Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2004-01-01

Artykuł opublikowany w numerze 01.2004 na stronie nr. 24.

Tekst i zdjęcia: Mirosław Nurzyński, Zdjęcia: Aneta Nurzyńska,

Między Num a Nga

Nieńcy (2)

 

Duchy, bóstwa i idole

Świat pasterzy pełen jest bogów, bóstw, duchów i idoli, do których czują głęboki respekt. Wyznają oni animizm i surowo przestrzegają zasad wytyczonych przed wiekami przez ich przodków. Mężczyźni cieszą się pełnią wolności, w przeciwieństwie do kobiet, które są uważane za nieczyste, przez co niegodne obcowania z duchami i bóstwami. Mają one surowy zakaz chodzenia na tyły czumów. Jest tam strefa zarezerwowana wyłącznie dla duchów i mężczyzn. Kobietom nie wolno też przestępować przez męskie narzędzia pracy: młotek, noże, arkan, kij do poganiania reniferów (cziur). W czumie jest także miejsce dla duchów. Jest to linia przeprowadzona od ogniska do tylnej części czumu, gdzie znajdują się stolik z jedzeniem i przedmioty poświęcone duchom, na przykład skóra z rudego lisa. Tam też się składa drobne ofiary z jedzenia i picia w zamian za pomyślność i zdrowie. Linia ta jest uważana za świętą i biegnie daleko w tundrę. Kobietom nie wolno jej przekraczać.
W bardzo rozbudowanej mitologii nienieckiej istnieje dwóch głównych bogów-braci: Num, który zamieszkuje górny świat (niebo), i Nga – władca dolnego świata (piekła). Środkowy świat przeznaczony jest dla ludzi, psów, reniferów, ryb, ptaków i innych stworzeń ziemskich. Każdy z tych głównych bogów ma swoich pomocników odpowiedzialnych za zjawiska zachodzące na Ziemi i w kosmosie (jest np. pani wiatru, władca jezior, burzy, deszczu i gromu).

 

Renifery łapie się za pomocą specjalnego, 25-metrowego sznura z plecionej skóry – arkana.

Sasza demonstruje nam urządzenie produkujące nad ogniskiem prąd do magnetofonu.

Po spędzeniu zwierząt do koczowiska odbywa się ich przegląd i leczenie.

 

Szaman – rzadki ptak

 

Człowiekiem znającym wszystkie bóstwa i kontaktującym się z nimi jest szaman. Jest on wybierany przez duchy lub dziedziczy umiejętności i wiedzę po swoich przodkach. W dawnych czasach mieszkańcy tundry zwracali się do szamana ze wszystkimi problemami: prosili o uzdrowienie, przepowiedzenie przyszłości, przebłaganie duchów za niegodny czyn, porady w sprawach sercowych. Niestety, najpierw chrześcijanie ze swymi misjonarzami i płonącymi stosami z czarownikami, a potem socjalizm przyczynili się do prawie całkowitego zaniku takich ludzi. Dzisiaj w całym okręgu jamalsko-nienieckim zostało ich tylko kilku. Odszukanie szamanów jest bardzo trudne, ponieważ żyją oni w odosobnieniu, z dala nawet od swoich ziomków, zjednoczeni z tundrą i duchami. Choć oddaleni, ciągle jeszcze wywołują lęk w ludziach umiejących już przecież czytać i pisać, znających radio, telewizję, samochody i inne zdobycze cywilizacji. Niestety, chociaż młodzi Nieńcy żyjący w tundrze przestrzegają tradycji – starzy szamani, obdarzeni ogromną wiedzą o otaczającej ich przyrodzie i człowieku, nie mają następców. Niektórzy znawcy tematu obawiają się, że wiedza ta może przepaść. Istnieje jednak nadzieja – czasami pojawia się „talent od przyrody”, który bez bezpośredniego nauczyciela odnajduje zagubioną wiedzę i przekazuje ją innym. Każda rodzina ma swoje święte miejsce, do którego podąża przynajmniej raz w roku, by złożyć ofiarę. W dawnych czasach wskazywał je szaman lub sama natura dawała znać o niezwykłych właściwościach jakiegoś miejsca. Najczęściej w ofierze składa się renifera, wódkę, rzadko spotykane w tundrze zwierzę, a często stare, święcone sanie.
Głowa i rogi „olenia” zostają położone na stosie podobnych głów, niekiedy składanych od kilkuset lat, a mięso pasterze zjadają, zapijając ofiarną wódką. Wcześniej jednak tłumaczą duchom, że przecież i tak jest im potrzebne nie mięso, lecz dusza zwierzęcia, a oni, biedni ludzie, są bardzo głodni. W ten sposób ofiara zostaje złożona, a żołądki ludzi są pełne.
Są także ogólne święte miejsca, do których Nieńcy pielgrzymują wraz z całym dobytkiem i reniferami przez kilka tygodni czy nawet miesięcy. Jedno z najważniejszych znajduje się na Wyspie Białej, leżącej u północnych wybrzeży Półwyspu Jamalskiego. Kobiety również mają miejsca, w których mogą składać ofiary i prosić duchy o pomoc lub poradę – ale dużo skromniejsze.

 

Wyprawa ta uświadomiła nam, w jaki sposób mogą egzystować ludzie i co w życiu człowieka jest najważniejsze. Dziwne, ale odpowiednie ubranie, proste schronienie i posiłki sprawiły, że czuliśmy się bezpieczni i szczęśliwi.

 

 

Trzy dni bajki

 

Nieńcy w bardzo ciekawy sposób przekazują następnym pokoleniom wiedzę o stworzeniu świata, bogach i ich wojnach oraz całej mitologii. Opowiadają lub śpiewają bajki o tych wielkich wydarzeniach. Jedna bajka może trwać od piętnastu minut do nawet trzech dni, z przerwami na jedzenie i sen. Opowiadaniem zajmują się mężczyźni. Wygląda to w ten sposób, że wszyscy zainteresowani schodzą się do jednego czumu, a dwóch z nich zaczyna opowiadać. Właściwie opowiada jeden, a drugi powtarza po nim tylko końcówki zdań. Ciekawa bajka w okresie zimowym, kiedy łatwiej jest się przemieszczać, w jeden tydzień może przebyć nawet czterysta kilometrów. Świadczy to o dużym zainteresowaniu opowieściami i legendami, które przenoszą słuchaczy w świat bogów i demonów.
Po zjedzeniu zazwyczaj ciepłej kolacji z pełnym żołądkiem, można iść spać. Na początku było się nam trudno przyzwyczaić do białych nocy, jednak zmęczenie brało górę i sen okazywał się silniejszy. Nieńcy za to bardzo się boją czarnej nocy, bez mocnego światła Księżyca, śniegu i zorzy polarnej niekiedy rozświetlającej mrok. Boją się nocy takiej, która dla ludzi z naszej szerokości geograficznej jest naturalna.
Na początku sierpnia kończył się okres odcinania pantów (młodych rogów reniferów), przeznaczonych do produkcji leków. Niestety, dla tych zwierząt jest to zabieg bolesny i krwawy. Przed docięciem mocno się obwiązuje cienkim sznurkiem rogi w ich dolnej części, tworząc w ten sposób opaskę uciskową zapobiegającą dopływowi krwi w górne partie. Potem odcina się rogi piłką do drewna centymetr powyżej opaski. Zdarzały się przypadki, kiedy zwierzę zgubiło zaciskający żyły sznurek i wykrwawiło się na śmierć. Każdego roku reniferom wyrasta nowe poroże, które zrzucają wczesną wiosną. Młode rogi pokryte scypułem są miękkie, wrażliwe na dotyk i bardzo dobrze ukrwione. W ciągu pięciu miesięcy urastają niekiedy do bardzo dużych rozmiarów (największe – u kastratów używanych w zaprzęgach). Są one ulubionym miejscem żerowania komarów, których w letniej tundrze latają miliony. „Ty”, (nien. renifer) bronią się przed nimi, zbijając się w bardzo zwarte, najlepiej jak największe stado. Dlatego latem kilka rodzin pasie swoje renifery razem, w jednej brygadzie, na którą przypada około trzech, czasami czterech tysięcy zwierząt. Z tak dużym stadem koczują do początków jesieni, kiedy staje się chłodniej, zrywa się wiatr, pada więcej deszczów, co powoduje zniknięcie największych prześladowców ludzi i zwierząt – komarów. Wówczas renifery mogą się już spokojnie paść i nie ma potrzeby przebywania w grupie z tak dużym stadem. Każda rodzina odchodzi w swoją stronę.

 

Suszenie sieci po połowie ryb.

Sasza i Zenka dzisiaj chyba się ponudzą...

Deski służą kobietom jako stoły do pracy – na nich wyprawia się i kroi (bardzo ostrym nożem) skóry, tworzy ornamenty z koralików itp.

 

Tylko nie kobietą...

 

Handel pantami jest jednym z niewielu sposobów zdobycia pieniędzy, które i w tundrze są potrzebne. Najbardziej przydają się w okresie wiosny, kiedy to pasterze zaopatrują się w pasiołkach w artykuły spożywcze, które muszą wystarczyć im aż do jesieni. Wtedy to, wraz z pierwszymi śniegami, znowu będą mogli dotrzeć do miejscowości i sklepów. Zimą jest im wygodniej, ponieważ mogą po śniegu przejechać saniami nawet osiemdziesiąt kilometrów. Latem pokonanie tak dużej odległości jest niemożliwe, a przejechanie trzydziestu kilometrów jest już dużym osiągnięciem. Chociaż letnie sanie są dużo mniejsze i lżejsze od zimowych, to jednak trudniej ciągnąć je po zielonej trawie i krzakach.
Rano budziły nas przypędzane z tundry renifery (około ósmej) i mężczyźni, bez względu na pogodę, wychodzili je doglądać. Poranny obchód jest bardziej szczegółowy niż wieczorny. Tym razem łapie się renifery do zaprzęgów (podczas koczowania potrzebnych jest 50, 60, a czasami nawet 70 sztuk – w zależności od zamożności rodziny, czyli od liczby sań z dobytkiem). Po porannym przeglądzie wszyscy idą na śniadanie i znowu piją herbatę, jedzą słodycze, a wszystko zagryzają gotowanym mięsem.
Po posiłku Sasza wyszedł z czumu, przeciągnął się i zapytał:
– Co ja dzisiaj będę robił?
– Dzisiaj się ponudzę – szybko sam udzielił sobie odpowiedzi
Życie w tundrze jest spokojne, a mężczyzn – czasem nawet monotonne. Za to kobiety przez cały dzień mają zajęcie. Najwięcej czasu spędzają na wyprawianiu skór, co zajmuje im prawie całe lato. Jesienią zaczynają szyć zimowe ubrania, kisy (zimowe buty ze skóry sięgające do połowy ud), jaguszki (wierzchnie okrycie kobiet przypominające stare polskie baranice) i malice (kożuchy mężczyzn, nakładane przez głowę, z kapturem, prawie sięgające kostek). Odzież taką kobiety zdobią bogatym, ręcznie robionym ornamentem, wytwarzanym także z reniferowych skór. W wolnym czasie przygotowują jedzenie, reperują starą odzież, zajmują się dziećmi. Wiele razy w rozmowach z mężczyznami usłyszałem: „Jak to dobrze, że nie jestem kobietą”.
Niekiedy mężczyźni jeżdżą po ryby na jeziora. Pomimo iż w tundrze jest ich wiele, nie każde jest rybne. W czasie naszego siedemnastodniowego pobytu wybrali się na „rybałkę” tylko jeden raz, na jezioro odległe o 25 kilometrów. Nieńcy mają drewniane łodzie, które podczas koczowania wożą na saniach. Ryby łowią z łodzi sieciami. Jeden połów wystarczył dla wszystkich rodzin na dwa dni, przy czym wybrano tylko tak zwaną białą rybę, szczupaki oddając psom.

 

Zaprzęg reniferów.

Trzyletniemu Wici i tym razem nie udało się schwytać renifera.

Starik Edward przegląda swoje renifery.

 

I tu świat przychodzi

 

Nienieckie dzieci są bardzo beztroskie. Nikt się o nie nie martwi, kiedy całymi dniami bawią się miedzy czumami. Pomimo tej bez troski dzieci już od najmłodszych lat starają się naśladować rodziców i pomagać im w codziennych obowiązkach. Dziewczynki chodzą po wodę z plastikowymi butelkami (wiadra z wodą jeszcze nie udźwigną), opiekują się młodszym rodzeństwem. Chłopcy uczą się łapać renifery na arkan. Trzyletni Wićka rzucał pięciometrowym sznurkiem, chcąc tak jak ojciec, wujek i dziadek złapać renifera. Czasem próbował schwytać swoją koleżankę, Szibionię. Dzieci są bardzo posłuszne, nie widzieliśmy też, aby dorosły uderzył dziecko.
Beztroskie życie kończy się w wieku siedmiu lat. Pod koniec sierpnia państwowy helikopter lata po tundrze w poszukiwaniu czumów, w których są „szkolniki”. Dzieci zostają przewiezione do osad, w których są szkoły z internatem. Uczą się tam i żyją przez całą jesień, zimę i wiosnę. Na wakacje wracają do tundry, do rodziców, i znowu przez dwa miesiące wiodą beztroskie życie. Wielu młodych ludzi decyduje się jednak na dalszą naukę. Niektórzy kończą studia i osiedlają się w miastach, prowadząc życie podobne do naszego. Wielu powraca też do miejsc, gdzie się urodzili i żyją tak jak ich przodkowie obok przyrody i duchów.
W ich życie wkradły się już artykuły masowo produkowane w fabrykach. Podczas gdy starsi ciągle jeszcze wkładają tytoń między wargi a zęby – młode pokolenie do dbania o zęby używa już pasty. Pojemniki na jagody czy wodę, zmyślnie wykonane z kory brzozy przez Nieńców leśnych, zostały zastąpione plastikowymi miskami i wiadrami. Zdziwił nas natomiast widok dziecka siedzącego na tundrowym „pampersie” z suszonego, wodochłonnego mchu, który jest również używany do mycia naczyń, oraz miękki „papier toaletowy” wykonany z cienkich wiórków brzozy. Niektóre artykuły i przyrządy w północnej części Rosji dostosowuje się do warunków życia tych ludzi. Jednym z nich jest naczynie na wodę, które podgrzewane nad ogniem wytwarza prąd, zasilając w ten sposób żarówkę czy magnetofon.

 

Chcemy jeszcze tam powrócić...

Bliscy a dalecy

 

Kilkanaście dni to jednak zbyt mało, by poznać i zrozumieć inną kulturę. Przebywając wśród Nieńców, z jednej strony czuliśmy się rozumiani przez nich, z drugiej – czasami dała się odczuć przepaść, która nas dzieli. Nieńcy opiekowali się nami i czuli się za nas odpowiedzialni. Zauważyli, że się krępujemy i zapraszali na posiłki i noclegi, choć w ich obyczajach jest to rzadkość. Takie zaproszenia są u nich zbędne, gdyż gość sam wybiera rodzinę i czum, w którym chce przebywać.
Inaczej wyglądały relacje dotyczące doświadczeń i podejścia do skomplikowanych urządzeń elektronicznych. Choć bez problemów posługują się aparatami fotograficznymi czy magnetofonami, to naprawianie przez nich sprzętu jedynie śrubokrętem i metodą na chybił trafił oznacza zazwyczaj koniec jego funkcjonowania. Aleksiej na przykład, chcąc zwiększyć moc głośników w swoim sprzęcie, połączył ze sobą dwa przypadkowe kabelki, a Zenka kilka razy rozkręcał i skręcał radiostację, twierdząc, że ją reperuje. Gdy próbowaliśmy im coś pokazać czy wytłumaczyć – nie dowierzali nam.
Wyprawa ta uświadomiła nam, w jaki sposób mogą egzystować ludzie i co w życiu człowieka jest najważniejsze. Dziwne, ale odpowiednie ubranie, proste schronienie i posiłki sprawiły, że czuliśmy się bezpieczni i szczęśliwi, Gdy wróciliśmy do Polski, przytłoczyła nas codzienność ze swoim milionem spraw do załatwienia. Chcemy jeszcze raz wybrać się w tundrę (tym razem zimą), by znów odwiedzić naszych znajomych...