Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2012 na stronie nr. 50.

Tekst i zdjęcia: Jan Pietrzak, Zdjęcia: Dariusz Małkowski,

Dzikie podchody w Yellowstone


Ogromne stada bizonów, szybujące bieliki amerykańskie, jelenie na rykowisku; szlaki wolne od turystów oraz nocowanie pod namiotem rozbitym pośród śladów niedźwiedzi. To tylko część wrażeń z Parku Narodowego Yellowstone.

Dostępny PDF i AudioBook
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Wizyta w najstarszym parku narodowym świata.

Góry Skaliste to marzenie wielu chłopców wychowanych na książkach o Winnetou i westernach. Mój tata uwielbiał opowiadać historie dzielnych Indian i szlachetnych kowbojów. Toczyli zaciekłe pojedynki, przedzierali się przez góry i rozległe prerie, ujarzmiali stada bizonów i walczyli z niedźwiedziami. Właśnie wtedy ukształtowało się we mnie pragnienie przeżycia podobnych historii. Gdy niedawno nadarzyła się okazja wyprawy do Parku Narodowego Yellowstone, dziecięce marzenia odżyły.

 

 

Z LORNETKĄ ZA KÓŁKIEM

 

Powoli zbliżaliśmy się do serca Gór Skalistych: podziemnego wulkanu, na którym znajduje się najbardziej znany, najstarszy park narodowy świata – Yellowstone. Ma on powierzchnię 8980 km2, czyli niemal trzykrotnie większą niż łączny obszar wszystkich parków narodowych w Polsce (3150 km2). Na wyprawę wybrałem się z kolegą ze studiów Hubertem i naszym przyjacielem z Ameryki – Martinem. Jechaliśmy wypożyczonym samochodem. Amerykańskie drogi są solidne, więc mile upływały nam jak kilometry. Widoki majestatycznych gór, poszarpanych skał i rozległych lasów sosnowych, w połączeniu z lecącym w radiu motywem z filmu „Ostatni Mohikanin”, stworzyły mieszankę, która wprawiała w lekką euforię.
Przez park przebiega kilka asfaltowych dróg, które aż roją się od samochodów. Zdecydowana większość osób zwiedzających Yellowstone wybiera „samochodowy sightseeing” z lornetką. Do tego typu turystyki park jest zresztą dobrze przystosowany. Liczne parkingi i szerokie pobocza umożliwiają obserwację najbardziej atrakcyjnych miejsc, takich jak pola gejzerów, fumarole, niespotykane formacje skalne czy szerokie doliny rzeczne. Nietrudno, wypatrzyć bieliki amerykańskie, bizony lub jelenie wapiti. My jednak piękno parku Yellowstone odkryliśmy podczas pieszych wędrówek odludnymi szlakami.

 

ZGADNIJ, KTO MA PIERWSZEŃSTWO?

Dziś Yellowstone to jedno z ostatnich miejsc w Ameryce, gdzie można spotkać te majestatyczne zwierzęta. Bywa, że bizony kpią sobie z ludzi, autokarów i wszelkiej cywilizacji.

STARY, WIERNY... I PRZEWIDYWALNY

Old Faithful to najpopularniejszy gejzer w Parku Narodowym Yellowstone. Jego erupcje są przewidywalne, trwają kilka minut. Gejzer wyrzuca wrzącą wodę na wysokość 40 metrów.

WIDOK NA TARAS

Kompleks efektownych tarasów Mammoth Hot Springs na wzgórzach w północnej części parku. Tworzy je węglan wapnia wypłukiwany ze skał przez gorące wody. Barwy tarasów zmieniają się w zależności od pory roku.

 

ZAGUBIONY SZLAK

 

Pierwszego dnia, jadąc samochodem przez park, utknęliśmy nagle w korku, który wywołało stado bizonów, zupełnie ignorujących ruch drogowy. Powoli i swobodnie przechodziły przez jezdnię. Po obejrzeniu kilku gejzerów postanowiliśmy wybrać się na pieszą wędrówkę. Wybraliśmy szlak prowadzący do Trilobite Lake, zahaczający o dolinę z jeziorem o wymownej nazwie Grizzly Lake. Trasa, zdawałoby się, była średniej długości – 8 mil (13 km) w jedną stronę. Warunki pogodowe jak na drugą połowę września – idealne. Ciepło, ok. 18 °C. Krajobraz w tym rejonie parku tworzą tereny porośnięte głównie młodymi iglakami. Wyrosły na miejscu strawionego przez pożar starego lasu, o którym świadectwo dają poprzewracane, wypalone pnie. Zdziwiła nas nieco słaba wyrazistość ścieżki, na której w ogóle nie mijaliśmy ludzi. Po kilku godzinach doszliśmy do jeziora Grizzly. Idąc dalej, uświadomiliśmy sobie, że szlak zaciera się coraz bardziej. Kilka razy musieliśmy cofać się i odnajdywać w gęstwinie zmurszałe tabliczki z niewyraźnym oznakowaniem. W końcu ścieżka „rozmyła się” na szerokiej polanie. Postanowiliśmy zatem kontynuować marsz według kompasu i mapy. Pomimo ich wskazań, nie odnaleźliśmy szlaku. Słońce chyliło się ku zachodowi, a my straciliśmy dwie godziny. Plan dotarcia do pola obozowego przed zmierzchem okazał się nierealny.
Gdy wybieraliśmy się na wędrówkę, nie przeszło nam przez myśl, że najbardziej znany park świata może mieć na mapie szlaki, które w praktyce są zatarte i prawie nieuczęszczane. Tego dnia podczas wędrówki spotkaliśmy jedynie dwoje ludzi. Teraz byliśmy sami, zagubieni w Górach Skalistych. Nie uśmiechała się nam myśl spędzenia nocy na dziko bez ekwipunku. Nie było już mowy o dotarciu do Trilobite Lake – chcieliśmy jedynie na nowo odnaleźć ścieżkę, którą wcześniej przyszliśmy. W końcu nam się to udało. Było już ciemno, gdy ruszyliśmy w drogę powrotną. Zaczęły dobiegać do nas tętniące echem dźwięki – wycie wilków, ryk jeleni wapiti i towarzyszący im odgłos zderzającego się poroża. W końcu jesień to czas rykowiska. To również czas, w którym niedźwiedzie są bardziej drapieżne – starają się maksymalnie przybrać na wadze przed zbliżającą się zimą. Najlepiej pomaga im w tym mięsny pokarm. Powszechna w tym miejscu obecność tych największych na ziemi ssaków drapieżnych nie napawała nas optymizmem.
Szliśmy przy świetle księżyca, głośno rozmawiając, aby zawczasu odstraszyć ewentualnych napastników. Ścieżka omijała łukiem wzgórze, a gdy zza niego wyszliśmy, ukazała się nam wielka, szara sylwetka. Serca nam biły jak oszalałe. Zwierzę wyszło z gęstwiny i ujrzeliśmy imponującego jelenia wapiti. Potężny samiec wpatrywał się w nas badawczo, dumnie prezentując poroże. Po chwili obrócił się i pobiegł w innym kierunku. W końcu, mocno zmęczeni, doszliśmy do obozowiska, czując niewypowiedzianą ulgę.

 

PRĘGOWIEC AMERYKAŃSKI

Wiewiórkowate stwory przebiegają po butach albo wdzięczą się do obiektywu.

KRAINA WIECZNYCH ŁOWÓW

Dla entuzjastów dzikiej zwierzyny park jest prawdziwym sanktuarium. Z dużych ssaków żyje tu 2 tysiące bizonów, kilkadziesiąt tysięcy jeleniowatych (mulaków i wapiti), kilka tysięcy łosi, widłorogów i jeleni wirgińskich. Są też drapieżniki: wilki, lisy, kojoty, rysie, pumy i rosomaki oraz blisko 800 niedźwiedzi.

MAMO, GDZIE TATA?

Malec wapiti z matką. Te jelenie łatwo spotkać w parku. Byki odłączają się od swych rodzin, żyjąc samotnie.

 

SPIŻARNIA NA GAŁĘZI

 

Następnego dnia postanowiliśmy wyruszyć w dwudniową wędrówkę przez dolinę Pebble Creek, w północno-wschodniej części parku, z noclegiem na szlaku. Aby móc spać poza obozowiskami, w Yellowstone wymagana jest specjalna przepustka, którą można dostać na posterunku rangersów – strażników parku. Należy obejrzeć film instruktażowy, a następnie poprawnie odpowiedzieć na kilka pytań, dotyczących np. sposobów obrony przed niedźwiedziami. Trzeba również pokazać, że posiada się niezbędny ekwipunek – namiot, linę, gaz odstraszający niedźwiedzie i parę innych rzeczy. Jeden odcinek przepustki należy zostawić za szybą zaparkowanego przy wejściu na szlak samochodu, a drugi kwitek wziąć ze sobą. Te wszystkie formalności udało nam się załatwić w niecałe dwie godziny.
Tym razem szlak był nieco lepiej oznakowany, chociaż jego „przepustowość” była ograniczona, o czym świadczyła gęstwina, miejscami zarastająca wąziutką ścieżkę. Trasa nie była specjalnie wymagająca, jedynie z kilkoma stromymi podejściami. Dłuższy odcinek ścieżki biegł rozległą doliną. Można by pokusić się o porównanie, że krajobraz tego miejsca łączy w sobie uroki bieszczadzkich połonin, karkonoskich lasów i skalnych tatrzańskich urwisk. Ma też coś osobliwego – dziewiczość, której tak często szuka się w górach. Porównując to miejsce z moimi dziecięcymi wyobrażeniami, odczułem spełnienie. Tego dnia nie spotkaliśmy ani jednego człowieka, towarzyszyły nam jednak często pręgowce amerykańskie – małe wiewiórkowate gryzonie, wydające charakterystyczny gwizd, znane z bajki „Chip i Dale”.
Nocowanie na dziko w namiocie wiąże się z żelazną regułą: w środku absolutnie nie należy trzymać żadnego jedzenia. Niedźwiedzie mają niezwykle czuły węch. Całą żywność włożyliśmy w szczelny worek i przewiązaliśmy liną. Następnie, w odległości około stu metrów od namiotu, odnaleźliśmy drzewo o długiej gałęzi, wyrastającej na wysokości kilku metrów. Koniec liny zarzuciliśmy na gałąź i wciągnęliśmy worek do góry. Tak zabezpieczone jedzenie powinno być rano nietknięte.
Namiot rozbiliśmy na polanie, pomiędzy pasmami górskimi. Towarzyszył nam lekki strach przed niedźwiedziami, ale i kojący spokój tego miejsca. Na szczęście noc przebiegła spokojnie, a nasz prowiant pozostał nieruszony. Kontynuując marsz szlakiem przez Pebble Creek, przyzwyczailiśmy się do tego, że ścieżkę w wielu miejscach przecinały strumienie i błoto. Oglądaliśmy je ze szczególnym zaciekawieniem, bo w wielu miejscach widać było ślady dzikich zwierząt – między innymi wilków i niedźwiedzi.

 

KTO RANO WSTAJE…

 

Kolejną noc spędziliśmy tuż przy największym w parku jeziorze Yellowstone Lake. Wstaliśmy wcześnie rano, aby obejrzeć wschód słońca. Po wyjściu z namiotu, tuż obok – w odległości paru metrów – ujrzeliśmy bizona, obgryzającego spokojnie gałązki drzew. Nie zraził się naszą obecnością i dopiero po chwili powolnym krokiem wyminął nasz namiot dosłownie o włos. Nasz kilkudniowy pobyt w Yellowstone zwieńczyliśmy odwiedzeniem sławnego gejzera Old Faithful, który o określonych godzinach, z podziwu godną punktualnością, wydobywa z siebie fontannę gorącej wody i pary. Mieliśmy też okazję zaznać kojącej kąpieli w górskim strumieniu. Jest na to specjalnie wyznaczone miejsce, gdzie gorące wody termalne spływają do zimnego strumienia, mieszają się i w efekcie tworzą ciepłą wodę.
Po opuszczeniu Yellowstone odwiedziliśmy oddalony zaledwie o kilkanaście mil na południe Park Narodowy Grand Teton. Jest o wiele mniejszy od swojego sąsiada, ale oferuje znakomite widoki. Przy głównej drodze co chwilę można zobaczyć turystów, robiących zdjęcia monumentalnego szeregu strzelistych gór. Widok ten jest wizytówką parku – jak nasz polski widok na Giewont. Popołudnie w Grand Teton było dość chłodne, co nie zniechęciło nas do krótkiego wypadu w dolinę rozległych torfowisk. Opłaciło się – udało nam się ujrzeć samotnego łosia, a wieczorem byliśmy świadkami rykowiska jeleni wapiti. Przez lornetkę przyglądaliśmy się samcom, które przed starciem agresywnie potrząsały głowami, demonstrując rogi i pokaźne grzywy, a z ich nozdrzy dobywała się para.