Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2011 na stronie nr. 46.

Tekst i zdjęcia: Katarzyna Rojek, Zdjęcia: Niels Thye / visitdenmark.digizuite.dk,

Może by tak wpaść i popedałować



Wyspy i wysepki

Pomysł wyjazdu na Bornholm pojawił się nagle, na cztery dni przed początkiem tygodniowego urlopu. Zdążyliśmy kupić bilety na pociąg i prom, odszukać w piwnicy namiot i trochę go przewietrzyć. Nie zdążyliśmy tylko zaplanować naszego pobytu… i dobrze się stało.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

 

BEZ PLANU, BEZ STRESU, BYLE NIE BEZ SENSU

 

Podróże warto planować, by w czasie, jaki mamy, zobaczyć jak najwięcej i jak najlepiej poznać odwiedzane miejsce. Z drugiej strony, planowanie wiąże się ze stresem, zwłaszcza gdy na miejscu okazuje się, że plan nie wypala. A na Bornholmie po prostu nie ma potrzeby planowania. Ta niewielka, zbliżona wielkością do powierzchni Warszawy (ok. 600 km2) wyspa jest tak pełna atrakcji, że gdzie się nie ruszyć, na pewno natkniemy się na coś godnego uwagi. Wszystko jest w zasięgu ręki (a już na pewno w zasięgu roweru), wystarczy wstać rano, postanowić, na co ma się ochotę i ruszać – rowerem, pieszo, na rolkach, autobusem… Możliwości jest wiele, a teraz już wiem, że tydzień to za mało, żeby dobrze poznać wyspę, która dzięki swej różnorodności nazywana jest „Skandynawią w pigułce”.

 

STOLICA WYSPY

O ile będzie pogoda, taki widok przywita turystów przybywających promem ze Świnoujścia do Rønne.

Z WYSPY NA WYSPĘ

Nieopodal Bornholmu leży Christiansø. Tej wysepki też nie można ominąć, ale rowerem się tu nie pojeździ.

 

ILE WARTA JEST KORONA?

 

Do NexØ dotarliśmy w sobotni ranek (przypłynęliśmy z Kołobrzegu, na Bornholm z Polski kursują też promy Ustka-NexØ i Świnoujście-RØnne). Od razu udaliśmy się na poszukiwanie punktu informacji turystycznej, chcieliśmy dowiedzieć się najbardziej podstawowych rzeczy – gdzie możemy rozbić namiot, gdzie wypożyczyć rower, no i najważniejszego… na długiej liście spraw, których nie zdążyliśmy załatwić przed tym spontanicznym wyjazdem, znalazła się wymiana złotówek na duńskie korony. Wcale się tym zresztą nie przejmowaliśmy, bo niby co to za problem wymienić pieniądze na miejscu? I tu praktyczna informacja, której niestety ja nie doszukałam się przeglądając wiadomości na temat Bornholmu przed wyjazdem: podczas weekendu wymienienie pieniędzy to duży problem. Można to zrobić wyłącznie w bankach, a te są w weekend zamknięte, podobnie jak większość sklepów. Sympatyczny pracownik punktu informacji turystycznej bardzo się przejął, kiedy zorientował się w naszej sytuacji.
Może wymienią wam trochę pieniędzy w sklepie, ale musicie się bardzo spieszyć, zaraz zamykają! A wypożyczalnia rowerów jest kilometr stąd, tylko szybko, bo…
– Tak, rozumiemy, zaraz zamykają
.
Wszystko udało nam się w ostatniej chwili załatwić i już na rowerach dotarliśmy do położonego 3 km od NexØ kempingu. Tu brak miejscowych pieniędzy okazał się nie być żadnym problemem dla właściciela. – Pieniądz to pieniądz, biorę wszystko, euro, dolary, złotówki. Kurs sprawdzimy przez internet, na stronie banku. Możecie też zapłacić kartą.

 

 

MOJA DROGA WYSPA

 

W Danii obowiązuje zakaz rozbijania namiotów na dziko, ta informacja zmartwi zapewne niejednego turystę… zwłaszcza, kiedy zorientuje się w kempingowych cennikach.
Na przyklejonych na ścianach kartkach w kempingu NexØ Familiecamping są też informacje po polsku (a niektóre wyłącznie po polsku! Jak te, że nie ma możliwości korzystania z prysznica po wymeldowaniu, czy że garnki należy umyć po użyciu). Nasze pole namiotowe znajdowało się nad samiutkim brzegiem morza, z drugiej strony mieliśmy widok na, bardzo charakterystyczne dla wyspy, kominy wędzarni ryb. A ponieważ właśnie padało i nie mogliśmy rozbić namiotu, postanowiliśmy najpierw się posilić. Zamówiliśmy miejscowy przysmak, Sol over Bornholm – Słońce Nad Bornholmem, to wędzony śledź (tzw. bornholmer) z grubo mieloną solą, szczypiorkiem, rzodkiewką i surowym żółtkiem. Porcja wielkości spodeczka kosztowała ok. 30 DKK. Tymczasem, jak na zawołanie, nad wyspą wyszło słońce. Można już było rozbijać namiot, niedaleko nas robiła to już inna para. Okazali się być Polakami z Poznania, owładniętymi przemiłą manią dzielenia się z nami jedzeniem. Odtąd już każdego ranka witał nas okrzyk: – Hej, wiara, chodźcie na naleśniki! Przyznam, że my mogliśmy odwdzięczyć się tylko, myjąc patelnie (po użyciu).

 

MORZA SZUM, PTAKÓW ŚPIEW

Brakuje tylko złotej plaży pośród drzew.

ROWEROWA BAGAŻÓWKA

Dobytek na pakę i jazda!

 

ROWER JEST WIELCE OKEJ

 

Tak śpiewa Lech Janerka, a mi ten tekst towarzyszył w myślach przez cały pobyt na Bornholmie. Bo ta wyspa, dla rowerzystów jest bardziej niż OK. Łączna długość tras rowerowych to 234 kilometry, przeważająca większość jest asfaltowa. Tłem dla rowerowych eskapad są piękne, różnorodne krajobrazy. Miejscami jest płasko, można jechać niemal brzegiem morza i podziwiać wybrzeże, raz piaszczyste, innym razem skaliste. Po pokonaniu niewielkiego wzniesienia, jechaliśmy wśród złotych łanów zbóż (pałającej dzięcieliny brak), a morze widać było daleko w dole. Północna część wyspy jest dużo bardziej górzysta i skalista, a trasy bywają strome, czasem nawet trzeba rower poprowadzić. Sami mieszkańcy wyspy też bardzo chętnie używają rowerów, transportują nimi towary w specjalnych przyczepkach, w innych wożą dzieci. Rowery są tu tak popularne, że w ruchu ulicznym mają zwyczajowe pierwszeństwo. Przekonaliśmy się o tym nie raz, dojeżdżając do skrzyżowań. Kierowcy zatrzymywali samochody i grzecznie czekali, aż niespiesznie przepedałujemy, choć w międzyczasie spokojnie zdążyliby przejechać, nie utrudniając nam przy tym jazdy. Przy okazji wycieczki można też zrobić zakupy na samoobsługowych straganach. Bornholmczycy wystawiają na nich swoje plony i wyroby, my w ten sposób zaopatrzyliśmy się w pyszny miód (nie wiemy, czy nektarowy, czy spadziowy, z etykiety wynikało tylko, że ekologiczny).

 

 

WIKINGOWIE I TEMPLARIUSZE

 

Na całej wyspie znajdziemy liczne ślady historyczne. Najstarsze z nich to pochodzące z okresu neolitu grobowce w Lundestenen. Z epoki brązu przetrwały kamienne kręgi i menhiry w Gryet i Louisenlund oraz ryty naskalne w Madsebakke. Niewiele śladów zostawili po sobie wikingowie, ich skarb obejrzeć można w Bornholms Museum w RØnne (wśród srebrnych monet i biżuterii znajduje się polski denar z 1000 roku), w lesie Almindingen znajdziemy też pozostałości ich twierdzy. Dużo ciekawsze są zabytki z okresu średniowiecza, jak romańskie kościółki, a wśród nich wizytówki wyspy – cztery kościoły rotundowe. Wiążą się z nimi tajemnicze historie, jakoby wznieśli je templariusze. Świadczyć o tym mają zdobiące wnętrza kościołów freski, charakterystyczne dla tego zakonu i rzekome, nieodkryte podziemne pomieszczenia, których istnienie miały wykazać badania – według przewodnika – sejsmiczne. Pozostałością średniowiecza są też ruiny zamku Hammershus. Twierdzę wzniesiono na wysokiej skale, przy krawędzi stromego urwiska i jej pozostałości prezentują się bardzo malowniczo. Malowniczość to niewątpliwa cecha Bornholmu – pobielane kościółki i kominy wędzarni, miasteczka z wąskimi uliczkami i kolorowymi domami, przystanie, do których zawijają liczne jachty i żaglówki. Wszystko to wygląda jak z obrazka, bynajmniej nie Picassa, zwłaszcza, gdy świeci słońce.

 

TWIERDZA NA KLIFIE

Hammershus to ruiny największego w północnej Europie zamku.

JEDZENIE „PROSTO Z ŁODZI”

Samoobsługowy bar rybny w Snogebæk.

W CZASIE DESZCZU

 

Co robić na wyspie, kiedy pogoda nie dopisuje? Można po prostu założyć płaszcz przeciwdeszczowy i dalej jeździć na rowerze. Są też jednak inne atrakcje, dla bardziej przemakalnych turystów. Jedną z nich jest NaturBornholm, nowoczesne centrum przyrodniczo-edukacyjne w Aakirkeby. Dzięki interaktywnej ekspozycji, można tu w przystępny sposób dowiedzieć się wszystkiego o historii naturalnej wyspy. Dla nas brak pogody był problemem, bo z powodu sztormu odwołano rejsy do Kołobrzegu. Pobyt na wyspie przedłużył się o dwa deszczowe dni, ale Bornholm przypadł nam do gustu tak bardzo, że cieszyliśmy się z każdej spędzonej tam chwili. Z zadaszonego tarasu kempingowej świetlicy oglądaliśmy wzburzone morze, bo w końcu niezbyt często ma się okazję obserwować taki szał żywiołu, a to naprawdę piękny widok, kiedy samemu ma się bezpieczne schronienie. Z falami zmagała się grupa szwedzkich surferów, którzy przyjechali tu specjalnie dla „złej” pogody. Spali w samochodzie, na śniadanie zjedli wiaderko jajek na twardo i cały dzień przesiedzieli w wodzie. Bornholm to miejsce, gdzie można się naprawdę zrelaksować, wypocząć aktywnie lub leniwie. I jedyny plan, jaki do tego jest potrzebny, to plan tras rowerowych.