Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2010-11-01

Artykuł opublikowany w numerze 11.2010 na stronie nr. 58.

Tekst i zdjęcia: Roman Rojek,

Etiopia na CAŁE ŻYCIE


Wraca się do domu. To zrozumiałe. Kiedy jednak inny kraj odwiedzamy po raz kolejny i w pamięci coraz trudniej doliczyć się, która to już wizyta, wtedy śmiało możemy powiedzieć, że wracamy i tam - choć dom pozostaje jeden. Wracam do Etiopii zawsze z nadzieją na nowe spotkania z pięknymi, niezależnymi i dumnymi ludźmi.

 

Polski ambasador w Addis Abebie Jarosław Szczepankiewicz, opowiedział mi pewną historyjkę. Kiedy wysiadał z samochodu, podbiegł do niego mały obdartus z okrzykiem: Ferendża! Ferendża! (co od biedy można tłumaczyć jako „cudzoziemcze” lub „frajerze”). Węsząc łatwy łup, domagał się jałmużny.

 

Nasz dyplomata, człowiek znający zarówno Afrykę, jak i europejski liberalizm, wytłumaczył dziecięciu, że pieniędzy się nie dostaje, lecz zarabia. - Zamiast jednego birra dostaniesz pięć. Ale musisz je zarobić. Umyj mi samochód, a obaj będziemy zadowoleni - powiedział. Gdy po kilku minutach wrócił do auta, zobaczył trzech uwijających się z mokrymi szmatami chłopców. Jednak ten, któremu zlecił pracę, siedział na krawężniku i wesoło pogwizdywał. Gdy zobaczył swego sponsora, wstał, odebrał od niego pięć birrów i po jednym dał każdemu z chłopców. Sam – z dwoma w czystej ręce – dumnie się oddalił.
Kto wie, może za kilkanaście lat ten mały spryciarz usiądzie w ogródku piwnym hotelu Hilton, by wraz z innymi absolwentami wydziału organizacji i zarządzania uniwersytetu w Addis Abebie wesoło spędzać piątkowe wieczory, mówiąc wyłącznie w języku elit - po angielsku.

 

Dziecko z plemienia Arbore

Młoda hamerska mężatka

Dziewczyna z ludu Hamer

 

MOZAIKA KULTUR


Początkowo dziwiło mnie właśnie to, że grupki młodych, wykształconych i na pierwszy rzut oka dobrze zarabiających Etiopczyków, których spotykałem zazwyczaj w drogich restauracjach, potrafią całymi godzinami wesoło rozmawiać wyłącznie po angielsku. Nie zamieniają przy tym ani jednego słowa w ojczystym języku.
Wynika to z faktu, że Etiopia jest państwem wielonarodowościowym, a więc i wielojęzykowym. Żyje tam wiele grup etnicznych - od Amharów, Tygrajczyków na północy, poprzez ludy Bedża, Afar, Oromo, po całą mozaikę różnych grup etnicznych na południu kraju.

 

 

JEDYNE PISMO AFRYKI


Liczbę języków, którymi się mówi w Etiopii, eksperci oceniają na około 90. Językiem urzędowym jest amharski, język Amharów, z którego przez prawie 700 lat wywodzili się kolejni cesarze. Z kolei msze w Kościele Etiopskim odprawia się w gyyz, który przez wieki był także językiem literatury - podobnie jak niegdyś łacina w Europie. Warto przy tym zaznaczyć, że Etiopczycy jako jedyna nacja w Afryce posiadają własną pisownię, tzw. pismo etiopskie, które wykształciło się do zapisu języka gyyz, a z czasem zaczęto w nim zapisywać także inne języki Etiopii (m.in. amharski i tigrinia). Językiem wykładowym wszystkich uczelni wyższych jest angielski. Wykształcone osoby, nawet jeśli pochodzą z różnych plemion czy ludów, są w stanie dzięki temu się porozumieć, a siłą rzeczy staje się on także językiem kawiarń i salonów.
Jednak gotów jestem procesować się z każdym, kto nie podzieli mojej opinii, że najciekawsze etiopskie historie można w Addis Abebie usłyszeć w języku… polskim. Wystarczy tylko odwiedzić galerię malarstwa prowadzoną przez Barbarę i Worku Goshu, a z satysfakcją stwierdzam, że czyni to coraz więcej naszych turystów czy dziennikarzy. Państwo Goshu to polsko-etiopskie małżeństwo dwojga artystów malarzy, którzy od 40 lat żyją i tworzą w Etiopii. Oboje byli naocznymi świadkami trzech epok, które miały wpływ na obecny kształt kraju. Przed laty ostatni cesarz Etiopii – Hajle Syllasje I – Król Królów, Wybraniec Boga, Obrońca Wiary i Zwycięskiego Lwa z Plemienia Judy i 225. monarcha wywodzący się od Salomona, osobiście otwierał wystawę ich obrazów. Kiedy w 1974 r. rewolucja pod wodzą Mengystu Hajle Marjama - ściganego dziś za ludobójstwo - obaliła cesarstwo, skonfiskowano im ziemię. Kiedy na początku lat 90. ubiegłego stulecia połączone siły partyzantek erytrejskich i tygryjskich doprowadziły do upadku komunistycznego reżymu, a wchodząca dotąd w skład kraju Erytrea uzyskała suwerenność (odbierając tym samym Etiopii dostęp do morza), w Etiopii odbyły się wolne wybory. Dziś jest to kraj demokratyczny, a Barbara i Worku prowadzą w nim własną galerię malarstwa.

 

Wojownik Mursi

LUDY POŁUDNIA

Najbardziej egzotycznym regionem Etiopii są doliny rzek Omo i Ueita. Ich mieszkańcy żyją głównie z hodowli bydła i prymitywnego rolnictwa. Mężczyźni polują w buszu albo zbierają miód dzikich pszczół.

KRZYŻE ETIOPSKIE

Znaleźć w nich można elementy nawiązujące do Arki Przymierza (fakt przechowywania jej w świątyni w Aksum jest bezsporny dla każdego Etiopczyka, bez względu na religię), grobu Adama czy Trójcy Świętej. Są symbolem godności kapłańskiej, ale i… najpopularniejszą pamiątką przywożoną z Etiopii.

 

PRZYGODA Z HIENAMI


W stołecznej Addis Abebie żyje się na dość wysokim poziomie. Może nie są to standardy, do jakich przywykła pani Barbara w rodzinnym Krakowie, ale są wyższe, niż wydaje się nam, odnosząc do stereotypów na temat Czarnego Lądu. Jednak wyjazd poza stolicę oferuje już całkiem inne doznania. Zapytana o największe afrykańskie przeżycie pani Barbara opowiedziała mi taką historię:
– Na początku, kiedy dopiero zamieszkałam w Etiopii, przyjechała do nas w odwiedziny moja mama. Była to jej pierwsza wizyta w Afryce. Worku chciał jej zapewnić niesamowite przeżycia i zabrał nas do Dire Daua, drugiego co do wielkości miasta Etiopii – opowiada – tam jego szwagier, niezwykle spontaniczny człowiek, powiedział: „Coś wam pokażę. Kilka dni temu ulewy zerwały most i koryto rzeki, które na co dzień służy za plac targowy, właśnie wysycha po przejściu tej niezwykłej nawałnicy. Pogrzebano już zwłoki ludzi, uprzątnięto większość martwych krów i kóz, które wcześniej porwała rzeka. Może więc się uda pokazać wam coś, co i ja mam okazję rzadko oglądać”.
Cała ekipa wsiadła do starego datsuna. Z tyłu kobiety: pani Barbara, jej mama oraz 3,5-roczna córeczka Senajka. Z przodu Worku Goshu i jego brat.
Wyjechali ciemną nocą. Musieli, bo tylko wtedy w Dire Daua zjawiają się hieny. Przychodzą sprzątać. - Jedziemy w absolutnej ciszy. Po drodze, wcześniej wybranej przez szwagra, zjeżdżamy w koryto rzeki w jakimś podsuszonym miejscu. Zatrzymujemy wóz i siedzimy cicho z wyłączonymi światłami po to, by zwierzęta oswoiły się z samochodem – ciągnie opowieść. Spędzili tak dłuższą chwilę, a serca ze strachu podchodziły im do gardeł.
– W pewnym momencie Dermaszek (tak nazywaliśmy szwagra) mówi do męża: Zapal światła! Od razu długie! – wspomina pani Barbara. – Nie dowierzałam własnym zmysłom, widząc to, co oświetliły nagle reflektory naszego samochodu. Setki błyszczących oczu! Całe koryto rzeki rozświetliło się lampami oczu! Hien było mrowie. Wszystkie utkwiły w nas nieruchome spojrzenia i trochę jakby zesztywniały – dodaje. 
Wtedy pana Goshu ogarnęło szaleństwo, którego jego żona do dziś nie może zrozumieć. Włączył silnik i zaczął w te hieny pędzić. Wjechał w ich największe skupisko, trąbiąc przy tym nieustannie. Wtedy zaczęło się najgorsze. Hieny w panicznej ucieczce zaczęły napierać jedna na drugą, a później też na samochód: z przodu, z tyłu, z boków i… z góry. Stado biegło przed siebie jak szalone, a ze strachu zaczęło wymiotować. To wyjątkowo strachliwe zwierzęta, a kiedy wpadną w panikę, to dodatkowo dostają też biegunki.
Kiedy w końcu pan Goshu zatrzymał wóz – samochód nie stanął, ale po prostu zatopił się po osie w tych cuchnących odchodach. Podróżnym przyszło spędzić w aucie resztę nocy. Rano hieny odeszły.
A kiedy wyjechali już poza strefę straszliwego odoru wypełniającego dolinę, mała córeczka państwa Goshu powiedziała cichutko: – Mnie, mamusiu, to bardzo brzuszek bolał, ale to nie ja zrobiłam
Dziś turyści przyjeżdżają oglądać nocne widowisko karmienia hien do Hareru, położonego nieopodal Dire Daua. Karmiciel najpierw po imieniu przywołuje czające się w ciemnościach bestie. Potem nanizuje ochłapy mięsa na patyk i trzymając go w ustach, czeka, aż zwierzęta jednym kłapnięciem porwą poczęstunek.
Obyczaj conocnego karmienia hien, praktykowany od 1950 r., odwołuje się podobno do czasów, gdy w murach okalających Harer istniały otwory, przez które te zwierzęta mogły nocą swobodnie wchodzić do miasta, by oczyścić je z organicznych odpadków.

 

KOŚCIÓŁ ETIOPSKI

Etiopia jest drugim w historii krajem (po Armenii), który w IV w. przyjął chrześcijaństwo jako religię państwową. Tutejszy Kościół należy do grupy ortodoksyjnych Kościołów wschodnich. Wierni poszczą przez 186 dni w roku, mnisi o 100 więcej. Najsłynniejszym miejscem związanym z Kościołem Etiopskim jest Lalibela i jej 11 skalnych świątyń. Na zdjęciu powyżej kościół św. Jerzego (wykuty na 30 m w głąb skały) w czasie styczniowego święta Tykmet.

 

DAR ALLAHA


Skoro już opowieść przywiodła nas do Hareru, to warto temu miastu poświęcić nieco uwagi. Jego senna i przyjazna atmosfera może brać się z zamiłowania mieszkańców do żucia czatu, czyli czuwaliczki jadalnej. Czat (znany też jako chat, khat, qat, cat, jat, jima) to roślina o działaniu stymulującym, zawiera alkaloid o nazwie katynon, dzięki czemu powoduje wrażenie przypływu sił i poprawy nastroju. Dla rozjaśnienia umysłu czat żuje się nawet podczas spotkań biznesowych.
Uzależnieni od tej używki spędzają całe godziny na żuciu. Są też tacy, którzy nic nie jedzą, tylko żują. Zielsko jest bogate w witaminę C, wapno, żelazo i proteiny. Etiopia i Jemen są największymi eksporterami czatu i choć jego używanie jest zabronione w większości państw islamskich, to przez muzułmanów zwany jest kwiatem raju i traktowany jako dar Allaha.
Harer to miasto, gdzie urodził się Teferi Mekonnyn, późniejszy cesarz Hajle Syllasje I, zaś wcześniej, w 1884 r. osiadł tu poeta Arthur Rimbaud, który po trudach poetyckich znalazł tu ukojenie w handlu.
Stąd też wywodzi się najbardziej złowieszcza dla chrześcijańskiej Etiopii postać: Ahmed Grań (Mańkut), muzułmański przywódca, który w XVI w. wypowiedział dżihad cesarstwu. Przez 14 lat pustoszył ziemie Etiopii, aż pewnego dnia (dokładnie 22 lutego 1543 r. o godz. 9 rano) dosięgła go… portugalska kula. W wojnie muzułmańsko-etiopskiej walczyło po kilkadziesiąt tysięcy wojowników z każdej strony, dlatego uważa się, że 400-osobowy pułk muszkieterów portugalskich pod wodzą Krzysztofa da Gamy, przysłany dla wsparcia chrześcijańskich wojsk cesarza, miał przede wszystkim znaczenie psychologiczne. Pułk może i miał znaczenie psychologiczne, ale jedna kula miała znaczenie militarne. Grań zginął, a armia imama natychmiast poszła w rozsypkę.
Niestety, wojna trwała jeszcze 16 lat. W jej trakcie rabowano klasztory, palono biblioteki, rozkradano skarby, co zubożyło etiopską kulturę na wiele stuleci.

 

IGRZYSKA W BUSZU

Karmienie hien w mieście Harer na wschodzie kraju jest dziś atrakcją dla turystów, choć ma korzenie w lokalnych tradycjach. Bieg po grzbietach byków ukuli bula to rytuał inicjacyjny Hamerów. Młodzieniec musi pokonać rogatą trasę, aby zyskać miano dorosłego. Wcześniej dziewczęta z jego rodziny poddają się biczowaniu.

U ŹRÓDEŁ NILU

Jezioro Tana jest największym w Etiopii. Tu bierze początek Nil Błękitny.

 

ZŁOTO I WOSK


Nadal pozostaje ona jednak niezwykle bogata i różnorodna, także w sferze języka. Jego podstawową cechą jest wieloznaczność słów oraz możliwość budowy niejednoznacznych zdań. Tę umiejętność nazywa się tam zasadą „wosku i złota”. „Woskiem” jest znaczenie, które nasuwa się jako pierwsze, jednak dopiero po jego odrzuceniu, czyli stopieniu wosku, ukazuje się „złoto” – prawdziwy sens zdania lub zachowania.
Przykład? Pewnego razu zdarzyło się, że podczas rozmowy musiałem na chwilę wstać od kawiarnianego stolika. Kiedy wróciłem, mój długoletni etiopski przyjaciel uśmiechnął się tajemniczo i powiedział: – Od razu widać, że nie znasz Etiopii. Nikt z nas nie zostawia niedopitej kawy. Przecież mogłem nasypać ci trucizny.
„Woskiem” była tu myśl: Etiopczycy to zdradziecki naród, a obcy powinni mieć się stale na baczności.
„Złoto”, które dojrzałem pod „woskiem”, mówiło: przyjaciele darzą się zaufaniem i stale to okazują.