Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2004-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2004 na stronie nr. 55.

Tekst i zdjęcia: Adam Gąsior,

Krumlov jak z bajki


Dla większości z nas Czechy to Praga, Karkonosze i tranzytowy przejazd w drodze na południe Europy. Ja proponuję odwiedziny południowej części Czech.

 

Czeski Krumlov to nie byle jakie miasteczko, porównywalne urodą z miasteczkami Toskanii czy Hiszpanii lub nawet je nią przewyższające. Czeski Krumlov wygląda jak z bajki: ciasna zabudowa starówki, oplatana przez wygiętą w literę „s” rzekę Wełtawę i zamek górujący nad starym centrum.
Po Krumlovie trzeba się kilka razy przespacerować i to o różnych porach dnia i nocą. Za dnia renesansowe i barokowe kamieniczki lśnią w pełnym słońcu. Warto wstać wcześniej i przejść się, nim trotuary zapełnią się mieszkańcami i turystami. Pójdźmy uliczką do muzeum regionalnego (200 metrów od rynku). Kiedy miniemy najbardziej elegancki hotel w mieście („Pod Różą”), mieszczący się w dawnym kolegium jezuickim, dojdziemy do pierwszego czarodziejskiego miejsca na naszej trasie. Mały parking i jednocześnie punkt widokowy. Poranne mgły już uciekły, a słońce oświetla panoramę Krumlova, czerwone dachówki domów i górującą nad nimi bryłę zamku.

 


Idąc na zamek, możemy sobie skrócić drogę, zbaczając w labirynt prostopadłych uliczek. My wybierzmy ulicą Mięsną. Biegnie w dół, ostro zakręca, dochodzi do traktu prowadzącego na most. To zresztą nie dziwi – tutaj prawie zawsze, gdy gdzieś skręcimy i pójdziemy przez kilka minut, dojdziemy nad rzekę. Wełtawa wije się wokół starówki ciasnym „s”, starówka zaś czule przylega do rzeki, jej domy, tarasy, kawiarenki stoją centymetry od wody.
Ulica Mięsna jest wąska, w niektórych miejscach dwoje dorosłych ludzi może rozpostartymi rękami dotknąć obu ograniczających ją ścian domów.
Krumlowski zamek warto obejrzeć znad rzeki. Stąd najlepiej widać ogrom budowli zbudowanej na przepastnej skale tuż nad rzeką (to drugi co do wielkości zamek Czech, rozmiarami i urodą konkurujący z praskimi Hradczanami). Znad Wełtawy świetnie widać ozdobny most łączący zamek z ogrodami.
W fosie, pod mostem, hodowane są trzy niedźwiedzie. Baraszkują w małym strumieniu, pozwalają się podziwiać. To Maria Teresa, Kateina i Vok. Zwyczaj trzymania żywych misiów pochodzi z XVI wieku, gdy ówcześni gospodarze zamku – rodzina Rożemberków – sprowadziła niedźwiedzie do Krumlova. Rożemberkowie uważali, iż ich ród pochodzi od włoskiego rodu Orsinich (orso to po włosku niedźwiedź).
Po drodze mijamy budynek niepozorny z zewnątrz. Za to jego wnętrze jest imponujące – to jeden z trzech w Europie zachowanych barokowych teatrów; autentyczne, z epoki, są tu dekoracje, sprzęt, scenografia i stroje.
W drodze powrotnej koniecznie trzeba się wspiąć po 162 stopniach na mierzącą 54,5 metra wysokości wieżę zamkową. Z niej najlepiej widać piękno Krumlova, jego zwartą zabudowę, meandry Wełtawy.

 

 

W mieście jest kilka muzeów godnych uwagi. Muzeum Figur Woskowych, gdzie sąsiadują ze sobą Jan Paweł II, Napoleon i Jelcyn. Przy rynku znajdziemy muzeum tortur, kilka kroków dalej muzeum czeskiej fotografii, na kolejnej uliczce galerię Egona Schiele, mieszczącą się w dawnym browarze. Mało jest chyba miast na świecie, gdzie są dwa muzea poświęcone marionetkom. W Krumlovie owszem: baśniowy świat lalek – ekspozycja wielkich lalek maszkaronów na ulicy Radnickiej i muzeum marionetek w dawnym kościele Świetego Joszta. Jeśli będziecie mieli szczęście być oprowadzeni przez dyrektorkę tego ostatniego, nie brońcie się przed tym – to absolutna pasjonatka, znająca historię każdej prezentowanej marionetki, każdy jej ruch, imię każdej. Warto na godzinkę przenieść się w świat lalek poruszanych sznurkami.
Spacer wieczorną porą po Krumlovie to bajkowe przeżycie. Rzęsiście oświetlony zamek wygląda jeszcze bardziej majestatycznie niż za dnia. Uliczki i zaułki skąpane w delikatnym i dyskretnym blasku latarni kuszą do romantycznych przechadzek bez końca. Jedyne, co może nam przeszkodzić w takiej przechadzce, to liczne knajpki. Jak tu więc nie wejść do którejś z piwnic czy piwiarni. A gdy wejdziemy – niełatwo wyjść: płonący ogień w kominku, świece lub lampy naftowe na stołach, gotyckie sklepienia i przepyszne piwo. Wszak jesteśmy w Czechach!