Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-07-01

Artykuł opublikowany w numerze 07.2019 na stronie nr. 8.

Tekst i zdjęcia: Mikołaj Gospodarek,

Toskania - kopalnia kadrów


Była połowa lipca. Zjechałem na stację benzynową. Nie rozumiałem, dlaczego ludzie patrzą na mnie z zaciekawieniem. Kobieta przy sąsiednim dystrybutorze zamarła. Dotarło do mnie, że wszyscy są ubrani w zwiewne stroje, a ja mam wełnianą czapkę i puchową kurtkę. Jak to się stało? Dotarłem w ciągu kilku godzin do Toskanii spod lodowców. Noc spędziłem pod ścianami Pale di San Martino na Passo Rolle, gdzie temperatura spadała do 0°C. We Florencji natomiast w południe słupek rtęci sięgał 34°C w cieniu.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Podróżowałem kamperem. Wybrałem Toskanię, skuszony opowieściami. To przecież jeden z najpopularniejszych regionów turystycznych na świecie. Baza hotelowa jest w stanie zapewnić łóżka dla prawie 500 tys. turystów jednocześnie. Toskańskie wina, średniowieczne miasteczka i niezwykłe krajobrazy – te trzy filary popularności wieńczy Florencja. To najpiękniejsze miasto, jakie do tej pory widziałem. Moja toskańska przygoda rozpoczęła się właśnie tam. 

 

SANTA MARIA DEL FIORE

Piękną bryłę katedry najlepiej podziwiać z daleka. Idealnie nadaje się do tego plac Michała Anioła. 

JUBILERSKA ROBOTA

Piękna posiadłość otoczona naturą. Na trawniku widać jednak rury klimatyzacyjne. W letnim upale ciężko wytrzymać, kto tylko może, montuje współczesne umilacze życia, nawet w średniowiecznych willach.

JUBILERSKA ROBOTA

Wieczorem most Złotników zalewają promienie słońca. Od wieków skrajne arkady są zabudowane zakładami jubilerów. Złoto zalewa więc most zewnątrz i od środka. Rzeka Arno płynąca przez Florencję dodaje miastu uroku.

 

Z ZIMY W LATO

 

O ile podróż kamperem ma całą masę plusów, to znikają one w momencie wjazdu do jakiegokolwiek włoskiego miasta. Wąskie, zatłoczone ulice i mało czytelne znaki. Nawigacja GPS podziękowała za współpracę, wyświetlając komunikat, że temperatura urządzenia jest krytycznie wysoka i trzeba je schłodzić. Tylko gdzie? Na zewnątrz w słońcu 40°C, a we wnętrzu kampera jeszcze cieplej. 

Krążąc po mieście, natrafiłem na dobrze zlokalizowany parking przy via del Gelsomino 7–9. Można w miarę bezpiecznie zaparkować tam kamperem, jest również parking dla samochodów osobowych. Od centrum dzieli go około 30 minut spaceru lub 10 minut autobusem. Pozostawianie niestrzeżonego auta z bagażami we Florencji czy Rzymie to bardzo ryzykowna sprawa. W tych miastach (i nie tylko) grasują gangi złodziei, którzy wypatrują samochodów zagranicznych turystów. Ci, idąc na zwiedzanie miasta, nie zabierają ze sobą całego bagażu. Przy jednej z bocznych ulic, gdzie cień i wolne miejsca kusiły do zaparkowania, widziałem cztery samochody z wybitymi szybami.

Florencja w pierwszym momencie wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Wspomniane zauroczenie jej pięknem zdecydowanie studzi liczba ludzi. Oczywiście daleki jestem od narzekania, bo przecież wybrałem się tam w samym środku wakacji, ale z tego, co przeczytałem w różnych źródłach, rzeka turystów płynie przez Florencję niemal przez cały rok. Latem miasto ożywa dopiero wieczorem. Słońce znika wtedy za otaczającymi je wzgórzami i na ulicach robi się chłodniej. W moim kamperze oznaczało to spadek temperatury z 34°C do 28°C. 

 

UCIECZKA Z PIĘKNEGO MIASTA

 

Pierwszym miejscem, które chciałem zobaczyć, był plac Michała Anioła. To z niego rozpościera się najpiękniejsza panorama na rzekę Arno, most Złotników, bazylikę Matki Boskiej Kwietnej czy Galerię Uffizi. Widok jest imponujący. Miasto z daleka wygląda, jakby czas się w nim zatrzymał. Kopuły i wysokie wieże dodają niezwykłego uroku. Do tego miejsca dotarłem, spacerując mało popularną ulicą Viale Galileo. Jest otoczona pięknymi, pokaźnymi posiadłościami. Można w czasie takiego spaceru zobaczyć rozdźwięk, jaki istniał od zawsze pomiędzy bogatymi mieszkańcami a tymi mniej zamożnymi.

Ze wzgórza udałem się w dół do rzeki. Kręte uliczki wiele razy prowadziły mnie na manowce, ale po chwili cierpliwości znalazłem się przy brzegu. Stąd w szumie rzeki Arno szedłem w kierunku Ponte Vecchio (dosł. Stary Most), czyli mostu Złotników. Z daleka prezentuje się on ciekawiej niż z bliska. Jako jedyny przetrwał II wojnę światową, bo pozostałe zostały wysadzone w sierpniu 1944 r. Obszedłem go ze wszystkich stron. Trafiłem na niego późnym wieczorem, więc kramy i sklepy złotników były już zamknięte. Na całe szczęście natura dała mi piękny prezent i mogłem podziwiać ten most zalany złotem zachodzącego słońca. Polecam widok z sąsiedniego mostu Ponte Santa Trinita.

Słońce zaszło, a ja ruszyłem na wieczorne zwiedzanie. O ile z góry wszystko wydawało się proste, tak już w labiryncie ulic, uliczek, placów i placyków sprawa nie była taka oczywista. Nawigacja szalała, myliła pozycje i stała się bezużyteczna. Miało to swój urok i dzięki temu zobaczyłem o wiele więcej, niż planowałem. Spacerowałem do północy i jedynie moje zmęczenie potwierdzało, że jest już tak późno. Miasto tętniło życiem w najlepsze. To sprawiło, że postanowiłem z Florencji uciec. 

 

KURZ JESZCZE NIE OPADŁ

Kiedy słońce chyli się ku zachodowi, ziemia wydaje się emanować złotym pyłem. To po prostu tumany kurzu wzbijane przez rowery, motory, samochody i pracujące na polach traktory.

PRACA NIE WRE

Taki widok to rzadkość – trzeba mieć sporo szczęścia, by zobaczyć latem prace w polu. Włosi zdają się ukrywać przed upałem, a łąki i zagony pustoszeją.

GIMNASTYKA ZA KÓŁKIEM

Przemierzającego toskańskie drogi kierowcę czeka spory wysiłek. Proste odcinki są tak rzadkie, jak cień czy stacja benzynowa. W dodatku widoki rozpraszają uwagę – również tych jadących z przeciwka.

 

W RAJSKIM OGRODZIE

 

W niemiłosiernej duchocie dotrwałem do rana i tuż po wschodzie słońca ruszyłem w toskańskie pola. Tam odkryłem jeszcze większe bogactwo piękna i to nie tego zaklętego w gotyckich rysach czy na ścianach galerii. Odkryłem przepiękną krainę, która momentami przypomina rajski ogród.

W rajskim ogrodzie nie może zabraknąć miasta idealnego. W przypadku Toskanii jest nim Pienza. To nie slogan, ale fakt historyczny. Za sprawą decyzji papieża Piusa II miasto zostało zaprojektowane i przebudowane tak, żeby było idealne urbanistycznie. Niestety przedwczesna śmierć papieża zniweczyła te plany i tylko część z nich możemy podziwiać w czasie spaceru główną ulicą Corso Rossellino. Nosi ona imię architekta, który wykonał projekt. 

Po wejściu do katedry można przenieść się do XV w. Na mocy buli papieskiej jej wnętrze nie może być modyfikowane. Od 1462 r. zachowało oryginalny klimat. Tuż obok znajduje się przepiękny Palazzo Piccolomini. Był on niegdyś posiadłością papieską. Z okien można podziwiać uroki regionu Val d’Orcia. 

Wpisana w 1996 r. na listę UNESCO Pienza tworzy zupełnie inny klimat niż Florencja. Nawet w ciągu dnia, kiedy ruch jest wzmożony, nie odczuwa się go w żaden sposób. Można wręcz powiedzieć, że to miasteczko emanuje spokojem i rozlewa go po toskańskich polach. To właśnie te widoki mnie tu ściągnęły. Jak znaleźć te piękne krajobrazy?

Wystarczy jechać powoli i rozglądać się na boki. Droga z San Quirico d’Orcia do Pienzy to uczta dla oczu. W niespełna 20 minut można zobaczyć większość pocztówkowych krajobrazów z tego regionu. Wśród pól są rozsiane malownicze posiadłości, a gdzieniegdzie widać malownicze kościółki czy porzucone gospodarstwa. Latem podróżuje tu całkiem sporo ludzi i to właśnie zaparkowane przy drodze samochody wskazują miejsca, gdzie warto się zatrzymać. 

Kolejną kopalnią kadrów jest trasa ze Sieny do Asciano. Trzeba uważać za kierownicą, bo jeśli będziemy się rozglądać na boki, łatwo wypadniemy z drogi. Jest ona wyjątkowo malownicza. Wije się wśród wzgórz i niewielkich wiosek. Warto zajrzeć do kilku z nich. Na uwagę z pewnością zasługuje Mucigliani.

Nie każdego porwie magia spalonych słońcem pól i małych miasteczek. Zwiedzanie Florencji w lejącym się żarze z nieba również nie należy do najprostszych. Jednak przez dwa tygodnie spędzone w Toskanii odpocząłem za wszystkie czasy. Całe otoczenie emanuje spokojem. Zatrzymałem się w domu w sercu gaju oliwnego i delektowałem ciszą. Ruszając co jakiś czas na krótsze lub dłuższe wypady, kosztowałem Toskanii powoli i z wyczuciem. Myślę, że po pewnym czasie w niej spędzonym moje życie nabrało pierwotnego tempa. Przecież jak wspomniałem – to raj na ziemi. Warto przekonać się o tym samemu.