Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2004-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2004 na stronie nr. 44.

Tekst i zdjęcia: Aleksander Z. Rawski,

Obrazki z górnej półki

DELHI - VARANASI

W wagonie sypialnym, z najwyższej półki, wciśnięty między dwa plecaki, obserwuję ludzi.

 

Bilet na pociąg z Delhi do Varanasi wydaje się prawdziwy. Kupiłem go w specjalnym biurze kolejowym dla obcokrajowców. Numer rezerwacji kuszetki wpisano w górnym prawym rogu. Jest on taki sam jak przy nazwisku na liście pasażerów, niedbale przyczepionej przed wejściem do wagonu. Tymczasem na moim łóżku, to znaczy półce wyścielonej niebieską ceratą, drzemie czterech cherlawych Hindusów. Pokazałem bilet i ujrzałem wynędzniałe twarze, przerażone perspektywą nocy na stojąco. Nie miałem siły na litość – czekało mnie 15 godzin jazdy.
Plecak położyłem obok siebie. Wprawdzie w ten sposób pozostało mniej miejsca dla mnie, ale miałem pewność, że nikt w ciemności nie zacznie w nim grzebać. Poza tym trudno byłoby znaleźć dla niego jakieś inne lokum. W wagonie jest 70 miejsc leżących. Jednak pasażerów znalazło się tutaj czterokrotnie więcej. Rozłożyli się na każdym centymetrze podłogi. Jedni leżą milczący i spokojni. Inni głośno dyskutują, iskają wszy, żują betel, jedzą palcami ryż z bananowych liści... Wokół siebie – jakby to było wysypisko śmieci – rzucają niedopałki papierosów, papierowe opakowania, pestki, skórki po bananach, arbuzach i jabłkach.

 

Jedni leżą milczący i spokojni. Inni głośno dyskutują, iskają wszy, żują betel, jedzą palcami ryż z bananowych liści...

W wagonie jest 70 miejsc leżących. Jednak pasażerów znalazło się tutaj czterokrotnie więcej.

Za niewielką opłatą można wypożyczyć książkę i przeczytać ją podczas podróży.


Co godzinę cały pociąg jest „zamiatany”. Kobieta w wypłowiałym sari zgarnia śmieci pod ścianę. Kiedy stos jest już duży, wyrzuca je przez okno. Następnie tam, gdzie podróżują biali turyści, pojawia się mały chłopiec. Proponuje dodatkowe wyczyszczenie podłogi. Szmatę zastępuje mu bawełniany podkoszulek, który potem wkłada na siebie. Jego młodszy kolega ze zdeformowanymi rękami żebrze, rozbawiając wszystkich nieudolnym naśladowaniem szczekania psa, rżenia konia i ryku krowy. Otyła kobieta z dzieckiem w przewiązanej na plecach chuście przetacza swój tułów przez korytarz i nachalnie podtyka pod zobojętniałe oczy pasażerów kikut prawej ręki. Ludzie kurczą się, wyginają, wiszą na górnych półkach, opierając się nogami o innych podróżnych.
Pociąg to nie tylko żebracy. Wśród tłumu krążą sprzedawcy sałatek owocowych, tanich papierosów, kanapek i trzciny cukrowej. „Herbaciarka”, przekrzykując stukot wagonów, zachęca do wypicia gorącej, słodkiej hinduskiej bawarki. Serwuje ją w małych glinianych filiżankach, dalekich przodkach współczesnych jednorazowych naczyń, które potem rozbija się o kamienny peron. Czajnik trzyma wysoko nad głową i, co wręcz wydaje się cudem, nie uroni z niego ani kropli wrzątku. Równocześnie krzyczy, podaje towar, odbiera należność i zręcznie wydaje resztę. W ślad za nią pojawiają się „bibliotekarze” przytrzymujący brodą stertę pożółkłych książek. Za niewielką opłatą można je wypożyczyć i przeczytać podczas podróży.

 

Największą atrakcją jest wędrujący po pociągu masażysta.

Jednak największą atrakcją jest wędrujący po pociągu masażysta. Z braku miejsca jego usługi ograniczają się tylko do masażu głowy, uszu i brwi. Podczas kosmetycznego zabiegu deklamuje jakieś wierszyki. Muszą być niezwykle zabawne, a może też nieprzyzwoite, ponieważ pasażerowie wprost pokładają się ze śmiechu. Ich radość osiąga apogeum, kiedy masażysta rozczesuje włosy pacjenta ogromnym grzebieniem, a potem wciera w nie jakąś tajemniczą miksturę. Jej zapach przyprawia o mdłości nawet znajdujących się na końcu korytarza.
Za sprzedawcami – nie można przecież zmarnować takiej okazji – przeciska się sznur ludzi z pakunkami na głowach. Szukają przestrzeni, kawałka miejsca dla siebie, dla bagażu. Często te same twarze pojawiają się wielokrotnie. Ktoś bowiem musi iść do toalety, zmienić pozycję, robiąc odrobinę wolnego miejsca. Wtedy poszukujący momentalnie zajmuje taką przestrzeń, o utrzymanie której będzie następnie walczył wszelkimi dostępnymi metodami.
Przychodzi noc. Zaczyna się podsypianie. Jest to specyficzny rodzaj spania. Polega na kilkudziesięciu krótkich snach, zamiast jednego długiego. Stojący tłum mimowolnie obniża się, jak dobrze „podcięty” narkoman. Śpiący Hindus wie, że nie może usiąść i musi spać na stojąco. Zasypia, ugina nogi, już prawie ma się przewrócić, lecz w tym momencie jakaś niewidzialna siła stawia go na nogi. Sytuacja się powtarza.
Wiadomość, że ktoś wysiada, szybko rozchodzi się po wagonie. Wtedy co bardziej zapobiegliwi zaczynają się przybliżać. Każdy chce mieć jak najlepszą pozycję startową do walki o nęcącą, wkrótce wolną przestrzeń. Daremnie! Do zatrzymanego dopiero co pociągu... przez okno wskakuje kobieta. To ona zajmuje zwalniane właśnie miejsce...