Jedno państwo, wiele światów
Izrael można zwiedzać na wiele sposobów i każdy znajdzie tam coś dla siebie – niezależnie od tego, czy chce poznawać inne kultury, podziwiać przyrodę lub szukać nowych smaków. Ten niewielki kraj jest tak różnorodny, że wędrując po nim, co chwilę mamy wrażenie, jakbyśmy odwiedzali odmienne światy.
Dostępny PDF
Aby podróżować po Izraelu, wcale nie potrzebujemy auta. Kraj ma dobrze rozwiniętą sieć autobusów jeżdżących między większością miast. Kursują punktualnie i są stosunkowo niedrogie. Bez problemu dotrzemy nimi nawet w odległe pustynne miejsca.
Izrael nie należy do tanich krajów, ceny noclegów i jedzenia są naprawdę wysokie. Przyznają to nawet mieszkańcy Skandynawii, uznawanej za najdroższy region w Europie. Jednak z tego, co zauważyliśmy, dotyczy to głównie Tel Awiwu oraz innych popularnych turystycznie miejsc. Im dalej od największych atrakcji, tym przyjaźniej dla portfeli.
ÓSMY CUD ŚWIATA?
Ogrody bahaitów w Hajfie chyba zasługują na to miano dzięki swojemu niezwykłemu położeniu, symetrii oraz bujnej i pieczołowicie pielęgnowanej roślinności.
PROŚBA
Ściana Płaczu – najświętsze miejsce judaizmu, to prawdopodobnie część pozostałości Świątyni Jerozolimskiej odbudowanej przez Heroda w 19 r. p.n.e. po zniszczeniu jej przez Rzymian. Jest od wieków celem pielgrzymek i miejscem modlitw wiernych, którzy składają tu karteczki z prośbami do Boga.
PLAŻOWANIE I JEDZENIE
My podróż zaczynamy w Tel Awiwie. To najbardziej nowoczesne i zarazem najmniej religijne miasto Izraela. Warto na jednej z wielu stacji wypożyczyć rower, żeby – korzystając z licznych ścieżek – zwiedzić miasto i przejechać się nadmorską promenadą. Jadąc cały czas wzdłuż plaży, dotrzemy do starożytnej Jaffy. A tam, wąskimi uliczkami, warto udać się do portu, gdzie znajdziemy knajpki serwujące mezze – popularne przekąski. Kelnerzy cały czas donoszą talerzyki z lokalnymi przysmakami. Czasami na stole ląduje kilkadziesiąt porcji kiszonek, falafeli, hummusów oraz różnorodnych izraelskich sałatek.
Każdego odwiedzającego Tel Awiw zachwyci plaża mająca około 14 km długości. Turkusowa woda i mięciutki piasek przyciągają turystów i mieszkańców, którzy wieczorami dosłownie zalewają całą promenadę. Jeżdżą na rolkach, rowerach, hulajnogach, ćwiczą jogę i wszelkie inne sporty. Plaża ma wydzielony sektor dla ortodoksyjnych żydów i jest oddzielona od pozostałej części murem: w niektóre dni wstęp mają tam tylko kobiety, w inne – wyłącznie mężczyźni. Poza tym znajdziemy również plażę dla wielbicieli siatkówki, wydzieloną część dla surferów oraz dla właścicieli psów.
Warto też udać się na Carmel Bazar – ogromny targ, gdzie znajdziemy świeże owoce, warzywa i aromatyczne przyprawy. Możemy spróbować tu lokalnych potraw albo napić się popularnego w Izraelu świeżo wyciskanego soku z granatu, który świetnie orzeźwia w upalne dni. Należy pamiętać o targowaniu się – sprzedawcy początkowo podają naprawdę wysokie ceny.
Po wyjściu z targu na lokalnych uliczkach napotkamy mnóstwo straganów serwujących lokalne przysmaki. W Tel Awiwie koniecznie trzeba spróbować sabich – to pita wypełniona warzywami, humusem, ostrym sosem mango oraz grillowanym bakłażanem.
PIĘKNE OGRODY BAHAITÓW
Z Tel Awiwu ruszamy na północ. To jedyne miejsce, gdzie wybraliśmy się wypożyczonym autem. Ceny wynajmu i benzyny są podobne do europejskich, a w krótkim czasie możemy odwiedzić dużo więcej miejsc.
Warto chociaż na chwilę odwiedzić Hajfę i zobaczyć przepiękne, kilkupiętrowe ogrody bahaitów oraz poznać nieco ich religię (bahaizm – monoteistyczna religia wywodząca się z Persji, podkreślająca duchową jedność całej ludzkości). Wstęp do ogrodów jest bezpłatny, należy tylko pamiętać o stosownym stroju, ponieważ ogrody są uznawane przez wyznawców bahaizmu za święte. Całą grupę prowadzi przewodnik, który opowiada o tym niezwykłym miejscu oraz wyjaśnia, skąd pochodzi ta religia. Po terenie kręcą się ogrodnicy, którzy starannie przycinają każdy liść, gałąź czy źdźbło trawy, aby ogród wyglądał idealnie. Wędrując cały czas w dół, możemy podziwiać przepiękną zieleń i panoramę miasta w tle.
Dalej na północy odwiedzamy Akkę, gdzie znajduje się podziemne miasto krzyżowców i cały kompleks fortyfikacji, a także piękny meczet z ogromnym dziedzińcem. Jest tam również kilka starych karawanserajów. Zabytki starego miasta są wpisane na listę UNESCO.
Ponieważ z wykształcenia jestem biologiem, kolejnym celem mojej podróży był Park Narodowy Hula – jeden z największych w tej części świata rezerwatów ptaków. Zwiedzić go można na piechotę, wypożyczonym rowerem albo... traktorem – z przewodnikiem o wschodzie słońca lub w nocy, w celu nasłuchiwania ptaków. Podobno najlepszą porą jest luty – wtedy znajdują się tu tysiące ptaków, które przylatują do Huli z Europy, aby przezimować w ciepłym klimacie. Można spotkać m.in. pelikany, kormorany, żurawie oraz nasze bociany.
CO WOLNO ORTODOKSIE
W dzielnicy ortodoksyjnych żydów, Mea Shearim, nie wolno oglądać telewizji, czytać gazet, korzystać z internetu. Jedynym środkiem komunikacji są tutaj plakaty i ulotki.
OAZA W DEPRESJI
W sercu wyjątkowo jałowej Pustyni Judzkiej trafia się na oazę. Depresja wokół Morza Martwego sprzyja bogatszej roślinności, no i przynosi ulgę od upałów.
WESOŁE JEST ŻYCIE STARUSZKÓW
Izraelscy emeryci nie potrzebują wiele do szczęścia – wystarczy stolik, karty i trochę cienia.
OSTROŻNIE W MEA SHEARIM!
Kolejnym obowiązkowym przystankiem jest oczywiście Jerozolima, piękne miasto trzech religii – chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Koniecznie trzeba udać się do starej części ogrodzonej murami, do której prowadzi osiem bram. Jest ona podzielona na cztery dzielnice: ormiańską, chrześcijańską, arabską oraz żydowską. Stare miasto ma około kilometra kw. powierzchni, więc bez problemu można zwiedzić je pieszo. W dzielnicy chrześcijańskiej jest wejście do bazyliki Grobu Pańskiego, w arabskiej, na wzgórzu świątynnym, znajduje się meczet Al-Aksa z imponującą złotą kopułą. Wśród wąskich uliczek odnajdziemy stacje drogi krzyżowej, czyli Via Dolorosy. Nie można ominąć Ściany Płaczu, przy której – osobno – modlą się mężczyźni i kobiety. Należy pamiętać, że modlących się nie wolno fotografować w szabat. Jeżeli ktoś wyjmie aparat, zostanie szybko upomniany przez strażnika. W pozostałe dni zdjęcia można robić, jednakże nienachalnie, modlitwa to czynność intymna.
Warto skorzystać z darmowych wycieczek, które najczęściej wyruszają dwa razy w ciągu dnia spod bramy Jaffa. Ciekawym doświadczeniem jest wejście na mury miasta, skąd widać jego prawdziwe życie – biegające dzieci, krzątających się po zatłoczonych uliczkach mieszkańców i turystów, sprzedawców i oczywiście wszechobecnych żołnierzy.
Uliczkami Jerozolimy warto dotrzeć do Mea Shearim, dzielnicy ultraortodoksyjnych żydów. Po wejściu tu czujemy, jakbyśmy przenieśli się w czasie. Nagle otacza nas tłum podobnie ubranych ludzi, dookoła biega mnóstwo dzieci, a na wszystkich ścianach widnieją czarno-białe plakaty. Mieszkańcy Mea Shearim spędzają większość czasu na modlitwie i studiowaniu Tory, więc wielu utrzymuje się z zasiłków – bezrobocie sięga tam prawie 70 proc. Bardzo dbają o przestrzeganie Halachy – zbioru przykazań dotyczących wszystkich aspektów życia, odnoszących się do ubioru, zasad koszerności i funkcjonowania w społeczeństwie.
Na samym wejściu do dzielnicy widnieją napisy informujące wszystkich gości, aby uszanowali to miejsce. Należy mieć skromny strój zasłaniający większość ciała i zachowywać się odpowiednio. Każdy, kto nie dostosuje się do tych zasad, może być pewny, że zostanie upomniany przez tamtejszych strażników moralności. Niektórzy z mieszkańców dzielnicy spluwają pod nogi albo syczą, kiedy coś im się nie podoba. Można się tam poczuć nieswojo. Fotografowanie jest właściwie niedozwolone, zdjęcia stamtąd należą do rzadkości i należy je wykonywać z rozwagą, bo może się to skończyć konfiskatą sprzętu bądź jego uszkodzeniem.
Ultraortodoksyjni nie używają internetu (chociaż podobno mają swoją koszerną wersję) ani telewizorów. Na czas szabatu ulice są zamykane i nie może poruszać się nimi żaden pojazd, nawet komunikacji miejskiej. W tym czasie wychodzą na spacery i często śpiewają – Halacha nakazuje radować się w ten dzień.
Dzielnica jest dość niewielka, czasem więc można odnieść wrażenie, że co chwilę mijają nas ci sami ludzie, przechadzający się tam i z powrotem. Większość czynności jest zakazana i jeśli na przykład ktoś zapomni wyłączyć światło przed szabatem, to musi ono palić się aż do zachodu słońca. Budynki są poobklejane plakatami, zwanymi paszkwilami, służącymi do prowadzenia dyskusji pomiędzy co ważniejszymi rabinami. Prawdopodobnie wykorzystywane do tego są również ulotki, których pełno wala się po ziemi.
NIE CZYTASZ? NIE IDĘ Z TOBĄ DO MORZA
Na powierzchni mocno słonego Morza Martwego bez problemu unoszą się nawet ci, którzy nie potrafią pływać, ale... umieją czytać.
PŁYWANIE HORYZONTALNE
Z Jerozolimy jedziemy autobusem na południe, do Parku Narodowego Ein Gedi. Nocujemy w obozowisku z pięknym widokiem na Morze Martwe. Namioty są klimatyzowane i wszędzie wiszą hamaki – to idealne miejsce, żeby odpocząć po gwarnym mieście.
W parku Ein Gedi znajduje się kilka różnych ścieżek trekkingowych, które można wybrać w zależności od kondycji. Na swojej drodze na pewno spotkamy tutejsze zwierzęta – koziorożce albo góralki syryjskie (ssaki kopytne wielkości kota domowego, podobne nieco do borsuka). Pomimo upału trekking po parku jest bardzo przyjemny. Są tu dwa kaniony wśród potężnych skał, można wykąpać się pod wodospadem lub brodzić w licznych strumykach. Warto odwiedzić w pobliskim kibucu ogród botaniczny – rośnie tam wiele unikatowych roślin z całego świata.
Nad Morze Martwe, pomimo że jest ogólnodostępne, nie należy wybierać się w miejsca nieoznakowane, ponieważ znajduje się tam mnóstwo uskoków i zapadlisk, w których zdarza się, że giną ludzie. Najlepiej udać się na publiczną plażę. A kąpiel w tym morzu to przeżycie – na wodzie bez problemu będzie się unosił każdy. Można nawet w trakcie poczytać gazetę, co wielu uwiecznia na pamiątkowej fotografii. Woda jest tak zasolona, że trzeba uważać na oczy i wszelkie ranki, a po wyjściu z niej opłukać się pod publicznym prysznicem.
Tu, niestety, kończy się ta interesująca podróż. Jest jeszcze piękna rafa koralowa – w Morzu Czerwonym koło Eljatu. Nawet ją zobaczyliśmy, ale już od strony jordańskiej.