Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2019-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2019 na stronie nr. 88.

Tekst i zdjęcia: Jakub Jagodziński,

Człowiek-pensja


Japonia Japonia / Azja
Poznaj zwyczaj

Gejsza, sushi i samuraj, bonsai, manga i anime... To stare i nowsze skojarzenia związane z kulturą Japonii. Po II wojnie światowej pojawił się tam, wzięty zresztą z angielskiego, „salaryman”. „Człowiek-pensja” – wówczas uosobienie ustatkowanego życia klasy średniej. Kim jest on dzisiaj i jak funkcjonuje w japońskim społeczeństwie?

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Tokio. Jest ranek. Na ulicy czuję się jak duch. Mimo że mijam setki ludzi, nikt nie zwraca na mnie uwagi. Nie widzę rzucanych ukradkiem, zaciekawionych spojrzeń. Oczy przechodniów są wlepione w ekrany telefonów lub nieobecne, może z niedospania.

Dochodzi dziewiąta, za chwilę większość z nich zacznie pracę. Ten tłum to przeważnie mężczyźni, ubrani w lepiej lub gorzej skrojone garnitury. Niektórzy mają na twarzach białe maski. Poruszają się szybko i myślami mogą być wszędzie, ale z pewnością nie tu i teraz.

 

KWIECIEM PACHNIE

Shinjuku Gyoen jest znane jako miejsce praktykowania hanami – zwyczaju podziwiania urody kwitnących drzew.

STARA JAK NOWA

Świątynię Sens?-ji, położoną w dzielnicy Asakusa, rocznie odwiedza około 30 mln osób. To najstarszy budynek sakralny w Tokio, ale bardzo często i pieczołowicie odnawiany.

 

SMUTNE ŻYCIE BIAŁEGO KOŁNIERZYKA

 

Po pół godzinie ulice pustoszeją. Idąc, czuję się jak bohater filmów z Jackie Chanem, które oglądałem w dzieciństwie. Wprawdzie Tokio to nie Hongkong, ale bogactwo szyldów reklamowych przenosi mnie gdzieś do tłocznych ulic tego chińskiego miasta. Z rozmyślań wyrywa mnie w końcu robotnik, który nadzoruje plac budowy. Za chwilę wyjedzie na nas ciężarówka, a on gestem ręki prosi, żebyśmy poczekali. Gdy pojazd odjeżdża, robotnik kłania się nam nisko i cierpliwie tkwi w zgięciu, póki go nie miniemy.

Stołeczne zieleńce są popularnym miejscem odpoczynku. Sprawdzam to w parku Shinjuku Gyoen. Siadam na trawie pod piękną, różowobiałą wiśnią, która dopiero co zakwitła. Wtapiam się w krajobraz. Tak odpoczywają mieszkańcy Tokio. Mają też piknikowe koszyki i zdają się beztroscy.

Kilka stacji metra dalej mieści się kompleks buddyjskich świątyń Sens?-ji, z których najstarsza sięga VII w. Kobiety ubrane w tradycyjne kimona, zapach kadzideł i niekończąca się masa turystów. Okolica z powodu tłumu zwiedzających przypomina wprawdzie jarmark, ale czuje się tu aurę wschodniej duchowości.

Czy ci zestresowani mężczyźni, ubrani w garnitury, w których niezdarnie pędzą po ulicach, znają takie miejsca? Bo mam nieodparte wrażenie, że muszą pochodzić z innej planety, wcale nie japońskiej.

Salarymani to mężczyźni, którzy stanowią znaczną część tego społeczeństwa. Zatrudnieni w korporacjach, przygotowani do pracy jako celu samego w sobie, gotowi pracować ponad 60 godzin tygodniowo i porzucić indywidualizm na rzecz oddania firmie. Każdy z nich w swym kolektywie jest w pełni dyspozycyjną częścią tego szaleństwa.

Przekonuję się o tym u mojego gospodarza, Yushiro. Najpierw niepochlebnie wypowiada się na temat pracowników fizycznych, przypisując im negatywne cechy i brak obycia. Sam oczywiście pracuje dużo i ciężko. Najważniejsza jest pozycja. Korporacja musi go doceniać, bo jako jej przedstawiciel często lata w delegacje do różnych zakątków świata. Pokazuje mi paszport. Cały w stempelkach. Dwa dni temu wrócił z Węgier, a pojutrze leci do Niemiec. Prosi, żeby pomóc mu złożyć garnitur na wyjazd. Kupił do tego specjalną plastikową deskę na eBayu. Kosztowała go 40 dolarów, ale nie radzi sobie z jej obsługą. Yushiro lubi to, co nowoczesne. W jego mieszkaniu znajdziesz smart TV, głośnik Bluetooth, dwa smartfony, śmietnik otwierany za pomocą czujnika ruchu oraz specjalną muszlę klozetową. Jego inteligentny kibel ma podłokietnik z panelem przycisków i potrafi zagrać muzyczkę, zamienić się w bidet czy podgrzać deskę, na której, ekhm... siadasz.

 

NIE MA CZASU NA ŚNIADANIE

 

Yushiro ma 33 lata. Miwa Sado była dwa lata młodsza, kiedy zmarła z powodu niewydolności serca. Mam nadzieję, że nasz gospodarz cieszy się dobrym zdrowiem, ale wiem, że rocznie 10 tys. salarymanów umiera z powodu kar?shi – śmierci z przepracowania. Choroba zabija poprzez udar mózgu czy zawał mięśnia sercowego. Około dwa tysiące salarymanów w związku z pracą popełnia samobójstwo.

Jeśli ich życie nie kończy się zejściem z przepracowania, to w wieku 60 lat mają prawo zawiesić garnitur w szafie. Przejdą na emeryturę, ale wtedy czyha na nich kolejna pułapka: 36 tys. rozwodów rocznie – tyle dotyczy japońskich małżeństw w wieku emerytalnym. Praca zajmuje mężczyznę od rana do wieczora, a dom pełni funkcję hotelu, do którego wraca tylko po to, żeby jeść i spać. Spędzają niemal całe życie osobno. Po kilkudziesięciu latach okazuje się, ile jest warte małżeństwo między obcymi sobie ludźmi.

Yushiro chyba wierzy w miłość, skoro wciąż czeka na tę jedyną. A może po prostu uważa, że tak popularne małżeństwa z rozsądku to na tyle wygodne rozwiązanie, że nie musi się specjalnie spieszyć?

Rano budzimy się w mieszkaniu naszego gospodarza, który jednak nie ma czasu na śniadanie czy pogawędkę. Dziesięć minut na toaletę i przebranie się w garnitur wystarcza. W tym czasie zakładam plecak i w myślach wspominam wczorajszy wieczór. Popijając słodką choya i przegryzając słonawe pierożki gyoza, słuchałem ciekawych historii o życiu w Japonii. Yushiro opowiedział trochę o lokalnych zwyczajach, koncentrując się szczególnie na tym, co można, a czego nie wypada robić. Nie powinno się na ulicy rozmawiać przez telefon, a nos powinno się wydmuchiwać tylko w toalecie, w korytarzu zaś zawsze należy zdjąć buty, aby nie brudzić wejścia. Oprócz tego nie należy: jeść, pić i palić na ulicy, no i wyciągać ręki na powitanie (Japończycy unikają dotyku).

Słuchałem tych wszystkich nowinek z fascynacją. A teraz stoję w korytarzu i czekam, aż się zbierzemy. Po chwili jedziemy windą i na klatce schodowej robimy pamiątkowe selfie. Po czym Yushiro dołącza do porannego pochodu.

 

DOLA NA IDOLA

Ciężko zarobione pieniądze można wydać na maskotki przedstawiające bohaterów znanych mang i anime.

 

BEZPIECZNIE, AŻ NIESWOJO

 

Spaceruję po nowoczesnym centrum Tokio, idąc wzdłuż pasażu handlowego. Większość mijanych sklepów oferuje elektronikę. Przed jedną z witryn ustawiono krzesełko i kontroler do oldskulowego Nintendo. Ekran jest już wewnątrz sklepu. Uruchamiam naparzankę i cofam się do wczesnych lat 90. Wprawdzie polskie realia pozwalały nam najwyżej na grę na Pegasusie, ale klimat jest dokładnie taki sam. Wszystko wraca... Tutaj, ale i na ulicy obok. Tam cały sklep jest wyłożony bohaterami mangi i anime. Są pokemony, jest Naruto, Son Goku, Czarodziejki z księżyca i Shin-chan. Jest ich znacznie więcej, ale nie wszystkich rozpoznaję. Przypominam sobie naklejki z pokemonami, które były dodawane do gumy do żucia w Polsce. Kto ich nie zbierał? Tokio pozwala mi na podróż do dzieciństwa.

W pobliskim sklepie kupuję niesłodzoną zieloną herbatę w plastikowej butelce i ruszam do metra. Nastał zmrok, jest godz. 21 i salarymani wracają właśnie z pracy. Trochę głodny spoglądam w stronę automatu z jedzeniem. Za chwilę podjedzie pociąg, ale ktoś mnie uprzedził. Patrzę na szczęśliwca, który pewnie zdąży na najbliższy odjazd. Automat nie chce jednak przyjąć od niego pieniędzy – temat znany na całym świecie. Tylko okazuje się, że maszyna odmawia, bo w jej kieszeni czekała już gotowa do odbioru kanapka. Ktoś jej zapomniał. Szczęśliwiec wyciąga ją i kładzie na górę automatu, po czym kupuje taką samą. Oj, powierzyłbym mu klucze do mieszkania, gdyby był moim sąsiadem!

Głodny wsiadam do metra. Jeden z pasażerów przysypia, trzymając telefon, którym bawił się przed chwilą. To chyba najlepsza odpowiedź na pytanie o bezpieczeństwo w Japonii i uczciwość tego narodu. Tutaj po prostu nie ma prawa nic ci się stać. Opuszczamy wagon metra i kierujemy się do wyjścia. Słychać jedynie stukot obcasów, który przywodzi na myśl żołnierski marsz. Poza tym panuje doskonała cisza, nikt ze sobą nie rozmawia, nikt nie gada przez telefon. Nie wiem dlaczego, ale czuję się nieswojo.

 

POZNASZ, ALE NIE ROZRÓŻNISZ

Salarymani w drodze do pracy. Można ich poznać po wiecznie zmęczonych twarzach i niemal identycznych garniturach.

 

KOBIETA NIEPRACUJĄCA

 

W hostelu urządzonym w stylu washitsu (przesuwane drzwi, tradycyjna podłoga tatami) poznaję Polkę. Monika opowiada o życiu w Tokio. Zrobiła przerwę w japońskiej akademii, w której się uczy, i utrzymuje się z trzech prac dorywczych. Oprócz hostelu pracuje również jako kelnerka w restauracji. Nie może liczyć na napiwki, ale w Japonii już podstawowa stawka godzinowa pozwala przeżyć.

– Czym różni się praca w japońskiej restauracji od pracy w polskiej? – pytam, licząc na jakieś kulturowe smaczki.

– Tym, że goście częściej traktują cię jak powietrze. No i formułą, którą żegnamy naszych klientów – tego nie da się nawet dobrze przetłumaczyć na polski, ale mniej więcej brzmi to tak: „Dziękujemy wielce szanownemu panu za to, że szacownie raczył zjeść obiad w naszej skromnej restauracji, i z pokorą zapraszamy szanownego pana do nas ponownie”.

Trzecia praca Moniki – opiekunka do dziecka – nie przynosi już zabawnego obrazu życia w Tokio. W dni wolne, kiedy rodzice są w domu, zajmuje się ich dzieckiem. Opowiada, jak maluch zabiega o uwagę ojca, który siedzi ze smartfonem na kanapie i przegląda wiadomości, ignorując syna. Matka krząta się po kuchni, a dziecko żyje samo sobie. Zastanawiam się, jaka jest tutaj definicja szczęścia rodzinnego? I jak czują się kobiety w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie.

Ubrani w garnitury czy prochowce, permanentnie zmęczeni, czy raczej wyczerpani, pracują. A co robią ich żony? Zajmują się domem, wychowują dzieci i... wydzielają mężom kieszonkowe (tak – japoński mąż zarabia i o dziwo całość pensji oddaje żonie, otrzymując od niej pieniądze na drobne wydatki). Kobietom trudno tu o udaną karierę zawodową, bo większość lepszych stanowisk obsadzają mężczyźni. Kobieta w Japonii nigdy też nie stała na czele rządu.

Czy to społeczeństwo jest tak skostniałe i zabetonowane, że nie potrafi dopuścić pań do głosu? A może się boi? Problem jest złożony i związany z kulturą oraz historią. Nie miejsce tutaj na szerszy wywód, ale ktoś, kto oczekiwałby zmian, powinien rozpocząć pracę u podstaw. I to pracę tytaniczną, zaczynając od przesiąkniętej seksizmem popkultury, gdzie dominuje wizerunek ponętnych, naiwnych i głośno piszczących nastolatek. Co więc znaczyłby dziś feminizm po japońsku? Sądzę, że na tym etapie – walkę o elementarny komfort bycia kobietą, nawet „tylko” w przytulnym mieszkaniu i z pensją zarobioną przez kochającego męża. Na większe zdobycze, w rodzaju prezesa dużej korporacji czy teki ministra, przyjdzie jeszcze czas.

Myślę o tym wszystkim, przegryzając kawałek ciastka sakura z białym serem i soloną wiśnią. O kwitnących drzewach, błyszczących neonach, zabieganych salarymenach i... eleganckich ukłonach. I ten będzie już ostatni – na pożegnanie.