Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2005-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2005 na stronie nr. 8.

Tekst: Jarosław Pokrzywnicki,

Rzym Wschodu

Stambuł

Miasto nad Bosforem było stolicą trzech światowych potęg: cesarstwa rzymskiego, cesarstwa bizantyńskiego i wielkiego imperium Turków osmańskich. Nazywano je Bizancjum, Konstantynopol i Stambuł. Przez blisko tysiąc lat Stambuł był najważniejszym miastem zarówno dla Zachodu, jak i Bliskiego Wschodu. Pomostem łączącym Europę z Azją.

 

Kiedy w 1923 roku siedziba rządu, agendy rządowe i ambasady zostały przeniesione do Ankary, Stambuł po raz pierwszy od szesnastu wieków przestał pełnić funkcję stolicy. Mimo to pozostał największym miastem Turcji, jej stolicą kulturalną i ekonomiczną.

 

 

Z woli wyroczni

 

Największą atrakcją Stambułu jest jego położenie – na wzgórzach otoczonych wodami Bosforu i zatoki Złoty Róg. Miejsce wybrała – jak głosi legenda – wyrocznia delficka, nakazując Byzasowi, jednemu z Argonautów, by zakładając osadę, szukał „sąsiedztwa ślepców”. Po azjatyckiej stronie Bosforu znajdowała się grecka kolonia. Jej mieszkańcy nie dostrzegli, że leżący naprzeciwko pagórkowaty półwysep, okalający głęboką zatokę, to naturalny port. Nad zatoką, nazwaną Złotym Rogiem, w VII wieku przed naszą erą, powstało miasto, które wkrótce stało się jednym z najważniejszych ośrodków tej części świata.
Stare miasto w granicach antycznych murów zdumiewa rozległością. Żeby się o tym przekonać warto wspiąć się na XIV-wieczną wieżę Galata, wzniesioną przez Genueńczyków. Z tej ponadsześćdziesięciometrowej budowli rozpościera się zapierający dech widok. Ponad morze dachów przebijają się wieże minaretów. Dalej widać Bosfor i zawieszone nad wodą mosty, prowadzące na drugi, azjatycki brzeg Stambułu.

 

 

Gest Konstantyna

 

Od czego zacząć wędrówkę po mieście? Tyle tu zabytkowych budowli, muzeów, galerii... Obojętnie, w którą stronę się udamy czeka nas spotkanie z historią.
Dla miasta szczególnie zapisał się cesarz rzymski Konstantyn I Wielki, który w 330 roku naszej ery przeniósł stolicę cesarstwa z Rzymu do Bizancjum, nadając jej nazwę Nowy Rzym. Jednak próbę czasu przetrwała nazwa Konstantynopol. Cesarz poszerzył przeszło pięciokrotnie obszar dawnego Bizancjum, wzniósł trzydzieści pałaców i świątyń, ponad cztery tysiące budynków użyteczności publicznej, cyrk, dwa teatry, hipodrom, ponad sto pięćdziesiąt łaźni oraz osiem akweduktów.
Sława stolicy imperium spowodowała, iż w niespełna sto lat później trzeba było znowu rozbudować miasto, otaczając je kolejnymi potężnymi murami. Ich potęga budzi podziw do dziś. Podwójny łańcuch umocnień z jedenastoma bramami i licznymi wieżami przez ponad tysiąc lat chronił miasto.
Spośród rzymskich cesarzy należy wspomnieć jeszcze Justyniana, któremu Stambuł, a także świat, zawdzięcza jeden z najwspanialszych zabytków: bazylikę Hagia Sophia, czyli kościół Mądrości Bożej.

 

 

Niebo na Ziemi

 

To, że świątynia przetrwała mimo wielokrotnych wojen i innych kataklizmów, jest zarówno rezultatem geniuszu, jak i Mądrości, a raczej Opatrzności Bożej. Wnętrze zaprojektowano jako odbicie nieba na ziemi. Zwieńczeniem jej jest ogromna kopuła, która wydaje się nie mieć żadnych podpór. Starożytni uważali nawet, iż kopuła zawieszona jest na łańcuchu „przymocowanym” do nieba. Przez prawie tysiąc lat, do czasów wybudowania bazyliki Świętego Piotra w Rzymie, Hagia Sophia była największym kościołem chrześcijańskiego świata. W XV wieku zdobywcy Konstantynopola przekształcili chrześcijańską świątynię w meczet, dobudowując minarety, dodając inne charakterystyczne elementy. O kunszcie budowniczych świadczy również fakt, iż żaden z wielkich (a jest ich kilkanaście) i niewątpliwie wspaniałych meczetów stambulskich (które są szczytowymi osiągnięciami architektury osmańskiej, zachwycającymi zastosowanymi proporcjami i rozwiązaniami konstrukcyjnymi) nie dorównuje Hagii Sophii pod względem wysokości sklepienia i rozmiarów samej kopuły. W 1935 roku Atatürk uczynił ze świątyni muzeum i dziś można się do woli rozkoszować pięknem jej wnętrza, choć w sezonie należy być przygotowanym na bardzo długą kolejkę po bilet wstępu.

 

 

Z wizytą u sułtana

 

Z czasów osmańskich najwspanialszym zabytkiem świeckim jest z pewnością pałac Topkapi. Rezydencja sułtanów przez trzy wieki – do połowy XIX stulecia. Zachwyt budzi orientalny przepych budowli, które zgrupowane wokół czterech dziedzińców były odzwierciedleniem obozu namiotów, w jakich niegdyś mieszkały koczownicze plemiona tureckie. Podziwiając ociekające złotem meczety, biblioteki, łaźnie, skarbiec i arsenał, warto się nieco dłużej zatrzymać na tarasie, skąd rozpościera się urzekająca panorama miasta. To tutaj podobno odpoczywali sułtani, ciesząc oczy widokiem statków płynących przez Zatokę Złotego Rogu.
Sercem bizantyńskiego Konstantynopola był hipodrom. Do dziś z czasów starożytnych pozostały trzy pomniki: między innymi liczący około półtora tysiąca lat pokryty hieroglifami obelisk z Luksoru.
Obok hipodromu znajduje się jeden z charakterystycznych symboli miasta – Błękitny Meczet, którego nazwa pochodzi od fajansowej dekoracji, pokrywającej całe ściany aż do górnych okien. Meczet jest jednym z miejsc najczęściej odwiedzanych przez turystów, pomimo iż w dalszym ciągu pełni funkcję obiektu kultu religijnego. Z tego względu wyznawcy innych religii mogą go zwiedzać jedynie w czasie, kiedy nie ma modłów, korzystając wyłącznie z bocznego wejścia.

 

 

Głowy Meduzy

 

Nieopodal znajduje się kolejny cud dawnej architektury bizantyńskiej – Podziemny Pałac, czyli Yerebatan Sarayi. Nie był to nigdy pałac – mieścił gigantyczny zbiornik na wodę. Wybudowano go za czasów Justyniana, aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie miasta na wodę pitną, niezbędną zwłaszcza podczas licznych oblężeń. Sklepienie tego największego i najpiękniejszego z licznych zbiorników bizantyńskich wspiera się na trzystu trzydziestu sześciu ośmiometrowych kolumnach. Do budowy wykorzystano elementy ze starych konstrukcji – stąd obecność między innymi głów Meduz, wykorzystanych jako podpory dla kolumn. Dzisiaj w tym niezwykłym wnętrzu dyskretnie brzmią tony muzyki klasycznej, nastrojowi sprzyja podświetlenie ścian i kolumn. Miejsce zaskakuje harmonią i spokojem, jego przyjemny chłód pozwala odetchnąć od trudów zwiedzania.

 

 

Metropolia

 

Poza zabytkami Stambuł, tak jak każda wielka światowa metropolia, ma również nowoczesne centra handlowe, drapacze chmur, będące siedzibami zachodnich koncernów czy wiodących firm tureckich.
Organizowane są tutaj imprezy sportowe światowej rangi. Kibice piłki nożnej wciąż pamiętają finał Ligi Mistrzów w maju tego roku, a miłośnicy wyścigów samochodowych zawody Formuły 1. Nad Bosforem jest wiele miejsc, które gwarnym tłumem i eleganckim wystrojem sklepów i kafejek przywodzą na myśl europejskie stolice. By się o tym przekonać, warto mostem Galeta przemieścić się na drugą stronę zatoki Złoty Róg, do najelegantszej dzielnicy miasta Beyoglu.
Współczesny Stambuł musi pogodzić potrzeby mieszkańców i zaspokoić oczekiwania coraz liczniej odwiedzających miasto turystów. Każda inwestycja w historycznej części miasta przypomina budowanie w Rzymie. Gdzie się nie grzebnie łopatą, już znajdują się jakieś antyczne szczątki i trzeba ściągać na miejsce budowy ekipy archeologów. Trwa budowa oczekiwanych inwestycji: metra i dwóch mostów nad Bosforem. Starszy z nich, Bosforski, jest jednym z dłuższych wiszących mostów na świecie (długość przęsła wynosi 1074 metry, całość zawieszona jest 64 metry ponad poziomem morza). Położony bardziej na północ most Zdobywcy (Fatim) jest nieco mniejszy.

 

 

Tylko handel

 

Dla wielu ludzi miasto nad Bosforem to przede wszystkim handel. Od pewnego czasu najpiękniejsza świątynia handlu, największy na świecie kryty bazar stał się zabytkiem, obejmującym ponad cztery tysiące sklepików, warsztatów, banków, meczetów, restauracji, kawiarenek, kilka kilometrów uliczek, tysiące naganiaczy i przekrzykujących się wzajemnie kupców. Na półkach królują głównie pamiątki, wyroby ze złota i srebra, dywany i inne rękodzieło, także odzież, materiały, przyprawy. Sprzedawcy nikomu nie pozwalają przejść obojętnie, zagadując przechodniów we wszystkich językach świata, nie wyłączając polskiego.
Nie żałuję, że dałem się porwać panującej na bazarze gorączce handlu. Zgodnie z tutejszym zwyczajem rozpocząłem targowanie. Po daniu się wciągnąć w spektakl jego elementem był poczęstunek słodką turecką herbatą w charakterystycznych malutkich szklaneczkach. Po półgodzinie rozstaliśmy się zadowoleni – ja lżejszy o kilka monet, ale z onyksową pamiątką w plecaku. Stambulski handel to nie tylko kryty bazar. Każde przejście podziemne, stacje kolejek, okolice przejść dla pieszych przy ruchliwych ulicach obstawiane są przez małe sklepiki lub ulicznych sprzedawców.

 

 

Łaźnia co krok

 

Mało kto wie, iż za czasów Sulejmana Wspaniałego Stambuł był najbardziej cywilizowanym miastem ówczesnego świata, ze swoimi licznymi pałacami ogrodami i fontannami, a także z działającą kanalizacją i olbrzymią liczbą publicznych łaźni. Łaźnie to element życia i tradycji osmańskiej, przejęty jeszcze z czasów rzymskich i udoskonalony. System łaźni publicznych wynika przede wszystkim z klimatu, jak również z kultury islamu, podkreślającej znaczenie higieny osobistej. Łaźnie tureckie spotyka się zresztą na każdym kroku, tak że skorzystanie z nich polecam każdemu, kto odwiedza Turcję.

 

 

Wirują derwisze

 

Niedaleko od Istiklal Caddesi, w pobliżu górnego wejścia do tunelu, warto pójść do Muzeum Literatury Osmańskiej, mieszczącego się w dawnym budynku monastyru Tańczących Derwiszy. Miałem szczęście być w Stambule w czasie, kiedy to raz w miesiącu odbywają się jedne z najwspanialszych przekazów kultury starotureckiej: pokaz sztuki i tańca derwiszy.
Tańczący derwisze wywodzą się od poety i mistyka sufickiego Celaleddina Rumiego, żyjącego w latach 1207–1273, zwanego również Mevlaną. Mistycy opracowali bardzo rozbudowaną ceremonię jednoczenia się z Bogiem, składającą się z modlitw, pieśni, muzyki, z kulminacyjnym wirującym tańcem. Widok pogrążonych w transie tancerzy, ubranych w przewiewne jednokolorowe szaty, wirujące podczas kolejnych obrotów, pozostawia niezapomniane wrażenie. Pokaz trwa mniej więcej pół godziny, a kulminacja tańca, czyli rytmiczne obroty tancerzy wokół własnej osi w takt monotonnej muzyki zajmują piętnaście minut. Zakręciło się w głowie od samego patrzenia na to widowisko. Na pokaz obowiązują bilety. Dobrze jest przyjść nieco wcześniej, żeby zająć dobre miejsce. Ten niecodzienny spektakl ściąga nieprawdopodobną liczbę turystów.

 

 

Wracasz tu

 

Opowieści o kulinarnym raju nad Bosforem nie są przesadzone – wielokrotnie miałem się okazję o tym przekonać. Kuchnia turecka, a stambulska przede wszystkim, odzwierciedla wszystkie wieloletnie wpływy różnych kultur i narodowości, stanowiąc kwintesencję sztuki kulinarnej wschodnich regionów Morza Śródziemnego. Jej podstawą jest mięso: baranina, jagnięcina, wołowina, ryby z dużą ilością jarzyn i najróżniejszych przypraw. Wszystko zdrowe i lekkostrawne ze względu na szeroko stosowane pieczenie (a nie smażenie na oleju) i dużą ilość oliwy. Podziw i apetyt budzi duża liczba nazw słynnych tureckich kebabów, odpowiadających albo regionowi powstania, albo składowi mięsa. Ze względu na barierę językową znaczna część tych smakołyków stanowiła dla mnie miłą niespodziankę. Jestem jednak pewien, że ich smak zadowoli każde podniebienie.
W Stambule jest niezliczona ilość większych i mniejszych barów szybkiej obsługi, restauracji i lokali serwujących potrawy kuchni tureckiej. Godne polecenia są również typowe stambulskie kawiarenki i cukiernie, w których podawane są słynne tureckie baklawy, chałwy, lokumy czy inne orientalne słodkości.
Pobyt w Stambule, niezależnie od długości spędzonego tu czasu, pozostaje na długo w pamięci. Powracają widoki majestatycznych stambulskich meczetów i las minaretów, łagodnie wznoszący się ponad Złotym Rogiem. Z zieleni i kwiatów wyłania się bazylika Hagia Sophia, przychodzą na myśl ulice pełne wąsatych i wzajemnie przekrzykujących się sprzedawców, zewsząd słychać trąbiące samochody, a w uszach wciąż tkwi charakterystyczna i wszechobecna turecka muzyka. Z zapachów najbardziej pamięta się aromaty rozmaitych przypraw z targu korzennego lub zapachy pieczonego mięsa, dochodzące z licznych restauracji ulokowanych wokół placu Eminonu. I każdy, kto tu był, wraca, kiedy tylko nadarzy się taka sposobność.