– Only look, no buy my friend! – tymi słowami zaczepia nas co drugi sprzedawca. A jest co oglądać i zazwyczaj na oglądaniu się nie kończy. W gęstym labiryncie suków można kupić dosłownie wszystko – od owoców, warzyw i aromatycznych przypraw, biżuterii z arabskimi motywami, jedwabnych chust i skórzanego obuwia babouches, po dywany, lampy jak z „Baśni tysiąca i jednej nocy”, afrodyzjaki, talizmany i amulety...
Dostępny PDF
Nawet przy zakupie drobnostki należy być przygotowanym na targowanie. To tradycja i bez tego transakcja nie może się obyć. Cenę można zbić co najmniej o połowę. Jeśli jednak nie mamy zamiaru nic kupować, to przejście w Marrakeszu z jednego końca suku na drugi jest prawdziwą szkołą asertywności. Co krok ktoś nagabuje, zaprasza do swojego stoiska, aby chociaż zerknąć. Oczywiście, przyjacielu, niczego nie musisz kupować – tylko spójrz, nic cię to przecież nie kosztuje... Są też niemiłe niespodzianki. Gdy przechodziłem obok sprzedawcy soku pomarańczowego, jeszcze byłem przyjacielem zapraszanym do zakupu, ale kiedy minąłem go niezainteresowany i poszedłem dalej, usłyszałem oschłe przekleństwo.
Takie jest jedno z oblicz Marrakeszu – Czerwonego Miasta, które przyciąga już samą nazwą.
PLAC Z 1001 NOCY
Centralny plac Marrakeszu – Jemaa el Fna budzi się do życia o zmierzchu. Nabiera wtedy szczególnego, orientalnego kolorytu. A jeśli chodzi o jedzenie, oferuje wszystko, co potrzeba do kulinarnego szczęścia.
WIECZÓR NA PLACU JEMAA EL FNA
Wizyta w tym baśniowym miejscu, pełnym kolorowych targowisk, oszałamiających zapachów, tajemniczych zaułków i klimatycznych uliczek to idealny pomysł na kilkudniową wycieczkę, ale również na początek podróży po kraju. Marrakesz bowiem to Maroko w pigułce, właśnie tutaj krzyżują się kultury tego północnoafrykańskiego państwa. Dość wspomnieć, że jego historyczna nazwa wzięła się od nazwy miasta – do czasów protektoratu francuskiego Marrakeszem było całe Maroko.
Poznawanie rozpoczniemy od centralnego placu Jemaa el Fna. Dreszcz emocji budzi już sam fakt, że jeszcze pod koniec XIX w. odbywały się na nim publiczne egzekucje skazańców. Ten ogromny plac w ciągu dnia jest mało interesujący. Sennie spacerują po nim koty, turyści zdają się przemykać w inne, ciekawsze rejony miasta. Rozstawione są wozy z pomarańczami, gdzie jest wyciskany świeży, słodki sok, którego smak w niczym nie przypomina napoju z kartonu. Są też stoiska z daktylami, migdałami, suszonymi morelami i innymi bakaliami. Turystki są zaczepiane przez kobiety malujące dłonie henną.
To, co najciekawsze, rozpoczyna się jednak przed zachodem słońca. Jak grzyby po deszczu wyrastają wtedy przenośne bary serwujące pyszne niedrogie dania, np. gęstą zupę z ciecierzycy, czyli harirę. Niezwykłe wrażenie robią również stoiska, gdzie jest podawana aromatyczna, pikantna zupa z małych ślimaków w skorupkach, które wyciąga się wykałaczką.
Po skosztowaniu tych pyszności można zniknąć w tłumie miejscowych i turystów, pobłądzić wśród zaklinaczy węży, treserów małp, muzyków wybijających monotonne rytmy wprowadzające w trans, opowiadaczy legend i bajek. Można również popróbować swoich sił w grach zręcznościowych.
Zręczności wymaga również lawirowanie między dziesiątkami nieoświetlonych motorowerów, które – o dziwo – nie powodują żadnych kolizji. Koniecznie należy też udać się do jednej z kafejek działających wokół placu i z góry, z tarasu, przy miętowej herbacie przyjrzeć się nocnemu życiu. Po zamknięciu oczu przenosimy się do innego świata, wiele wieków w przeszłość. Plątanina dźwięków, mieszanina zapachów, śpiewne nawoływanie muezina do modlitwy, dochodzące z dziesiątków minaretów, sprawia, że zapominamy, kim jesteśmy, wpadamy w stan, z którego nie chce się wychodzić, tylko trwać w nim jak najdłużej.
GOŚCINNE WYSTĘPY
Na placu Jemaa el Fna można spotkać występujących muzyków i tancerzy z całego Maroka oraz północno-zachodniej Afryki.
GOŚCIE BEZ WIZ I DEWIZ
W murach XVI-wiecznego pałacu El-Badi (marok. „Nieporównywalny Pałac”) bociany wiją gniazda, a jest ich tam kilkadziesiąt. Afryka Północna to dobre i bezpieczne zimowisko dla naszych bocianów, w Maroku są nawet otaczane czcią.
OJCIEC MINARETÓW
Marrakesz to nie tylko zjawiskowy plac Jemaa el Fna oraz suki. Znaleźć tu można także budowle świadczące o wspaniałej historii tego miasta. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych jest meczet Kutubijja (meczet Księgarzy), umiejscowiony tuż przy Jemaa el Fna. Ponieważ jest widoczny z wielu miejsc w Marrakeszu, stanowi doskonały punkt orientacyjny. Minaret tego XII-wiecznego meczetu ma 70 m wysokości, stał się on wzorem dla kolejnych marokańskich wież. Jest zakończony trzema miedzianymi kulami, które podobno są wykonane ze złota. Ciekawostką są rozległe fundamenty znajdujące się bezpośrednio obok. To pozostałość po dawnym meczecie, którego mihrab, czyli miejsce wskazujące kierunek Mekki, nie był prawidłowo usytuowany, więc była konieczna przebudowa całej świątyni.
Po obejrzeniu meczetu z zewnątrz (niestety, wejście do środka dla niemuzułmanów nie jest możliwe) możemy udać się na dalsze zwiedzanie miasta. Większość najbardziej atrakcyjnych miejsc jest położona blisko siebie i można dojść do nich pieszo.
Kierując się na południe, dotrzemy do pięknej, bogato zdobionej czerwonej bramy Bab Agnau. Po jej przekroczeniu zobaczymy wąskie, niepozorne przejście między murem miejskim a meczetem. Prowadzi ono do jednego z najcenniejszych zabytków – nekropolii Sadytów, udostępnionych do zwiedzania dopiero na początku XX w. Same grobowce prezentują się skromnie. Uderza jednak przepych wnętrz pawilonów grobowych – wspaniałe dekoracje ścian, stropów. Miejsce odwiedza mnóstwo turystów, warto więc wybrać się tu z samego rana.
TU SIĘ SZANUJE BOCIANY!
W niedalekiej odległości od grobowców znajdują się ruiny pałacu El-Badi. Imponujące mury budowli, zaliczanej do najpiękniejszych pałaców na świecie, robią niezapomniane wrażenie. Koniecznie należy wejść na jeden z bastionów. Stąd roztacza się widok na ruiny, uwieńczone zresztą dziesiątkami bocianich gniazd – wszystko to na tle zabudowy Marrakeszu.
Gdy wyjeżdżaliśmy z Polski do Maroka jesienią, nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy tam cząstkę ojczyzny, czyli bociany. Podobnie jak w Polsce, również w Maroku są one otaczane wielką sympatią, a nawet czcią. Panuje powszechna wiara, że dusze zmarłych wcielają się właśnie w te dostojne ptaki. Są niczym indyjskie święte krowy, żadna krzywda stać im się tutaj nie może. Trzeba przyznać, że dla Polaka, przyzwyczajonego do widoku bociana spacerującego po zielonej łące i pożywiającego się konikami polnymi, napotkanie go w pustynnym surowym mieście jest zaskoczeniem. Teraz już wiemy, gdzie bociany luksusowo zimują!
Kolejnym punktem obowiązkowym był pałac El-Bahia, będący odskocznią od gwaru i tłumu z ulic Marrakeszu. Do zwiedzania są udostępnione bajecznie kolorowe ogrody oraz oszałamiające, pełne przepychu, bogato zdobione wnętrza.
Jest jeszcze więcej do zwiedzania, choćby medresy, czyli szkoły koraniczne, czy garbarnie, podobne do tych najsłynniejszych z Fezu. Ale na głębsze poznanie miasta trzeba poświęcić co najmniej 3–4 dni. Żadne inne miejsce nie rozpala takich emocji, nie dostarcza tylu niezapomnianych wrażeń. Poza tym jest to rzeczywiście Maroko w pigułce, więc podróż po tym kraju nie może się obejść bez Marrakeszu.