Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2007-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2007 na stronie nr. 48.

Tekst: Elżbieta Stasik,

Pałace i ogrody

TRYPTYK BRANDENBURSKI. CZĘŚĆ I

BRANDENBURGIA to osobliwe połączenie pruskiego rygoru z miłością do kultury i sztuki.

 

W roku 1744 Fryderyk II Wielki ma kaprys. Zachciewa mu się jędrnych, świeżych winogron, czereśni, śliwek. Z własnego ogródka. Zakłada więc w Poczdamie ogród, dzisiejsze tarasy Sans-Souci. Widok ze szczytu tarasów tak mu się podoba, że właśnie tu postanawia zbudować swoją letnią rezydencję. Takie miejsce „bez trosk” – „sans souci”.
Projekt rokokowego pałacu szkicuje sam. O realizację prosi przyjaciela, Georga Wenzeslausa von Knobelsdorffa, z którym kilka lat wcześniej, w roku 1733, przebudowali renesansowy Rheinsberg, dość skromny i niewygodny dawny średniowieczny zamek warowny. Był to ojcowski dar przekazany na znak pojednania po zakończonej katastrofą próbie ucieczki spod ojcowskich skrzydeł. Fryderyk Wilhelm I wyraził też zgodę na dalszą przebudowę. Fryderyk II, koneser sztuki, przystąpił do tego z radością i pomocą von Knobelsdorffa, który projektuje też rozległy barokowy park. Młody Fryderyk spędzi w Rheinsbergu tylko cztery lata, ale będą to „najszczęśliwsze lata jego życia”.
Duch Rheinsbergu przetrwał. Dzisiaj w pałacu mieszczą się Akademia Muzyczna i Opera Kameralna (fantastyczne koncerty), a także muzeum Kurta Tucholsky'ego, który rozsławił to miejsce w słynnej „Książce z obrazkami dla zakochanych”.

 

 

Sto trosk

 

A co z budową Sans-Souci? Fryderyk i Knobelsdorff z takim zapałem rzucają się do działania, że inwestycja okazuje się bardziej kosztowna, niż sądzili. Fryderyk po cichu przeklina ją nawet jako „cent souci” – „sto trosk”. Mimo to na jednym nie oszczędza – na parku. Jak na rokoko przystało, powstają ekstrawaganckie groty, fontanny, chiński pawilon herbaciany i rokokowy krzyk mody – sztuczne ruiny. To jednak dopiero początki pałacowo-ogrodowej spuścizny Fryderyka Wielkiego. Po wywalczonym z wielkim trudem zwycięstwie w wojnie siedmioletniej chce pokazać światu, że pruskie kasy nie są puste i buduje Nowy Pałac – Neues Palais von Sans-Souci. Jak sam później przyznaje – „fanfaronadę” z dwustu pokojami. W połowie lat pięćdziesiątych rozpoczyna budowę galerii obrazów – Bildgalerie, pierwszego w Prusach muzeum z prawdziwego zdarzenia. Dzisiaj można podziwiać w niej dzieła Rubensa, van Dycka, Caravaggia. Pałacowo-parkowy kompleks Sans-Souci – tak zwana Pruska Arkadia – w 1990 roku został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO.

 

 

Bajkowe cudo

 

Kolejny pałacyk powstaje na Pawiej Wyspie – Pfaueninsel. Drewniana budowla szybko przeobraża się we wczesnoklasycystyczne cudo z tysiąca i jednej nocy. Na wyspę z prastarym drzewostanem, głównie dębami, zostają sprowadzone egzotyczne zwierzęta – zalążek berlińskiego ogrodu zoologicznego.
Po raz czternasty znajdujący się na skraju kompleksu Sans-Souci pałac Sacrow zaprasza na festiwal Rohkunstbau. Jego tegorocznym mottem są trzy kolory według trylogii Krzysztofa Kieślowskiego.

 

 

Miejsce dla sztuki

 

Pałac piękny jest tylko z zewnątrz, bo wnętrze się sypie, jak wielu z ponad sześciuset brandenburskich zamków, pałaców i pałacyków. Ale twórcom Rohkunstbau o to właśnie chodzi – sztuka najwyższych lotów w podupadłych albo na wpół skończonych budowlach i z dala od centrów. To brandenburski fenomen – nakarmić ludzi sztuką, ale na zielonej trawce, wyciągnąć ich z miast, dać odetchnąć świeżym powietrzem.
Sacrow, znajdujący się na Liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, był inspiracją dla wielu artystów. Jego historia zawiera także mroczne rozdziały. W czasach NRD tuż przy pałacu przebiegała granica wewnątrzniemiecka i akurat w Sacrow NRD-owskiemu przywódcy, Honeckerowi & Co, zachciało się zlokalizować centrum szkolenia psów granicznych. Wycie wilczurów słychać było aż do legendarnego miejsca wymiany agentów – mostu Glienicker...

 

 

Krok w historię

 

Brandenburgia pełna jest takich historii. To osobliwe połączenie pruskiego rygoru z miłością do kultury i sztuki. Marchijska Szwajcaria, góry Barnim, z największym wokół Berlina marchijskim lasem i dziwnie stromymi w tej okolicy zboczami wzgórz, które z kolei bardzo łagodnie opadają ku Łęgom Odrzańskim, osuszonym przez Fryderyka Wielkiego. Jedynym ziemiom zdobytym przez niego wprawdzie w pocie czoła, ale bez przelewu krwi.
Na skraju Łęgów Odrzańskich stoi pałac Neuhardenberg. Kolejny klejnot. Historia jego i rodziny von Hardenbergów to zarazem wędrówka po dawnej i najnowszej historii Niemiec. Można ją przeczytać także po polsku w Internecie: www.schlossneuhardenberg.de.
Architekt z Berlina, Karl Friedrich Schinkel, to nazwisko, którego w Berlinie i Brandenburgii nie sposób pominąć. Do tego – książę Hermann von Pückler-Muskau i jego przyjaciel, Peter Joseph Lenné. Kreatywna trójka, która zostawiła po sobie ślady w całym królestwie.

 

 

Wiele zamków i pałaców Brandenburgii zostało odrestaurowanych, część z nich jest własnością państwa albo gminy, częścią zarządzają fundacje, sporo wróciło do dawnych właścicieli. Mieszczą się w nich hotele, muzea, domy spotkań młodzieży. Większość jest też dostępna dla zwiedzających. Ale mnóstwo, zwłaszcza dawnych dworków szlacheckich i kompleksów parkowych jest jeszcze w fatalnym stanie. Te bezcenne zabytki potrzebują przyjaciół – uznała grupka entuzjastów i w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku założyła Koło Przyjaciół Zamków i Ogrodów Marchii. Koło, ściśle współpracujące z polskimi historykami sztuki i konserwatorami zabytków, zajmuje się też obiektami w dawnej Nowej Marchii, czyli dzisiejszej Ziemi Lubuskiej. Jeżeli wyruszymy więc do Brandenburgii, zahaczając najpierw po drodze na przykład o Dąbroszyn albo Słońsk, będzie to zarazem wycieczka śladami tak modnego w ostatnich latach wspólnego dziedzictwa kulturowego. Ale moda modą, wyobraźmy sobie, jak bardzo zubożałby świat, gdyby zabrakło chociażby Pfaueninsel. Ulubionej wyspy Stendhala. I mojej. :)

 

 

I... domek Einsteina

 

O Schinkla i Lenné'a biedny turysta potyka się wszędzie. Biedny, bo chciałoby się zobaczyć wszystko, ale kilkaset zamków, pałaców, niezliczone parki? Życia nie starczy! Dzieła Lenné'a to kompleks parkowy Sans-Soucci, park wokół pałacu Sacrow (to ten z Rohkunstbau, obszczekiwany jeszcze nie tak dawno przez wilczury). Lenné zaprojektował także park krajobrazowy Caputh wokół pałacu, jedynej zachowanej w całości siedziby Wielkiego Elektora Brandenburskiego i jego żony, księżny Dorothei. I do Caputh trzeba się wybrać, bo stoi tam skromna, drewniana chałupka – letni domek Einsteina.
Uciekam na daleką brandenburską północ. To Marchia Wkrzańska. W Boitzenburgu otoczony siecią jezior (dzisiaj to rezerwat) stoi XVI-wieczny pałac, jeden z największych renesansowych w północnych Niemczech. Wokół park, bajecznie wkomponowany w krajobraz. Dzieło... oczywiście Lenné'a.
Knobelsdorff, Schinkel, Lenné, Pückler. Każdy z nich był nie „tylko” architektem, inżynierem, ogrodnikiem. Byli humanistami, przekonanymi, że wyłącznie sztuka wyzwala to, co w człowieku największe i najbardziej wartościowe. Ich dzieła przetrwały, marzenia o skończonym pięknie też.