Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2019 na stronie nr. 70.

Tekst i zdjęcia: Marek Tomaszewski,

W cieniu okupanta


Estonia to jedno z najmniejszych państw Unii Europejskiej. Należy do krajów nadbałtyckich, ale jest zupełnie odmienna od bratniej Litwy czy Łotwy. Mentalnie i kulturowo bliżej jej do państw skandynawskich oraz Finlandii. We wschodnich rejonach kraju, zamieszkanych w dużej mierze przez ludzi z rosyjskim obywatelstwem, wyczuwa się jednak dawnego ducha. Doskonale ujął to były prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves, mówiąc, że jest to „postsocjalistyczny kraj skandynawski”.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Ślady obecności wschodniego okupanta, ZSRR, można znaleźć na terenie całej Estonii. Niektóre nawet mogą być powodem do dumy, tak jak Park Narodowy Lahemaa; inne, np. poradzieckie bazy i osiedla wojskowe, są niechlubnymi pamiątkami, wywołującymi u obecnych władz kraju ból głowy. Jeszcze inne ślady, choćby obiekty architektury, w najlepszym przypadku są traktowane jak zło konieczne. 

 

WIELKA DUMA

Jedna z malowniczych zatoczek dumy Estonii, Parku Narodowego Lahemaa, wcinającego się w wody Zatoki Fińskiej. Zajmuje on powierzchnię 725 km2, z czego ponad jedną trzecią stanowi morze i należy do największych parków narodowych w Europie.

WIECZNIE ŻYWE

W rosyjskojęzycznej enklawie symbole ZSRR są obecne w wielu miejscach. Na zdjęciach: płaskorzeźba z dworca w Narwie oraz gwiazda z sierpem i młotem –pomnik na jednym ze skwerów Narwy.

 

POD CZERWONĄ GWIAZDĄ

 

Wspomniany park Lahemaa został założony w 1971 r. i stanowił chlubę całego Związku Radzieckiego. Zajmuje on powierzchnię 725 km², wcina się w głąb Morza Bałtyckiego, tworząc urokliwe zatoki. Park był ewenementem, ponieważ otaczały go zakłady przemysłowe oraz bazy wojskowe, a on stanowił w tym paskudnym krajobrazie perełkę przyrodniczą. Obecnie jego teren zamieszkuje wiele rzadkich gatunków zwierząt, w tym ptaków i ryb. Można tutaj znaleźć także niespotykane nigdzie indziej rośliny oraz dziewicze mokradła. 

Mało kto wie, że na terenie Estonii, na wodach Bałtyku w okolicach Tallinna, odbyły się żeglarskie regaty XXII Letnich Igrzysk Olimpijskich rozgrywanych w 1980 r. w Moskwie. Tallinn pokonał w boju o te regaty m.in. Soczi oraz Leningrad, i tutaj właśnie zapłonął znicz olimpijski. W związku z tym w krótkim czasie powstała odpowiednia infrastruktura. Ale jak szybko się pojawiła, tak szybko stała się martwa i bezużyteczna. Do dziś straszy olimpijski hotel zbudowany w radzieckim stylu. Dobrze chociaż, że na skutek różnych starań powstało tu potem centrum rekreacyjne i port jachtowy. 

Przy porcie stoi dumnie pomnik, zwieńczony czerwoną pięcioramienną gwiazdą, z umieszczonymi na nim kołami olimpijskimi. Ten radziecki symbol, pomimo upływu lat, wciąż jest obecny na ulicach miast, na dworcach i przy pomnikach. W samej stolicy Estonii nadal stoją budynki zwieńczone iglicami z gwiazdą, przypominające warszawski Pałac Kultury i Nauki.

 

ENKLAWA PISANA CYRYLICĄ

 

Wycieczka do Paldisk, dawnej bazy sowieckiej marynarki wojennej, położonej pół godziny jazdy od Tallinna, przypomina podróż w czasie. Była tu zlokalizowana podwodna baza nuklearna, okoliczne zaś wysepki traktowano jako poligony bombowe. Ze względu na znaczenie Paldiski do 1994 r. były miastem zmilitaryzowanym, otoczonym drutem kolczastym, zamkniętym dla ludności cywilnej i turystów. 

Wprawdzie samo miasto i okolica odstraszają szarymi blokowiskami, brudnymi ulicami, ruinami bunkrów i obiektów wojskowych skrytych za zasiekami,

jednakże warto tu przyjechać choćby ze względu na przepiękne klifowe wybrzeże oraz ciszę mąconą tylko szumem morza. Miejscowi rozmawiają między sobą przeważnie w języku rosyjskim, co sprawia, że czujemy się trochę jak za wschodnią granicą. 

Aby naprawdę odczuć bliskość Rosji, a nawet ją zobaczyć z odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów, należy udać się do Narwy – przygranicznego miasta położonego nad rzeką o tej samej nazwie. Ponad 90 proc. mieszkańców ma rosyjskie obywatelstwo, a język estoński słyszany na ulicach należy naprawdę do rzadkości. Szyldy są napisane cyrylicą, w kioskach bez problemu kupimy rosyjskie gazety, co krok widać radzieckie pomniki i pięcioramienne gwiazdy, będące śladami komunistycznej przeszłości. W restauracjach znajdziemy soliankę, bliny czy pielmieni. 

Narwa była niegdyś nazywana „barokową perłą Morza Bałtyckiego”. Dziś z tej świetności pozostało niewiele. Z uwagi na fakt, że podczas II wojny światowej stacjonowały tu wojska niemieckie, Narwa została zbombardowana przez samoloty Armii Czerwonej. W wyniku tego niemalże całe miasto legło w gruzach. Niektóre źródła podają, że z ponad 3,5 tys. zabytków ocalało tyle, że te prawdziwe można policzyć na palcach jednej ręki.

 

GRANICA DWÓCH ŚWIATÓW

Po jednej stronie estońska Narwa, po drugiej rosyjski Iwangorod – obydwa brzegi ufortyfikowane. Tutaj rzeka oddziela zachodnią demokrację i NATO od imperialistycznej Rosji. 

KŁADKĄ NAD MOCZARAMI

Przez Park Narodowy Lahemaa biegnie urokliwy Naturalny Szlak Moczar Viru, o długości 3,5 km, prowadzący do wieży obserwacyjnej. Na obszarze Viru rośnie m.in. ponad sto gatunków mchów.

 

ODDECH PUTINA

 

Najważniejszym z zachowanych zabytków jest XIII-wieczny zamek Hermana. Położona nad samą rzeką forteca przez wieki broniła estońskie ziemie przed najazdami Rusinów. Historia twierdzy odzwierciedla burzliwe dzieje kraju. Zbudowana przez Duńczyków, a rozbudowana przez rycerski zakon mieczowy, ostateczny kształt uzyskała w XVII w. za panowania Szwedów, którzy wzbogacili ją o potężne bastiony. Uwagę przykuwa 51-metrowa biała wieża zwana „długim Hermanem”. Z jej szczytu rozciąga się wspaniały widok na miasto, meandry granicznej rzeki Narwy oraz znajdujący się po jej drugiej stronie rosyjski Iwangorod. Oprócz zamku warto jeszcze zobaczyć odbudowany według starych planów ratusz oraz XIX-wieczny sobór Zmartwychwstania. 

Za czasów Związku Radzieckiego Narwa i Iwangorod stanowiły praktycznie jedno miasto, połączone infrastrukturą kanalizacyjną i energetyczną. Dzieliła je tylko naturalna granica na Narwie, którą swobodnie można było przekraczać po okazałym moście. Obecnie przejście na drugą stronę dla osób nieposiadających obywatelstwa rosyjskiego lub wizy nie jest możliwe. Wielka to szkoda, bo Iwangorod ma wartą zwiedzenia potężną twierdzę, stojącą po drugiej stronie rzeki. Zbudowana została pod koniec XV w. przez Iwana III Groźnego jako przeciwwaga dla zamku Hermana.

Obie fortece spoglądają na siebie dumnie, przypominając swoje lata świetności. Wydają się dosłownie na wyciągnięcie ręki. A rękę tę wciąż wyciąga na wschód Lenin, którego pomnik stoi na zamku Hermana. 

A sami mieszkańcy? Wydają się mieć ambiwalentny stosunek zarówno do Estonii, jak i do Rosji. Z jednej strony są i czują się Rosjanami, okazują to i deklarują przy każdej sposobnej okazji; z drugiej jednak, widząc biedę Iwangorodu, nie są tak skorzy do opuszczania Unii Europejskiej.

Estonia wyrwała się z objęć Rosji. Ale ta, jak dawna zaborcza kochanka, nie pozwala o sobie zapomnieć. Pomimo członkostwa w Unii Europejskiej i NATO Estonia nadal pozostaje w jej cieniu i czuje na plecach postsowiecki oddech. Imperialistyczne zapędy i nerwowe usiłowania odbudowy dawnej świetności podupadłego mocarstwa sprawiają, że Estończycy czują, że – po Gruzji i Ukrainie – mogą być następni na liście Putina. Sytuacji nie ułatwia oczywiście struktura narodowościowa we wschodnich rejonach kraju.