Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2004-10-01

Artykuł opublikowany w numerze 10.2004 na stronie nr. 77.

Kiedy tylko zbrzydnie nam tłok na zakopiańskich Krupówkach i niezliczone tłumy na szlakach Tatr Polskich, uciekajmy na drugą stronę granicy. Tam znajdziemy tak samo piękne Tatry, dużo więcej szlaków, o wiele mniej ludzi i ciszę.

 

Jedziemy do Tatrzańskiej Kotliny. Naszą wędrówkę po słowackiej części Tatr zaczynamy od jaskini uważanej za najpiękniejszą w tym kraju. Jaskinia Bielska słynie z fantazyjnych stalaktytów i stalagmitów o tajemniczych nazwach: Tułacz, Biała Pani, Głowa Lwa. Przejście całej trasy (pętli) zajmuje około godziny. Potem dwieście metrów wzdłuż asfaltówki i skręcamy szlakiem w prawo.

 

 

Najpiękniejszy widok

 

Po półtorej godziny dochodzimy do pierwszego schroniska na naszej trasie. To Szarotka (Plesnivec), otwarta kilka lat temu po długiej przerwie. Zatrzymujemy się tutaj na krótko na kubek wspaniale smakującej herbaty ziołowej (bylinkowy czaj) i ruszamy dalej. Idziemy pod murem Tatr Bielskich do Białego Stawu, skąd rozpościera się już widok na otoczenie Doliny Kieżmarskiej. Jeszcze pół godziny i jesteśmy u celu. Schronisko nad Zielonym Stawem. Nie ma chyba piękniejszego widoku w całych Tatrach: stado dwutysięcznych szczytów przysiadło nad stawem, nad którego brzegiem przycupnęło też drewniane schronisko. Łatwo tu dojść od szosy prowadzącej z Łysej Polany do Tatrzańskiej Łomnicy, więc prawie zawsze przed schroniskiem i na oszklonej werandzie sporo turystów. A jest co podziwiać. Naprzeciwko nas imponująca, 900-metrowa ściana Małego Kieżmarskiego, zdająca się opadać do samej wody. Najwspanialszy widok otoczenie schroniska przedstawia na granicy dnia i nocy: najpierw, czarne, groźne w swym majestacie ściany wielkich szczytów przepychają się, by ostatni raz za dnia przejrzeć się w szarej wodzie stawu. A po chwili, woda i skały stają się czarne... i do tego gwieździste niebo, jako dopełnienie tej niezwykłej scenografii.
Syci wrażeń odwiedzamy miejscową piwniczkę. Zimne, beczkowe piwo, ludzie – podobnie jak my – zakochani w górach, miłe zakończenie tatrzańskiego dnia.

 

 

Marsz bardzo długi

 

Następny dzień już nie jest taki ulgowy. Z samego rana ruszamy na najbliżej nas położony wierzchołek – Jagnięcy Szczyt (2229 m). Po niecałych trzech godzinach możemy podziwiać wyjątkową panoramę: z jednej strony Tatry Bielskie; z drugiej zaś – Kieżmarskie Szczyty, grupa Łomnicy. Schodzimy, krótki odpoczynek, pożegnanie przy schronisku, i znowu w drogę. Czeka nas najdłuższy odcinek na trasie.
Najpierw podchodzimy na Rakuską Przełęcz – trudna część trasy, zygzakami, w słońcu. Z samej przełęczy w trzy minuty można wejść na Rakuską Czubę, skąd mamy widok na Zielony Staw i poranną trasę na Jagnięcy. Schodzimy nad Łomnicki Staw. Podobno przed wojną był to uroczy zakątek, chętnie odwiedzany przez wspinaczy. Teraz stoją tu obok siebie budynki obserwatorium astronomicznego, hotelu „Encian” i stacji kolejek (końcowa – gondolowej z Tatrzańskiej Łomnicy; początkowa – kabinowej na Łomnicę). Gwar, tłum ludzi – dla wielu wjazd gondolą tutaj to jedyna szansa, by choć raz być tak wysoko w górach. My uciekamy nieco niżej, do Skalnej Chaty.
Gospodarzy tam Laco Kulanga, rekordzista wśród tatrzańskich „Szerpów”, czyli nosiczów, którzy na plecach zaopatrują schroniska tatrzańskie. Jednorazowo przeniósł 270 kilogramów. Po krótkim odpoczynku jeszcze godzinę w dół, do Schroniska Zamkowskiego. Jedna z popularniejszych chat tatrzańskich. Idealny punkt wypoczynkowy dla wszystkich wędrujących w górę Doliny Zimnej Wody, meta zaś dla odwiedzających Wodospady Zimnej Wody (są tylko pół godziny drogi stąd). Doskonała kuchnia, miłe miejsce na nocleg. Wszystkim zawiaduje jedyna chatarka wśród gospodarzy schronisk – Janka Kalincikova. Dla jej serdeczności i uśmiechu warto tutaj wstąpić choć na chwilę. My jeszcze mamy półtorej godziny, żeby dojść do Schroniska Teriego (2015 m).

 

 

Ostrożnie, gwiazdy!

 

Popularną „Terinkę” widzimy prawie przez całą drogę. Mały budyneczek na progu skalnym. To najwyżej położone całoroczne schronisko w całych Tatrach, obchodzące w tym roku 105. urodziny. Od dziesięciu lat szefuje tutaj Miro Jilek. Chata cieszy się olbrzymią popularnością od zawsze. Taternicy mają stąd blisko na słynną zachodnią ścianę Łomnicy, zerwy Pośredniej Grani, ściany Lodowego i Małego Lodowego. Ci, którzy się nie wspinają, chodzą stąd przez Czerwoną Ławkę do sąsiedniej Doliny Staroleśnej lub przez Lodową Przełęcz do Doliny Jaworowej i dalej na Łysą Polanę. Gdy wyjdziemy wczesnym rankiem, możemy zdobyć dwa „honorne szczyty”, na które nie wiodą oznakowane szlaki – Lodowy i Barabie Rogi; warto zostać tu na dwa noclegi.
Po zmierzchu zostają tylko ci, którzy tutaj nocują. Lampy naftowe na stołach, grzane wino w kubkach i rozmowy o górach. Miro zagadujący do gości i tak do godziny dwudziestej drugiej. Tylko szesnaście osób mieści się w łóżkach, ale nie zdarzyło się jeszcze, żeby Miro nie przyjął kogoś z powodu braku miejsc. Jeśli nie ma miejsca w jadalniach, goście kładą się w korytarzu, na schodach, nierzadko w pokojach obsługi. Dzięki Miro panuje tutaj atmosfera, dla której chce się wracać. Całe szczęście, możemy to zrobić o każdej porze roku. Zawsze tutaj pięknie, a jeśli mamy szczęście do pogodnej nocy – wystarczy wyjść przed chatę, by trzeba było schylać głowę przed próbującymi potargać włosy gwiazdami. Miro i jego ekipa zawsze przywitają nas uśmiechem i gorącą herbatą. Jeśli to kolejna nasza wizyta – pamiętają nas z poprzednich i traktują jak rodzinę. I już dla tego jednego schroniska warto wracać w Tatry jak najczęściej.

 

 

W końcu to Gerlach!

 

Po dwóch noclegach idziemy na słynną Czerwoną Ławkę. Na przełęcz o sławie dorównującej naszemu Zawratowi prowadzi prawie dwustumetrowej długości łańcuch. Potem w dół, przez piargi i skalne ścieżki do Zbójnickiej Chaty. Odbudowana kilka lat temu po pożarze z roku 1998 również cieszy się popularnością wśród ludzi gór.
Kolejny dzień to przejście dwóch przełęczy: Rohatki i Polskiego Grzebienia. Naszym celem jest najbrzydsze z tutejszych schronisk. Stojący pod Gerlachem Śląski Dom to właściwie hotel górski, ale i doskonała baza startowa na „króla Tatr”. Wynajęty wcześniej przewodnik Horskiej Slużby przychodzi po nas wczesnym rankiem. Niecałe trzy godziny wycieczki przez tak zwaną Wielicką Próbę (ubezpieczenia metalowe od strony Doliny Wielickiej) i jesteśmy na szczycie. Schodzimy w stronę Stawu Batyżowieckeigo. Wyprawa taka kosztuje około ośmiuset koron od osoby, ale warto – w końcu to Gerlach.

 

 

Tablice

 

Dalsza droga to odpoczynek po zdobyciu najwyższego szczytu Tatr. Idziemy magistralą tatrzańską (łagodnie opadający i wznoszący się szlak) do Schroniska nad Popradzkim Stawem. Przed samym zejściem nad staw (nużąca, spiralna ścieżka) wejście na Osterwę – z niej rozpościera się jedna z najpiękniejszych panoram w tych górach: grań Baszt z górującym Szatanem, Dolina Mięguszowiecka, Mięguszowieckie Szczyty, Rysy, Wysoka...
Schronisko nad Popradzkim Stawem to odpowiednik naszego Morskiego Oka – można tutaj dotrzeć w godzinę ze Szczyrbskiego Jeziora wygodnym szlakiem lub asfaltową drogą ze stacji kolejki. Nocujemy, by następnego dnia wyruszyć na Rysy.
Rano najpierw idziemy na drugą stronę stawu, na Cmentarz Symboliczny pod Osterwą. Wśród drzew, na skałach, znajduje się wiele tablic z nazwiskami ludzi związanych z Tatrami, którzy zginęli w nich albo poza nimi. Najwięcej polskich nazwisk, jedna z najstarszych tablic poświęcona jest Klimkowi Bachledzie.

 

 

Łatwe Rysy

 

Z cmentarza idziemy na Rysy. Na początku szlaku zadaszenie, a pod nimi worki z koksem. Obok tabliczka: każdy, kto wniesie kilkukilogramowy worek, dostanie w schronisku kubek herbaty w podzięce. Dwie i pół godziny wędrówki Doliną Mięguszowiecką, zakosami ścieżek, kilka metrów łańcucha i jesteśmy w najwyżej położonym schronisku w całych Tatrach. Co kilka lat ustawicznie niszczone przez zimowe lawiny, jest jednym z tych miejsc, gdzie trzeba być. I znowu decyduje osoba chatara – Victora Beranka. To jeszcze jeden z legendarnych gospodarzy miejscowych schronisk i „Szerpów” tatrzańskich.
O świcie idziemy szybkim krokiem na Rysy. Ze schroniska to tylko pół godziny łatwego szlaku. Najprzedniejsza panorama – dookoła morze gór, najbliżej oczywiście Ganek i imponująca Galeria Gankowa oraz Wysoka. Nisko, wydaje się na wyciągnięcie ręki, Morskie Oko – to jednak cztery godziny niełatwego szlaku. Po sesji zdjęciowej schodzimy w dół. Pożegnanie z Victorem i powrót do cywilizacji.
Propozycji wędrówek po Tatrach jest wiele. To tylko jedna z nich – od chaty do chaty. Każda pora roku jest dobra, żeby tutaj przyjechać. Tatry są zawsze piękne i nie na darmo Słowacy nazywają je najpiękniejszymi górami świata.
A po trudach górskiej wędrówki dobrze jest odwiedzić miejscowość Poprad, aby korzystając z atrakcji tamtejszego słynnego aquaparku, zregenerować organizm.