Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2011-04-01

Artykuł opublikowany w numerze 04.2011 na stronie nr. 110.

Tekst i zdjęcia: Grzegorz Kapla,

SERCE W ŁATY



A to Polska właśnie

Roztocze. Płachetki pól długie, wąskie, przekładane miedzami tłustymi jak węgorze. Zapomniane chałupy z grubych bali malowanych na niebiesko lub zielono. Pierzyny na płotach i mgły poranne, złote jak aureole. Lasy mroczne i wielkie, pełne trzęsawisk i ruin zapomnianych przez ludzi, ale nie przez Boga. Siedzi on sobie w powstańczych kapliczkach niczym w dziupli. Przecież jest u siebie.
To wielka kraina. Ciągnie się od Wisły i Sanu aż po sam Lwów. Usypana z miękkich lessowych piachów, łatwo ulegała naporowi czasu. Pomarszczyły ją wąwozy i pocięły meandry rzek: na południową stronę spływa Tanew, na północną Wieprz a środkiem ciągną się lasy, pośród których przed wiekami wznosił się Czerwień.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

To legendarna stolica sławnych Grodów Czerwieńskich, bogacących się na wyrabianiu purpury z czerwi, gnieżdżących się w tutejszych borach. Po barwnik z owadzich larw ciągnęli kupcy z Europy, Persji, a nawet Indii. Jeszcze dziś oracze z Guciowa wyciągają spod lemieszy kawałki mieczy i skorupy glinianych naczyń.
Tajemnicze artefakty można podziwiać w prywatnym guciowskim muzeum Staszka Jachymka – obok skamielin dinozaurów, geologicznych skarbów i pamiątek po Zamoyskiej ordynacji. Ogrom tu śladów po Zamoyskich, bo Roztocze było perłą w koronie ich państwa w państwie, które przetrwało od założenia w 1590 roku aż do 6 września roku 1944, kiedy to rozparcelowali je komuniści.
Miłośnicy Roztocza tę krainę – łaciatą od pól, co wiosną malowane są we wszystkich odcieniach zieleni, a latem żółte od pszenicy – lubią za spotkania z ludźmi, za błękit nieba, za tę drogę co plecie się przez Godziszów i Otrocz do Turobina – niczym opowieść sprzed wieku. Tylko patrzeć, jak z zaułka wyjdą Żydzi w długich chałatach, rozmodleni – bo to przecież szabas…
Nie wyjdą. Kiedyś kościół i synagoga stały obok siebie. Katolicy i Żydzi razem poszli do listopadowego powstania. Tym, co przeżyli, car odebrał majątki. Miastom – prawa miejskie. W roku 1942 hitlerowcy urządzili tutaj getto. Więzili ludzi z całego Roztocza, zanim pomordowali ich w Bełżcu. Dziś pozostała już tylko pamięć. Dolegliwa – jak ból w amputowanej dawno ręce.

 

DŁUGO, WĄSKO, WIOSENNIE

Płachetki pól tu długie, wąskie, przekładane miedzami tłustymi jak węgorze. Już po zimie!

TU BIJE SERCE

Jeśli Zwierzyniec jest dziś stolicą Roztocza, to jego serce bije w Guciowie. Strzecha, drewniane ściany i płot z patyków… Oaza poetów.

MROCZNE WSPOMNIENIE

Pałac Zamoyskich w Łabuniach. Należał przed wojną do hrabiego Aleksandra Szeptyckiego. W 1941 r. Niemcy kazali staremu hrabiemu biegać wokół pałacu tak długo, aż zmarł z wyczerpania.

 

CO ĆMIŁ WIESZCZ?

 

Bramą do Roztocza jest Sandomierz. Miasto trzeba odwiedzić o świcie, zanim wygrzebią się z łóżek autokarowi wycieczkowicze. Pospacerować pośród porannych, długich cieni: od klasztoru benedyktynek przez Bramę Opatowską, kościół św. Ducha – aż do rynku. Obejrzeć kamienice Oleśnickich, Gomułki czy „Pod Ciżemką”. No i najpiękniejszy w Polsce renesansowy ratusz… Kazimierz Wielki lubił to miasto ze względu na „napitki, wesołe duchowieństwo, piękność kobiet, obfitość zwierza w lasach i najlepsze orzechy Europy”. Orzechy przywiózł z Italii św. Jacek i zasadził w Sandomierzu.
Legenda mówiła o tym, że rosły tak duże, iż w ich skorupce mieściły się skórzane rękawiczki królowej Jadwigi. Aż wreszcie odnaleziono je w skarbcach biskupich. I rzeczywiście – mieszczą się! Można się o tym przekonać w muzeum w Domu Długosza. Skarbów tam więcej: jest bezcenny krzyż, który Jagiełło uważał za najważniejsze trofeum, jakie zdobył pod Grunwaldem, są włosy Napoleona w puzderku i fajka, w której Mickiewicz palił jakieś indyjskie świństwo. Jest też cudowny obraz z Trzema Świętymi Niewiastami…
W katedrze – ciąg dalszy przygody, bo kryje ona malowidła z dziejów Sandomierza. Widać na nich okrutne rzezie męczenników i przedstawione z dużym realizmem bitwy toczące się pod murami miasta.

 

 

JANÓW PO WĘGLARZACH

 

Z Sandomierza do Zwierzyńca – samego serca Roztoczańskiego Parku Narodowego – najlepiej ruszyć przez Stalową Wolę i Janów Lubelski. W zachodniej części Stalowej Woli, niegdyś osobnej wsi – Rozwadowie, można zwiedzić klasztor franciszkański zbudowany w stylu toskańskim. Kapucynów sprowadził na swoje włości książę Jerzy Lubomirski, pochowany w tutejszej krypcie.
W Janowie Lubelskim przekraczamy granice Ordynacji. Miasteczko na miejscu puszczańskiej osady węglarzy wybudowali, za zgodą króla, Zamoyscy. Otrzymało herb z Matką Boską i nazwę od imienia Jana Sobiepana Zamoyskiego. Ma wielki las tuż za progiem. To w lasach janowskich toczyły się największe partyzanckie boje w czasie ostatniej wojny.

 

 

ŚWIĘTY ANTONI I 600 GARNCÓW JAJ SZARAŃCZY

 

Przed wiekami, jak powiadają, mieszkał pod Łysą Górą diabeł. Może to za jego przyczyną przewalały się przez ten kraj wojny i zarazy. Aż do 8 maja 1664 r. kiedy to Szymonowi Tkaczowi objawił się św. Antoni. Nakazał post i pokutę. Nie uwierzyli Szymonowi sąsiedzi. Nie uwierzyli mu duchowni. Ale św. Antoni postanowił temu zaradzić. Ukazał się raz jeszcze i pobłogosławił źródło tak, że odtąd woda jego stała się leczniczą. Od tego dnia – po dziś dzień ciągną tutaj wierni w najcięższych cierpieniach. Jeśli mają dość wiary, znajdują ulgę i uzdrowienie.
W 1667 roku bernardyni wybudowali na Łysej Górze klasztor. W kościele wymalowana jest historia objawień na XVII-wiecznych freskach. Legenda głosi, że diabeł odszedł stąd i zamieszkał pod mostem na Mokrelipiu. Kto przez most przechodził, to go upiór straszył, a czasem i na śmierć zadusił. Postawili więc ludzie krzyż drewniany, przy którym modlił się każdy kondukt żałobników. Od tej pory diabeł topi w rzece już tylko niewierzących.

 

W CZASIE I PRZESTRZENI

Nieważne: asfaltowe, czy szutrowe – roztoczańskie, pochowane po parowach drogi – przecinają czas i przestrzeń.

SZUMY NA TANWI

Wiosna lubi ten zakątek – dlatego przychodzi wcześnie i zostaje, jak tylko długo się da.

HEJ TAM, NA WYBORY!

Hetman Jan Zamoyski. Tradycja przypisuje właśnie jemu pomysł wyboru króla przez szlachtę.

 

STRZAŁA W SERCU KRÓLA

 

Z Mokrelipia blisko do Szczebrzeszyna. Każdy słyszał o tym, że brzmi tu w trzcinie chrząszcz, ale pomnik szczebrzeszyński, jako żywo, bardziej przypomina świerszcza. Prawdziwy urok ma w sobie tutejszy rynek. W jednym rogu stoi ratusz, w drugim synagoga, obok niej cerkiew, a i kościół nieopodal. Jakby całą historię tych ziem chciał ktoś zamknąć w jednej metaforze. Szkoda tylko, że nie ma już drzew w rynku.
Coś musi być w tej historii, bo w pobliskim Zwierzyńcu stoi kolejny pomnik ku czci robactwa. Pod lasem, nieopodal browaru, leży kamień z inskrypcją przypominającą, iż 27 sierpnia 1711 roku miasto padło ofiarą szarańczy. Zebrano ponad 650 korców żywego owada, a z ziemi wykopano 600 garnców szarańczych jaj. Przy takiej liczbie świerszczy Szczebrzeszyn musi się schować i to Zwierzyniec jest roztoczańską stolicą.
Miasteczko powstało z ostoi myśliwskiej, którą Jan Zamoyski założył tylko po to, żeby podejmować tu gościną koronowane głowy. Bywali tu Michał Korybut Wiśniowiecki, Władysław IV, Jan Kazimierz i oczywiście Jan III Sobieski – co to przyjechał ustrzelić tura, ale sam został trafiony strzałą.
A nie była to zwyczajna strzała. Bo właśnie tutaj przyszły pogromca Turków, wybawiciel Europy i Kościoła od pierwszego wejrzenia zakochał się w Marii Zamoyskiej, zwanej Marysieńką. Nie wiadomo, gdzie szeptali sobie czułe słówka, bo sławny, romantyczny biały kościółek na wodzie wybudowano dopiero w 1741 roku. Ufundował go, jako wotum, Tomasz Antoni Zamoyski – w podzięce św. Janowi Nepomucenowi, u którego wymodlił szczęśliwe narodziny syna. Jako że Nepomucen jest patronem tonących i wodniaków, kościółek musiał być na wodzie. I rychło zasłynął pośród rodaków, ufających, że modlitwa w jego cieniu sprawi, iż urodzi się im syn, zamiast córki.

 

 

GUCIOWSKIE SZUMY

 

Przedziwny, mroczny, niemal nietknięty ludzką ręką roztoczański las, zaczyna się za wschodnimi rogatkami Zwierzyńca. Trzeba jechać wolno, bo Roztoczański Park Narodowy słynie z obfitości płazów i choć zrobiono dla nich przepusty pod jezdnią, to zawsze jakaś traszka, zaskroniec, padalec czy żaba wylezie na drogę. Stawy kazał kopać ordynat Zamoyski, żeby zwierzyna miała łatwe dojście do wodopoju, a panowie szlachta miejsce do spacerowania z fuzją czy sztucerem. Teraz wokół jeziora galopują włochate koniki polskie. Wypuszczone na wolność, ale pod czujnym okiem strażników parku.
Jeśli Zwierzyniec jest dziś stolicą Roztocza, to jego serce bije w Guciowie. Anna i Stanisław Jachymkowie – poeci, co umiłowali tę krainę – wybrali to miejsce na swoja siedzibę. Zbudowali „Zagrodę Guciów”, w której gromadzą przykłady drewnianego budownictwa z regionu. Prowadzą też muzeum, pensjonat i regionalną restaurację z prawdziwymi staropolskimi specjałami. Można tu popróbować najlepszego na świecie zsiadłego mleka i bigosu na dziczyźnie.
Warto tu zostać dłużej. Posiedzieć przy ogniu, albo przy drodze pogadać z miejscowymi mężczyznami, co wydają się zdrewniali niczym tolkienowskie Enty… Ich kobiety także odeszły kiedyś do innego życia – do miast, sklepów, do świateł innych niż gwiazdy. Zostali sami faceci. Palą papierosy, tęsknią, sieją, orzą i potrafią robić rzeczy, jakie w innych miejscach Polski już zapomniano: świnię oprawią, nagotują świeżyny. Bladym świtem trzeba powędrować pośród podmokłych nadwieprzańskich łąk w poszukiwaniu bobra. Można go wypatrzyć zwłaszcza o tej porze, kiedy słońce mocuje się z mgłami.

 

TYŁEM DO STOLICY

Z 52-metrowej wieży zamojskiego ratusza hejnał grany jest tylko na trzy strony, bo Jan Zamoyski nie popierał polityki króla i zakazał grać w kierunku Krakowa.

NA ZAMOJSKIM RYNKU

Parasole w ogródku piwnym równie piękne jak na rynku w Krakowie, ale kamieniczki barwniejsze.

BARWY I DETALE

Madonna na smoku – detal z elewacji jednej z kamieniczek w rynku Zamościa.

 

ZATOPIONY DZWON

 

Droga wzdłuż rzeki wiedzie do Krasnobrodu, bajecznie położonego w samym środku Parku Krajobrazowego. Nie byłoby ślubu Jana Sobieskiego z Marysieńką, on nie zostałby królem i nie ocalił Wiednia i Europy przed tureckim potopem, gdyby nie źródło w Krasnobrodzie. Ponoć w 1680 roku Marysieńka była już chora śmiertelnie, kiedy wspomniała na cudowne uzdrowienia za sprawą Matki Boskiej Krasnobrodzkiej. Pomogło.
Od uzdrowienia Marysieńki Sobieskiej sława krasnobrodzkich cudów zaczęła przyciągać pielgrzymów z całej Europy. Królowa zbudowała nad cudownym źródłem kaplicę z figurą. Figura została ponoć porąbana szablami i spalona przez kozaków Chmielnickiego, ale już rok później w cudowny sposób powróciła z zaświatów! Wtedy dopiero nawrócili się mieszkańcy Krasnobrodu, bo pod szwedzkim naporem wszyscy przechrzcili się na kalwinizm. W dniu, kiedy to się stało ich własny kościół zapadł się w bagnie. Kiedy wróciła święta figura, myśleli, że i kościół wróci. Ale nie. Topielisko zamknęło się nad nim na wieki. Czasem tylko, o zmroku, słychać spod ziemi uderzenia dzwonu.
Takich cudów kryje się po lasach więcej. W sercu Puszczy Solskiej, w Górecku nad Szumem szukali schronienia Polacy uciekający przed gniewem Chmielnickiego. Już, już kozacy mieli rozsiekać ich szablami, kiedy drogę zastąpił im św. Stanisław. Na pamiątkę wybudowali prostą kaplicę pod dębami. A kiedy ordynat Marcin Zamojski stanął pod Chocimiem – do tegoż świętego modlił się o zwycięstwo, obiecując, że w zamian wystawi mu kościół. I wystawił. W pięknym miejscu. Po jednej stronie pagórki Roztocza, po drugiej równa jak nożem uciąć bezkresna ściana Puszczy Solskiej. Najlepiej widać ją z Góry Krzyżowej w pobliskiej Tarnowoli. Wspinaczka na szczyt trwa 25 minut, a widok spod krzyża uchodzi za najlepszy w regionie.
Po zejściu z góry warto skręcić na Czartowe Pole. Rezerwat obejmuje mroczny, ponury las przełomowego odcinka Sopotu (rzeki Sopot!) – aż do ruin XVIII-wiecznej papierni Lewka Sendrowicza, sławnej z czerpanego papieru a powalonej przez nagłą powódź. Niegdyś obok papierni stała karczma, w której okoliczni chłopi przepijali ostatnie grosze – aż do dnia, gdy ich żony dały na mszę, żeby to ukrócić. Z nieba spadł piorun i karczmę spalił. Od tej pory nad rzeką spotykać się zaczęły diabły i strzygi. Jeśli kto nocą tam zabłądził – musiał im grać na skrzypkach do świtu.
Nie mniej malownicze są unikatowe progi rzeczne (szumy) na Tanwi, w miejscowości Huta. Rzeka o ciemnopomarańczowej wodzie, spływa po wyraźnych skalnych progach, długą serią malowniczych kaskad.

 

 

KRWAWE DZIEJE

 

Na wschód od Huty leży Narol. Jeden z najwspanialszych roztoczańskich pałaców, siedziba hrabiowskiego rodu Łosiów – stanął w miejscu, gdzie Jan III Sobieski rozgromił turecki zagon, uwalniając z jasyru dwa tysiące polskich kobiet. Ich mężowie i synowie dali gardło w pogromie, jaki urządził Chmielnicki.
Samuel Łaszcz, który jeńców próbował wykupić – sam pierwszy gardło położył na wzgórzu zwanym od tamtej pory Krwawicą. Jeszcze dziś po wielkich nawałnicach woda płynie stamtąd czerwona. Minęło kilka stuleci, a los się powtórzył. W Bełżcu koło Narola hitlerowcy zamordowali sześćset tysięcy Żydów i Polaków schwytanych za pomoc Żydom. Nie doczekali ocalenia. Dziś niemiecki obóz zagłady zamieniono w gigantyczne mauzoleum.
Z Bełżca kierujemy się w stronę Zamościa. W Łabuniach już z oddali po prawej stronie na wzgórzu wyłania się biały jak śnieg pałac wybudowany przez Jana Jakuba Zamoyskiego. W ubiegłym stuleciu jego właścicielem został Aleksander Szeptycki, który podarował pałac siostrom misjonarkom miłosierdzia. W 1941 Niemcy kazali staremu hrabiemu biegać wokół placu tak długo, aż zmarł z wyczerpania…

 

PASY, ŁATY – GRUNT, ŻE PIĘKNIE

Mówią: kraina w łaty, krajobrazy w pasy… Wystarczy spojrzeć na panoramę Roztocza z Góry Krzyżowej ponad Tarnowolą.

MIASTO - CZŁOWIEK

 

Zamość to stolica państwa stworzonego przez Zamoyskich. Hetman Jan Zamoyski był człowiekiem niezwykłym. Wojownik, mecenas sztuki, wizjoner, co nie zadowoliłby się jedynie pałacem. Wymyślił więc sobie idealne miasto – twierdzę. Zbudował je z architektem Bernardem Morando, wedle renesansowych prawideł. Dopiero car nakazał wysadzić w powietrze część umocnień, które przetrwały nawet Potop.
Szwedzi nie zdobyli jedynie Gdańska, Jasnej Góry i właśnie Zamościa. Strzegł go cudowny obraz namalowany w celi więziennej przez chłopaka, co miał umrzeć, oskarżony fałszywie. Namalował Madonnę nocą, na więziennych drzwiach. Rankiem bił od niej blask taki, że nikt już nie wątpił, iż stał się cud. Chłopak ocalał. Madonna opiekuje się miastem. Obraz można zobaczyć w zamojskiej kolegiacie.
Miasto ma kształt człowieka: głową jest pałac, sercem ratusz, kręgosłupem – ulica Grodzka. Trzy rynki na znak świętej Trójcy, ulice szerokie i proste, a każda tworzy oś widokową. Zamykają je katedra, pomnik Jana Zamoyskiego który niedawno stanął przed pałacem, albo dostojny ratusz, który przemyślnie łamie idealną symetrię rynku. Nigdy potem w Polsce nie powstało doskonalsze założenie urbanistyczne. Nigdy później nie wymyślono miasta z akademią kształcącą kadry dla Ordynacji, katedrą, cerkwią, kościołem ormiańskim i synagogą – dla podkreślenia zasady tolerancji. Czy może dziwić, że Zamość ma najpiękniejszy w kraju rynek z pełnymi arkadami, najstarszą aptekę, Joannę Żubr, pierwszą kobietę odznaczoną Virtuti Militari? Na rynku znajdziecie tablicę upamiętniającą miejsce, w którym Mszy wysłuchał Naczelnik Piłsudski, w katedrze – tablicę w miejscu gdzie klęczał Jan Paweł II. Św. Tomasz w herbie miasta ma u stóp tarczę z trzema kopiami. Są one herbem Zamoyskich. Otrzymali go od Władysława Łokietka, kiedy Florian Zamoyski zasłonił króla własnym ciałem, biorąc na siebie trzy krzyżackie kopie. Rozpłatały mu brzuch a on walczył dalej, podtrzymując jelita lewą ręką.
Roztocze jest trochę, jak Florian: nie skarży się, nie poddaje i jak Hetman wierzy, że jest piękniejsze niż Kraków. Na zamojskim rynku łatwo złapać się na myśli, że jest to możliwe…