W marcu 2018 r. nastąpiło ocieplenie stosunków uzbecko-tadżyckich. Pojawiła się możliwość swobodnego przekraczania granicy, oczywiście z wizą. Na wieść o poprawie relacji międzysąsiedzkich ludzie płakali ze wzruszenia i radości, ponieważ napięta sytuacja polityczna uniemożliwiała spotkania rodzin, przyjaciół, nawet przez kilka lat.
Dostępny PDF
Rok 2018 w Tadżykistanie został ogłoszony Rokiem Sztuki i Turystów. Większość odwiedzających ten kraj jedzie do Pamiru, jednego z największych systemów górskich na Ziemi. Ja mieszkam w Uzbekistanie, więc jako bazę wypadową wybrałam Duszanbe.
SŁOŃCEM PRZYPRAWIONE
Owoce suszone na słońcu zachowują naturalny smak i zapach. Serowe kulki (kurt) trzeba ssać, aby nie połamać na nich zębów.
PO GÓRACH, DOLINACH
Głównymi atrakcjami dla turystów w Tadżykistanie są góry: prawie puste drogi, ukryte wioseczki, malownicze przełęcze, rajskie jeziora i źródlane wody.
DYSHARMONIA
Wszystkie drogi w Duszanbe prowadzą na główny plac w centrum miasta. Socrealistyczne budowle i pomniki nie są jednak w stanie przysłonić majestatu gór.
BY ŻYĆ JAK ONI
Po przyjeździe do Duszanbe, w imię zasady „by żyć jak oni”, wybieram zakwaterowanie w prywatnym domu, co daje mi możliwość obserwowania codziennego życia wielopokoleniowej rodziny. Turysta nie jest w stanie zobaczyć podwórek, ponieważ są zakryte przed oczyma ciekawskich trzymetrowymi murami.
Mój pokój mieści się w dwupiętrowym domu, w którym ściany są ozdobione suzanne (tkaniny ręcznie wyszywane kolorowymi nićmi) i fotografiami ceramicznych talerzy z motywem granatu, symbolu miłości i płodności. Kiedy wyglądam przez okno, widzę na niewielkim skrawku ziemi kilka grządek z koperkiem, cebulą, pomidorami, przy ścianie pną się krzewy róż. W rogu posadzono bananowca, który stanowi tylko dekorację, ponieważ w Tadżykistanie banany nie rosną.
Trafiam na okres ramadanu, więc śniadanie jem sama, dopiero po zachodzie słońca gospodarze zapraszają mnie na wspólny posiłek. Przygotowania do niego trwają 2–3 godziny. Pod dużym żeliwnym garem (kazan) trzaska ogień, wokół rozchodzą się zapachy jedzenia, mieszają się z tymi zza sąsiedzkich płotów. Kobiety się krzątają, mężczyźni rozpalili ogień, a teraz siedzą i rozmawiają. Dzieci – w tradycyjnym tadżyckim domu standardem jest, by posiadać ich kilkoro, w tym co najmniej jednego syna jako przyszłą podporę rodziców na starość – biegają, układają budowle z patyczków i kamieni, bawią się w papier, kamień, nożyce. Uczę je gry w statki i piosenki „Panie Janie” po polsku.
W MIEŚCIE PONIEDZIAŁEK
Duszanbe w języku tadżyckim oznacza „poniedziałek”, ponieważ w tym dniu odbywał się tutaj bazar. To młode miasto w 1991 r. zostało stolicą Tadżykistanu. Wędruję po nim i odnoszę wrażenie, że przeniosłam się do niewielkiego miasteczka z czasów PRL-u. Niewysoka architektura, budynki użyteczności publicznej w stylu socrealistycznym, zewsząd z dużych plakatów spogląda prezydent: a to macha, a to stoi na polu bawełnianym, trzymając w garści „białe złoto” Azji Centralnej, a to dumnie kroczy z założonymi insygniami rektorskimi. Jego pozy przypominają epokę, która w Polsce skończyła się w 1989 r.
Główny prospekt Rudakigo obsadzono drzewami, które latem dają upragniony cień. Tu znajdują się uniwersytety, rezydencja prezydencka, budynki rządowe, teatry, muzea. Aleję dzieli wyraźnie na dwie części statua Somoniego (władca żyjący w IX w., uważany za tadżyckiego bohatera narodowego), umieszczona pod monumentalnym złotym łukiem, najczęstszy obiekt fotografujących się mieszkańców i turystów. Za nim wybudowano nowoczesną, ośmiopiętrową Bibliotekę Narodową.
Od 4 września 2007 r., kiedy to prezydent wbudował kamień węgielny pod przyszłą bibliotekę, w całym kraju jest obchodzone w tym dniu Święto Książki. Udaje mi się poznać wnętrza tej instytucji dzięki dziewczynie z działu promocji, która jest jedną z jej 518 pracowników. Mają tutaj swoje sale i czytelnie nie tylko dzieci czy studenci, ale również niepełnosprawni, a tym, którym trudno wyjść z domu, dowozi się bezpłatnie książki. Ciekawostkę stanowią dla mnie tzw. głośne czytelnie, choć wcale nie jest w nich gwarno. Najczęstszymi ich bywalcami są studenci, którzy uczą się na głos, spotykają się w celach towarzyskich, wspólnie rozwiązują zadania. Cieszę się, że na piętrze z literaturą zagraniczną wśród licznych skrzyneczek katalogowych odnajduję też polską. Dowiaduję się, że dzięki staraniom Ambasady RP w Taszkencie w roku akademickim 2018/2019 zostanie otwarty fakultet języka polskiego na Uniwersytecie Słowiańskim w Duszanbe.
WSZĘDOBYLSKI
Podobno największy pomnik Somoniego, jak przystało na bohatera narodowego, stoi w stolicy, ale zobaczymy go także w innych tadżyckich miastach, zawsze w tej samej pozie.
MOZAIKOWY
ZAWRÓT GŁOWY
TADŻYCKIE SEZAMKI
Niezwykle pożywne i zdrowe ciasteczka są wykonywane z różnych ziaren, słodycz zaś zawdzięczają górskim miodom.
PAMIRSKA PRZEWODNICZKA
Kolejną przypadkowo spotkaną przewodniczką po stolicy i Teatrze Lohutiego staje się Sawlatmo. Dzięki niej poznaję zakamarki teatru, zaprasza mnie też na popołudniowy spektakl, w którym występuje. Mimo wczesnej pory, godziny 15.00, sala jest niemal w całości wypełniona widzami. Przedstawienie jest grane w języku tadżyckim, więc Sawlatmo wcześniej opowiada mi treść sztuki. Po godzinnym spektaklu idziemy na spacer po stolicy. Moja nowa znajoma chce mi pokazać muzeum z kolekcją azjatyckich instrumentów, które jak twierdzi, pochodzą głównie z Pamiru. Okazuje się (ku ogromnemu zaskoczeniu Sawlatmo), że budynek został zburzony, a okoliczni sprzedawcy nie wiedzą, gdzie zostały przeniesione eksponaty.
Udajemy się więc do parku Rudakiego. Tu, w cieniu drzew, niedaleko pomnika Rudakiego (perskojęzycznego poety żyjącego na przełomie IX/X w.), otoczonego fontannami, rozpoczynamy miłą pogawędkę. W swojej niezwykle skromnej teatralnej garderobie z dumną mówiła, że jest Pamirką, a teraz, w miejscu publicznym, ścisza głos, opowiadając o swoim regionie, gdyż w czasie krwawej wojny domowej w latach 90. mieszkańcy Pamiru opowiedzieli się po stronie opozycji. Sawlatmo opowiada też, że Pamirczycy różnią się od Tadżyków nie tylko językiem, lecz także wyznawaną religią. Ismailizm to bardziej liberalna odmiana islamu szyickiego. Kobiety nie noszą chust na głowie i są bardziej niezależne, dlatego też moja rozmówczyni zdecydowała się przyjechać do stolicy i studiować aktorstwo. Dodaje, że status aktorki w Tadżykistanie jest niski, a mimo to przechodnie na ulicy wykazują wobec Sawlatmo nieśmiałe oznaki sympatii.
Później idziemy do miejsca, gdzie powiewa najwyższa flaga świata wpisana do Księgi rekordów Guinnessa. Maszt wzniesiono z okazji dwudziestej rocznicy obchodów święta niepodległości Tadżykistanu. Czuję, że moja towarzyszka jest już trochę zmęczona, tym bardziej że zachowuje post, a praca na scenie nie należy do lekkich. Proponuję, abyśmy spotkały się wieczorem na kolacji. Sawlatmo przystaje na tę propozycję, a ja spaceruję jeszcze po dużym, pełnym egzotycznych roślin parku botanicznym.
Po zachodzie słońca jedziemy z Sawlatmo i jej dwiema koleżankami do parku Zwycięstwa, skąd widać panoramę Duszanbe, która jednak mnie nie zachwyca. Dawniej można się było dostać tutaj kolejką linową, ale od kilku lat nie działa. Jest wesoło i smacznie. Obiecujemy sobie z moją cudowną przewodniczką utrzymywać kontakt, a kiedyś wspólnie odwiedzić Pamir.
W OGONKU
W tym rejonie świata hoduje się specjalne rasy baranów ze złogami u nasady ogona – tam mieści się ulubiony przez Tadżyków i Uzbeków tłuszcz zwany kurdiuk.
DUCH ALEKSANDRA WIELKIEGO
Kolejnego dnia pobytu w Tadżykistanie postanawiam poznać Góry Fańskie, gdzie znajduje się wiele cudownych jezior polodowcowych. Na postoju taksówek ich właściciele traktują mnie jako świetną okazję do zarobku, turystów w Duszanbe jest jak na lekarstwo. Nie wiedzą jednak, że znam się trochę na sztuce targowania i po kilku minutach schodzimy w negocjacjach do rozsądnej ceny. Koszty przejazdu prywatnymi taksówkami są tu dużo wyższe niż w Uzbekistanie ze względu na wysokie ceny paliwa, dlatego też zdecydowana większość kierowców wybiera o połowę tańszy gaz. Jakie mogą być tego skutki, przekonałam się w czasie jednej z nieoczekiwanych przygód w ciemnym, zadymionym tunelu w górach, w którego połowie mojemu kierowcy zabrakło paliwa, a ja oczami wyobraźni zobaczyłam wpadające na siebie auta i wybuchające zbiorniki na gaz.
Postanawiam zobaczyć perełkę, jaką jest wysokogórskie jezioro Iskandarkul (2255 m. n.p.m.), zwane Jeziorem Aleksandra Wielkiego, który dotarł w swoich podbojach również na te ziemie. Legenda głosi, że w czasie pełni księżyca duch potężnego władcy przechadza się po tafli jeziora, jakby strzegąc ukrytych na dnie bogactw, których nie zdołał wysłać do Grecji. Trasa do jeziora biegnie najpierw malowniczą drogą, jedyną łączącą Duszanbe i Chodżent. Czasem niezaplanowany postój wymuszają stada owiec, które wraz z pasterzami schodzą w dół. Częściej jednak proszę o zatrzymanie się, by sfotografować krętą rzekę wijącą się doliną lub niezwykłe skały urzekające formą i wielością barw. Chcę też zamoczyć nogi w lodowatej, górskiej wodzie w miejscu, gdzie łączą się dwa strumienie o zupełnie odmiennych kolorach: seledynowym i beżowym.
Później poruszamy się trudną, nieutwardzaną drogą górską, aby na koniec zaniemówić i poczuć się jak w raju na widok niezwykłego jeziora. Podobno w czasach Związku Radzieckiego uznawano je za najpiękniejsze w całym imperium. Mój kierowca stoi jak zahipnotyzowany. Okazuje się, że choć mieszka w Duszanbe, nigdy tutaj nie był. Mam wielką ochotę usiąść i zorganizować piknik, ale ze względu na kierowcę decyduję się pościć, choć nie jest łatwo spędzić prawie cały dzień bez jedzenia i picia.
Kolejnego dnia jedziemy nad inne jezioro, tym razem powstałe w wyniku działalności człowieka. Na południowy wschód od Duszanbe leży miasteczko Norak. Powstało w czasie budowy elektrowni wodnej na rzece Wachsz w latach 60. Aby wjechać w okolice tamy, jest potrzebne specjalne pozwolenie. Nie chcę tracić czasu na biurokratyczne czynności i oglądam z góry piękno krajobrazu. Mój taksówkarz stwierdza, że nie mogę drugi dzień tak radykalnie pościć, więc organizuje mi mały poczęstunek z lokalnych przysmaków (zupa rybna, plow). Kupuję też kilka ciasteczek w kształcie serca przygotowanych z tutejszych nasion.
Kiedy dzień dobiega końca i jesteśmy z powrotem w Duszanbe, mój miły taksówkarz życzy sobie dodatkowych pieniędzy. Odmawiam, oznajmiając, że inaczej się umawialiśmy. Pytam: – Chcesz zrobić antyreklamę swojemu krajowi, który ogłosił 2018 rokiem turystów? Taksówkarz uśmiecha się tylko i odjeżdża.