty z łóżkami typu king size, bojlery z gorącą wodą, bar dobrze zaopatrzony w alkohol i gaszące pragnienie, lokalne piwo Tusker.
Dodatkową atrakcją stały się guźdźce luźno biegające po campie, gotowe zrobić sobie z nami selfie za smaczny kąsek z talerza. W sąsiednim zaś obozie, do którego przenieśliśmy się po dwóch dniach, czekały nas kolejne niespodzianki – spacerujące nocą przez środek ośrodka... hipopotamy.
– Pamiętajcie, że to dzika Afryka – powiedział Joshua, nasz przewodnik, zawodowy tropiciel zwierząt. – Jeśli chcecie zobaczyć wielką migrację afrykańskich zwierząt, trzymajcie się wytycznych. Inaczej będzie to ostatnia wyprawa w waszym życiu. Wiedział wszystko o zwierzętach i chętnie dzielił się z nami swoją wiedzą. – Pojedynczy bawół nie jest groźny, lecz w stadzie staje się agresywny, lepiej więc trzymać rozsądną odległość – ostrzegał.
– Słonie w Kenii są mniejsze niż w innych częściach Afryki i dość płochliwe, ale gdy w stadzie znajdują się małe, potrafią być agresywne. Lwy żyją najczęściej w małych stadach i najlepiej oglądać je z daleka. Pod żadnym pozorem bez pozwolenia nie opuszczajcie dżipów. Po takiej przedmowie opuściła nas odwaga. Do najbliższego sklepu było 150 km, do Nairobi – 260 km. A w rzece obok czaiły się paskudne krokodyle...
POSIŁEK NA POTEM
Lew atakuje swoją ofiarę od tyłu lub z boku i nigdy nie pożera jej na miejscu, tylko zaciąga do swojej kryjówki.
SKOK W MROK
Antylopy gnu podczas przeprawy przez rzekę Marę ryzykują życie, ale ten śmiertelnie groźny rytuał trwa od tysięcy lat.
CHWILA DLA REPORTERA
Na tę chwilę, kiedy słońce chowa się za horyzontem i okrywa złotą poświatą sawannę, czekają wszyscy miłośnicy pięknych zdjęć.
W POGONI ZA DESZCZEM
Pokusa obejrzenia wielkiej wędrówki zwierząt była jednak silniejsza od strachu. Dwa razy do roku na terenie rezerwatu Masai Mara odbywa się dramatyczny spektakl z udziałem dzikich zwierząt. Docierają tu wiosną, gnane instynktem przetrwania z sąsiedniej Serengeti w Tanzanii, by wraz z jesienią wyruszyć tam w drogę powrotną. Dokładne terminy i trasy tego niezwykłego przemarszu nigdy nie są znane. Zależą od aury, opadów deszczu, a nie kaprysów zwierząt. Ale ich wielka wędrówka powtarza się jak mantra.
W porze suchej słońce wypala sawannę i pozbawia zwierzęta pokarmu. Muszą go szukać tam, gdzie jest mokro. Iść za deszczem. W czasie tej długiej wędrówki rodzi się czterysta tysięcy antylop i dziewięćdziesiąt tysięcy zebr, choć dla części z nich jest to ostatnia droga. W pochodzie suną lwy, szakale, gepardy, hieny... Wystarczy, że młode zebry zbliżą się do wodopoju bez ochrony stada lub słabsza, starsza gnu odstanie od reszty, i dramat gotowy.
Każdy w tej wielkiej wędrówce ma rozpisaną rolę i miejsce. Nic dziwnego, że nazywa się ją spektaklem. Za stadami antylop gnu mniejszymi grupami migrują zebry i bawoły afrykańskie. Za bawołami podążają nierozłącznie bąkojady, ptaki czyszczące ich skórę z pasożytów i sygnalizujące wszelkie zagrożenia. Widok tylu zwierząt na otwartej przestrzeni zapiera dech w piersiach.
Każdy gatunek ma własne sposoby na znajdowanie pożywienia. Pręgowane antylopy gnu kierują się zapachem wilgotnej ziemi i mogą usłyszeć odgłosy burzy nawet z odległości 50 km. Kiedy zielona jeszcze do niedawna sawanna pustoszeje, nastaje ciężki okres dla lwów, które nie mają szans upolować zwierzyny. Najbardziej dramatycznym aktem całej migracji jest przeprawa przez rzekę Marę, słynącą z nieprzyjaznych, wysokich brzegów. Doświadczyliśmy tego na własnej skórze – wspinaliśmy się na nie za każdym razem, gdy chcieliśmy się dostać do obozu. Wielotysięczne stada antylop gnu i zebr za każdym razem ściągają nad Marę z najodleglejszych zakątków sawanny, niektóre skaczą w nurty rzeki na złamanie karku... Można odwrócić oczy, żeby nie widzieć tych desperackich aktów, ale częściej patrzy się na nie ze ściśniętym sercem. Sponad wzburzonej, brązowej wody wystają jedynie głowy zwierząt, usiłujących przedostać się na drugi brzeg. Podczas tej przeprawy część ginie, stając się łatwym łupem dla krokodyli, część tonie w nurtach rzeki. Ale zwierzęta prą naprzód i nie ustają w marszu, zanim nie dotrą na bezkresne równiny Serengeti.
MIŁOŚĆ DO GROBOWEJ DESKI
– Antylopa gnu podporządkowuje się zawsze prawom stada, więc po stracie swojego dziecka szybko wraca do szeregu. A słabe i chore zwierzęta się pozostawia – wtrącił nagle Joshua, przeszywając wzrokiem sawannę. Po czym rozpędził naszego dżipa, bo wśród wysokich traw przemknął lampart. Może da się go dopaść znienacka, a Joshua umiał podejść zwierzęta.
Najpierw wypatrzył cztery małe lwiątka, potem lwa z czarną grzywą, który nieruchomo rozsiadł się na wzgórzu jak Sfinks. – To simba, król wszystkich zwierząt. Jeszcze niedawno każdy Masaj musiał przed swoim ślubem zabić simbę, by wykazać się odwagą przed przyszłą żoną – dodał. Przyłożył palec do ust, bo właśnie dostrzegł parę lwów. Samiec spał, ale samica się przeciągnęła i zalotnie trącała go łapą. W końcu się ruszył i przystąpił do kopulacji, w miłosnym uścisku wbił się kłami w szyję partnerki. Jej ryk rozszedł się po sawannie. Cały akt trwał dwie minuty, po czym lew znów oddał się drzemce...
– Lwy nie są sobie wierne, w przeciwieństwie do płochliwych dikdików, najmniejszych antylop świata – wtrącił Joshua. – Od chwili, gdy połączą się w pary, są nierozłączne. To się nazywa miłość do grobowej deski. Kiedy jedno umiera, drugie też. Nie szuka kolejnego partnera, nie umie żyć samotnie.
Ruszyliśmy dalej i szukaliśmy odtąd sympatycznych dikdików. Nagle, jak spod ziemi, wyrosło przed nami stado słoni z małymi. Majestatycznie przeszło obok naszego dżipa, nic sobie nie robiąc z naszej obecności.
WIELKA RODZINKA
W Masai Mara żyje około 3 tys. słoni, które grupują się w stada, dlatego najczęściej spotyka się całe ich rodziny.
EXODUS
Widok wędrujących antylop i zebr robi niesamowite wrażenie. To największa migracja ssaków lądowych na świecie.
ŚMIERĆ DAJE ŻYCIE
„Naraz ukazał się byk. Nawet w cieniu był czarny jak smoła i zalśnił, kiedy wypadł na słońce, a jego rogi, olbrzymie i ciemne, sterczały wysoko w górę, a potem wyginały się dwoma wielkimi łukami do tyłu, prawie dotykając grzbietu. Ten to był byk. Boże, co za byk” – piał w „Zielonych wzgórzach Afryki” Ernest Hemingway, miłośnik polowań.
Byk, którego Joshua wypatrzył, skubał trawę. Nie wyglądał nazbyt przyjaźnie. Groźny, ciemny łeb z rogami nie budził naszej sympatii. A jednak żal byłoby zabić... Dobrze się stało, że rząd Kenii zakazał polowań na dzikie zwierzęta, że nie zabija się ich dla przyjemności jak w czasach Hemingwaya.
Miało nie padać, ale ciężkie chmury przetaczały się nad naszymi głowami. Błyskawice raz po raz rozświetlały sawannę i strumienie deszczu spłynęły po drodze. Byłoby to nawet romantyczne, gdyby nie fakt, że ugrzęźliśmy w błocie i za nic nie mogliśmy ruszyć. A wokół naszego dżipa zaczęły krążyć młode lwy. Na szczęście upatrzyły sobie inną ofiarę – samotną antylopę gnu, pozostawioną przez migrujące stado. – Nie przekroczy ona już Mary, choć pewnie i tak stałaby się łupem drapieżnych krokodyli – zauważył przewodnik. Ze ściśniętym sercem obserwowaliśmy lwy skradające się w jej stronę. Otoczyły ją ciasnym kołem, by w końcu dopaść. Zapadła grobowa cisza. A przecież to nic nowego w Afryce. Paradoksalnie, śmierć daje tu życie. Jedne zwierzęta konają z pragnienia, padają ofiarą drapieżników, by inne mogły przeżyć. Nic tego nie powstrzyma, tak jak nic nie zatrzyma ich wielkiego przemarszu. This is Africa. Piękna, fascynująca, dzika.