Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2012 na stronie nr. 30.

Tekst i zdjęcia: Tomasz Michniewicz,

Krwawy biznes


W Afryce pieniądze biegają na czterech łapach. Za zabitą zebrę na czarnym rynku płaci się tysiąc dolarów. Za lwa – dwadzieścia tysięcy. A za nosorożca – nawet pół miliona. Z dala od telewizyjnych kamer trwa prawdziwa wojna o dziką przyrodę.

Dostępny PDF i AudioBook
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Za zabitego nosorożca na czarnym rynku płaci się nawet pół miliona dolarów.

Nazywamy to „wojną o nosorożce” – mówi Reilly Travers, szef ochrony rezerwatu Imire w Zimbabwe. – Strzelamy, bronimy się, giniemy. Codziennie wyjeżdżamy na patrol i nigdy nie wiem, czy z niego wrócę. Takie mam życie. Reilly Travers zarabia 90 dolarów miesięcznie.
Kłusownicy kojarzą nam się z leśnymi dziadkami w zielonych kurteczkach, rozkładającymi po cichu wnyki na zające. Ci, którzy w Afryce polują na nosorożce, to inna bajka. To wyspecjalizowani najemnicy, często żołnierze zambijskiej czy zimbabweńskiej armii. Mają karabiny snajperskie i kałasznikowy, helikoptery, noktowizory i granaty. I nie cofają się przed niczym. Jeśli na drodze stanie im przypadkowy człowiek, zastrzelą go bez chwili zastanowienia. Jeśli w pobliżu pojawi się patrol rangerów, strażników dzikiej przyrody, dojdzie do regularnego starcia dwóch wojskowych oddziałów, które strzelają, żeby zabić. Wszystko z powodu rogu nosorożca.

 

 

RÓG OBFITOŚCI

 

Chińczycy wierzą – wbrew nauce – że róg nosorożca to cudowne panaceum na wszystko. Ma wzmagać potencję, odganiać złe duchy, leczyć raka i bezpłodność oraz dodawać sił życiowych. Zbadało to już wiele instytutów naukowych, w tym kilka chińskich. Wszystkie wyniki – identyczne. Efektów leczniczych brak, róg to zwykła keratyna, jak nasze paznokcie czy włosy.
Chińskie wierzenia wyrastają jednak z tysięcy lat tradycji, a tej nie da się zmienić jednym badaniem, a tym bardziej dekretem zakazującym handlu sproszkowanym rogiem. W podziemiu działa więc międzynarodowy biznes, kontrolowany przez mafię. W Afryce zabija się zwierzęta i załatwia fałszowane pozwolenia na wywóz, w Bangkoku w Tajlandii podmienia się papiery, a do Chin i Wietnamu (czyli na dwa największe rynki) róg nosorożca trafia jako popiół drzewny albo nawozy sztuczne.
Za kilogram rogu nosorożca płaci się na czarnym rynku 60 tys. dolarów – o połowę więcej niż za złoto czy kokainę. Najcenniejszym towarem wywożonym z Afryki nie są wcale diamenty, a nic nie warta keratyna rogu. A że w Afryce dolary mają zdecydowanie większą wartość niż w Pekinie czy Paryżu, lokalni „podwykonawcy” nie przebierają w środkach.

 

OCHRONIĆ STRAŻNIKA

W Imire bezpieczeństwo nosorożcom zapewnia ochrona uzbrojonego opiekuna. Towarzyszy on każdej grupie zwierząt przez całą dobę. Z reguły to on podąża za nimi...

ARKA NOEGO

Dom Traversów, w którym dorastał nosorożec Tatende. Oprócz niego mieszkały w środku też hieny, guźce, zebry, żyrafy i antylopy.

 

OCALONY Z MASAKRY

 

W rezerwacie Imire prowadzi się program rozrodu czarnych nosorożców – trudny i żmudny. Więcej w nim porażek niż sukcesów. Cztery lata temu na teren rezerwatu w nocy wkroczył czteroosobowy oddział wojskowych najemników. Związali i pobili pracowników ośrodka, niektórych poważnie okaleczyli, a potem z zimną krwią wymordowali wszystkie nosorożce przebywające w specjalnych zagrodach. W jednym z ciał znaleziono 37 kul z AK-47, karabinu Kałasznikowa. Łupem bandytów padł zaledwie kilogram rogu. To im wystarczyło. Z masakry sprzed czterech lat uratował się tylko jeden mały wówczas nosorożec, Tatende. Przetrwał zagrzebany w sianie, kłusownicy po prostu nie zauważyli go po ciemku. Rodzina Traversów, prowadząca rezerwat, przez następne miesiące miała jeden cel: Tatende musi przeżyć.
Mały, zaledwie pięćdziesięciokilogramowy nosorożec został zabrany do ich pięknego domu w środku rezerwatu, spał z Traversami w jednym łóżku, był okrywany kocykiem i karmiony z butelki. Powoli dochodził do siebie i rósł jak na drożdżach. W końcu, gdy wbiegł na werandę i zapadły się pod nim deski, Traversowie uznali, że najwyższa pora, by Tatende wrócił do buszu. Dziś nosorożec biega wolno po terenie rezerwatu wraz ze swoja małżonką Shanu. Traversowie są jedynymi ludźmi, którzy mogą się do niego zbliżyć. Innym na to nie pozwala – nosorożce nie zapominają krzywdy.

 

 

POŻEGNANIE Z AFRYKĄ

 

To są bardzo „ludzkie” zwierzęta. Zakochują się, gniewają, obrażają, czasem są zazdrosne, a czasem się przepraszają. Łączą się w pary, spędzają razem mnóstwo czasu, mają swoje gry i zabawy. Gruboskórność i ociężałość to tylko pozory. Nosorożce czują każdego komara siadającego im na plecach, lubią drapać się o krzaki i tarzać w błocie, które chroni przed słońcem. Ich pyski to najzabawniejsza rzecz na świecie, zwłaszcza gdy próbują objeść coś, co kształtem nie do końca pasuje do ich anatomii. A gdy się rozzłoszczą, prują jak samochód terenowy, pięćdziesiąt na godzinę.
Nosorożce w bliskim kontakcie są tak wdzięczne, że ciężko uwierzyć, iż ktoś mógłby do nich strzelać z zimną krwią. Tymczasem kolejne raporty międzynarodowych organizacji chroniących zwierzęta są przygnębiające. W Afryce Zachodniej w ubiegłym roku zastrzelono ostatniego (!) nosorożca. W samej RPA przez rok zginęło ponad 400 sztuk. Czarnych nosorożców biega po świecie już tylko 4 tysiące. Eksperci prognozują, że za dziesięć lat nie będzie żadnego. Te zwierzęta dołączą do tarpanów i dinozaurów – będziemy je mogli oglądać na rysunkach i w filmach Stevena Spielberga.

 

JEJ WYSOKOŚĆ

Jedynymi drapieżnikami, które naprawdę mogą zagrozić dorosłym żyrafom są lwy i ludzie.

PODOPIECZNI JUDY

Judy Travers jest sercem całego rezerwatu. Dla niej zwierzęta są tak samo ważne jak rodzina.

 

OSTATNIA LINIA OBRONY

 

Tacy ludzie jak Traversowie to ostatnia przeszkoda przed chciwością bandytów. Narażają życie, bo mają świadomość, że jeśli się poddadzą, wszystkie zwierzęta, nie tylko nosorożce, zostaną zabite. Wokół Imire jeszcze dziesięć lat temu kwitło życie, a farmy produkowały żywność. Prezydent Mugabe wysiedlił jednych farmerów, innych wymordował, zaś tereny w całej prowincji rozparcelował między tzw. weteranów, swoich zaufanych przybocznych z armii. Nowi przybysze nie mieli ochoty sadzić kukurydzy i paść krów. W krótkim czasie dzikie zwierzęta – żyrafy, zebry, antylopy czy słonie – zostały wybite.
Rezerwat Imire pozostawiony jest sam sobie – utrzymuje się z odwiedzin nielicznych turystów, którzy docierają do niego pokonawszy 60 km nędznej drogi przez busz. Produkuje żywność na własne potrzeby i zatrudnia ponad sto osób. Chroni nosorożce, słonie, stada antylop, zebr i żyraf. Od rządu otrzymuje tylko… amunicję.
Tymczasem kłusownicy są dobrze zaopatrzeni, uzbrojeni, dofinansowani i mają potężnych mocodawców. Ci odpowiednio wypchaną kopertą uwalniają swoich ludzi z więzienia, umarzają sprawy sądowe, załatwiają lewe certyfikaty przewozu, które zmieniają róg nosorożca w kość bawoła.
Obrona nosorożców jest prawie niemożliwa. Najlepsze co wymyślono, to obcinanie rogów pod kontrolą weterynarza, żeby zmniejszyć wartość rynkową zwierzęcia. Kłusowników to nie powstrzymuje, wytropionego nosorożca bez rogu zabiją i tak – następnym razem nie stracą czasu na śledzenie tego „bezwartościowego” okazu. Co jakiś czas w Azji robi się głośno o zatruciach cyjankiem potasu. Podobno gdzieś na afrykańskiej sawannie radykalni ekolodzy nawiercają rogi uśpionych nosorożców i wpuszczają w otwory cyjanek. Później gotowy „produkt” zabija konsumentów. Nikt nie wie, czy to prawda, czy tylko rozsiewana plotka.
Jedyną nadzieją dla tych zwierzaków są takie miejsca jak Imire, i skuteczna ich ochrona.

 

PRZYJACIEL MOICH PRZYJACIÓŁ

Nosorożce mają wiele ludzkich cech. Pamiętają o wrogach, nie zapominają przyjaciół. Judy może je karmić z ręki, ja – korzystam z protekcji.

NAPRAWIĆ KAWAŁEK ŚWIATA

 

Historię Imire poznałem, zbierając materiały do książki „Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów”. Po tym, co tam zobaczyłem, zmieniłem cały plan podróży. Zamiast do kopalni złota w Mozambiku i na diamentowe plaże w Namibii, ruszyłem śladem kłusowników. Nie byłem w stanie znieść poczucia bezsilności, którego doświadczałem, słuchając każdej kolejnej strasznej historii. Za afrykańskimi uśmiechami kryły się przerażające, smutne opowieści, a wiele z nich brało się z bestialstwa kłusowników.
Jeszcze w Afryce udało mi się namierzyć i rozbić zambijsko-kongijski gang obracający kością słoniową. To było głupie i ryzykowne, ale dało mi poczucie, że coś da się jednak zrobić (o tym też możecie przeczytać w książce – przyp. red.). Po powrocie do Polski zrobiłem więc obowiązkową rundę po ministerstwach i wyszedłem z naręczem pozwoleń na przeprowadzenie zbiórki na rzecz Imire. Tym ludziom musimy pomóc, bez nas przegrają swoją wojnę, a wraz z nimi znikną ostatnie dzikie zwierzęta w całej prowincji. Od lipca nieustająco pracuję nad tym, żeby w Imire pojawił się odpowiedni system wczesnego ostrzegania; żeby nosorożce miały transmitery GPS i żeby zbudować solidne ogrodzenie w miejsce płotu z żerdzi. Jestem w ciągłym kontakcie z Traversami, którzy nie mogą uwierzyć, że gdzieś, w dalekiej Polsce, są ludzie gotowi poświęcić własny czas i pieniądze, żeby im pomóc. Zróbmy coś, naprawmy kawałek świata!
A my tymczasem już kupiliśmy transmitery i właśnie pracujemy nad systemem monitoringu.