Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-08-01

Artykuł opublikowany w numerze 08.2019 na stronie nr. 80.

Tekst i zdjęcia: Jerzy Nowiński,

Święto pokoju Tuaregów


Co roku w islamskie święto Aszury dwa klany, El Mihane i Azzelouaz, tuareskiego plemienia Kel Ajjer spotykają się w piaszczystym korycie okresowej rzeki Ijriou. Tam od niepamiętnych czasów odbywa się Sebeiba. To przepiękne wydarzenie jest świadectwem saharyjskiej kultury, która we współczesnej Afryce jest coraz bardziej spychana na margines.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

D’où viens-tu? Skąd jesteś? – Ubrany w czapkę z daszkiem reporter próbował przekrzyczeć panujący wokoło harmider.

– Z Polski. Je suis polonais. – Z początku byłem zaskoczony swoją nagłą popularnością, ale praktyka czyni mistrza i wywiad do trzeciej z rzędu stacji telewizyjnej wyszedł mi zaskakująco dobrze.

– La Pologne? Super! – ucieszył się Algierczyk. – A jak ci się podoba Sebeiba?

– C’est très bien. Très bien!

W tym momencie musieliśmy przerwać rozmowę, ponieważ w naszym kierunku ruszyło kilkunastu tuareskich wojowników. Uzbrojeni w długie miecze, szli w równym szyku, wzbijając w powietrze chmury pyłu. Przed wiekami taki widok musiał wzbudzać panikę, na szczęście tym razem nie miałem się czego obawiać. Atak błękitnych rycerzy pustyni był bowiem częścią odbywającego się w Dżanat festiwalu – unikalnej ceremonii, którą w 2014 r. wpisano na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.

 

BOHATEROWIE SEBEIBY

Główni aktorzy barwnej uroczystości to panie całe w hennie, fioletowych sukniach i biżuterii oraz panowie w specyficznych turbanach zwanych takounbout.

ZANIM PRZYJDZIE WODA

Ten pustynny plac, na którym trwa właśnie festiwal Sebeiba, to w rzeczywistości koryto saharyjskiej okresowej rzeki Ijriou.

 

KIEDY MOJŻESZ WYGRAŁ Z FARAONEM

 

Według lokalnych przekazów Sebeiba liczy ponad trzy tysiące lat. Właśnie wtedy na tereny należące do Kel Ajjer miała dotrzeć wiadomość o wygranej Mojżesza nad faraonem. Dla uczczenia tego wydarzenia klany zamieszkujące okolice Dżanat postanowiły zawrzeć ze sobą rozejm, kończący długą bratobójczą wojnę. Od tamtej pory co roku w samym sercu Sahary odbywa się uroczystość, w trakcie której Tuaregowie poprzez taniec odgrywają ostatni akt konfliktu, pieczętując zawarty przed wiekami pokój.

Ten lud berberyjskich nomadów żyje na terenie Mali, Nigru, Algierii oraz Libii. W dawnych czasach zajmowali się handlem solą oraz niewolnikami. Współcześnie trudnią się przemytem, hodowlą zwierząt lub pracą w branży turystycznej.

Dowodem na prehistoryczne pochodzenie Sebeiby mają być naskalne malowidła z płaskowyżu Tasili Wan Ahdżar, na których znajdziemy egipskie rydwany oraz sylwetki z charakterystycznymi głowami przypominającymi maski zakładane przez mężczyzn na czas festiwalu. 

Tak głoszą tuareskie podania, jednak w związku z brakiem pisanych źródeł trudno je zweryfikować. Pewne jest, że tradycja ta liczy sobie setki lat i pomimo politycznych oraz społecznych przemian przetrwała na południowo-wschodnim krańcu Algierii w formie prawie niezmienionej.

 

TURYSTYKA PO ALGIERSKU

Pochodząca z przełomu XVI i XVII w. twierdza Zelouaz w Dżanat pamięta czasy, kiedy Saharą władali rycerze pustyni. Szkoda tylko, że ten zabytek jest przeważnie zamknięty.

ŻYCIE BEZ PRYSZNICA

Oaza Dżanat liczy 15 tys. mieszkańców. Życie miasta bywa zaskakujące – łatwiej tu o telewizję satelitarną niż o prysznic, po który trzeba jechać do specjalnej „prysznicarni”.

W NATARCIU

Dziś to tylko taniec, ale proste tuareskie miecze przez lata budziły postrach wśród plemion zamieszkujących tereny graniczące z Saharą.

 

CHAOS POZORNY

 

Tym, co najbardziej rzuca się w oczy podczas Sebeiby, są stroje zakładane przez uczestniczących w ceremonii Tuaregów. Kobiety jeszcze przed uroczystością malują sobie stopy i ręce henną, zakładają najlepszą biżuterię i piękne fioletowe suknie. Mężczyźni w tradycyjnych biało-niebieskich szatach prezentują się jeszcze lepiej. Każdy tancerz w jednej ręce trzyma stalowy miecz, w drugiej – kolorową chustę. Najbardziej charakterystyczne są jednak zakrywające twarz wysokie, ozdobione srebrnymi trójkątami turbany zwane takounbout, które są przekazywane w szlacheckich rodzinach z ojca na syna. 

Warto również zwrócić uwagę na tuareską karnację, która pod wpływem substancji używanej do barwienia tkanin przybiera niebieski odcień – to właśnie od niej pochodzą takie określenia, jak „błękitni rycerze pustyni”.

Reszta festiwalu to właściwie chaos. Wszędzie wokoło kłębią się Tuaregowie. Stojące przy krawędzi sceny kobiety klaszczą, śpiewając monotonną pieśń, a na środku placu poruszają się bez składu w dziwnym spowolnionym tańcu mężczyźni.

Żeby jednak w pełni docenić i zrozumieć Sebeibę, musiałem spojrzeć na nią z pewnego dystansu. Dopiero wtedy udało mi się dostrzec, że festiwal to jedno wielkie przedstawienie. Miejsca, w których stoją Tuareżki, symbolizują obozowiska każdego z klanów i są nazywane loghya. Natomiast tancerze regularnie powtarzają pewien układ: mierzą się wzrokiem, prowokują, wreszcie formują szyk i ruszają do ataku. Nie dochodzi jednak do bezpośredniego starcia. Zamiast tego grupy z El Mihane i Azzelouaz mijają się na środku placu, po czym wpadają do obozu swoich nieprzyjaciół. Tam w ruch wchodzą ostre miecze. Na szczęście nie ma mowy o rozlewie krwi, bo Tuaregowie potrząsają nimi nad głowami, chcąc wzbudzić podziw w stojących w loghya kobietach. Tuareżki nie poddają się łatwo i przez cały czas śpiewem próbują przepędzić intruzów. 

Ciekawostką jest, że zwycięzca Sebeiby jest wybierany przez starszyznę obu klanów jeszcze przed rozpoczęciem tanecznego pojedynku. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić – ma to sens. W końcu chodzi tu o cementowanie pokoju, a nie sprowokowanie lokalnych zamieszek.

W ceremonii uczestniczą również dzieci. Mali chłopcy z poważnymi minami odgrywają bitewne sceny, wymachując w powietrzu kartonowymi mieczami. Ich koleżanki wydają się bardziej przestraszone, ale dzielnie trwają u boku swoich starszych sióstr, klaszcząc i śpiewając przez cały czas.

 

MEDIA TO LUBIĄ

Sebeibę obserwuje kilka algierskich telewizji, a nieliczni turyści z zagranicy muszą przygotować się do roli gwiazdy mediów.

 

SAHARA BEZ KOMERCJI

 

Przyznam, że gdy jechałem na kraniec Algierii, nie byłem przygotowany na autentyczność Sebeiby. Ale od czasu Arabskiej Wiosny Ludów na Saharze praktycznie zamarł ruch turystyczny, dlatego i w Dżanat nie ma już miejsca na komercję. Na festiwal ściągają tłumy, ale są to prawie wyłącznie Tuaregowie z plemienia Kel Ajjer – pochodzący z samej oazy, ale również z pobliskiej Libii czy Nigru.

Mimo że Sebeiba jest wpisana na listę UNESCO, naliczyłem tylko z trzydziestu zagranicznych turystów, a po tym, jak udało mi się przejść przez barierki, sam stałem się „turystyczną atrakcją” – ludzie chcieli robić sobie ze mną zdjęcia, no i, jak wspomniałem, miałem okazję udzielać wywiadów.

– Za dawnych czasów Sebeibę obchodziliśmy dla uczczenia naszych zwycięstw. – Mój tuareski przewodnik w zamyśleniu wpatrywał się w tańczących wojowników, po czym z nostalgią w głosie dodał: – Dziś nie prowadzimy już wojen i dawny sens ceremonii gdzieś się zagubił.

Przed sobą miałem praktycznie całe plemię Kel Ajjer. Parę tysięcy Tuaregów, którzy co roku zjeżdżają tu ze wszystkich stron pustyni. Sebeiba jest nadal silna, może nawet silniejsza niż kiedykolwiek, ponieważ opiera się na jedności i porozumieniu. We współczesnej Algierii pozwala Tuaregom podtrzymywać ich kulturową tożsamość.