Ich przodek, tarpan, ostatni dziki koń Europy, wymarł ponad 100 lat temu. Po skomplikowanych kolejach losu udało się wyhodować i podtrzymać odmianę koników polskich, które zachowały wiele cech swych przodków. Niedawno minęła 60. rocznica sprowadzenia tych zwierząt do ośrodka badawczego w Popielnie, obecnie należącego do Polskiej Akademii Nauk. To wydarzenie dało początek stajennej, a potem także rezerwatowej, hodowli zachowawczej konika polskiego.
Dostępny PDF i AudioBook
Z wizytą u koników polskich w Popielnie.
Obecnie Półwysep Popielniański, znajdujący się pomiędzy jeziorami Śniardwy, Bełdany, Warnołty i Mikołajskim, zamieszkują cztery wolno żyjące tabuny koni. Liczą one w sumie około 45 sztuk. Poza tym, kilkadziesiąt koników utrzymywanych jest w chowie stajennym. Dzięki temu rasa utrwala odziedziczoną po tarpanach umiejętność przetrwania w naturalnym środowisku, a osobniki hodowane w stajniach kształtują przejętą po udomowionych przodkach umiejętność współpracy z człowiekiem. Mnie szczególnie interesowało, jak w realiach surowej i długiej mazurskiej zimy radzą sobie te pierwsze. Postanowiłem potowarzyszyć konikom podczas ich leśnych wędrówek.
DZIKOŚĆ W NATURZE
Dotrzeć zimą w ten odległy zakątek Puszczy Piskiej wcale nie jest łatwo. Im bliżej celu, tym droga staje się węższa i bardziej śliska, a prowadzenie auta zaczyna przypominać jazdę figurową na lodzie. Podczas gdy w innych częściach kraju zima już nieco zelżała, tutaj trzyma w najlepsze i nie zamierza odpuszczać. Uczucie chłodu potęguje lodowaty powiew znad zamarzniętych Śniardw. Półwysep, gdzie bytują koniki, znajduje się w zasięgu mazurskiej dzielnicy rolniczo-klimatycznej, która należy do najzimniejszych miejsc Polski. Charakterystyczna dla tej strefy jest największa liczba dni mroźnych w roku (ponad 50), dni z pokrywą śnieżną (90) oraz dni z przymrozkami (ponad 130).
Tuż przed granicami rezerwatu dostrzegam idącego po drodze jenota. Drapieżnik jest u kresu sił, wyraźnie wychudzony i nie chowa się na widok człowieka. Przedłużające się silne mrozy i głęboki śnieg na przełomie stycznia i lutego zebrały wśród zwierząt śmiertelne żniwo. Ciekawe, w jakiej kondycji są koniki z rezerwatu. Aby się o tym przekonać, z pomocą zootechniczki Marleny Boroń, docieram w rewir tabunu Trzmiela – starego, 23-letniego ogiera, który wciąż rządzi w haremie.
– To stado o tej porze roku trzyma się w pobliżu miejsc, gdzie wykładamy karmę, tak jak tu, na Żubrzej Polanie. Zaliczamy je do stad „żebraczych”, czyli tych, które przyzwyczaiły się do dokarmiania przez turystów. Dzieje się tak, ponieważ jego terytorium znajduje się w pobliżu głównej szosy (z Rucianego-Nidy do Popielna) i jest tym samym szczególnie narażone na kontakty z ludźmi. Latem nader często… Takie dokarmianie stwarza wiele problemów. Ponieważ koniki nie czują lęku przed ludźmi i bywają wręcz namolne, mogą sprawiać wrażenie zupełnie łagodnych. Zazwyczaj rzeczywiście są dość przyjazne, lecz potrafią być też agresywne. Klacz troszczy się o źrebięta, a samiec o całe stado. Gdy poczują się zagrożone, mogą zrobić krzywdę: ugryźć lub kopnąć – ostrzega pani Marlena. – Już kilkakrotnie wzywaliśmy pogotowie do poszkodowanych turystów.
Włoski fotograf Paolo Volponi, który przez rok śledził żyjące na wolności koniki polskie, zauważył:
– Kiedy je widzisz po raz pierwszy, masz wrażenie, że zachowują się jak domowe konie. Podchodzą do człowieka, jedzą z ręki. Wystarczy jednak, że zostaniesz z nimi trochę dłużej i po godzinie masz już pewność: to są dzikie zwierzęta! Prawdziwie dzikie.
Zgadzam się z nim, bo choć nie przebywałem wśród myszatych przyjaciół tak długo, odniosłem identyczne wrażenie. Pierwszym przejawem cech odziedziczonych po przodkach – tarpanach jest właśnie tworzenie tabunów. Na czele każdego z nich stoi ogier, przewodząc grupie kilku klaczy i ich potomstwu. Jest także klacz przewodniczka. Wiosną młode ogiery, nieposiadające własnego tabunu, walczą ze starszymi w celu odbicia im klaczy. W czasie walk samce ponoszą nieraz dotkliwe obrażenia, czasami śmiertelne w skutkach. Tak zginął słynny ogier Osowiec, który podczas walki o przewodnictwo w stadzie został silnie uderzony przez swego syna. Największym jednak sprawdzianem z „dzikości” jest umiejętność przetrwania zimy. Najtrudniej jest na przednówku. Trawa wykopywana spod śniegu jest mniej wartościowa i zaczynają się wędrówki w poszukiwaniu pożywienia, niekiedy dość ryzykowne…
LIS NIE STANOWI ZAGROŻENIA
Koniki potrafią bronić się przed atakami drapieżników. Tabun organizuje się w okrąg, w którego wnętrzu znajdują się klacze i źrebięta. Wojownicy ustawiają się zadami na zewnątrz – z kopytami gotowymi do walki.
STARCIE OGIERÓW
Koniki wykształciły cechy właściwe dzikim zwierzętom, podzieliły się na tabuny – haremy. Wewnątrz każdego stada panuje ścisła hierarchia, a walka o dominującą pozycję bywa bolesna.
DZIKIE PIĘKNO
Ogier Tytan przewodzi tabunowi. Tak jak tarpany - ich przodkowie - koniki z tego stada same szukają pożywienia.
TRUDY PRZEDNÓWKA
Skoro wszystko dookoła zostało już wyskubane i obgryzione, wygłodniałe koniki zaczynają wypuszczać się na tereny podmokłe, które z uwagi na ich niedostępność w innych porach roku można porównać do spiżarni. Zawsze znajdą się tam zapasy trawy i sitowia. Wyprawa w pełni zimy, kiedy wszystko jest zamarznięte, nie stanowi większego zagrożenia, nawet dla tak ciężkich zwierząt. Jednak u zarania wiosny marcowe słońce powoli zaczyna osłabiać lód, do tego w wielu miejscach znajdują się oparzeliska, i wiele koników ginie. „Te niebezpieczeństwa mijają, kiedy wszystko jest już rozmarznięte i bagna ponownie stają się niedostępne. Wtedy konie nawet nie próbują na nie wchodzić. Dlatego najbezpieczniej byłoby dla nich, gdyby okres roztopów, czyli przedwiośnia, był jak najkrótszy, a prawdziwa wiosna nadchodziła bezpośrednio po zimie. Niestety, tak się nigdy nie zdarza i prawie każdego roku, najczęściej w marcu, ginie w takich tragicznych okolicznościach jakiś konik.” – pisze Zbigniew Jaworski w artykule „Zwiastuny wiosny w rezerwacie koników polskich w Popielnie”.
Innym zagrożeniem tej pory roku są odwiedziny wilków. Ślady ich ofiar już kilkakrotnie znaleziono na terenie rezerwatu. Jak wykazują obserwacje, ich jadłospis stanowią głównie sarny. Jednak pewnego razu zaatakowały źrebiącą się klacz – zjedzoną do połowy znalazł rano pracownik instytutu. Jak sam mogłem się przekonać, koniki dość nerwowo reagują nawet na widok lisa, który zbliżył się do stada. O ile sąsiedztwo dzików czy saren nie stanowi dla nich żadnego problemu, to lisa postanowiły przepędzić. Może jego zapach nasuwa im skojarzenia z innym psowatym…
AMBONA W REZERWACIE?
Nawet nie próbowaliśmy dociekać przeznaczenia tej drewnianej konstrukcji.
POPISY NA POLANIE
Wędrując za grupą innego ogiera – Tytana, która nie korzysta z wykładanej karmy, lecz z tego, co znajdzie pod śniegiem, wyobrażałem sobie, że tak właśnie zachowywały się tarpany leśne. W ogromnych puszczach i dla nich starczało miejsca. Potem ostoje zaczęły się kurczyć, człowiek tym łatwiej mógł wyłapywać i udomawiać koniki. Podekscytowany niecodziennym obrazkiem, pomimo dokuczliwego mrozu, obserwowałem je przez długie godziny. By nie zamarznąć, udałem się w pewnym momencie na spacer w stronę jeziora stanowiącego granicę rezerwatu. Zdziwiłem się nieco, gdy po powrocie – zamiast koników – ujrzałem na polance buchtujące dziki. Nagle w lesie rozległ się tętent kilkunastu par kopyt. Nawet dziki zainteresowały się takim pokazem „kawalerii”, odrywając nosy od ściółki. Zimą ten widok nie jest zbyt częsty, gdyż konie oszczędzają energię. Zresztą większa część dnia schodzi im na odkopywaniu i gryzieniu trawy oraz krzewów, z przerwami na deser w postaci śniegu. Po takim posiłku nastaje odpoczynek. Wówczas zastygają w bezruchu. Łatwo wtedy zrobić im zdjęcia z bliska, bez obawy o niespodziewaną reakcję.
Gdy mrok zaczął spowijać las, zawróciłem w stronę samochodu. Ze wzniesienia spojrzałem jeszcze raz na tabun wędrujący w ciszy wzdłuż zamarzniętej strugi – dokąd idzie i jak przetrwa tę długą i mroźną noc… Może ich los wynika z faktu, że na pierwszy rzut oka koniki z Popielna nie różnią się od koni udomowionych. Podobnie jak nasi pupile ze stadniny są wobec nas ufne i akceptują naszą obecność. Rodzi to specyficzną więź. Coś każe się o nie zatroszczyć. Jednak zżyte z knieją koniki potrzebują tej troski tak naprawdę tylko w minimalnym stopniu. Tyle, ile wymaga jej każde dzikie zwierzę zamieszkujące współczesne lasy.