Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2018-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2018 na stronie nr. 20.

Tekst i zdjęcia: Magdalena Zelewska,

Tak daleko tak blisko


„Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami...”. Zdawałoby się, że nikt nigdy nie miałby odwagi, aby sprawdzić, czy to mityczne miejsce rzeczywiście istnieje. A ja Wam powiem, że istnieje, i to wcale nie tak daleko. Jest oddaloną o 60 km od lotniska w Genewie alpejską wioską, leżącą we francuskim regionie Górnej Sabaudii. Okala ją siedem okazałych szczytów: Cuidex, Vigny, Folly, Oddaz, Bostan, Chardonnière i La Vullie.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

W 1167 r. wioskę ochrzczono mianem Samoëns, co w średniowiecznym dialekcie frankoprowansalskim oznacza dosłownie „siedem gór”. Z tego też względu jej mieszkańców nazywa się często septymontalnymi, czyli siedmiogórzystymi. W takim bajkowym kontekście musiała się oczywiście zrodzić romantyczna historia. Ta, którą na początku przytoczę, dotyczy pewnej urodziwej samoënsanki, która w wieku 15 lat postanowiła wyruszyć na podbicie wielkiego świata do samego Paryża. Zakochała się tam w młodym biznesmenie, wzięła z nim ślub, otworzyła słynną galerię handlową La Samaritaine i dożyła szczęśliwej, dostatniej starości.

 

GMINA TRZYDZIESTU 

WODOSPADÓW

KATALOG PANA CHRISTIANA

Za górski ogród botaniczny La Jaÿsinia w Samoëns, założony w 1908 r., odpowiada dziś pan Christian Chauplannaz. Kataloguje rośliny, a także sprowadza nowe. Jest ich tutaj 2,5 tys. gatunków.

ALPEJSKIE SZLAKI

U góry – rafting wartkim nurtem rzeki Giffre. Po prawej - wędrówka z Sixt-Fer-à-Cheval na mierzący 1770 m n.p.m. szczyt la Bourgeoise.

 

GÓRSKI OGRÓD, PSZCZOŁY I MASONI

 

Na początku XX w. niemająca spadkobiercy Marie-Louise Cognac-Jay (Jaÿsini, jak ją uroczo nazywał małżonek) postanowiła wraz z mężem ulokować majętności całego życia w swojej ukochanej rodzinnej wiosce. W 1908 r. założyli więc wspólnie górski ogród botaniczny, który na cześć słynnej Alpejki, a zarazem założycielki tej nietuzinkowej zielonej przestrzeni, nazwali po prostu La Jaÿsinia. Dziś zajmuje on niemal 4 ha i rozpościera się na stromym szczycie o wysokości 800 m n.p.m. Zawiera 4800 górskich roślin podzielonych na 2500 gatunków. Od 1936 r. pieczę nad nim sprawuje Narodowe Muzeum Historii Naturalnej – Katedra Ogrodów Botanicznych i Zoologicznych w Paryżu.

Dzisiaj dogląda go Christian, który kataloguje istniejące rośliny i sprowadza nowe. Robi też pyszne ziołowe nalewki. Dodaje do nich odrobinę aromatycznych przypraw i całe mnóstwo lipowego miodu, który zresztą sam zbiera. – To moje pszczoły. Poznałbym je wszędzie – przede wszystkim po tym, że mają niebieskie oczy i nigdy nie żądlą – mówi dumnie, złapawszy w locie jednego z owadów.

A pszczoły mają w Samoëns nie lada ucztę. Miejscowość słynie z różnorodności lipowych gatunków. Najstarsze z drzew liczy sobie niemal 600 lat! Posadzono je w 1438 r. w celu upamiętnienia przyłączenia do wioski czterech okolicznych pastwisk. Centralnie położona na placu de Tilleul lipa osiągnęła niebagatelne rozmiary i stała się punktem zgromadzeń dzisiejszych mieszkańców Samoëns.

Co niedzielę spotykają się oni także w neogotyckiej świątyni Notre Dame de l’Assomption. Dawna kolegiata Samoëns stanowi dziś kościół przynależący do diecezji genewskiej. Powstał na ruinach starego, zniszczonego w 1476 r. wskutek najazdu berneńczyków, kościoła. Jego odbudowę rozpoczęto 80 lat później, zachowując jako oryginalną jedynie dolną część starej dzwonnicy (XIII w.) oraz kaplicę Saint-Claude z XV w. Prace nad stworzeniem budowli o dzisiejszym kształcie trwały wiele lat, a niebagatelny wkład w ostateczny efekt mieli znani na całą Francję lokalni kamieniarze – masoni, którzy zostawili swój ślad w postaci licznych rzeźb, płaskorzeźb i ozdób. Bram kościoła strzegą np. walczące ze sobą nieustannie siły nieba i piekła, reprezentowane przez postacie anioła i czorta.

Sława tutejszych masonów dotarła nawet do Woltera i Bonapartego, którzy zatrudniali ich potem przy realizacji swoich prac budowlanych. Renowację niszczejącego kościoła zasponsorowała też w XX w. sama Jaÿsinia, założycielka ogrodu botanicznego, w którym notabene także można przyklęknąć. W jego sercu znajduje się bowiem kaplica pod wezwaniem Matki Boskiej Współczującej, zwana też „pałacową” – swe drugie imię zawdzięcza faktowi, że została zbudowana w XVIII w. pod oficyną feudalnego zamku Samoëns.

 

BEZ POŚPIECHU

Na placu de Tilleul, w samym sercu miasteczka. Warto przysiąść tu w jednej z lokalnych knajpek i poobserwować płynące leniwie alpejskie życie.

DOJRZEWANIE POD KONTROLĄ

Pani Aurore z farmy Criou i jedna z jej podopiecznych. Aurore codziennie odwraca i posypuje solą dojrzewające sery, którym nadano nazwę crioutin.

 

TOUR DE FRANCE I INNE AKTYWNOŚCI

 

We francuskich Alpach można aktywnie spędzić czas o każdej porze roku. Przez przełęcz Joux Plane przebiega trasa Tour de France. Odcinek ten uchodzi za najbardziej niebezpieczny, ale widoki zapierają dech. Z kolei rozległa dolina rzeki Giffre o stosunkowo płaskim dnie jest idealna dla niewprawionych amatorów pedałowania. Dla bardziej leniwych świetnym rozwiązaniem będzie wypożyczenie wspomaganych elektrycznie fatbike’ów, dzięki którym wjazd na najbardziej stromy pagórek staje się łatwy jak zmiana kanału na pilocie telewizora.

Kilka kilometrów dalej, w Sixt-Fer-à-Cheval, rozpoczyna swój bieg via ferrata – trasa aktywności będącej połączeniem trekkingu i wspinaczki wysokogórskiej. Idea via ferraty pochodzi z czasów I wojny światowej, kiedy to Włosi w podobny sposób przedzierali się przez pasmo Dolomitów oddzielające ich kraj od Austrii. Sport ten jest doskonałym rozwiązaniem dla osób szukających wrażeń równych tym, których doznają doświadczeni wspinacze wysokogórscy, ale przy zachowaniu całkowitego bezpieczeństwa. Zapewnia je stalowa lina zamocowana na całej długości trasy.

Nie tylko oczy mają prawo doznać uczty we francuskich Alpach. Koniecznie trzeba spróbować też tutejszego nabiału. Jednym z najbardziej popularnych serów jest kozi, zwany crottin de chèvre. Przybiera formę niewielkich walców, a jego wygląd się zmienia, w miarę jak dojrzewa: najpierw jest świeży i delikatny, z czasem staje się lekki i pomarszczony, aż pojawia się na nim błękitna lub biała pleśń. Wraz z wiekiem objętościowo się kurczy, jego smak zaś jest coraz bardziej wyrazisty, niemal orzechowy.

 

W KOTLE

Widok na rzekę Giffre i zielone zbocza kotła górskiego w pobliżu Sixt-Fer-à-Cheval.

 

PLACEK Z JAGODAMI ZA SIEDMIOMA GÓRAMI...

 

W Górnej Sabaudii poza kozami hoduje się niezliczoną ilość krów. Pastwiska porośnięte soczystą trawą karmią je i sprawiają, że alpejskie krowy słyną z mleka o najwyższej jakości. Dlatego region ten jest znany z przepysznej mlecznej (alpejskiej) czekolady, ale jest też jedynym miejscem we Francji, gdzie ser typu crottin (z reguły kozi) robi się z mleka krowiego.

W Criou-Aurore, największej farmie w okolicy, drobna kobieta codziennie odwraca dojrzewające krowie sery, a następnie sowicie posypuje je solą (złoszcząc się przy tym, że turyści zadeptują pastwiska i pozbawiają zwierzęta należytego pożywienia). Zaraz potem: wprawnymi ruchami zagrabia suchą trawę w stodole, notuje coś na wiszącej nieopodal tablicy, przegania natrętne muchy próbujące dostać się do chłodni, szoruje brudne od błota gumiaki i fartuch, a na koniec – wypełnia poidła dla zwierząt i nie odrywa się od roboty ani na minutę. Nawet żegnając się z nami, odgarnia piasek przy wejściu. Sery, które powstają pod jej ręką, ochrzciła mianem crioutin – co jest efektem połączenia słów Criou (nazwy farmy) i crottin (typu sera, który produkuje). 

Specjalnością Samoëns, obok doskonałego nabiału, są wędliny i wypieki – zwłaszcza jagodowy placek, zwany oczywiście septymontalnym. Co tydzień w środę z samego rana na placu targowym wioski wystawiają się rolnicy z całego regionu. Obok placka proponują tam domowe kiełbasy, różne sery, swojskie mleko, śmietanę, miód i ziołowe nalewki. 

Tak żyje się „za siedmioma górami...”, gdzie leży pewna alpejska wioska. Na jej pastwiskach pasą się stada kóz i bydła, rzeka Giffre tańczy wesołym nurtem, a mieszkańcy wyrabiają różne smakołyki, w tym jagodowe ciasta. Nad wszystkim zaś czuwa, wyzierający dostojnie zza chmur, sam dach Europy – piękny i milczący Mont Blanc.