Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2005-04-01

Artykuł opublikowany w numerze 04.2005 na stronie nr. 66.

Tekst i zdjęcia: Maciej Olech,

Na połoninach Zakarpacia


Ukraina Ukraina / Europa
Poznaj Świat Przygody

Wejście na Howerlę, najwyższy szczyt Ukrainy, czy też wizyta w ruinach polskiego obserwatorium na Popie Iwanie to główne punkty pobytu w Czarnohorze, najczęściej odwiedzanym przez Polaków paśmie górskim naszego południowo-wschodniego sąsiada. Jeździmy też w opiewane przez Wincentego Pola dzikie Gorgany, wędrujemy śladami Mieczysława Orłowicza po Świdowcu, ale już znacznie rzadziej docieramy w inne rejony. Dlatego „PŚ” chciałby przybliżyć niedoceniane połoniny ukraińskiego Zakarpacia.

 

 

W stronę gór

 

Magistrala kolejowa Lwów–Użgorod, wybudowana jeszcze w czasach Franciszka Józefa, przez wiadukty i tunele prowadzi na południową stronę głównego grzbietu Karpat. Przybywamy na ziemie przez długie wieki należące do Węgier, zamieszkiwane niegdyś przez Polaków, Rusinów, Ormian, Żydów, Słowaków i Niemców. Dzisiejsze ukraińskie Zakarpacie wita nas wrześniowym słońcem.
Jeszcze późnym popołudniem wychodzimy z Wołosianki w rejon Połoniny Równej, by po dwóch godzinach marszu w zapadającym zmroku rozbić namioty. To wciąż najlepszy wariant noclegu w górach Ukrainy i codzienność dla osób ceniących sobie niezależność na szlaku. Gdy jemy kolację, przechodzą nieco podchmieleni ludzie, pięknie śpiewając. Przepraszają za hałasy i proszą, byśmy się na nich nie gniewali, gdyż ich krewni właśnie obchodzili święto...? Biorę latarkę, by pomóc jednemu spóźnialskiemu zejść w stronę wioski. Wyciągając horyłkę (tutejszy samogon) proponuje mi kontynuację uroczystości. Na szczęście przejeżdża ciągnik i załatwiam delikwentowi pewny transport.
Rano i my schodzimy do wsi Luta. W pierwszym napotkanym domu prosimy o wodę ze studni na podwórku. Miła gospodyni proponuje nam mleko, za które rewanżujemy się czekoladką dla wnuków. Dostajemy też jabłka. Gdy już chcemy odejść, pełni obaw o rosnącą wagę naszych plecaków, dziarska babuszka boso wspina się na śliwkę i strząsa grad owoców. Serdecznie dziękujemy i udajemy się wreszcie w góry.

 

 

Tak jak przed wiekami

 

W średniowieczu karpackie doliny były często podmokłe, lasy trudne do przebycia, więc podróżowano głównie grzbietami. Tędy z południa, przez przełęcze w głównym karpackim wododziale, podążali na ziemie Rzeczypospolitej węgierscy kupcy. Dziś także warto korzystać z górskich grzbietów, na których często można trafić ścieżki na mniej lub bardziej wydeptane przez pasterzy i zbieraczy jagód.
W orientacji pomocne będą reprinty przedwojennych map Wojskowego Instytutu Geograficznego. Do dziś pozostają znacznie lepsze w odwzorowaniu terenu od wydawnictw radzieckich i ukraińskich.
Idziemy najpierw lesistym grzbietem wyprowadzającym na widokową Holicę, skąd dalej podążamy do głębokiej przełęczy oddzielającej ją od Połoniny Równej. Po bardzo stromym podejściu, brnąc w jarzębinowych zaroślach, sunąc w trawach sięgających do pasa, wychodzimy na rozległą powierzchnię szczytową połoniny. Jest rzeczywiście, zgodnie z nazwą, niemal zupełnie płaska! Z kolei jej urwiste północne stoki kryją potężne kotły, porośnięte bukowym lasem. W jednym z nich, zwanym Rakuską Jamą, ukrywał się przez pewien czas Rakoczy, przywódca XVIII-wiecznego powstania przeciwko Habsburgom.

 

Zdobywamy kolejne wierzchołki masywu Ostrej Hory.

Borżawa – ostatnie metry podejścia na Wielki Wierch.

Karpacki ikonostas to prawdziwe arcydzieło.

 

Z kart historii najnowszej

 

Na szczycie stoi obelisk ku czci wojsk desantowych, które wyzwoliły te ziemie w 1944 roku i? pozostały znacznie dłużej. Radziecką bazę rakietową zlikwidowano dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Zrujnowane budynki, betonowa droga i fragmenty płotu z drutem kolczastym szpecą połoninę do dzisiaj. Nic jednak nie jest w stanie odebrać uroku widokom, które roztaczają się z głównego wierzchołka.
Patrząc na północ – najlepiej widać piękny szczyt Ostrej Hory, kończącej grupę Połoniny Równej. Za nią w oddali majaczy sylwetka Pikuja, najwyższego w Bieszczadach Wschodnich, leżącego w grzbiecie biegnącym ku Przełęczy Użockiej. Pasmo to do drugiej wojny światowej oddzielało polską Galicję od czeskiego Zakarpacia, ale próżno dziś na nim szukać starych słupków granicznych. Zostały zużyte na podmurówki domów i? cokoły nagrobnych krzyży!

 

 

Jesienią góry są najszczersze

 

Ostatni pasterze zeszli już w doliny. Jesteśmy w górach sam na sam z kolorami jesieni i chyba właśnie ta pora roku jest w naszym klimacie najpiękniejsza. Trudno oddać ciszę mroźnego poranka, opisać niezliczone plany górskich panoram, naśladować nocne nawoływania jeleni na rykowisku? Trzeba to po prostu przeżyć!
W kierunku południowo-wschodnim dostrzeżemy sylwetkę połoniny Borżawy. Ten potężny masyw górski, otaczający szerokim łukiem dolinę rzeki o tej samej nazwie, będzie kolejnym punktem naszej trasy.

 

 

Bezcenne ikony

 

Od czasu, gdy w 988 roku książę Włodzimierz Wielki przyjął chrzest z Bizancjum, zaczęli przybywać na Ruś twórcy ikon. W starych drewnianych cerkwiach na północnych stokach Borżawy można do dziś oglądać efekty ich pracy. Niestety, wiele zabytków nie oparło się kradzieżom. Z zaciśniętymi gardłami wychodzimy z XVII-wiecznej cerkwi p.w. Wniebowstąpienia w Roztoce, skąd złodzieje wywieźli wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Tylko odbarwione ślady na drewnie znaczą miejsca po „dziełach temperowego malarstwa sztalugowego zakarpackich mistrzów z XVI–XVIII w.” – jak podaje literatura. Na szczęście są i takie miejsca jak XVIII-wieczna świątynia p.w. Świętego Ducha w Hukliwej, gdzie można podziwiać ikonostas o sto lat starszy.

 

 

Idealny punkt obserwacyjny

 

Z górnej części wioski wychodzimy na najwyższe szczyty Borżawy. Wędrówka korytem górskiego potoku i pokonywanie stromych, porośniętych jagodami tarasów to główne akcenty wspinaczki z plecakiem na Wielki Wierch. Z niego blisko już na Stohy, gdzie jeszcze kilka lat temu bielały kuliste czasze opuszczonej radzieckiej stacji radarowej. Jej zasięg miał podobno pokrywać znaczne obszary w zlewiskach zarówno Morza Czarnego, jak i Bałtyku. Osłony chroniły urządzenia przed mrozem i wiejącymi tu huraganowymi wiatrami, a część z nich była po prostu atrapami, gdyż nie we wszystkich umieszczono cenną aparaturę.

 

Za nami stacja radarowa na Stohach.

Grzbietem Borżawy możemy przy sprzyjającej pogodzie wędrować do upadłego.

Ci ludzie, tak jak przed wiekami z szacunkiem pozdrawiający wędrowców, nie zostali jeszcze znieczuleni cywilizacją i obłędem miasta. Oni mają czas, oni donikąd się nie spieszą.

 

Skąd się wzięły połoniny?

 

Do lat międzywojennych wypasano na połoninach woły. Dziś zastąpiły je stada bydła, widuje się też owce i kozy. Choć połonina jest formacją naturalną, to odwieczna działalność pasterska w partiach szczytowych spowodowała wyraźne obniżenie górnej granicy lasu. Podobne zjawisko zachodziło w polskich Bieszczadach. Dodatkowym czynnikiem utrudniającym odnowę drzewostanu jest wpływ ciepłych wiatrów znad Niziny Węgierskiej.

 

 

Gościnni górale

 

Na zakarpackich ścieżkach spotkanie turysty jest rzadkością. Częściej widujemy mieszkańców górskich wiosek przy pracy. Oni właśnie tworzą klimat tych gór, gdzie tylko pory roku wyznaczają bieg wszystkich spraw. Z początkiem września ostatni pasterze odeszli w doliny, by powrócić na połoninę po zejściu wiosennych śniegów, pod koniec maja. Jesienią wszyscy krzątają się przy wykopkach ziemniaków i zwózce siana z łąk na przydomowe podwórka. Najpopularniejszą formą składowania są brogi, czyli stogi nakryte daszkiem.
Grzbietem Borżawy możemy przy sprzyjającej pogodzie wędrować do upadłego. Boczne ramię, w większości także połoninne, ciągnie się przez prawie 30 kilometrów aż po kulminację Kuka. Z niego w dowolnym momencie można zejść do drogi Wołowiec–Miżhiria. W sytuacjach awaryjnych, takich jak na przykład dłuższe załamanie pogody, warto się zatrzymać u miejscowych. Choć po upadku gospodarki państwowej żyją nierzadko jedynie z plonów ziemi i skromnych rent najstarszych członków rodziny, potrafią podzielić się z przybyszami ostatnią kromką chleba. Pytając o możliwość noclegu na sianie, pamiętajmy o tym, że gościnność mieszkańców karpackich wiosek jest ogromna. Bądźmy gotowi na zaproszenie do skromnych izb i propozycję przenocowania w domu. To wszystko ludzie ci robią po prostu z serca.

 

 

Wielka rura

 

Za czasów ZSRR karpackie grzbiety zostały przecięte licznymi rurociągami i liniami energetycznymi o wdzięcznych nazwach: Mir, Bractwo, Drużba czy Sojuz. Połonina Krasna, kolejne pasmo w kierunku wschodnim, wprawdzie oparła się wojsku, ale i jej nie oszczędziła działalność człowieka.
Grzbietem połoniny, niemalże na całej długości, przebiega po części zakopany gazociąg, który – jak mówią napotkani mieszkańcy – najprawdopodobniej... nigdy nie został uruchomiony! Rozryty pas ziemi wydarty przyrodzie długo jeszcze będzie widoczny, zanim na skale odtworzy się cienka warstwa górskiej gleby?

 

 

Wokół lasy, lasy i wiatr

 

Sędziwe buki złocą się w promieniach zachodzącego słońca. Lasy Krasnej zachowały swój pierwotny charakter. Pomógł im fakt, że już w posiadłościach królewskich wprowadzano zakaz polowania i wyrębu drzew, a dziś połowa masywu to rezerwat państwowy. Oprócz buków rosną tu jodły, jawory i wiązy górskie. Jak na całym Zakarpaciu, stoki północne porastają lasy iglaste lub mieszane zaś południowe – lasy czysto liściaste. Najbardziej dzikie jest stanowiące ostoję niedźwiedzi ramię Menczyła.
Bogactwo lasów to drewno, które zakarpaccy flisacy aż do lat siedemdziesiątych XX wieku spławiali do tartaków położonych w dole rzek. Do tego celu budowano tak zwane klauzy, czyli zapory spiętrzające wodę. Po załadowaniu tratwy drewnem tamę otwierano i materiał na wysokiej fali trafiał do punktu przeznaczenia. Kierowanie ładunkiem niesionym przez wzburzoną wodę nie było łatwe i często dochodziło do śmiertelnych wypadków. Transport drogą wodną stopniowo został zastąpiony przez używane nierzadko do dzisiaj wąskotorowe kolejki leśne. Muzeum spławu można oglądać na Zakarpaciu pod grzbietem Piskonii. Dziś pojawia się wiele nowych problemów. Rabunkowa gospodarka leśna i prowadzenie zrębów zupełnych wywołują katastrofalne w skutkach powodzie.

 

Którędy do Lwowa?

 

Świdowiec to ostatnia z zakarpackich połonin. Na przełęczy Okole, łączącej masyw z Połoniną Czarną w Gorganach, znajdują się źródła Cisy, narodowej rzeki Węgrów. Niewątpliwą atrakcją w najwyższych partiach głównego grzbietu są dobrze widoczne ślady działalności lodowca: jeziorka, kotły i urwiska. Z wierzchołka Bliźnicy roztacza się piękna panorama na Gorgany i Czarnohorę.
Świdowiec jest bardzo intensywnie użytkowany przez pasterzy. Liczne są tu płaje (ścieżki trawersujące szczyty) oraz sezonowe osiedla na granicy lasu. Na takim właśnie szerokim płaju moi znajomi natknęli się zeszłego lata na? zespół samochodów terenowych z Polski, których kierowcy pytali „którędy na Lwów?”. Czyżby powoli zbliżał się koniec dzikości ukraińskich Karpat?

 

Czas do domu?...

 

Przychodzi czas jesiennej szarugi. Żegnamy Zakarpacie, otrzymując od napotkanych wieśniaków życzenia szczęśliwej drogi i Bożej opieki. Ci ludzie, tak jak przed wiekami z szacunkiem pozdrawiający wędrowców, nie zostali jeszcze znieczuleni cywilizacją i obłędem miasta. Oni mają czas, oni donikąd się nie spieszą. I dlatego właśnie warto się jak najprędzej wybrać w ten rejon Europy, póki i tam coś się nie zmieni. Bo na wschodzie jest jeszcze prawdziwa wolność.