Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2018-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2018 na stronie nr. 20.

Tekst i zdjęcia: Marta Legieć,

Radość z natury


Dookoła mnie lasy, łąki i jeziora. I rdzawoczerwone domki, rozsiane na pozór od niechcenia nad brzegami spokojnych jezior i między sadami pełnymi jabłoni. Bajkowa sceneria, jakby żywcem wyjęta z książek urodzonej tutaj Astrid Lindgren.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

To właśnie przyroda i naturalna harmonia przyciągają tu ludzi z całego świata. Tych, którzy wiedzą, że Smalandia jest jednym z najpiękniejszych przyrodniczo regionów Szwecji. Żeby tu dotrzeć z Polski, wystarczy niespełna godzinna podróż samolotem bezpośrednio z Gdańska do Vaksjo albo dziesięć godzin podróży promem z Gdyni do Karlskrony, a dalej samochodem lub autokarem na północ, na podbój bajkowej krainy.

 

WĘDRUJ SWOBODNIE

W szwedzkich lasach odpoczniemy w specjalnie zaprojektowanych wiatach. Są też wyznaczone miejsca, w których można rozpalić grilla. Prawo allemansrätten zachęca do odkrywania przyrody, daje możliwość na bycie w jej centrum.

CZY TU STRASZY?

Głęboko w sosnowym lesie skrył się cmentarz samochodów, bodaj największy w Europie. Kyrkö Mosse przez lata był wypełniany wrakami starych aut. Dziś jest jedną z atrakcji Smalandii.

 

PRAWO WSZYSTKICH LUDZI

 

Smalandia nie jest tak mała, jak mogłaby to sugerować nazwa, choć rzeczywiście sma oznacza po szwedzku coś małego. Sama nazwa Smalandia pochodzi od zbiorczego określenia kilkunastu niewielkich historycznych regionów – i oznacza dosłownie „małe kraje”. Ich obszar wielkością można porównać do województwa mazowieckiego. 

Wymarzony kierunek wakacyjny Szweda zachwyca idyllą i wolno upływającą codziennością. Ale prawdziwym globtroterom potrafi też dostarczyć mocnych wrażeń. Zresztą Szwecja jest przyjazna dla wędrowców. Gwarantuje to nawet allemansrätten (dosłownie „prawo wszystkich ludzi”), związane z naturalną potrzebą człowieka do przebywania pośród przyrody. Mówi ono, że każdy ma prawo do kontaktu z naturą, pod warunkiem że uszanuje jej potrzeby i nikomu nie przeszkadza. Poza pozwoleniem na nieograniczone wędrówki prawo daje też możliwość zbierania runa leśnego i rozpalania ognisk, przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa. Co więcej, na kontakt z przyrodą tu się nie tylko pozwala, ale wręcz go ułatwia. 

W Parku Narodowym Asnens jest wiele miejsc przeznaczonych na pikniki, z dostępnym dla każdego bezpłatnym drewnem na ognisko, które regularnie jest uzupełniane. Natomiast na leśnych parkingach są toalety, tak czyste, jakby przed chwilą zostały oddane do użytku. Między innymi dzięki temu allemansrätten sprawia, że wędrówka staje się naturalna, nieskrępowana, pełna swobody. Jest czystą przyjemnością.

Kiedy pytam miejscowych, jaki jest najlepszy czas na zwiedzanie Smalandii, słyszę, że sezon, czyli okres od czerwca do września. Głównie dlatego, że są wtedy otwarte wszystkie atrakcje turystyczne. To też czas, kiedy można liczyć na najwyższe temperatury. Większość krótkiego lata jest tu bowiem związana z przypadającymi na lipiec i sierpień wakacjami szkolnymi. W listopadzie dość wcześnie zaczyna zapadać zmrok i dzień staje się bardzo krótki, trwa zaledwie 6 godzin, a nieco dalej na północ – niewiele ponad 3 godziny. Oczywiście nie oznacza to, że jest mniej uroczo. Na pewno jest bardziej tajemniczo i kolorowo, bo rozmach i siła tutejszej przyrody potrafią wprawić w osłupienie. Na unikatowej mozaice łąk, bagien i wrzosowisk rosną różne rzadkie gatunki roślin. Mimo wyraźnych śladów ludzkiej działalności teren ten w wielu miejscach zachował pierwotny, naturalny charakter. Niewielki Park Narodowy Norra Kvill chroni naturalny las sosnowy na wzgórzach północnej Smalandii, a Park Narodowy Store Mosse kryje największe w południowej Szwecji obszary bagienne.

Pas dolin pociętych płynącymi z północy rzekami to równocześnie szlaki jesiennych wędrówek łososi. Niewielkie pola, wijące się drogi, kamienne mosty przywołują na myśl sielskie klimaty. Ileż to pokoleń rolników musiało się trudzić, by tej kamienistej krainie wydrzeć trochę ziemi pod uprawę? Na szczęście dziś idzie im znacznie lepiej niż kilkadziesiąt lat temu. To, co wydała z siebie ziemia, można kupić nawet na odludziu. Między sadami pełnymi jabłoni stoją gdzieniegdzie kolorowe samoobsługowe sklepiki. To spore ułatwienie dla miejscowych. Świeże owoce, warzywa, miody i soki są tu wycenione, łatwo więc policzyć, ile kosztują wszystkie produkty. Można brać bez ograniczeń, a należną kwotę wrzucić do puszki albo zapłacić przelewem na numer wywieszony w środku kolorowej budki.

 

NA GRUNTÓWKĘ I NA SPINNING

 

Podróżując poza miastem, czasami można odnieść wrażenie, że Smalandia to bezludna wyspa, ukryta w gęstych lasach, ciągnących się daleko na północ. I tylko kościelne wieże, wystające z rzadka ponad wierzchołki drzew, wskazują zgromadzenie siedlisk.

Prawdę mówiąc, prawdziwych bezludnych wysp Smalandii nie brakuje. Skryły się na jeziorach, których jest tu ponad pięć tysięcy. Ich zatoki wcinają się głęboko w ląd, a nadbrzeżne łąki przyjaźnie ścielą się ku wodzie, zamieniając się przy brzegu w podmokłe szuwary. Archipelagi mają swoje tajemnice i swoich gospodarzy, to głównie dziko żyjące łosie, niedźwiedzie, wilki i rysie. 

Płytkie i zaciszne zatoki, trawiaste wybrzeże to tereny ptasich lęgów, które są też ważnym przystankiem w czasie wiosennych i jesiennych migracji.

Człowiek im nie przeszkadza, zgodnie z prawem allemansrätten, ale jest tu obecny. Są więc jachty cumujące przy nabrzeżach w małych kamiennych portach, rowery, wypożyczalnie kajaków, składziki wózków, którymi mieszkańcy dowożą produkty do swoich domostw. I czerwone domki. Urocze, drewniane, a w nich staromodne sklepiki, restauracyjki. Jak Alshults Cafe u brzegu jeziora Asnen, idealne miejsce na lunch czy relaks z filiżanką dobrej kawy.

Mnóstwo tu też wędkarzy mających odwagę zmierzyć się z prawdziwym wyzwaniem. Łowią na gruntówkę z drewnianych pomostów albo na spinning z łódki. Oprócz płoci, leszczy i okoni można tu chwycić szczupaka, golca i pstrąga tęczowego. Trafia się też węgorz. Ingrid Olsson z Lake Asnen Resort oferuje przygodę zwaną fishing activity, czyli całodniowy połów z profesjonalnym przewodnikiem. Idealna propozycja dla tych, którzy nie wiedzą, od czego zacząć przygodę z wędkowaniem.

 

SZUKAJĄC MUFLONA

Park safari w miasteczku Kosta. Wystarczy wsiąść do samochodu i ruszyć przed siebie, by obserwować żubry, jelenie, dziki i muflony.

WEŹ, ALE ZAPŁAĆ

Na pustkowiu można spotkać kioski pełne warzyw, owoców, miodów. Nie ma w nich gospodarzy, można brać wszystko, na co ma się ochotę. Za towar należy jednak zapłacić.

 

ŚWIAT PIPPI

 

Idylliczne obrazy przedstawione w jej powieściach doskonale oddają charakter Smalandii. Astrid Lindgren znała miejsca, które opisywała. Jej dom rodzinny mieści się w Vimmerby. Wizyta w tym uroczym miejscu zadowoli poszukiwaczy świata baśni, dla których o celu podróży decyduje ulubiony serial czy literatura i szczególnie chcą rozbudzić pasję czytania wśród dzieci. Szlak śladami Astrid Lindgren sprawdza się idealnie. Przecież wśród jej dorobku literackiego znajduje się ponad 20 powieści i zbiorów opowiadań dla dzieci, również sztuki teatralne i słuchowiska radiowe. Wiele z jej dzieł zostało sfilmowanych. Książki o Pippi stały się największym szwedzkim bestsellerem dla dzieci. Przetłumaczono je na 73 języki, a łączna suma wydanych egzemplarzy już w 2000 r. przekroczyła 10 mln.

Wizyta w rodzinnym domu Astrid Lindgren jest dowodem na to, że świat fikcji literackiej ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Sielskie i anielskie krajobrazy szwedzkiej wsi posłużyły pisarce za inspirację do spisania historii „Dzieci z Bullerbyn”, „Emil ze Smalandii”, „Mio, mój Mio”. To również tutaj w zapuszczonym ogrodzie bawiła się niesforna, rudowłosa dziewięciolatka – Pippi Långstrump. 

W Vimmerby, niewielkim miasteczku, na każdym kroku czuć ducha Astrid Lindgren. Poza domem rodzinnym jest jej pomnik i interaktywne muzeum poświęcone pisarce, a w parku rozrywki Astrid Lindgren World można spotkać wszystkich bohaterów jej książek. Nigdzie nie zobaczycie podobnego miejsca. Szwedzka pisarka nie zgodziła się na powstanie parków z bohaterami jej książek w innych częściach świata.

 

 

CZŁOWIEK Z BAGIEN

 

Wędrując opustoszałymi ścieżkami, łatwo natkniemy się na pamiątki sprzed tysiącleci. Kamienne kręgi, kurhany, celtyckie nagrobki, kamienie runiczne stanowią częste elementy krajobrazu. Magiczne miejsca są atrakcją nie tylko dla poszukiwaczy śladów dawnych kultur i miłośników pradawnej historii, ale też dla tej całkiem świeżej.

Któż by się spodziewał, że właśnie tu, głęboko w sosnowym lesie, skrył się cmentarz samochodów, chyba największy w całej Europie. Kyrkö Mosse jest wypełniony wrakami starych aut, które zaparkowano dziesiątki lat temu. Jest ich ponad 150, rozrzuconych pojedynczo albo zebranych w małe grupy. Częściowo zatopione w bagnistym lesie, niektóre pokryte mchem, inne wypełnione igliwiem lub porośnięte krzewami. Nie ma tłoku, zresztą jak wszędzie w Smalandii, a atmosfera jest w jakiś sposób podniosła.

Miejsce, choć wydaje się dzikie, zostało uznane za miejscową atrakcję turystyczną. Z umieszczonych na planszach informacji można poznać historię „człowieka z bagien”. Ake Danielsson w 1935 r. kupił kawałek zalesionego torfowiska. Nie miał nawet prawa jazdy, ale z czasem zaczął zbierać stare samochody w nadziei, że kiedyś je naprawi. W 1974 r. Ake sprowadził na bagna swój ostatni samochód. Z biegiem czasu zbiór zaczął zamieniać się w złomowisko, puste skorupy aut żyły już własnym życiem. Przyciągały grafficiarzy, turystów i młode pary robiące na tle aut oryginalną sesję ślubną. Dwadzieścia lat temu urzędnicy chcieli siłą usunąć leciwe auta z lasu, jednak sprzeciwili się temu dziennikarze, fotografowie, nawet dyrektor Muzeum Smalandii w pobliskim Vaksjo. Głosy wsparcia wygrały, wydano zezwolenie na pozostawienie oryginalnego cmentarza na kolejnych 49 lat.

 

TU WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO

 

Szwedzi są eko, a ich życie jest uzależnione od pór roku. Tak jest od wieków. Powody są prozaiczne: długie i ciemne zimy skłaniają do siedzenia w domu. W mroźne wieczory ręce powinny być czymś zajęte. Ta tradycja to też historia Ingvara Kamprada, którego mieszkańcy Smalandii uwielbiają i z którego są prawdziwie dumni. To przecież jeden z nich, człowiek o typowo południowoszwedzkim usposobieniu: skromny, pracowity, uparty, a jednocześnie ciepły i radosny. Pracował do końca życia, wierny przekonaniu, że większość rzeczy wciąż pozostaje do zrobienia.

To on właśnie tu w 1943 r. stworzył sklep IKEA. Miał zaledwie siedemnaście lat. Kolebką istnienia światowego potentata w projektowaniu, produkcji i sprzedaży mebli jest Almhult. W miejscu, w którym powstał pierwszy sklep marki, będącej jedną z bardziej rozpoznawalnych na świecie, od 2016 r. istnieje pierwsze na świecie Muzeum IKEI. Warto tu wpaść na świetną lekcję historii regionu oraz by poznać życie Kamprada i zobaczyć, jak z małego sklepu gdzieś na szwedzkiej prowincji powstała firma, której logo jest znane na całym globie. Będziecie zaskoczeni, kiedy zobaczycie meble z lat osiemdziesiątych, które designem nie odbiegają od obecnie opuszczających hale produkcyjne. Po tej wizycie zrozumiecie powiedzenie, które od wieków przekazuje się w Smalandii z pokolenia na pokolenie: „Tu wszystko się zaczęło”.