Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2011 na stronie nr. 88.

Tekst i zdjęcia: Tomasz Michniewicz,

W świecie poszukiwaczy skarbów


Śmiertelne pułapki, świszczące kule, znaki, mapy i podwójne intrygi. To nie hollywoodzka przygodówka, to codzienność poszukiwaczy skarbów w Nowym Meksyku.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Poszukiwanie skarbów w Stanach jest nielegalne. Albo może ściślej, szukać skarbów można, ale nie wolno ich znaleźć. O ile o wraki na dnie morza da się jeszcze procesować, o tyle skarby zakopane w ziemi zawsze mają właściciela. Czasem jest nim stan, czasem dysponent terenu, a czasem nie wiadomo, i wtedy na wszelki wypadek znaleziska konfiskuje FBI.
Z prawnego punktu widzenia, poszukiwacze skarbów to złodzieje i paserzy. Do tego większość kłamie jak z nut, a wielu z nich to zwykli bandyci bez żadnych skrupułów. To niebezpieczne hobby, w którym łatwiej zatruć się ołowiem, niż znaleźć złoto.
Zaczyna się od pracy detektywistycznej, od śledzenia tropów, kojarzenia faktów i studiowania starych zapisów. Trzeba chodzić po antykwariatach i szukać podniszczonych książek o historii, rozmawiać ze starymi Indianami, spisywać legendy, wierzenia, zbierać dokumenty. Przeważnie po pewnym czasie wyłania się z nich jakaś prawdopodobna historia. Wtedy trzeba ją umiejscowić, dojść do tego, gdzie to się wszystko działo. Przeważnie działo się na ziemiach, które dziś mają już właściciela. Wtedy, czy chcesz czy nie, musisz się z tym właścicielem dogadać.
Bo to nie jest tak, że wystarczy zakraść się w nocy z łopatą, spakować złoto do płóciennego worka i czmychnąć przed świtem. To jest poważna operacja. Często potrzebny jest ciężki sprzęt, koparki, buldożery i sporo innej, specjalistycznej aparatury. Nie da się tego załatwić cichcem. Poszukiwanie skarbów to raczej ciężka fizyczna robota, niż romantyczne bieganie po ruinach, z batem i w kapeluszu – to filmowe bajki. Ale pułapki są prawdziwe.

 

NIEZBĘDNIK POSZUKIWACZA ZŁOTA

Tony Tucker twierdzi, że złoto ma zadziwiającą moc zmieniania ludzi uczciwych w nieuczciwych. Pistolet przydaje się, gdy na pustyni spotka się tych drugich.

GRÓB TO CZY DROGOWSKAZ?

Ten grób to tak naprawdę meksykański znak prowadzący do miejsca ukrycia złota. Pod ziemią nie ma ciała, to tylko atrapa grobowca. Znakiem było prawdopodobnie ustawienie krzyża.

DZIŚ BEZ WIEDZY ANI RUSZ

Tony Tucker, jeden z najbardziej „utytułowanych” poszukiwaczy w Nowym Meksyku, z własnoręcznie przygotowaną mapą złotonośnych kryjówek i starych hiszpańskich schowków.

 

BADLANDS

 

Pierwszy raz na pustynię ruszyłem z Tonym Tuckerem, prawdziwym oldtimerem wśród łowców skarbów, który pamięta czasy, gdy pokłady złota wskazywały błyskawice. Trafiając w żyłę, zmieniały kolor.
Gdy Tony był dzieciakiem, w okolicy pojawiali się łowcy skarbów i wyciągali sztabki złota ze ścian starych kapliczek. Patrzył na to szeroko otwartymi z wrażenia oczami, a potem zaczął czytać wszystko, co wpadło mu w ręce, bo zrozumiał, że kluczem do sukcesu w tym interesie jest wiedza. Dziś jest ekspertem w dziedzinie historii, geologii, biologii, astronomii i chemii oraz w rozpoznawaniu starych hiszpańskich pułapek i znaków.
Panowie, ustalmy zasady – powiedział Tony już na początku wyprawy. – Jedziecie ze mną pierwszy raz, więc musimy sobie coś wyjaśnić. Jeśli powiem „stać”, to zatrzymujecie się w miejscu. Gdy powiem „w nogi”, to biegniecie gdzie wam każę, a potem zadajecie pytania.
Można było odnieść wrażenie, że Tony nieco przesadza, ale wiedziałem, że tak nie jest. W Nowym Meksyku nie szuka się wraków na dnie morza, gdzie kupa złota grzecznie czeka pod kamieniami balastowymi. Tu szuka się skarbów, które zostały ukryte w taki sposób, żeby nie napatoczył się na nie nikt niepowołany. A jak się napatoczy, to żeby nikomu już o tym nie powiedział.
Nowy Meksyk to był Dziki Zachód jeszcze zanim ten termin wymyślono. Po tych górach biegały hordy hiszpańskich oprychów i dezerterów, którzy masowo rabowali i mordowali Indian. Czerwonoskórzy nie pozostawali dłużni, więc przez setki lat spadały głowy i płonęły wozy, a ziemia nasiąkała litrami iberyjskiej krwi. A wszystko przez złoto.
Jest tu tyle złota i srebra, że można budować z nich drogi. Przez niemal czterysta lat Nowy Meksyk był obszarem wielkiej gorączki złota. Jednocześnie to miejsce od zawsze określano mianem badlands, złych ziem. Bo trudniej niż znaleźć złoto, było je zatrzymać.
Wszyscy – Hiszpanie, Meksykanie, Indianie, bandziory, złodziejaszki, dosłownie każdy, gdy tylko znalazł złoto, zakopywał je gdzieś dalej, w miejscu znanym tylko sobie. A potem dawał drapaka, licząc na to, że kiedyś po nie wróci. Są więc w Nowym Meksyku tysiące schowków różnej wielkości, gdzie można znaleźć złote sztabki, dyski albo worki drogocennego pyłu. I wszystkie są bardzo dobrze zabezpieczone.

 

 

ŚMIERĆ W PUŁAPCE

 

Jeśli w okolicy jest zakopany skarb, gdzieś nieopodal będzie eyecatcher, coś co ma przyciągnąć uwagę. To może być ślad ręki odciśnięty w skale albo duży kamień ułożony na małym, coś co nie występuje w przyrodzie, ale wygląda na naturalne. Ten duży kamień symbolizuje pułapkę. Ten mały symbolizuje ciebie.
Hiszpanie byli niezwykle sprytni. Wykorzystywali ludzkie słabości. Zostawiali na przykład na ścianie w opuszczonej kopalni jakiś napis. Wiedzieli, że każdy, kto będzie szukał ich złota i zobaczy znaki, podejdzie, żeby im się przyjrzeć. I wtedy właśnie stanie na kamieniu, który zwolni zapadnię, a ta zasypie cały szyb albo zaleje go wodą. Czasami ustawiali coś na drodze, na przykład w korytarzu. Coś, co łatwiej było obejść niż pokonać górą. Te kilka kroków w lewo albo w prawo okazywało się wtedy ostatnimi krokami w życiu. Ktoś wtajemniczony wiedziałby, że ten głaz należało przeskoczyć, bo po bokach są zapadnie, które wyplują ze ścian zatrute strzałki.
Hiszpanie budowali pułapki w ten sposób, żeby przetrwały i tysiąc lat. Wiedzieli, że po ten skarb przyjadą może dopiero ich potomni, i ten majątek musi tu na nich czekać. Hiszpańskie pułapki zatem, to arcydzieła inżynierii wykonane z najprostszych materiałów – piasku, wody i głazów. Takich, które przetrwają wszystko oprócz trzęsienia ziemi. I te wiekowe mechanizmy są sprawne do dziś.
Gdy wchodzi się do starej kopalni czy schowka, trzeba wypatrywać ostrzeżeń, bo Hiszpanie oznakowywali pułapki szyfrem. Na ścianie albo na pniu drzewa będzie na przykład widniała wycięta nożem twarz. Kształt głowy, usta, nos, oczy, do tego kapelusz albo włosy. To może być znak wskazujący ukrycie skarbu lub ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem. Jeśli wycięta w drzewie twarz ma otwarte oczy, mówi: „stań tu gdzie ja i popatrz, na co ja patrzę”. Jeśli ma zamknięte oczy, mówi: „zginiesz”.
Pułapki były też oznaczane znakiem krzyża symbolizującym śmierć albo wyrytym w skale prostokątem oznaczającym uwięzienie, zamknięcie. W południowej Arizonie niedawno zginęło dwóch ludzi, gdy uruchomili pułapkę z dynamitem, czyli coś z czasów Konfederatów, po 1865 roku.

 

CO CHCESZ NAM POWIEDZIEĆ?

Takie ukryte rzeźby prawie zawsze stanowiły znaki prowadzące do miejsca ukrycia skarbu. Ten, w centrum Albuquerque do dziś nie został wyjaśniony.

CZYTAĆ ZNAKI

 

Jedna ze skał wyraźnie odróżniała się od pozostałych, wyglądała jak ociosany głaz. Wysoka na trzy metry, długa i szeroka na cztery, jakby wycięta z większej całości. Trzeba było się na niej położyć i palcami przeciągnąć po krawędzi, zaraz za rantem, szukając odpowiedniego miejsca. Wgłębienie wyczuwało się od razu, kształt był bardzo charakterystyczny.
Tuż pod krawędzią był wyrzeźbiony w skale cyngiel karabinu.
Należało położyć się na brzuchu i złożyć do strzału z tej nieistniejącej flinty. W takiej pozycji od razu można było zauważyć wycięty w kamieniu celownik, muszkę i szczerbinkę. Jedno oko zamknięte, palec na spuście...
A w miejscu, w które celował karabin, stał duży kamień na małym.
Każdy, kto szuka skarbów na pustyniach Nowego Meksyku, Arizony czy na południu Kolorado, musi nauczyć się myśleć jak Hiszpanie. Oni stacjonowali tylko tam, gdzie można było wydobyć rudy złota i srebra. Najpierw szuka się więc wskaźników geologicznych, chociażby czarnego „piasku” – to tak naprawdę magnetyt, żelazo, które często niesie złoto. Albo czegoś, co Amerykanie nazywają greenstone, formacji zielonkawych minerałów będących ulubionym wskaźnikiem Hiszpanów.
Gdy Hiszpanie znaleźli rudę złota albo żyłę, zakładali obóz, który potem mógł zmienić się w kopalnię. Można więc też szukać śladów obozu. Jednym z nich będzie obecność czarnej juki. Yucca występująca naturalnie w Nowym Meksyku ma białe wąsy. Czasem można jednak znaleźć jukę z czarnymi nitkami, rosnącą dużo dalej na południu, na terenie dzisiejszego Meksyku. Czarna yucca, której ziarna wplątywały się w sierść mułów, osłów i wołów, mogła dotrzeć tak daleko na północ wyłącznie z hiszpańskim transportem. Gdy zwierzęta liniały, ziarna spadały na ziemię. Jeśli zatem w jednej okolicy znajduje się kilka albo kilkanaście czarnych juk, jest to sygnał, że przez parę miesięcy stacjonował tu hiszpański obóz.
A stacjonować mógł tylko z jednego powodu.
Można też szukać błyskotek, indiańskiej biżuterii albo małych grudek złota. Na pustyni żyją gryzonie z rodzaju neotoma, przypominające duże chomiki. Neotomy zbierają wszystko, co błyszczy, i chowają to w swoich norach, maskując je potem patykami. Ich domy wyglądają jak kupa gałęzi. Warto im się przyjrzeć. Jeśli w okolicy leżało cokolwiek błyszczącego, można to będzie znaleźć właśnie pod nimi.
Można również celować w schowki drobnych poszukiwaczy. Ci z wydobytym (lub ukradzionym) złotem jechali do najbliższego miasta, jak Farmington czy Anama City, żeby tam pić i przesiadywać w burdelach, bo ile można było wytrzymać w towarzystwie zarośniętych, spoconych facetów. Jeśli górnicy mieli przy sobie nieco więcej złota, ukrywali je w skałach niedaleko miasta i oznaczali miejsce kupką kamieni, a ze sobą brali tylko tyle, żeby mieć na zabawę – kąpiel, kilka noclegów, kilka posiłków, dziewczyny i całe morze whisky. Gdy skończyły się im pieniądze i wytrzeźwieli, wracali po swoje ukryte złoto i jechali dalej.
Ale w tych barach stale dochodziło do bijatyk i strzelanin, to był w końcu Dziki Zachód. Mnóstwo ludzi ginęło, w tym wielu górników, a wtedy ich schowki zostawały tam na zawsze. Pod Farmington leży miejsce, które od dawna nazywa się Treasure Canyon, kanionem skarbów. Jak myślicie, dlaczego?