Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2006-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2006 na stronie nr. 10.

Tekst i zdjęcia: Jarosław Tondos, Zdjęcia: Andrzej Lisowski,

Łza Indii


Z okien samolotu Sri Lanka wygląda jak ogromna łza i właśnie Łzą Indii nazywali tę wyspę Hindusi, którzy od zarania dziejów próbowali podbić i zdominować jej mieszkańców. Nigdy im się to nie udało. I całe szczęście, bo dzięki temu kraj zachował swoją kulturę i tradycję, które co prawda ulegają wpływom swojego wielkiego sąsiada, ale w dalszym ciągu stanowią o odrębności Cejlończyków.

 

Posąg Buddy w oddalonym o dwanaście kilometrów od Anuradhapury Mihintale, pierwszym miejscu, gdzie wprowadzono buddyzm na Cejlonie.

W świątyni Dalada Maligawa w Kandy przechowywana jest szkatuła z zębem Buddy – najcenniejszą relikwią wyznawców buddyzmu na Cejlonie.

Pozostałości Pollonaruwy, drugiej stolicy Syngalezów, najlepiej świadczą o potędze dawnego Cejlonu.

 

Negombo to jedyny międzynarodowy port lotniczy na wyspie. Kiedy samolot podchodzi do lądowania, z okien widać jeden wielki gaj palmowy. Ma się wrażenie, że maszyna usiądzie na tym dywanie drzew. Wszystko przebiega jednak normalnie i po chwili strażnik graniczny wstawia w paszporcie darmową wizę upoważniającą do miesięcznego pobytu w tym kraju.
Negombo to mała, przytulna mieścina rybacka, gdzie większość budynków została wybudowana w XVII wieku przez holenderskich kolonizatorów, którzy uczynili z niej swoją główną faktorię handlową na wyspie. Pozostałością po nich są między innymi kościoły, których wieże wyglądają dość niezwykle w scenerii plaż, palm i innej tropikalnej roślinności. W mieścinie na uwagę zasługują tradycyjne rybackie czółna, zwane oruvas, które cumują w licznych kanałach przecinających biegnącą wzdłuż wybrzeża główną ulicę. Bardzo wąskie i wyposażone w duży statecznik przymocowany do jednego z boków służą miejscowym rybakom do połowów, głównego zajęcia tutejszych mieszkańców.
Główną zaletą Negombo jest jednak... bliskość Kolombo – stolicy kraju, która leży zaledwie dwadzieścia kilometrów na południe. Miejscowość jest doskonałym miejscem wypadowym do zwiedzenia lankijskiej metropolii i ma jeszcze jedną niewątpliwą zaletę – hotele i pensjonaty są tu dwu-, trzykrotnie tańsze niż w stolicy.

 

 

Jedna nazwa – kilka miast

 

Kilkusettysięczne Kolombo to największe miasto na wyspie. Składa się na nie zlepek kilku miejscowości, które w przeszłości funkcjonowały oddzielnie, a z czasem połączyły się w jeden organizm miejski. Miasto jest ogromne, zatłoczone, nieustannie panuje w nim chaotyczny ruch uliczny i trudno nazwać je urokliwym. Nieliczne zabytki są bardzo porozrzucane i niełatwo do nich dotrzeć. Najciekawsze z nich znajdują się w dzielnicy Kote, która przed laty była stolicą Cejlonu. Warto tu zobaczyć budynek parlamentu i pobliskie nowoczesne centrum kongresowe, symbolizujące współczesną historię Sri Lanki. Samo Kolombo to plątanina kolonialnej architektury i nowoczesnych budynków, z którymi kontrastują tysiące ulicznych straganów. Zakupy najlepiej robić jednak w dzielnicy Pettah, sąsiadującej z portem. Kiedyś miejsce to zamieszkiwali rybacy i pracownicy portu, którzy wznosili tu swoje domostwa. Na powstałych ulicach z czasem zaczął się rozwijać handel. Obecnie całą dzielnicę pokrywają sklepiki, w których kupić można dosłownie wszystko. Kolorytu miejscu dodaje fakt, że mieszkają tu wyznawcy wszystkich religii obecnych na wyspie. Meczety sąsiadują ze świątyniami hinduistycznymi i buddyjskimi oraz kościołami chrześcijańskimi. To istne pomieszanie ras, języków i obyczajów, ale właśnie dzięki temu dzielnica tętni życiem na okrągło.

 

 

Pomoc wciąż potrzebna

Blisko dwa lata po tragicznym tsunami, które w grudniu 2004 roku nawiedziło południowo-wschodnią Azję, wiele ofiar tego kataklizmu pozostaje nadal bez dachu nad głową. Sri Lanka jest po Indonezji drugim krajem, w którym spustoszenia spowodowane kataklizmem były największe. Zniszczeniu uległo niemal całe południowe wybrzeże tej „rajskiej wyspy”. Rząd w Kolombo robi, co może, żeby przywrócić sytuację do normalności. Za pieniądze z budżetu naprawiono drogi, linie kolejowe i infrastrukturę publiczną. Ale władze centralne nie są w stanie pomóc zwykłym ludziom w odbudowaniu ich domów. Zanim życie na rajskiej wyspie wróci do normy, bezpośrednia pomoc dla ofiar tsunami będzie jeszcze bardzo długo potrzebna. Warto więc wesprzeć finansowo te organizacje, które zapewniają bezpośrednią pomoc mieszkańcom Sri Lanki.

 

W ogrodzie botanicznym Peredeniya znajduje się jedna z największych na świecie kolekcji palm.

Sierociniec słoni w miejscowości Pinnawela jest bardzo często odwiedzany przez turystów.

W centralnym punkcie ogrodu botanicznego Peredeniya znajduje się olbrzymi figowiec. Powierzchnia, jaką zajmuje jego korona, przekracza półtora tysiąca metrów kwadratowych.

 

Złoty Trójkąt

 

Najciekawsze zabytki, świadkowie liczącej przeszło dwa i pół tysiąca lat historii Cejlonu, znajdują się w tak zwanym. Złotym Trójkącie, nazwanym także Trójkątem Historycznym. Tworzą go trzy dawne stolice wyspy – Anuradhapura, Hikkaduwa i Kandy.
Potęga Sri Lanki zaczęła się w Anuradhapurze. Osada, założona w IV wieku p.n.e. przez Syngalezów, rdzennych mieszkańców Cejlonu, szybko rozrosła się w potężne jak na ówczesne czasy miasto. W okresie rozkwitu żyło tu przeszło trzydzieści tysięcy mieszkańców, zaś samo miasto słynęło ze swych świątyń, łaźni, ogrodów oraz... systemu wodociągów. Przeszło dwa tysiące lat temu zasadzono tu święte drzewo Sri Maha Bodhi, które – jak twierdzą tubylcy – jest najstarszym drzewem świata. Powtarzana od setek lat legenda głosi, że jego zaszczepkę, pochodzącą z figowca w północnoindyjskim Bodnath, pod którym Budda doznał olśnienia, przywieźli tu pierwsi wyznawcy buddyzmu. W ten sposób zaszczepiono na wyspie buddyzm. W każdym razie drzewo jest miejscem pielgrzymek osób wyznających tę religię. Żeby się dostać w jego pobliże, trzeba przejść przez specjalne policyjne bramki. Wokół drzewa można spotkać dziesiątki pielgrzymów medytujących w ciszy i skupieniu.
W kolejnych latach powstały tu liczne pałace, klasztory oraz buddyjskie świątynie i stupy, których pozostałości można podziwiać obecnie. Okres świetności miasta trwał przeszło tysiąc lat. Potężna i bogata stolica upadła jednak pod naporem Tamilów, przybyłych na Cejlon z pobliskich Indii.
Odległa o kilkadziesiąt kilometrów Polonnaruwa to druga historyczna stolica Syngalezów. Wybudowano ją z jeszcze większym rozmachem. W centralnej części miasta wznosił się siedmiopiętrowy pałac królewski, w którym znajdowało się przeszło pięćdziesiąt komnat zarezerwowanych wyłącznie dla króla i jego rodziny. Dworska świta mieszkała w domach i pomieszczeniach okalających zamek. Tuż obok zamku wznosił się też kompleks świątynny, w którym przechowywano najświętszą relikwię królestwa – ząb Buddy, który w czasach króla Anuradhapury przemyciła z Indii na wyspę syngaleska księżniczka. Warto dodać, że cały ogromny kompleks pałacowy był skanalizowany, a w środku znajdowały się takie luksusy jak łaźnie, toalety, a nawet basen. Jedną z największych atrakcji Polonnaruwy jest ogromna pionowa skała, w której wykuto trzy olbrzymie posągi Buddy – leżącego, siedzącego i stojącego. Kunszt rzemieślników, którzy je wykonali, można podziwiać do dziś, posągi są bowiem najlepiej zachowanymi pozostałościami dawnej świetności miasta. Polonnaruwa była stolicą zaledwie przez trzy wieki. Wybudowane pośród mokradeł miasto było trudne do zdobycia, ale tym razem to nie najeźdźcy, ale natura zmusiła Syngalezów do opuszczenia swojej stolicy – w okolicy roiło się bowiem od komarów, które co rusz wywoływały epidemie malarii.
Stolicę przeniesiono ponownie. Wybór padł na miejscowość Kandy. Tym razem usytuowanie wybrano idealnie – miasto położone wysoko w górach, nad brzegiem jeziora, aż do 1815 roku nie poddało się ani najeźdźcom, ani kolonizatorom i do dziś stanowi symbol syngaleskiej niepodległości. Do dziś właśnie tutaj przechowywany jest ząb Buddy. Relikwia znajduje się w bogato inkrustowanej drewnianej szkatule, która przechowywana jest w świątyni Dalada Maligawa. Przez większą część roku można ją zobaczyć jedynie przez okienko. Wyjątkiem jest sierpniowa procesja, kiedy umieszcza się ją na grzbiecie słonia prowadzącego paradę z udziałem mnichów, muzyków, połykaczy ognia i kilkudziesięciu odświętnie ubranych innych słoni. Kolejnym ciekawym miejscem, którego nie sposób przeoczyć, jest również doskonale zachowany do współczesnych czasów pałac króla Sri Wikramy, w którym na szczególną uwagę zasługuje wspaniale zdobiona drewniana sala audiencyjna.
Współcześnie Kandy to drugie co do wielkości miasto Cejlonu. Panuje w nim względnie umiarkowany klimat – miejscowość otoczona jest górami i leży na wysokości 500 metrów n.p.m., dzięki czemu podróżni łatwo znajdą tu wytchnienie od upałów panujących na wybrzeżu. Kandy, leżące niemal w samym środku wyspy, jest świetnym punktem wypadowym w okolice.

 

 

W świecie roślin i królestwie słoni

 

Zaledwie kilka kilometrów od miasta znajduje się Peredeniya Botanic Garden – jeden z największych i najwspanialszych ogrodów botanicznych na świecie. Składa się z kilkunastu kwartałów, gdzie prezentowane są rośliny z różnych stref klimatycznych. Jednym z najciekawszych miejsc jest kolekcja palm. Znaleźć tu można dziesiątki gatunków tych roślin. Na szczególną uwagę zasługują palmy talipot, rosnące jedynie na Cejlonie, ale też i takie perełki jak palma wachlarzowa czy palma dwukokosowa, występująca endemicznie na Seszelach (podobno jej orzechy dotarły na Sri Lankę przyniesione morskimi prądami i falami). Nie mniej ciekawy jest pawilon z orchideami, gdzie znajduje się przeszło sto gatunków tych kwiatów. W centralnej części parku rośnie olbrzymi figowiec, którego korona obejmuje przeszło półtora tysiąca metrów kwadratowych! W ogrodzie znajduje się też aleja, w której drzewa sadzili znani ludzie. Jeśli dobrze poszukać, to można tu między innymi znaleźć drzewo zasadzone przez polskiego premiera Józefa Cyrankiewicza.
Kilkadziesiąt kilometrów dalej, w miejscowości Pinnawela, istnieje sierociniec dla słoni. Znajdują tu schronienie małe słoniątka, porzucone lub osierocone przez matki. Pracownicy sierocińca opiekują się maluchami i karmią je do czasu, gdy staną się dorosłe i będą mogły pracować. Na Sri Lance jest blisko trzy i pół tysiąca słoni. W większości służą one do prac polowych i leśnych, ale często też biorą udział w różnego rodzaju ceremoniach.
Zwierzę to jest niekoronowanym symbolem wyspy, a tubylcy darzą je ogromną atencją. Pinnawela jest tego najlepszym przykładem. Najciekawsza i najbardziej widokowa scena z codziennego życia słoniątek to chwile kąpieli. Codziennie po południu opiekunowie prowadzą całe stadko do pobliskiej rzeki, gdzie przez półtorej godziny maluchy pluskają się w wodzie (widok ten najlepiej podziwiać z trybun, które wybudowano tuż przy samej rzece). Równie ciekawy jest też ceremoniał karmienia, kiedy opiekunowie za pomocą ogromnych butelek, wyposażonych w nie mniejsze smoczki, karmią kilkusetkilogramowe „maluchy”.

 

Pomiędzy potężnymi, wykutymi w skale łapami lwa znajduje się początek ścieżki prowadzącej na szczyt Lwiej Skały.

Mimo upływu ponad półtora tysiąca lat naskalne rysunki w Sigirii, obrazujące damy dworu, zachowały się w doskonałym stanie.

Lwia Skała w Sigirii wybija się ponad równinę na wysokość blisko dwustu metrów.

 

Lwia Skała

 

Prawie w samym centrum Sri Lanki, niedaleko jeziora Mineria, ponad linię horyzontu wybija się majestatyczna, wysoka na 180 metrów skała – Sigirija. Jej nagie ściany i surowy wygląd zawsze wzbudzały respekt mieszkańców Cejlonu. Nie sam wygląd jest jednak najciekawszy – na jej szczycie wznoszą się ruiny królewskiego pałacu, które są doniosłym pomnikiem ludzkiego strachu i nienawiści...
Wszystko poszło – jak to zwykle bywa – o władzę i pieniądze. A dokładniej mówiąc o sukcesję po królu Dhatusenie panującym nad Cejlonem w drugiej połowie V stulecia. Władca ten miał dwóch synów – Moggallana i Kassapę. Młodszy z nich – Kassapa – nie mógł liczyć na królewskie dziedzictwo. Nie dość, że następcą tronu mianowano starszego brata, to w dodatku jego matka nie była legalną małżonką królewską. Uparty młodzian nie zrezygnował jednak z pretensji do sukcesji tronu. W 473 roku zawiązał spisek, w wyniku którego pojmano i uwięziono króla ojca. Wkrótce potem stary władca dokonał żywota. Kroniki wspominają, że został on żywcem zakopany, gdyż nie chciał zdradzić miejsca, gdzie ukrył swoje – rzekomo legendarnej wartości – skarby. Nowym królem został Kassapa. Jego szczęście nie było jednak pełne, gdyż starszy brat Moggallan zdołał ujść represjom i nagonce. Wraz z najwierniejszymi wojownikami znalazł schronienie w pobliskich Indiach, gdzie poprzysiągł bratu ojcobójcy rychłą zemstę.
Chcąc się zabezpieczyć przed realizacją obietnicy brata, Kassapa przenosi się do Sigirii, gdzie postanawia osiąść na szczycie skalistego płaskowyżu, dumnie wznoszącego się ponad horyzont. Takiej stolicy nie miał chyba nigdy i nigdzie żaden panujący! Na szczycie skały wzniesiono nie tylko królewski pałac, lecz także warowną twierdzę, dostateczne dużą, by pomieścić wystarczającą liczbę wojska oraz spichlerze na żywność, w których zgromadzono odpowiednie zapasy. Na górze wydrążono nawet potężne zbiorniki na wodę, dzięki którym obrońcy mogli przetrzymać wielomiesięczne oblężenie. Na szczyt prowadziło kilkaset stopni wykutych w stromym skalnym zboczu. Kosztem wielu ludzkich istnień wciągnięto tam nawet potężne kamienne głazy, które miały być zrzucane na ewentualnych najeźdźców. Całości dopełniały system fortyfikacji oraz fosa wypełniona wodą.
W wolnym tłumaczeniu Sigirija znaczy tyle co Lwia Skała, i faktycznie twierdza zdawała się być niezdobyta. Kassapa mógł czuć się bezpiecznie. Wiódł dostatni żywot, nie brak było tu niczego: ogrody, baseny, zabawy i hulanki. Lubując się w zbytkach, wciąż jednak wypatrywał brata.
Moggallana długo zbierał siły. Liczne koalicje, które zawiązał, goszcząc w południowych Indiach, zrobiły jednak swoje. Ostatecznie, w 491 roku, na czele potężnej armii przybył na Cejlon i niemal z marszu przystąpił do oblężenia Sigirii.
Niedługo, bo zaledwie osiemnaście lat, Kassapa cieszył się królestwem – po przegranej bitwie odebrał sobie życie na polu walki. Dzisiaj z dawnej świetności pozostały tylko fundamenty pałacu oraz dość dobrze zachowane malowidła naścienne przedstawiające damy dworu.
Niedaleko Sigirii znajduje się też słynna świątynia Dambula. Wykute w litej skale groty mieszczą 150 kamiennych statuetek – od małych posążków medytującego Buddy aż po piętnastometrowy monument przedstawiający go w pozycji leżącej. Kompleks świątynny usytuowany jest pod wiszącą skałą. Kiedyś znajdowała się tu jedna, naturalna grota. Legenda głosi, że w I wieku p.n.e. schronił się w niej król Valagam Bahu, wygnany ze swego pałacu przez rywala. Kiedy odzyskał tron, zamienił jaskinię na wspaniałe świątynie i ufundował pierwsze statuetki Buddy.

 

 

W królestwie przypraw i herbaty

 

Dzięki swemu klimatowi Cejlon od zarania dziejów był jednym z głównych miejsc uprawy różnorodnych przypraw – cynamonu, gałki muszkatołowej, goździków, pieprzu i wanilii. Jednymi z pierwszych, którzy tu przybyli, byli arabscy żeglarze. Przez setki lat zakładali oni liczne kolonie handlowe wzdłuż wybrzeża (do dziś pamiątką po tamtych czasach jest liczna mniejszość pochodzenia arabskiego). Kiedy w XVI wieku na wyspie pojawili się europejscy kolonizatorzy – początkowo Portugalczycy, a następnie Holendrzy – handel przyprawami rozwinął się jeszcze bardziej. Jednak prawdziwy rozkwit upraw przyniosła dopiero kolonializacja angielska. W XIX wieku Cejlon – jak nazwali wyspę synowie Albionu – stał się częścią Korony Brytyjskiej. Mniej więcej właśnie wtedy zaczęto tu uprawiać herbatę. Anglicy szybko dostrzegli, że górzyste tereny we wnętrzu wyspy to wymarzone miejsca na uprawę tej rośliny. Herbaciane plantacje i małe faktorie jak grzyby po deszczu zaczęły więc pokrywać górskie zbocza w okolicy Nuwara Eliya, często nazywanego w skrócie N'Eliya (co znamienne, do teraz mówi się na to miejsce Mała Anglia). Cała okolica usiana jest dywanami herbacianych krzaczków, pośród których uwijają się tamilskie kobiety z jutowymi workami, do których ręcznie zbierają najdelikatniejsze listki z samej góry rośliny. Obok plantacji znajdują się fabryki, w których można zobaczyć cały proces wytwarzania herbat – od sortowania świeżo zerwanych liści, przez fermentowanie i suszenie, na mieleniu i paczkowaniu skończywszy. Zdecydowana większość plantacji i fabryk w dalszym ciągu pozostaje w rękach brytyjskich. Najlepiej świadczą o tym szyldy, które się widzi w okolicy: Lipton, Earl Grey.

 

Górzyste tereny we wnętrzu wyspy to wymarzone miejsca na uprawę herbaty.

Wyznawcy buddyzmu, hinduizmu i islamu wierzą, że w tym miejscu zstąpił na ziemię odpowiednio: Budda, Siwa lub pierwszy człowiek – Adam.

Święta góra

 

Pośrodku herbacianych plantacji wznosi się też Szczyt Adama, jedno z głównych miejsc kultu i centrum pielgrzymkowe, do którego – co ciekawe – przybywają wyznawcy trzech głównych religii Sri Lanki: buddyzmu, hinduizmu i islamu. Na samym szczycie mierzącej 2243 metry góry znajduje się niewielkie wgłębienie w kształcie ludzkiej stopy. Wyznawcy tych religii wierzą, że w miejscu tym zstąpił na ziemię odpowiednio: Budda, Siwa lub pierwszy człowiek – Adam.
Góra jest stosunkowo rzadko odwiedzana przez turystów, leży bowiem w trudno dostępnym rejonie Sri Lanki. Najlepszą bazą wypadową jest miejscowość Dalhousie, gdzie znajduje się kilka małych pensjonatów. Na szczyt najlepiej się wybrać w środku nocy, około drugiej. Wspinaczka w dzień, kiedy z nieba leje się żar, potęgowany przez duże zawilgocenie powietrza, jest dużo bardziej uciążliwa, ale przede wszystkim – na szczycie warto być przed wschodem słońca. Świt to bowiem jedyna chwila, kiedy można zobaczyć cień, jaki góra rzuca na całą wyspę.
Wejście na górę jest bardzo uciążliwe. I nie chodzi bynajmniej o wysokość czy trudność szlaku, ale o fakt, że cała droga prowadzi po... schodach. Widząc niekończące się kamienne (i miejscami bardzo strome) stopnie prowadzące od podnóża na sam szczyt, trzeba mieć naprawdę wiele samozaparcia, aby nie zrezygnować z marszu. Blisko czterogodzinna wyprawa jest prawdziwą torturą, w dodatku w miarę wysokości robi się coraz zimniej. Promienie wschodzącego słońca i ukazujące się wtedy widoki rekompensują jednak w zupełności poniesiony trud.

 

 

Odpoczynek

 

Po intensywnym zwiedzaniu dobrze jest przed powrotem do kraju trochę odpocząć. Idealnie nadaje się do tego południowo-zachodnie wybrzeże. Pomiędzy miejscowościami Galle a Hikkaduwa znajduje się wiele pięknych piaszczystych plaż z licznymi i w miarę tanimi bungalowami. Okolica – prócz walorów wypoczynkowych – oferuje też sporo atrakcji. Samo Galle to pokolonialne miasto założone jeszcze w czasach Portugalczyków, nad którym góruje potężna twierdza obronna, otoczona murami wzniesionymi przez Holendrów. Podobno kiedyś był to najlepiej ufortyfikowany port w całej Azji Południowo-Wschodniej. Wzdłuż wybrzeża można także spotkać liczne farmy żółwi morskich, bowiem plaże południa wyspy to jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie zwierzęta te składają jaja. Ruch turystyczny, który rozwinął się na Sri Lance, sprawił, że wiele naturalnych miejsc lęgowych zostało zajętych przez hotele. Władze kraju postanowiły dopomóc przyrodzie, tworząc specjalne farmy, gdzie żółwie mogą swobodnie składać jaja.
Na południe od Hikkaduwy częstym widokiem jest wybrzeże najeżone żerdziami wbitymi w wodę. To unikatowy sposób, w jaki miejscowi rybacy dokonują połowów. Na tyczkach umocowane są specjalne siedziska, na których – w trakcie przypływu – zasiadają rybacy z długimi wędziskami bądź podbierakami. Skąd się wziął taki sposób łowienia? W tym miejscy wybrzeża występują rafy koralowe powodujące powstawanie dużych fal, które utrudniają żeglugę. Połów z tyczki jest więc jedynym bezpiecznym sposobem, który mogą tutaj stosować rybacy. To jedno z najlepszych miejsc na zakończenie pobytu na Sri Lance.