Uwięzieni w skalnym gnieździe
CZUFUT-KALE
Na szczycie niedostępnego wzgórza, w skałach Krymu, wykuto miasto. System pieczar, świątynie i mauzolea zostały połączone kamiennymi drogami. Życie koncentrowało się wokół studni, do których deszczówkę doprowadzały setki kanalików wydrążonych ludzką ręką. Przez wiele wieków w twierdzy rządził tajemniczy lud Karaimów.
Droga na szczyt nie jest już tak niebezpieczna jak za czasów Mickiewicza. Poeta pisał przed dwustu laty: „ścieżka wiodąca na górę jest przykra i nad przepaścią wisząca. W samym mieście ściany domów łączą się prawie ze zrębem skały: spojrzawszy przez okno, wzrok gubi się w głębi niezmiernej”.
Obecnie na szczyt srogiego wzgórza wspinają się codziennie setki turystów. Czufut-Kale, czyli Żydowska Twierdza (w tłumaczeniu z tatarskiego), stanowi jedną z najważniejszych atrakcji Krymu.
Na szczęście wszędobylscy łowcy wrażeń nie docierają do każdego zakątka. Im dalej od Bramy Południowej – wejścia do nieistniejącej już cywilizacji, tym ciszej. Dawne drogi z wydrążonymi śladami arb (wozów) łączą labirynty skalnych pieczar; prowadzą do domu Abrahama Firkowicza – największego uczonego karaimskiego i do diurbe Dżanike-chanym – mauzoleum córki chana, która miała rzucić się w przepaść po tym, jak przyłapano ją z kochankiem.
Pałac chanów krymskich w Bakczysaraju. Stąd najbliżej do skalnych miast Krymu.
Tu spoczywa jeden z chanów.
Leżą tu brodaci mnisi, naukowcy, potężni chachamowi (zwierzchnicy religijni) i zwykli mieszkańcy.
W mieście milczenia
Skalny świat, ukształtowany ręką człowieka, rozciąga się na rozległym płaskowyżu aż do Bramy Wschodniej, którą można przyrównać do miejskich rogatek. Drewniane wrota tkwiące w dawnej granicznej linii umocnień, zamykane od wielu lat, zazdrośnie strzegą tajemnic rozciągających się na prawo od nich – w Dolinie Jozafata. Dlatego tak trudno, pod czujnym okiem strażnika, przekroczyć ich podwoje.
Za bramą, z dala od ciekawskich spojrzeń, po przejściu około stu pięćdziesięciu metrów ścieżką w dół, natrafia się na sanktuarium pamięci – karaimski cmentarz. Najstarszy grób ma tysiąc lat. Gąszcz mogił porozrzucanych jakby w nieładzie spowity jest ciemnym bluszczem. Nagrobki z wyrytymi hebrajskimi znakami nie mogą przekazać swej treści współczesnemu człowiekowi Zachodu. Przemawiają jednak do żyjących współcześnie Karaimów, rozproszonych po świecie, którzy przyjeżdżają do narodowej świątyni w poszukiwaniu korzeni.
Romantyczny pejzaż zdaje się nie mieć końca – może obejmować przestrzeń kilku kilometrów. W tej ziemi leżą brodaci mnisi, naukowcy, potężni chachami (zwierzchnicy religijni) i zwykli mieszkańcy, którzy przez dziesięć wieków tworzyli potęgę kamiennej twierdzy na szczycie. Zabrali ze sobą wiele tajemnic związanych z budową i funkcjonowaniem metropolii, w tym dotyczącą polskiego jasyru na Krymie, po czym tętniące życiem Czufut-Kale zmieniło się w miasto milczenia.
Płacz, zgrzytanie zębów
Tatarzy mocno zaleźli za skórę naszym przodkom przed czterystu laty (XVI–XVII w.). Poddani sułtana byli waleczni, szybcy i nieprzewidywalni. Lęk dawnych mieszkańców Rzeczypospolitej budziła przede wszystkim tatarska żądza łupu. Krwiożerczy poddani Allacha tak głęboko wryli się w umysły ówcześnie żyjących, iż weszli nawet do repertuaru straszaków na niesforne dzieci. Zagrożenie było realne, gdyż co rusz dawało o sobie znać. Tatarzy nie poprzestawali tylko na szarpaniu południowo-wschodniej granicy, ale zapuszczali się też w głąb Rzeczypospolitej. Jęk, płacz i zgrzytanie zębów – to powiedzenie oddaje emocje naszych przodków, którzy przeżyli napad czambułów wroga. Głośnym echem odbiła się w historii i literaturze sromotna klęska poniesiona w bitwie pod Piławcami w 1648 roku. Polskie wojska mające walczyć z Chmielnickim... uciekły z pola walki na wieść o nadciągających Tatarach. Łukasz Opaliński, barokowy poeta, w utworze „Coś nowego” podsumował zwycięstwo wroga zdobyte walkowerem:
Wszystko się tam odprawiło Bez strzelby, bez arkebuzów, Bez wzajemnych nawet guzów.
Przyjmując jednak odmienną perspektywę patrzenia na zażarty konflikt polsko-tatarski, trzeba zauważyć, że Półwysep Krymski – nieurodzajny i ubogi w wodę – nie mógł wyżywić wszystkich jego mieszkańców. Stąd napaści poddanych chana są zrozumiałe w kategoriach walki o przetrwanie i lepszy byt. Dzicy wojownicy pędzili zdobyczne stada koni, owiec i bydła w kierunku suchych terenów nad Morzem Czarnym nawet kilka razy w roku. Jednak najbardziej pożądanym przez nich kąskiem byli jeńcy brani w jasyr.
Przez wieki z terenów dawnej Rzeczypospolitej uprowadzono około miliona mieszkańców – szacuje Bohdan Baranowski, autor powojennego opracowania pt. „Dzieje jasyru na Gródku karaimskim”. Żywy towar wykorzystywano ze skrupulatnością: zatrudniano w gospodarstwach jako darmową siłę roboczą, największych pechowców zsyłano na galery tureckiego władcy, a za niektórych jeńców żądano bajońskiego okupu.
Ta ostatnia możliwość dotyczyła wyłącznie najbogatszych. Splendor, jakim otaczano możnowładców w kraju, okazywał się przydatny w niewoli. W zasadzie tylko arystokrata o bardzo wysokim statusie materialnym mógł liczyć na odmianę losu.
Karaimowie
Obecnie ich liczba na świecie nie przekracza pięciu tysięcy. Poza Krymem mieszkają na Litwie, Ukrainie, w Polsce, Rosji, Francji i USA. Wspólnotom poza Krymem grozi asymilacja. Są jeszcze grupy zwane Karaimami w Izraelu, Turcji i Egipcie. Uważa się je jednak za sekty judaistyczne i nie łączy z Karaimami wywodzącymi się z Krymu.
Nazwa ludu pochodzi od starożytnego hebrajskiego słowa qáráim, oznaczającego czytających (Torę). Etnicznie tureccy (w szerokim znaczeniu tego słowa) uformowali odrębny naród poprzez wykształcenie swoistej kultury, której podstawą jest ich religia.
Karaimizm powstał w VIII wieku w Mezopotamii, na gruncie judaizmu; był to ruch o charakterze reformatorskim. Jego twórca Anan Ben Dawid głosił zasadę zwaną w Europie sola scriptura – czerpania z samego pisma (Tory) i zarazem odrzucenia jakichkolwiek komentarzy (Talmudu).
Pierwsze doniesienia o karaimizmie na Krymie pochodzą z XIII wieku. Przez wieki współżycia z Tatarami Karaimowie ulegli częściowej asymilacji, ale zachowali autonomię w Czufut-Kale. Zajmowali się przede wszystkim uprawą tytoniu i ogórków. Karaimowie posługiwali się językiem karaimskim, elity także hebrajskim. Kres tradycyjnej odrębności Karaimów położyli Rosjanie, przesiedlając ich.
W 1835 roku Karaimowie zostali oddzieleni pod względem prawnym od Żydów, a w 1837 roku uzyskali samorząd religijny z prawem do powoływania zwierzchnika (chachama). Największe znaczenie i liczebność mieli w drugiej połowie XIX i początkach XX wieku.
W okolicach Czufut-Kale nie brak innych wspaniałych, budowanych w wapieniach i piaskowcach skalnych miast i klasztorów: Mangup Kale, Tepe Kermen i Kaczy Kalon. Na zdjęciu: mury obronne Mangup wzniesione na wysokości ponad sześciuset metrów.
Dawne drogi, przez lata rzeźbione kołami arb, łączą labirynty skalnych pieczar.
Jeńcy w skalnym mieście
Osławionym więzieniem było Czufut-Kale, a strażnikami Karaimowie. W tamtym czasie obowiązywała reguła, iż najwyżej wycenieni polscy jeńcy trafiali do niedostępnej fortecy na skale. Tutaj zaznawali „uroków życia” w niewoli, pertraktując i czekając na nadejście okupu. Ucieczka z miasta leżącego nad przepaścią graniczyła z cudem. Niewola „na Kale” obrosła w Polsce swego czasu legendą. Niedostępną warownię porównywano do sławnego Zamku Siedmiu Wież w Konstantynopolu. W Żydowskiej Twierdzy internowani bywali też polscy dyplomaci oraz posłowie w przeddzień zbrojnych konfliktów polsko-krymskich. Zachowało się jeszcze czterokondygnacyjne więzienie, do którego wtrącano tych nieszczęśników – biedniejszy sort jeńców.
Karaimowie prowadzili własną politykę w stosunku do nich – pożyczali im potrzebne sumy pieniędzy „na procent”. Dzięki takiemu wsparciu miał przetrwać pozbawiony „chańskiego stołu” poseł Krzysztof Dzierżek.
Rola Karaimów w przeprowadzanych operacjach wykupu jeńców była podobno niebagatelna. Ludzie ci stanowili ogniwo pomiędzy światem chrześcijańskim a wyznawców Allacha. Władcy Orlego Gniazda dostąpili tej funkcji dzięki szczególnemu zaufaniu, jakim cieszyli się u chanów Girejów, panujących w baśniowej stolicy położonej u stóp karaimskiej góry – Bakczysaraju. W starej warowni na szczycie urwistej skały chanowie przechowywali swe najcenniejsze skarby. Tam też władca Tatarów założył mennicę i bił własną monetę.
Handel polskimi niewolnikami nie był głównym zajęciem Karaimów; podobno bardziej interesowało ich pośrednictwo w wykupie. Polscy i krymscy Karaimowie mogli współpracować na tym polu: jedni pomagali wrócić do domu znaczniejszym Tatarom, drudzy Polakom. Najczęstszym miejscem wymiany jeńców była wysepka na Dnieprze – Karajteben, neutralna Mołdawia lub Chocim. Gdyby nie pośrednictwo karaimskiego ludu, nie wiadomo, czy powrót do domu oddalonego o tysiące kilometrów byłby możliwy.
W XIX wieku słynna i pusta warownia Karaimów stała się miejscem romantycznych wycieczek, a w Bakczysaraju zamieszkali Rosjanie, przebudowując chańską rezydencję. Współcześni przewodnicy nie wspominają wcale o polskim jasyrze na Krymie, a źródła archiwalne są trudno dostępne. Egzotyczny świat przeminął, a jego echo wciąż pobrzmiewa w pieczarach wydrążonych w litej skale Czufut-Kale i na położonym w dolinie cmentarzu, wśród kamiennych nagrobków spowitych hebrajską literą.